Sucha sierpniowa trawa.pdf

(905 KB) Pobierz
Anna Jean Mayhew
SUCHA SIERPNIOWA TRAWA
tytuł oryginału The Dry Grass of August
przekład Paweł Lipszyc
Dla Jean-Michaela i Laurel
O północy
Kiedy brak ci mocy
Gdy na sercu ciężko ci
Wykradnij się do domu
Wkrótce zniknę stąd
Afroamerykańska pieśń religijna
Rozdział 1
W sierpniu 1954 roku po raz pierwszy wyprawiliśmy się w podróż bez taty, a Stell wreszcie zrobiła
użytek ze swojego prawa jazdy, o które straszliwie się awanturowała. To był tylko niewielki dokument
informujący, że nazywa się Estelle Annette Watts, jest biała, ma piwne oczy i brązowe włosy. Jednak fakt,
że posiadała prawo jazdy, sprawił, że podróż różniła się od innych. Gdyby go nie miała, w ogóle nie
utknęlibyśmy w motelu Sally’s w Claxton w stanie Georgia, gdzie wstąpiliśmy, by kupić keks, i
przydarzył nam się wypadek.
Mary wciąż byłaby z nami.
Stell i ja wyniosłyśmy ostatnie bagaże na podjazd. Nad dębami przy Queens Road West rozpościerało
się błękitne niebo bez obietnicy deszczu, który przerwałby upał. Należącą do Mary płócienną torbę w
kwiaty włożyłam do bagażnika, ale tata ją wyjął.
– Zawsze zaczynaj od największych rzeczy. – Dźwignął walizę mamy i stęknął. – Spakowała się, jakby
zamierzała już nigdy nie wrócić. – Wsunął walizę do bagażnika i spytał: – Dobrze, dziewczęta, co dalej?
Stell kopnęła swoją walizkę czubkiem mokasyna numer sześć.
– Wszystko gra. – Tata wstawił walizkę Stell do bagażnika obok walizy mamy. Potem spojrzał na
bagaże wciąż czekające przy samochodzie, przeczesał dłonią włosy, tłuste od brylantyny i potu. –
Trzydzieści pięć stopni, a nie ma jeszcze dziesiątej. – Chustką, którą wyjął z kieszeni, otarł twarz,
poprawił na nosie okulary w drucianej oprawce. Grube dłonie o krótkich palcach miał opalone od gry w
golfa. Na prawym małym palcu nosił sygnet odziedziczony po swoim ojcu, złoty, z płaskim czerwonym
kamieniem.
Kiedy Mary zamknęła za sobą drzwi kuchenne, zadźwięczał krowi dzwonek. Mary, z Daviem na
biodrze, nadeszła chodnikiem zza domu. Puddin gramoliła się obok z walizeczką, którą dostała na
gwiazdkę.
– Nie pozwól Mary siedzieć z przodu – zwrócił się tata do mamy.
– W życiu nie popełniłabym takiego głupstwa – odparła mama. – Niech wszyscy ostatni raz pójdą do
łazienki.
– Ja nie potrzebuję – oznajmiła Stell, chowając się w cieniu garażu.
Pobiegłam łącznikiem między budynkami, mijając Mary, dotknęłam jej ramienia, potem pozwoliłam, by
siatkowane drzwi się za mną zatrzasnęły. Łazienka taty śmierdziała papierosami i kupą. Otworzywszy
okno, usiadłam na sedesie, żeby się wysikać. W dużym lustrze na drzwiach widziałam okropne pręgi na
udach. Wstałam i podciągnęłam rybaczki.
Tata przekładał bagaże, by uzyskać choć centymetr kwadratowy wolnej przestrzeni w bagażniku. Stell
Ann stała przy aucie, cała lśniąca w gotowości, od jedwabistych włosów po bezbarwny błyszczyk na
wargach i jasnoróżowy lakier na paznokciach. Nigdy nie potrafiłam osiągnąć takiej perfekcji.
Klakson zatrąbił. Zielony dwudrzwiowy deVille ciotki Rity wtoczył się na podjazd i zatrzymał obok
Packarda. Ciotka opuściła okno i powiedziała: – Znalazłam kosz turystyczny.
– Świetnie! – ucieszyła się mama i zwróciła się do taty: – Znajdziemy dla niego miejsce?
Tata jęknął i zajrzał do wypchanego bagażnika. Ciotka Rita podała mamie kosz przez okno.
– Zapakowałam do niego naczynia, szklanki i przybory. Te w papierowej torbie są dla Mary. – Ciotka
Zgłoś jeśli naruszono regulamin