Collins Jackie - Zabójczynie miłości.pdf

(864 KB) Pobierz
Jackie Collins
ZABÓJCZYNIE MIŁOŚCI
Przełożył: Edward Marek Szmigiel
Spis treści
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
1
– Nie obchodzi mnie to, że nie umiesz robić nic innego. Nie dbam o to, czy stracisz dochody, dom,
majątek. Pierdol to wszystko, skarbie. Po prostu zbierz w sobie szacunek i zwyczajnie porzuć to zajęcie.
Być prostytutką to znaczy być zerem, zwykłym narzędziem mężczyzny. Nie zważaj na swoich alfonsów, na
swoich szefów.
My
ci pomożemy.
My
ci przyjdziemy z wszelką pomocą, na jaką nas stać.
My
cię tak
postawimy na nogi, że twoje przeszłe życie będzie się wydawać złym snem.
Margaret Lawrence Brown mówiła od piętnastu minut, a teraz przerwała, żeby wziąć łyk wody ze
szklanki stojącej na prowizorycznym podium. Tłum, który się zebrał, żeby wysłuchać jej przemowy, był
zadowalająco duży. Nabrzmiała masa ludzka zajmowała olbrzymi teren Parku Centralnego. Były tam
głównie kobiety i rozsiana wśród nich garstka mężczyzn.
Margaret mówiła silnym, zdecydowanym głosem. Nie jąkała się w poszukiwaniu słów. Przekazywane
przez nią przesłanie brzmiało głośno i wyraźnie.
Była wysoką kobietą w wieku około trzydziestu lat. Bez makijażu, o silnej, promiennej twarzy,
z długimi, czarnymi włosami. Miała na sobie dżinsowe ubranie, buty powyżej kostek i sznur
hipisowskich, kolorowych koralików. Obiekt kultu w Ameryce. Wszyscy o niej słyszeli.
Była niezmordowaną bojowniczką o prawa kobiet i odniosła wiele zwycięstw. Ciągle występowała
w telewizji i napisała trzy książki. Zarobiła mnóstwo pieniędzy i wszystkie wydała na swoją organizację
– LWK – Ligę Wolnych Kobiet.
Kiedy podjęła sprawę prostytutek, wszyscy się śmiali. Ale teraz już się nie śmiali, nie po trzech
miesiącach, nie po tym, jak tysiące kobiet zaczęło porzucać swoją wybraną profesję i podążać za
Margaret.
– Już teraz musicie sobie poukładać życie! – krzyknęła Margaret.
– Tak! – odkrzyknęły kobiety.
– Będziecie znów żyć! Odżyjecie!
– Tak! Tak! – Reakcja tłumu przypominała w swoim natężeniu uniesienie religijne.
– Będziecie wolne…
– Tak!
Kiedy tłum nadal tupał i krzykliwie wyrażał swoją aprobatę, Margaret upadła ciężko na ziemię. Krew
wytrysnęła z małej, zgrabnej dziurki w jej głowie.
Minęło sporo czasu, zanim tłum uświadomił sobie, co się stało, zanim rozszalały się histeria i panika.
Margaret Lawrence Brown została zastrzelona.
Do tego domu w Miami można było się zbliżyć jedynie po przejściu przez elektronicznie sterowaną
bramę i dokładną rewizję przeprowadzaną przez dwóch mundurowych strażników z pistoletami
zatkniętymi niedbale za pas.
Alio Marcusi z łatwością przeszedł przez obszukiwanie. Był tłustym, starym mężczyzną o wodnistych,
zamglonych od alkoholu oczach i chodzie kota w ciąży.
Zbliżył się do wielkiego domu, nucąc coś z cicha pod nosem, czując się niewygodnie w zbyt obcisłym,
szarym garniturze w kratkę i pocąc się od upału doskonałego, bezchmurnego dnia.
Jakaś dziewczyna otworzyła drzwi. Gburowata Włoszka o wielkich kończynach słabo mówiła po
angielsku, ale skinęła mu głową i powiedziała, że padrone Bassalino jest przy basenie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin