James Sophia - Upadły anioł.pdf

(802 KB) Pobierz
James Sophia
Upadły anioł
Anglia, okres regencji.
Nicholas Pencarrow, książę Westbourne, właściciel licznych
posiadłości
i
majątków
ziemskich,
nie
miał
najmniejszych
wątpliwości, że bandyci, którzy napadli go na drodze, byli gotowi
zabić.
Uszedł z życiem dzięki przytomności umysłu i odwadze ślicznej
nieznajomej, która znikła tak niespodziewanie, jak się pojawiła.
Obiecał sobie, że dołoży wszelkich starań, aby ją odnaleźć.
Natychmiast po powrocie do Londynu zlecił zebranie szczegółowych
informacji.
Okazało się, że jego wybawicielka to panna Brenna Stanhope,
która wraz ze stryjem prowadzi sierociniec w ubogiej dzielnicy
Londynu. Udał się tam niezwłocznie nie tylko po to, aby wyrazić
wdzięczność. Zaintrygowała go ta niezwykła młoda kobieta...
Rozdział pierwszy
Airelies, Kent - sierpień 1861
Brenna zastygła bez ruchu, wsłuchując się w przytłumione
odgłosy letniego popołudnia. W oddali pluskała cicho rzeka i
szumiały drzewa, poruszane łagodnym wiaterkiem. Jednak tym razem
coś było inaczej niż zwykle, i nawet jej psy myśliwskie, Bellona i
Mars, przystanęły, jeżąc sierść, jakby i one coś wyczuły.
Zanim zdecydowała się ruszyć dalej, chwyciła strzelbę, odwiodła
kurek i drżącymi palcami wsunęła nabój do lufy. Przed nią
rozpościerał się spory zagajnik, oddalony o pół mili od Worsley i
graniczący z londyńskim traktem. Drzewa rosły tu na tyle gęsto, że
musiała rozgarniać gałęzie, aby dotrzeć do źródła hałasów, które była
już w stanie rozpoznać.
Były to męskie głosy. Groźne i przyciszone. Serce zabiło jej
mocniej ze strachu, więc się cofnęła, dając znak psom, a potem
przykucnęła w zaroślach, aby przed odejściem sprawdzić, co się
dzieje. Na polance dwóch mężczyzn wlokło za ręce trzeciego, na wpół
przytomnego, z zakrwawioną głową i opaską na oczach.
Jego koszula z delikatnego płótna i eleganckie spodnie nie
pasowały do siermiężnej odzieży pozostałych dwóch. Mój Boże,
rozbójnicy! Brenna bezwiednie zakryła ręką usta, a drugą mocniej
ścisnęła strzelbę. Słysząc za sobą warknięcie Marsa, chwyciła go za
pysk, starając się natchnąć go spokojem, którego sama nie czuła.
Wstrzymując oddech, patrzyła, jak napastnicy przywiązują
nieprzytomnego mężczyznę do grubego wiązu, a potem odchodzą.
Wytężyła słuch, próbując odgadnąć ich dalszą trasę. Na pewno wrócą
do pojazdu, bo nie miała wątpliwości, że była świadkiem napadu.
Zuchwalstwo rabusiów musiało być ogromne, skoro odważyli się
zaatakować na tak uczęszczanym odcinku drogi. Pełznąc do drzewa z
przywiązanym nieszczęśnikiem, nasłuchiwała przez cały czas, czy aby
napastnicy, których niewyraźne głosy dobiegały do niej z oddali, nie
zechcą wrócić. Kiedy była już całkiem blisko, mężczyzna musiał
wyczuć jej obecność, bo zwrócił głowę w jej stronę. Wtedy odezwała
się najcichszym szeptem:
- Dwóch uzbrojonych ludzi okrada w tej chwili pański powóz...
Mężczyzna zamarł, a potem przerwał jej gniewnym tonem:
- Może mi pani rozwiązać sznury i to coś, co mam na oczach?
- Najpierw sznury. Tak będzie bezpieczniej na wypadek, gdyby
tamci wrócili.
Kiedy skinął głową, zaczęła rozsupływać węzły wokół jego
nadgarstków, przeklinając swoją niezdarność. Ledwie się z nimi
uporała, usłyszała tupot kroków na polance, i gdy napadnięty zerwał z
oczu opaskę, Brenna opadła na kolana i wystrzeliła, celując w nogę
jednego ze zbójców.
Sięgnęła potem po drugi nabój, chcąc oddać kolejny strzał, ale nie
zdążyła, bo silne ręce wciągnęły ją za drzewo w chwili, gdy nad jej
głową świsnęła kula. Nagle wylądowała na szerokiej męskiej piersi,
której imponującą muskulaturę mogła podziwiać dzięki rozpiętej
koszuli. Zarumieniona, wyswobodziła się z uścisku i przykucnęła
obok, zachowując bezpieczną odległość.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin