Bradbury Ray_451° Fahrenheita (1953).rtf

(22851 KB) Pobierz
Bradbury Ray_451° Fahrenheita (1953)



Spis treści:

 

 

część pierwsza. pożoga i salamandra

część druga. sito i piasek

część trzecia. blask pełen mocy


Donowi Congdonowi,

z wdzięcznością.


451 stopni Fahrenheita: temperatura, w której papier książkowy zajmuje się ogniem i spala.


Jeżeli dadzą ci papier w linie, pisz w poprzek nich.

Juan Ramón Jiménez


część pierwsza

pożoga i salamandra

 

 

Przyjemnie było palić.

Szczególną przyjemność sprawiało mu patrzenie, jak żar pochłania przedmioty, jak czerni je i przeobraża. Kiedy ściskał w kach mosięż dyszę, kiedy gigantyczny pyton pluł jadowitą naftą na świat, krew tniła mu w skroniach, a jego onie stawały się mi jakiegoś niewiarygodnego dyrygenta, który wygrywając wszystkie ogniste symfonie, obala zwęglone szczątki i zgliszcza historii. W nałonym na stateczną owę hełmie z symbolicznym oznaczeniem 451, z oczyma pałającymi pomarańczowym ogniem na myśl o tym, co wydarzy się za chwilę, uruchamiał zapalnik... i dom stawał w żarłocznych omieniach, od których wieczorne niebo przybierało odcienie czerwieni, żółci i czerni. Przechadzał się d roju świetlików. Jak w tym starym dowcipie, odczuwał nieprzepartą pokusę, żeby zatknąć odką piankę na patyk i w sam środek tego piekła. Książki trzepotały, skrzydlate jak gołębie, i umierały na werandzie i trawniku przed domem, ginęły w wirach iskier, rozwiewanych czarnym wiatrem pożogi.

Z twarzy Montaga nie schodził zawzięty miech, typowy dla ludzi, których ogień przypalił i zmusił do wycofania się.

Wiedział, że kiedy wróci do remizy i zobaczy w lustrze uczernionego osmolonym korkiem komedianta, być może mrugnie porozumiewawczo sam do siebie. Później, adąc się spać, nadal dzie czuł ten ognisty miech wykrzywiający mu w ciemności twarz. Bo ten miech nigdy nie znikał. Nigdy. Odkąd pamiętał, nie schodził mu z twarzy.

 

* * *

 

Zdjął czarny jak owadzi pancerz kask, wypolerował go i odł na miejsce. Starannie odwiesił ognioodporną kurtkę. Wziął ugi prysznic, po czym pogwizdując, z mi w kieszeniach przeszedł przez całe piętro remizy i skoczył do dziury. Dopiero w ostatniej chwili, gdy tragedia zdawała się nieunikniona, wyciągnął ce z kieszeni i apał się otego upa. Wyhamował z piskiem, jego buty zawisły o cal nad betonową posadzką parteru.

Była ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin