KULTURA 2000 633.pdf

(14051 KB) Pobierz
ISSN 0023-5148
PARYŻ
Nr 6/633
2000
T.
JASTRUN:
WIOSNA I BLIZNY
M. ROSTRON:
ISLAM I KULTURA
A. POSPIESZALSKI:
REFLEKSJE NA CZASIE
B.OSADCZUK:
DOKĄD
ZMIERZA KUCZMA?
A. KRZECZUNOWICZ:
JAPOŃSKI KATYŃ
SPIS RZECZY
Tomasz Jastrun:
Magdalena Rostron:
Mariusz Wilk:
Eleasar J. Feuerman:
Wiosna
i blizny
...............
Islam i kultura
. . . . . . . . . . . . . .
"Biełomorkanał",
czyli
apologia rab-
skiego
trudu
.
.
.
.
.
.
.
. . .
.
. .
.
. .
.
Przed
odjazdem
.
. . . . . . . . . . . . .
Wczoraj,
KRAJ
dziś
3
21
35
41
ARCHIWUM POLITYCZNE
Janusz Mondry:
i jutro
geopolityki
49
Krzysztof Karwat:
Krzysztof Wo
licki:
Ewa Berberyusz:
Separatyzm po
śląsku.
Brzydkie
słowo:
autonomia
. . . . . . . . . .
.
.
Coraz mniej
wiadomo
. . . . . . . . . .
Kartki
ze
skażonej
strefy
.......
.
SPRAWY I TROSKI
Czekając
Szkice
Opowiadania
Sprawozdania
55
64
72
PARYŻ
Czerwiec/Juin
2000
Andrzej Koraszewski:
na
urzędnika
84
O RELIGII BEZ NAMASZCZENIA
Antoni PospieszaIski:
Refleksje na czasie
......
......
SĄSIEDZI
Dokąd
zmierza
98
Bohdan Osadczuk:
Andrzej Stach:
Kuczma?
........
Kronika niemiecka
.....
.
.
....
.
Kronika
białoruska
. . . . . . . . . . .
107
110
116
117
NOTATKI REDAKTORA
CI, CO ODESZLI
Andrzej Stach:
Lothar Herbst
...
.
. . . . . . . . . . .
Eugenia Szabelska
(1902-2000)
....
KRONIKA KULTURALNA
121
124
Stanisław Rodziński:
Janusz Rakowski:
Józefa
Czapskiego
świadectwo
prawdy
Pomoc kulturalna dla Polski
-
Szwaj-
caria
1945-1990
. . . . . . . . . . . .
KSIĄŻKI
125
Broński:
Bogumiła
Berdychowska:
Jan
Zieliński:
M.
"Imperium
Dobra" kontratakuje
Zachęcający początek
roku
Listy
odśrodkowe
.
.
. . . . . . . . . . .
Nadesłane
nowości
l1Ydawnicze
.....
Wydarzenia
131
139
144
148
150
miesiąca
......
.
.....
POLONICA
JAPOŃSKIE
Andrzej
Miłosz:
Japoński
szlak z
litewskiej
pułapki
Andrzej Romer:
O
kolonii polskiej
........
.
..
.
Andrzej Krzeczunowicz:
List
do
Redakcji
....
.
.......
.
.
.
Odpowiedzi Redakcji
....
..
..... .
153
156
158
INSTYTUT
LITERACKI
160
WPŁATY
NA FUNDUSZ «KULTURY»
Wybuch wiosny.
Siła
zjawiska w tym roku kojarzy mi
się
z wybuchem wojny.
Przeżyłem kiedyś coś
podobnego jedynie
w Szwecji,
wydawało
mi
się więc, że
tylko na
północy
możliwa
jest taka
piękna
katastrofa. Wtedy
byłem
pewien,
że
ta wiosna wybucha dla mnie, teraz jestem o
dziesięć
lat
starszy i
już
tego tak nie
czuję.
I oto bura i
pełna
zacieków Polska nagle
zakwitła, stała
się
jaskrawo zielona, przetykana
żółciami
forsycji. I wstyd mi
się zrobiło
moich
"szarości
i
parszywości"
z poprzedniego
tekstu. Kraj, miasto, jak kobieta,
jeśli są piękne, muszą
jednak
bronić się
nawet bez odzienia, a Polska
obnażona
z
liści,
odarta z trawy, jest brzydka.
Widać
wszystkie blizny po
ranach zadanych nam przez
historię
-
w wyszczerbionych
budynkach, w poszarpanym krajobrazie,
pełne
blizn
po-
bocza dróg i twarze ludzi.
Ale teraz prawie tego nie
widzę jadąc
przez te krajobrazy
nagle ubrane w
wiosnę, jadę
w
stronę Zamościa.
Dlaczego
tam? Bo nigdy nie
byłem
w
Zamościu.
Wybieram boczne
drogi, zawsze mnie porusza
piękno
starych
kościołów, wstrzą­
sa brzydota nowych
świątyń. Zatrzymuję się
i
zaglądam
do
kilku. Odprawiane
msze niedzielne. Wszystkie te
kościoły
schludne, czyste w
każdym
swoim fragmencie,
używając
ewangelicznej terminologii
niepokalane, gdy ich otoczenie
jakże
odmienne. Od wielu lat tak rzadko bywam podczas
mszy w
kościele, że
odczuwam z
całą świeżością piękno
cere-
moniału,
ale
też żal, że
zabrano mszom
magię łaciny, którą
pamiętam
z
dzieciństwa.
T ej niedzieli
stałym
motywem
kazań
była
materializacja
życia, którą księża piętnują.
I
słusznie!
Ale
Andrzej i Nancy Brzeski, Davis CA (USA) - zamiast kwiatów
na grób Katarzyny Dunajewskiej, Aix-en-Provence - dol.
100,00 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dla uczczenia
pamięci
naszego Przyjaciela, Stefana Strelcyna, w
19-tą rocznicę
Jego
śmierci
- Kamila
Halpern-Chylińska
Dla uczczenia
pamięci
prof. Szymona Jakubowicza,
byłego
więźnia
stalinizmu, wybitnego rzecznika
samorządności
pracowniczej, naszego Przyjaciela,
zmarłego
w Warszawie
11 marca 2000 - Teodora i Jerzy Lipchytz (Goteborg,
Szwecja) SEK 500,00 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Irena Thiel,
An
Arbor
MI
(USA)
-
po raz 17-ty - dol. 500,00
Zamiast kwiatów na grób naszej siostrzenicy Ireny
Bołtuć­
Hausbrandt, teatrologa,
zmarłej
17 kwietnia w Warszawie,
Hiżowie
z Filadelfii - dol. 100,00
................ .
27 stycznia
minęło
55 lat od dnia wyzwolenia obozu koncen-
tracyjnego w
Oświęcimiu.
Dla uczczenia
pamięci przyjaciół,
którzy nie
dożyli
tej rocznicy - Jerzy Lipchytz, Goteborg
(Szwecja) - SEK 500,00 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Powyższy
dar powinien
był ukazać się
w
Kulturze
stycz-
niowej br. Niestety w skutek naszej
pomyłki
nie
ukazał się.
Bardzo za to przepraszamy p. Jerzego Lipchytza odnoto-
wując
jego dar dopiero dzisiaj. (Redakcja)
Bezimiennie z USA - dol. 35,00 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
DZIĘKUJEMY
F. 650,00
F. 400,00
F. 385,00
F.3.250,00
F. 650,00
F. 385,00
F. 220,00
4
TOMASZ JASTRUN
WIOSNA I BLIZNY
5
czy
nie
tu szczególnie bezradni? Wszystkie
kościoły
obsta-
wione
przez setki samochodów, znak,
że wieś
jednak
też
się
dorabia, mimo wszystko.
Ksiądz
ma jednak lepszy samo-
chód
niż zamożni
wierni. lo tej
zamożności księży,
wystaw-
nych
posiłkach,
wierni
wiedzą
i
mówią.
Nie
mają więc
siły
te
nawoływania
o materialne umiarkowanie.
Widzę, że narodził
się
nowy obyczaj,
część
ludzi
asystuje
we mszy bardziej swo-
bodnie
stojąc
na
zewnątrz,
mogą
jej
słuchać
dzięki głośnikom.
A
księża
w kazaniach
jakże
często
odwołują się
do telewizyj-
nych programów,
co
mają robić,
w
końcu
naród
cały
swój
czas
wolny
spędza, gapiąc się
w ekran, a jak
się
nie gapi to
telewizory i tak
otwarte.
Kozłówka, piękny
barokowy
pałac
zanurzony
wśród
pól
i ubogich wsi, ale mnie interesuje tylko wystawa socrealizmu,
stała
ekspozycja
mieści się
w dawnych oficynach. Czas stali-
nizmu oddala
się
jak
pośpieszny pociąg.
W malarstwie nie
broni
się
prawie nic, w
rzeźbie
to i owo.
Rzeźba
jest
ze swojej
natury monumentalna,
więc
patos nie zawsze
zabijał
wtedy
sztukę.
Ludzie
oglądają
te
dzieła, już
tylko jako kuriozum.
Czasami tylko
się dziwią,
jak to
możliwe,
że
ofiarą
wiary lub
konformizmu padli wtedy
właściwie
wszyscy wielcy
artyści.
Starszym odbija
się czkawką
tamten czas, zapomnieli albo
wyparli swoje kompromisy i upadki, dla
młodych
to jest
jakiś
zdumiewający
żart
z
odległej przeszłości.
Lublin kojarzy
się
z
powstaniem Polski Ludowej, sama
nazwa tego miasta jest kluskowata i nieapetyczna, a
przecież
miasto w swojej starej
części
jest
piękne.
Zamek królewski
pełen
tablic
męczeństwa, były
tu carskie katownie, hitlerow-
skie i ubeckie. Po roku 1989
przybyło
kilka tablic
upamięt­
niających męczeństwo
tych, o których do niedawna
mówić
nie wolno
było.
Ale na
dziedzińcu
nadal wisi
potężna
tabli-
ca z
informacją, że
tu
więziono komunistę
Mariana Buczka,
który
zginął
w kampanii
wrześniowej.
Nie wiem o nim nic,
być może
to
był porządny człowiek?
Wiele
wysiłku włożono
by
zrobić
z niego
świętego, komuniści
próbowali
tworzyć
swoich
świętych,
ale ich
świętość
była
wywalczana przez wiel-
kie moce propagandy.
Więc
nawet ludzie szlachetni stawali
się kukłami,
w które
mało
kto
wierzył.
Dzisiaj ci
"święci"
tracą
swoje pomniki
l
ulice. Obecnie
rządzi
prawica i tyle
się
gada o dekomunizacji, a nikt tej tablicy nie zdejmuje. A
więc,
jak to zwykle u nas - jest wiele gadania, a
mało
robienia,
czasami na
szczęście.
Jato bym
tę tablicę zostawił, choćby
jako znak czasu, ale ja nie jestem
radykałem.
Dla mnie de-
komunizacja Polski, to nie wyrywanie tablic, burzenie
pomników, a nawyków, których tak wiele
ocalało
z
PRL-u.
Stary
Zamość
jest odnowiony, ale
głębokim
podcieniom
słynnego
rynku nie dano
życia,
dla którego
zostały
stworzone.
Współczesnym
sukcesem zamojskiej starówki jest to,
że
przestrzega
się
zakazu wieszania szyldów i reklam. Wysypka
reklam szpeci
P~lskę,
ale jest
też
znakiem wielkiej gospodar-
czej
krzątaniny.
Sciany domów, pobocza ulic i szos szkaradnie
krzyczą:
chcemy
sprzedać
i
kupić,
chcemy
się dorobić.
Za-
mość
jest miastem wpisanym do rejestru europejskiego dzie-
dzictwa kultury. Ale nawet w tej odnowionej
części słynnego
rynku
liczne
niestaranności.
Gdy budynek pachnie
świeżym
remontem, to chodnik u
podnóża będzie
potrzas-
kany i krzywy, a czysta fasada ukrywa
obskurną klatkę
scho-
dową.
I nie ma na to rady. Taka jest skóra Polski.
Rozmawiam z
chłopem,
którego w czasie wojny
wysłali
na roboty do Niemiec. Hitlerowcy zamordowali mu tak wielu
bliskich,
widział
zbrodnie, które nie
mieszczą się
w
wyobraź­
ni, ale do dzisiaj podziwia Niemców za
gospodarność.
Wspo-
mina,
że
u swojego bauera to do krów i
świń mógł chodzić
w garniturze i w lakierkach, tak
było
czysto. Wzdycha nad
polskim niechlujstwem,
"ciągle
Panie daleko nam do Niem-
ców, nawet do tych z tamtego czasu".
Patrzę
na jego
maleńkie
gospodarstwo. Na podwórku
zardzewiałe
i pokrzywione gra-
bie
przypominają
obiekt z muzeum sztuki
współczesnej,
wa-
lają się
artystycznie rozrzucone dziurawe garnki i martwe
fragmenty rolniczej maszynerii.
Świnka
wysuwa brudny ryj
spod byle jakiego chlewiska, kury
robią
pod siebie gdzie po-
padnie. Dlaczego
więc
wzdycha nad polskim niechlujstwem i
bałaganem,
a nie westchnie nad swoim podwórkiem?
Nieprzekładalność słów
na
działanie.
To zapewne kolej-
ne moje
złudzenie-uogólnienie,
ale w Polsce ten rozziew
mię­
dzy
słowami
a czynami wydaje
się większy niż
w wielu innych
społecznościach.
Narzekanie ma u nas charakter modlitwy,
"dlaczego
jest tak brudno"
-
ludzie
się modlą,
a nikt nie
pochyli
się,
by
posprzątać.
6
TOMASZ JASTRUN
cącej się
WIOSNA I BLIZNY
7
Nie mam talentu do prac manualnych, nie
potrafiłem
naprawić
samochodu w czasach, gdy nie
były
jeszcze tak
skomplikowane jak obecnie, teraz, co za ulga,
nową generację
woz6w
można naprawiać
tylko w skomputeryzowanych
zakładach.
Za to m6j domowy komputer i kom6rkowy tele-
fon
stawiają
mi
zaciekły
op6r. Nie
potrafię
samemu
postawić
domu, nawet
stołu
sam nie wyciosam. T a moja
niezręczność
wobec materialnego
świata
i techniki upokarza mnie niemal
codziennie.
Mogę się pocieszać, że
to poeta otwiera
kamień,
nie
-zrobi
tego
inżynier
ani mechanik. A jednak gniewa mnie
ta
własna bezradność
wobec nowego
wspaniałego świata,
ta
niemoc przypomina mi codziennie,
że należę
do innej gene-
racji, tej sprzed komputera, kom6rki,
e-mail
'a.
Używam
ich,
ale jakby wbrew swojej naturze,
młode
pokolenie z tym
się
rodzi. Ale moje serce
też nowocześnie drży,
gdy m6j kom6r-
kowy telefon piszczy jak szczeniak
zawiadamiając, że dostałem
SMS-a, czyli
tekstową wiadomość.
T ak oto
rodzą się
nowe
pojęcia,
np.
"dostałem
SMS-a." Kilka lat temu
można
by
pomyśleć, że
to
jakaś śmiertelna
choroba.
Każdy
rok
mnoży
nowe formy kontaktu
każdego
z
każdym
w
każdej
chwili. A
jesteśmy
coraz bardziej samotni.
Synek moich znajomych ma dwa i
p6ł
roku,
wygląda
jak
amorek, ma
złote włosy
i
błękitne
oczy. Umie
już m6wić.
Ale
stojąc
w kotytarzu mieszkania nie m6wi nic, jakby
znał chiń­
skie
przysłowie, "jeśli
chcesz
człowieka zgubić,
pozw61 mu
m6wić" . Stojąc więc
przezornie na progu
przygląda się
nie-
znanemu mieszkaniu wielkimi
błękitnymi
oczami, jak
kosmiczny owad, kt6ry bada
nową planetę.
Nagle zdecydo-
wanym ruchem chwyta z
półki
telewizyjnego pilota, i
chociaż
ten
właśnie
pilot jest nietypowy, ja
miałem kłopot
by go
uruchomić,
ten
mały
w
ciągu
kilku sekund rozszyfrowuje jego
tajemnicę
i
włącza
telewizor. Spaceruje
uważnie,
w skupieniu,
po kilku
kanałach.
Zatrzymuje
się
na reklamie proszku do
prania. Patrzy, jak tylko dzieci
potrafią,
wszystko w nim jest
bez reszty patrzeniem. I nagle zaczyna
m6wić,
reklama
już się
skończyła,
ale on
bezbłędnie
odtwarza jej
treść znaną
z po-
przednich seans6w. Zna na
pamięć kilkadziesiąt.
Potem za-
biera
się
za m6j telefon kom6rkowy.
Jaki
będzie
gdy
dorośnie,
jaki
będzie
jego
świat?
Jest
dzieckiem
młodych
ludzi, kt6rzy
należą
do tej lepszej, boga-
Polski. Zapracowanej,
zakrzątanej wokół
karier i ro-
bienia
pieniędzy,
ale zarazem
myślącej
racjonalnie i otwarcie.
Już
teraz
zastanawiają się,
czy ich synek powinien
zacząć się
uczyć
jednego obcego
języka,
czy dwóch.
Jaką szansę
na nau-
angielskiego ma wiejskie dziecko?
I
pomyślałem,
to ostatnia chwila, gdy jeszcze
można
uruchomić jakieś
mechanizmy wyr6wnywania szans, przynaj-
mniej
podjąć taką pr6bę.
Ale takie
myślenie
ma od razu ety-
kietę myślenia
lewicowego lub populistycznego. I
rzeczywiś­
cie nasi
populiści
z prawa i lewa
żerują
na milczeniu, które
pokrywa ten problem. Radio Maryja, skrajne pisemka, skraj-
ne partie, oni wszyscy swoje szerszenie gniazda
lokują
na ros-
nącym
marginesie tych zostawionych, porzuconych i prze-
granych. Nie tylko
przyzwoitość,
ale
zwykły
instynkt samo-
zachowawczy powinien nas
skłonić
do wielkiej debaty na ten
temat. I szybkich
działań.
Ja wiem,
że są
tu
żelazne
argu-
menty ekonomiczne - musimy
dać
naszemu krajowi
napęd,
najlepsze paliwo to
żądza, namiętność,
strach. Jest jednak
chwila gdy rynek zmienia
się
w pole bitwy, gdzie
zabici,
ranni i
zwycięzcy.
A wariant latynoski w naszym szlacheckim
kraju jest nie do
wyobrażenia
- zmarginalizowani,
zbuntują
się.
Jako,
że
policja i wojsko
czują się
od dawna marginalizo-
wane, nie wiadomo kto
będzie bronić
kilku milion6w
żarłocznych
i
bezmyślnych
dorobkiewicz6w. Leszek Balcero-
wicz jest pewien,
że
kilkumilionowa lokomotywa ludzi
sukcesu
pociągnie
ten
rosnący
margines. A
jeśli
nie
zdoła,
jeśli
nie
zdąży?
Leszek Balcerowicz, trzeba
przyznać
jedyny
nasz polityk z
wizją,
z uporem, z
fanatyczną uczciwością.
On
jednak
cały
zrobiony z
trzeźwości,
czy potrafi
odczytać prostą
statystykę
- jaki procent dzieci ze wsi
był
na studiach przed
wojną,
jaki za PRL-u, jaki jest dzisiaj?
Młodzi
ze wsi, nawet
genialnie uzdolnieni,
jeśli
nie
pochodzą
z nielicznych, boga-
tych rodzin, nie
mają żadnych
szans na
edukację.
I
pewne
niepokojące
znaki,
że
nasza gospodarka
może przeżyć
kryzys.
Mimo powszechnego pesymizmu
mało
kt6ra
społeczność
jest
równie
mało
przygotowana na
choćby mały
ekonomiczny
krach co nasza. Nie stanowimy
społeczeństwa
obywatel-
skiego,
pojęcie
ojczyzny, dobra wsp6lnego, jest w
strzępach.
W razie katastrofy,
każdy będzie myślał
tylko o sobie. Nie-
mal wszyscy
są zadłużeni, więc rosnące
teraz stopy procen-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin