Opowiesci z dreszczykiem. Noc d - Antologia.pdf

(2602 KB) Pobierz
PRZEDMOWA
Recenzując w roku 1842 ,,Dwakroć opowiedziane historie”
Hawthorne'a, Edgar Allan Poe pisał:
„Doświadczony w kunszcie pisarskim artysta t w o r z y swą
opowieść. Jeśli jest mądry, nie kształtuje swoich koncepcji tak, by
pasowały do opisywanych wypadków, lecz przeciwnie, obrawszy z
rozwagą pewien szczególny efekt, który chciałby osiągnąć, tak
dobiera zdarzenia, by jak najlepiej prowadziły do wytkniętego celu.
Jeśli już pierwsze zdanie nie służy tym założeniom, na samym
wstępie poniósł artysta klęskę. W całym utworze nie powinno być
ani jednego słowa, które by w sposób czy to pośredni, czy też
bezpośredni nie przygotowywało zamierzonego efektu”.
Mimo że słowa Poego mogą budzić sprzeczne opinie, mimo że
jego pogląd może razić jako zbyt schematyczny i mechanistyczny,
musimy przyznać, że nacisk, jaki położył na cechy strukturalne,
pozwolił wyodrębnić opowiadanie jako samodzielny gatunek
literacki, odmienny od innych, dłuższych, form prozy narracyjnej.
Zasadniczą cechę wyróżniającą stanowiła przy tym nie tyle długość,
co jedność wrażenia. Celem opowiadania było dla Poego
„osiągnięcie określonego efektu przy użyciu jak najoszczędniejszych
środków literackich, niezbędnych do wywołania pełnego wrażenia”.
W jakim stopniu opowiadania zawarte w tym tomie osiągają
zamierzony cel, pozostawiamy opinii czytelnika. Jedno wszakże jest
pewne: że wszystkie są owocem najwyższego artyzmu, o czym
najdobitniej świadczy fakt, że wiele z nich stanowiło i dotąd stanowi
ulubioną lekturę czytelników angielskich i amerykańskich.
Obok swego literackiego kunsztu, opowiadania niniejszego
wyboru mają jeszcze jedną cechę, która je łączy — jest nią
pierwiastek grozy, zaprawiony często przymieszką fantastyki. Mimo
że jesteśmy dziećmi wieku realistycznego, jesteśmy także wnukami
owej wcześniejszej epoki, kiedy niepodzielnie rządził przesąd, kiedy
astrologowie i alchemicy uprawiali swoje szarlatańskie praktyki na
zasnutych pajęczynami poddaszach, kiedy duchy nawiedzały ludzkie
siedziby, a czarownice, jeśli nie warzyły jak w „Makbecie”
diabelskich mikstur, to dosiadały mioteł przemierzając na nich
przestrzenie niebieskie. Świat pogodził się już z tak zadziwiającym
osiągnięciem nauki jak stworzony rękami człowieka sztuczny
satelita krążący dokoła słońca, ale jakże wielu z nas miałoby ochotę
dziś jeszcze zawołać za Hamletem:
Więcej jest rzeczy na ziemi i w niebie,
Niż się ich śniło waszym filozofom.
I jakkolwiek gorąco by temu zaprzeczać, większość z nas wciąż
jeszcze dreszczem grozy przenika widok rozdzierającej niebo
błyskawicy i gniewny pomruk grzmotu, wciąż jeszcze lękiem
napawa każdy tajemniczy szmer, a skry z płonącego polana
przejmują trwogą nie mniejszą niż naszych prehistorycznych
przodków. Pomimo zadziwiających postępów wiedzy wciąż jeszcze
żywioły roją się w pojęciu niektórych z nas od demonicznych istot,
jakie zaludniały „Piekło” Dantego i płótna Hieronima Boscha. I żeby
nie wiem jak rozsądek nasz zaprzeczał ich istnieniu, to jednak —
uderzmy się w piersi — wciąż lubimy o nich czytać.
Jest to niewinna słabostka, której z całym spokojem możemy
się poddać, skoro pisarze tej miary, co Walter Scott, Charles
Dickens, Henry James czy Edith Wharton z upodobaniem wracali w
swej twórczości do tematów fantastycznych. Pomysłowy, twórczy,
sugestywny autor potrafi magią swego talentu nawet z najbardziej
nierealistycznego tematu wyczarować złudzenie realności,
sprawiające, że czytamy z zapartym tchem. A to jest w końcu
jednym ze szczytnych zadań sztuki.
Maxim Lieber
Zgłoś jeśli naruszono regulamin