Johansen Jorunn - Tajemnica Wodospadu 34 - Szept losu.pdf

(912 KB) Pobierz
Jorunn Johansen
Tajemnica Wodospadu 34
Szept Lasu
Rozdział 1
Fiński Las, 1878
To krzyk jej dziecka! Boże przenajświętszy!
Amalie rzuciła się w las. Nie myślała ani o zaścielających
ścieżkę kamieniach i gałęziach, ani o swoim ciężkim brzuchu.
Wzywał ją głos dziecka.
Wybiegła na polankę i w oddali zobaczyła Człowieka -
wilka, który znikał w gęstym lesie. Obok niego biegły dwie
dzikie bestie. Chyba jej nie zauważył? Co on tu robi?
- Kajsa, Inga! - krzyknęła. Na Boga, musi je znaleźć!
Dobiegła do krzaków i wtedy zatrzymała się przerażona.
Tuż przed nią, w trawie, leżała Andrine. Amalie opadła na
kolana obok niej.
- Andrine! - zawołała z bólem w głosie i zaczęła szarpać
służącą za ramię, ta jednak nie wydała żadnego dźwięku.
Co tu się stało? Amalie popatrzyła niżej, na suknię
Andrine, i zdrętwiała: było tam mnóstwo krwi. Nie wierzyła
własnym oczom: służąca miała rozszarpany brzuch. Nie żyła.
- Nieeee! - krzyknęła rozdzierająco, wpatrując się w jej
bladą twarz, w jej na wpół zamknięte oczy. I na krew na
swoich rękach. - To niemożliwe! - zawołała i powoli wstała,
wodząc dookoła półprzytomnym wzrokiem. Gdzie są dzieci?
Przez chwilę stała bezradnie. Co dalej robić? Nogi pod nią
drżały, w głowie szumiało. Czuła, że lada moment zemdleje.
- Kajsa, Inga! - zawołała jeszcze kilkakrotnie, lecz nikt jej
nie odpowiedział.
Amalie nie dopuszczała do siebie myśli o tym, że mógł je
spotkać taki sam los, jaki przypadł Andrine. Musi wierzyć, że
wciąż jest jakaś nadzieja.
Przez chwilę rozglądała się dookoła i wtedy zauważyła, że
z zarośli nieopodal zrywa się do lotu kilka ptaków. Czy tam
mogą być dziewczynki? Szybko skierowała się w tę stronę,
rozchyliła gałęzie i zajrzała w krzaki.
- Inga, Kajsa, jesteście tam? Odezwijcie się!
Cisza. Mój Boże! Sama nie da sobie z tym wszystkim
rady, trzeba wezwać pomoc. Dzieci zniknęły, a ich opiekunka
leży martwa. Jakie to wszystko straszne!
Ruszyła biegiem w przeciwną stronę, do Tangen. Wkrótce
dostała zadyszki i rozbolało ją w dołku, ale teraz to nie miało
znaczenia.
Ulżyło jej, kiedy wreszcie zobaczyła przed sobą dwór.
Wpadła do domu i pobiegła natychmiast do gabinetu Olego.
- Ole, dzieci zniknęły, ktoś je porwał! Słyszałam krzyk
Kajsy. To straszne, Ole...
Mąż powoli podniósł się z krzesła.
- Amalie, na Boga, o czym ty mówisz? Uspokój się, Kajsa
jest w domu! Przed chwilą wróciła razem z Ingą... - rzekł, ale
w oczach miał niepokój.
Amalie potrząsnęła głową.
- Nie, Ole, mówię prawdę... - Naraz jednak dotarło do niej
to, co powiedział i pędem rzuciła się do kuchni. Tam, na
ławce, siedziały obok siebie roześmiane Inga i Kajsa.
Nic nie rozumiejąc, patrzyła na dziewczynki przez chwilę,
a potem podbiegła do nich i mocno je wyściskała.
Inga spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Co ty wyprawiasz, Amalie! Coś się stało?
- No bo... - urwała gwałtownie. - Skąd się tu wzięłyście?
- Byłyśmy w lesie, ale Andrine nagle gdzieś zniknęła...
Na szczęście wiedziałyśmy, jak wrócić.
Amalie kiwnęła głową, próbując uporządkować myśli.
- Poczekajcie tu na Maren. Nie wolno wam wychodzić
bez opieki. Zrozumiano?
Inga skinęła głową, ale Kajsa nie pojmowała chyba
znaczenia tych słów.
- Ingo, gdy przyjdzie Maren, poproś ją, żeby zrobiła wam
coś ciepłego do picia.
- Dobrze, Amalie - odparła Inga. Kajsa tymczasem
zdawała się błądzić gdzieś myślami.
Amalie ponownie udała się do gabinetu Olego.
- Ole, musisz iść ze mną. Andrine nie żyje, ma rozerwany
brzuch. To chyba wilk! - Uczucie przerażenia jeszcze jej nie
opuściło mimo ulgi, której doznała, znajdując dzieci całe i
zdrowe.
Ole zerwał się z miejsca.
- Dlaczego od razu mi o tym nie powiedziałaś?
- No bo... Myślałam, że dzieci zniknęły. Musiałam się
upewnić, że nic im się nie stało - wyjąkała.
Ole wyminął ją, wybiegając z pokoju, ale zaraz się
odwrócił.
- Gdzie ją znalazłaś?
- Pokażę ci... Ale musisz zabrać ze sobą ludzi, żeby ją
przynieśli do domu.
Przystanęła na dziedzińcu, podczas gdy on pobiegł do
obory. Po chwili wyszedł stamtąd, prowadząc Juliusa i
Adriana.
- No to chodź i wskaż nam to miejsce - poprosił. Amalie
poszła przodem. Serce jej krwawiło na myśl o tragicznej
śmierci Andrine.
- To niedaleko, wkrótce tam trafimy... - powiedziała
zdyszana.
Na dworze powoli zapadał zmrok. Po kilku minutach
szybkiego marszu dotarli na polanę i wtedy Amalie stanęła jak
wryta. Ciało Andrine zniknęło!
- Leżała tutaj... - mówiła powoli. - Nic z tego nie
rozumiem! - Serce waliło jej jak młotem.
Ole spojrzał na nią podejrzliwie.
- O co tu chodzi, Amalie?
Kucnęła i przeciągnęła dłonią po trawie. Nie było śladów
krwi, nic nie wskazywało na to, że służąca tu leżała. Czyżby
pomyliła miejsca? Wstała i rozejrzała się po polanie. Nie! To
na pewno to samo miejsce! Ale gdzie się podziała Andrine?
Przebiegł ją dreszcz.
- Ole, ona naprawdę tu leżała. Przysięgam! - Spojrzała na
niego błagalnym wzrokiem, bardzo pragnęła, by jej uwierzył.
Z jego oczu nic nie mogła wyczytać, ale jego ściągnięta twarz
wskazywała, że mąż szczerze wątpi w tę relację.
W tej chwili podszedł do nich Adrian, przyjrzał się
miejscu i pokręcił głową.
- Trudno uwierzyć, że tu ktoś leżał, ale przecież mamy
zaufanie do Amalie. Dlaczego miałaby kłamać?
Ole spojrzał na niego.
- Masz rację, Adrianie. Ale cała ta sprawa jest bardzo
dziwna. - Ole skierował wzrok na żonę. - Czy jest możliwe,
żeby to wyobraźnia spłatała ci figla, Amalie? W końcu tyle
przeszłaś...
- Ole, jestem całkowicie pewna, że widziałam jej ciało -
oświadczyła z mocą.
Teraz podszedł do nich Julius, uklęknął i rozgarnął trawę
rękami.
- Popatrz, Ole. Tu są ślady krwi - stwierdził, odsłaniając
ziemię.
Ole pochylił się. Istotnie, na ziemi widać było brunatną
plamę.
Julius przyjrzał się jej dokładnie.
- To świeża krew.
Teraz i Ole uklęknął, a po chwili kiwnął głową.
- Rzeczywiście, na to wygląda.
- Kto mógł ją stąd zabrać? - zastanawiała się głośno
Amalie, patrząc na las. Czy to Człowiek - wilk usunął ślady
zbrodni? I czy to jego wilki zagryzły Andrine?
Julius podniósł się z kolan i spojrzał na Amalie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin