ENKLAWA ANN AGUIRRE Przekład Joanna Nałęcz Redakcja stylistyczna i i Marta Bogacka i ' Korekta i Jolanta Kucharska Hanna Lachowska Projekt graficzny okładki Rich Deas Druk ABEDIK S.A. Tytuł oryginału i Enclave Copyright © 2011 by Ann Aguirre. i By arrangement with the author. All rights reserved. For the Polish edition % Copyright © 2011 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 97 8-83-241-4059-6 ` ` Warszawa 201 1. Wydanie I _ Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. o 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl Andreasowi, zawsze. Choć ścieżka bywała ciernista, zawsze byłeś przy mnie, by trzymać mnie za rękę i złapać, kiedy sie potknęłam. CZĘŚĆ I W mrocznym grobowcu ociemniałej matki, nocą czarną jak śmierć, w mdłym świetle alabastrowej lampy, na świat z kwileniem a przyszła dziewczynka. George MacDonald Chłopiec Dnia i Nocna Dziewczyna 1. KARO Urodzi łam się podczas drugiej zagłady. Opowiadano nam legendy o czasach, W których ludzie żyli dłużej niż teraz. Ale ja myślę, że to baśnie. W moim świecie nikt nie dożywa nawet czterdziestki. . Dziś są moje urodziny - jak wszystkie poprzednie pogłębiają tylko lęk. W tym roku jest jeszcze gorzej. Żyję w enklawie, w której najstarszy z nas ma dwadzieścia pięć lat. ]ego twarz jest przywiędła, palce drżą przy najprostszych czynnościach. Niektórzy szepcą między sobą, że miłosierdziem byłoby go zabić, ale znaczy to tylko tyle, że woleliby nie oglądać własnej przyszłości wypisanej na jego skórze. - Gotowa? - Skręt czekał na mnie w ciemności. Ma już swoje blizny; jest dwa lata starszy ode mnie l jeśli zdołał przeżyć rytuał, mnie też się uda. Skręt jest Inały i wątły. Nędza wyryła na jego policzkach głębokie bruzdy, które bardzo go postarzają. Spojrzałam na swoje blade ramiona i kiwnęłam głową. Już czas, żebym stała się kobietą. i Tunele są szerokie i wyłożone metalowymi podkładami. Znaleźliśmy pozostałości czegoś, co wygląda na stare wagony. Leżą przewrócone na bok jak wielkie martwe zwierzęta. Czasami, W razie nagłej potrzeby, można się W nich schronić. ]eśli Łowcy zostaną zaatakowani, zanim dotrą bezpiecznie do enklawy, ciężka metalowa ściana oddzielająca ich od głodnego wroga oznaczy granicę między życiem a śmiercią. Oczywiście nigdy nie byłam poza enklawą. To w tej przestrzeni zawiera się cały znany mi świat tonący w ciemności, spowity dymem. Stare ściany zbudowane są z prostokątnych bloków. Kiedyś kolorowe, z upływem lat poszarzały. Wszystko, co barwne, zostało wygrzebane z głębi labiryntu podziemnych korytarzy. Szłam przez ten labirynt za Skrętem, spoglądając po drodze na znajome przedmioty. Mój ulubiony to obrazek z dziewczynką siedzącą na białej chmurze. Nie wiem, co trzyma w rękach, bo ta część obrazka jest bardzo zniszczona. Ale jaskrawoczerwony napis - „Niebiańska szynka" -- wydaje mi się cudowny. Nie bardzo wiem, co to mogło być, ale sądząc po minie dziewczynki, coś bardzo dobrego. W dniu nadania imienia zbiera się cała enklawa -to znaczy wszyscy ci, którym udało się przeżyć dość długo, by otrzymać imię. Tak wielu umiera W dzieciństwie, że wszystkie młode nazywamy po prostu „Chłopcem" albo „Dziewczyną" i nadajemy im numer. Nasza enklawa jest mała - i ciągle się kurczy - więc rozpoznawałam wszystkie wyłaniające się z mroku twarze. Starałam się nad sobą zmienił się W niemy krzyk zamknięty W moim ciele. Nie, nie splamię enklawy łzami. Na prawym ramieniu zrobił nacięcie, zanim zdążyłam się przygotować. Zacisnęłam zęby, czując, jak krople gorącej krwi ściekają na ziemię. Nie było jej wiele - rany były płytkie, symboliczne. - Zamknij oczy - polecił. Posłuchałam. Pochylił się, rozkładając przede mną dary, a potem chwycił mnie za rękę. Palce miał chude i zimne. Od tego, na co spłynie krew, miałam wziąć imię. Słyszałam oddechy zgromadzonych wokół ludzi; stali nieruchomo, milczący, pełni szacunku. Nieco dalej, w mroku, coś poruszało się z cichym szelestem. - Otwórz oczy i powitaj świat, Łowczyni. Od dziś już zawsze będziesz nosiła imię Karo. Wtedy zobaczyłam, że trzyma w ręce kartę do gry. Podartą, poplamioną i pożółkłą ze starości. Z tyłu miała V ładny czerwony wzór, a na przodzie czerwony czworoboczny kształt. Karta nosiła ślady mojej krwi, co oznaczało, że będę musiała zawsze nosić ją przy sobie. Mamrocząc pod nosem słowa podziękowania, odebrałam kartę od Najstarszego. Dziwne. już nie nazywam się Dziewczyna 15. Oswo- ~ jenie się z nowym imieniem na pewno zajmie mi trochę czasu. Ludzie zaczęli się rozchodzić do swoich spraw, z szacunkiem skłaniając przede mną głowy. Kiedy ceremonia dobieg a ko ca, nadesz ł ń ła pora wrócić do polowań i gromadzenia resztek żyvmości. Nasza praca nigdy się nie kończy. - Byłaś bardzo dzielna - powiedział Skręt. - Obejrzyjmy twoje ramiona. Dobrze się złożyło, że ta część ceremonii odbywała się już bez publiczności, bo odwaga mnie opuściła. Zapanować, ale świadomość czekającego mnie bólu wywoływała ucisk w żołądku. Bałam się, że dostanę okropne imię, które przylgnie do mnie na resztę życia. Proszę, niech to będzie coś dobrego. Najstarszy, który nosił imię Białaściana, wyszedł na środek kręgu. Stanął przed ogniem; drżące płomienie rysowały na jego skórze przerażające cienie. Gestem dłoni wezwał mnie do siebie, a kiedy podeszłam, powiedział: - Niech każdy Łowca przekaże swój dar. Inni natychmiast złożyli przyniesione przedmioty u moich stóp. Góra intrygujących drobiazgów rosła - nie miałam pojęcia, do czego mogły służyć niektóre z nich. Może do dekoracji? Ludzie z dawnego świata mieli chyba obsesję na punkcie rzeczy, które istniały tylko po to, byładnie wyglądać. Mnie nie mieściło się to W głowie. Kiedy skończyli, Białaściana odwrócił się do mnie. - ]uż czas. Zapadła cisza, tylko W tunelach echem odbijał się czyjś krzyk. Ktoś cierpiał, ktoś nie dość jeszcze duży, by być obecny przy nadawaniu mi imienia. Może stracimy kolejnego obywatela, zanim ta ceremonia dobiegnie końca. Wyniszczają nas choroby i gorączka, a nasz lekarz, jak sądzę, wyrządza więcej szkody niż pożytku. jednak szybko zrozumiałam, że lepiej nie kwestionować jego metod. Tutaj, w enklawie, niezależność myślenia nikomu nie wychodzi na dobre. Prawa pozwalają nam przetrwać, powiedziałby Białaściana. ]eśli nie masz ochoty ich przestrzegać, możesz w każdej chwili spróbować szczęścia na powierzchni. Potrafi być wredny; nie wiem jednak, czy zawsze był taki, czy też zmienił się z wiekiem. A teraz stał przede mną, gotów upuścić mi krwi. Nigdy wcześniej nie byłam świadkiem tego rytuału, ale wiedziałam, czego się spodziewać. Wyciągnęłam przed siebie ręce. W świetle ognia błysnęła brzytwa -jedna z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadaliśmy. Najstarszy dbał, by była zawsze czysta i ostra. Wykonał trzy nierówne nacięcia na moim lewym ramieniu, a ja zdusiłam ból. W końcuc zęłam płakać, kiedy przytknął mi do skóry rozgrzany metal. Sześć blizn, które mają dowieść, że jestem dość twarda, by nazywać się Łowczynią. Inni otrzymywali ich mniej; Robotnicy trzy, Reproduktorzy tylko jedną. Odkąd ktokolwiek sięgał pamięcią, liczba blizn pokazywała, jaką rolę odgrywał obywatel. Nie mogliśmy pozwolić, by rany goiły się naturalnie, z dwóch powodów: nie zabliźniłyby się, jak należy i mogłaby wdać się infekcja. Przez lata straciliśmy zbyt wielu z powodu rytuału nadawania imienia. Płakali i błagali; nie byli w stanie znieść rozgrzanego do białości metalu. Skręt nie wahał się już na widok łez, a ja cieszyłam się, że nie zwrócił na nie uwagi. Iestem Karo. Łzy spływały mi po policzkach, a ból paraliżował. Lecz na ramionach jedna za drugą pojawiały się blizny, dowodząc mojej siły, która pozwoli mi zwyciężyć wszystko, na co natknę się W tunelach. Całe życie przygotowywałam się do tego dnia i ćwiczyłam; umiałam posługiwać się nożem i pałką z jednakową sprawnością. Każdy kęs dostarczonego pożywienia wkładałam do ust ze świadomością, że pewnego dnia nadejdzie moja kolej, by zapewnić żywność młodym. Ten dzień właśnie nadszedł. Dziewczyna 15 umarła. Niech żyje Karo. Po ceremonii dwoje przyjaciół urządziło dla mnie przyjęcie. Czekali na mnie we wspólnej strefie. Dorastaliśmy razem, choć póżniej osobowość i fizyczne zdolności sprawiły, że nasze drogi się rozeszły. Wciąż jednak Naparstek i Kamie byli moimi ń najbliższymi towarzyszami. Z naszej trójki to ja byłam najmłodsza; sprawiało im pewną przyjemność nazywanie mnie Dziewczyną15, kiedy oni mieli już imiona. Naparstek była drobną dziewczyną, trochę starszą ode mnie, którą przyjęto do Robotników. Miała ciemne włosy i brązowe oczy. Z powodu spiczastego podbródka i dużych, szeroko otwartych oczu ludzie powątpiewali, czy naprawdę jest już dość duża, by zakończyć naukę wśród młodych. Nie znosiła tego; był to najlepszy sposób, żeby ją wkurzyć. Palce często miała zabrudzone, ponieważ pracowała rękami; plamy brudu pojawiały się też na jej ubraniu i twarzy. Często widzieliśmy, jak drapała się po policzku, zostawiając na nim ciemny ślad. Nie dokuczałam jej już, ponieważ była wrażliwa. Miała jedną nogę odrobinę krótszą od drugiej i nieznacznie utykała, nie z powodu urazu, tylko tej drobnej ułomności. Gdyby nie ona, mogłaby bez trudu zostać Reproduktorką. Silny i przystojny, choć niezbyt bystry Kamień trafił do Reproduktorów. Białaściana dostrzegł jego potencjał i uznał, że z inteligentną kobietą Kamień zdoła spłodzić dobre zdrowe potomstwo. Zezwalano na to tylko obywatelom, którzy posiadali cechy warteprzekazania przyszłym pokoleniom; starszyzna dokładnie przestrzegała zasad dotyczących urodzeń. Nie mogliśmy sobie pozwolić na więcej młodych, niż potrafiliśmy wyżywić. Naparstek podbiegła, by przyjrzeć się moim przedramionom. ' - Bardzo bolało? - Bardzo - odparłam. - Dwa razy bardziej niż ciebie. - S...
zielony10121