Miller Linda Lael - Klan McKettricków 02 - Trudny wybór.pdf

(1365 KB) Pobierz
Linda Lael Miller
TRUDNY WYBÓR
Klan McKettricków 02
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wielkie brudne psisko z pozlepianą sierścią siedziało na mokrym asfalcie tuż
obok garbusa, pomalowanego na wściekle różowy kolor. Echo Wells, właścicielka
samochodu, wybiegła z przydrożnej restauracji, trzymając w ręce pudełko z
niedojedzoną kolacją. Na widok psa stanęła jak wryta.
- Nic z tego - oznajmiła głośno.
Pies zaskomlał. Było to ogromne stworzenie nieokreślonej rasy, mające sierść
również w kolorze trudnym do rozpoznania i chude, sterczące
żebra.
Na przedniej
łapie
widoczne były
ślady
krwi. Lekkie wgłębienie w sierści na szyi
świadczyło
o
tym,
że
kiedyś nosiło obrożę.
- Cholera jasna. - Echo rozejrzała się po pustym parkingu, na którym stały ze
Nikt nie kręcił się w pobliżu, nie szukał zaginionego czworonoga. Psisko
najwyraźniej było zdane na siebie od wielu dni, a może nawet tygodni lub miesięcy.
Na myśl o tym,
że
musi być samotne, przerażone i głodne, zrobiło się jej go
żal.
Pewnie jakiś podlec, niegodzien miana człowieka, porzucił biedne stworzenie,
albo pies zgubił się, kiedy właściciel zatrzymał wóz,
żeby
nabrać benzyny.
- Zaledwie tydzień temu odebrałam czyściutki samochód z warsztatu -
poinformowała psa. Różowy garbus był jej ukochaną zabawką; o psychologicznych
implikacjach tego faktu wolała nie myśleć.
Zwierzę znów cicho zaskomlało i popatrzyło na nią błagalnie swoimi
smutnymi brązowymi oczami.
Poddała się. Obeszła maskę i otworzyła drzwi od strony pasażera. W drugiej
ręce ciągle miała pudełko zjedzeniem. Pies podszedł bliżej, lekko kulejąc.
- No, właź - powiedziała
łagodnie.
RS
2
dwa pikapy i ciężarówka.
Zawahał się przez moment, po czym mokry i zabłocony wskoczył na przednie
siedzenie. Wzdychając ciężko, Echo zdjęła pokrywkę z tekturowego pudełka i stojąc
w deszczu, zaczęła go karmić.
Zjadłszy wszystko do ostatniego okruszka, psisko popatrzyło na Echo z taką
wdzięcznością,
że łzy
napłynęły jej do oczu.
- Nie martw się - powiedziała zarówno do niego, jak i do siebie. - Damy radę.
Zatrzasnęła drzwi, wystawiła dłonie na deszcz, aby je opłukać, a następnie
wytarła o stary płaszcz Burberry, ponownie obeszła maskę i wreszcie zajęła miejsce
za kierownicą.
Pies, zapaskudziwszy błotem
śliczne,
obite skórą siedzenie, wpatrywał się w
nią z uwielbieniem w oczach.
Przekręciła kluczyk w stacyjce. Od mokrej sierści i mokrego płaszcza
- Jesteśmy w Arizonie - mruknęła Echo. - Podobno tu nigdy nie pada.
Pies westchnął, jakby też nie mógł się temu nadziwić.
- Boże, aleś ty mokry!
Puściła na szyby strumień powietrza, następnie otworzyła bagażnik i wysiadła
po starą, wyblakłą kołdrę, którą wszędzie ze sobą woziła. Owinęła nią psa, zdjęła
płaszcz, rzuciła go na tylne siedzenie, po czym ponownie wsunęła się na swoje
miejsce i zapięła pasy.
Psisko jeszcze raz westchnęło i ułożyło się wygodnie na siedzeniu, co nie było
łatwe
zważywszy na rozmiary jednego i drugiego. Zanim Echo wjechała na
autostradę, głośno pochrapywał.
Dwie i pół godziny później, na przedmieściach Phoenix, skręciła na parking
przed hotelem. Deszcz przestał już padać.
Pies usiadł, zrzucając kołdrę, i ziewnął szeroko.
- Liczyłam,
że
dotrę dziś do Indian Rock - rzekła Echo, zwracając się do
swojego brudnego pasażera - ale jestem zmęczona, poza tym... nie obraź się...
3
RS
natychmiast zaparowały szyby.
strasznie cuchniesz. Więc przenocujemy tutaj i rano ruszymy w dalszą drogę. Zaraz
wracam.
Wystraszony,
że
go porzuca, pies ponownie zaskomlał. Echo pogłaskała
brudny psi
łeb.
- Nie denerwuj się. Zostaniesz u mnie, dopóki nie znajdziemy twoich państwa.
Zostawiwszy małą szparę w oknie, wysiadła z auta i skierowała się do
głównego wejścia, mając nadzieję,
że
nie przeszła psim zapachem. Kwadrans
później wróciła, trzymając w ręce klucz.
- Udało się - oznajmiła, wsiadając. Pies tak się ucieszył,
że
swoim wielkim
mokrym jęzorem wylizał jej twarz.
- Oczywiście skłamałam,
że
jesteś maleńkim pudelkiem.
Przejechała na tył budynku i zaparkowała pod latarnią. Pies grzecznie udał się
maszerowali korytarzem do pokoju 117.
w krzaki, kiedy jego nowa pani wyciągała walizkę z bagażnika. Po chwili razem
- Ty kąpiesz się pierwszy - poinformowała psa, prowadząc go do
łazienki.
Po odkręceniu kranu pies natychmiast wskoczył do wanny i zaczął
łapczywie
chłeptać wodę. Zdjąwszy z uchwytu prysznic, Echo kucnęła i czekała cierpliwie, aż
zaspokoi pragnienie.
- Kto by pomyślał? - spytała samą siebie po paru minutach, kiedy z pięć kilo
brudu zaległo na dnie wanny.
- Jesteś białym labradorem. W dodatku urodziwą suczką.
Psina utkwiła w niej ufne spojrzenie. Echo zerwała opakowanie z niewielkiego
mydełka i namydliła psią sierść. Spłukała ją strumieniem wody, po czym namydliła
ponownie. Z kostki mydła została maleńka grudka, więc nakazawszy psu, by nie
ruszał się z miejsca, Echo cofnęła się do pokoju po szampon.
- Trzeba ci dać jakieś imię - stwierdziła, wycierając psa ręcznikiem. - Może...
hm, Avalon, od wyspy, na której przez pewien czas mieszkał król Artur? Tak, od
dziś będziesz nazywać się Avalon.
4
RS
Pojąwszy,
że
kąpiel się skończyła, pies wyskoczył z wanny. Stał na macie,
jakby czekając na dalsze instrukcje. Ponieważ
żadne
nie zostały wydane, otrząsnął
się energicznie, mocząc Echo od stóp do głów, a następnie dumnym krokiem opuścił
łazienkę.
Śmiejąc
się wesoło, Echo wyjęła z torby suszarkę i przywoławszy go do
siebie, skierowała na niego ciepły strumień powietrza. Po chwili psisko było suche.
Teraz do kubełka na lód nalała wody, postawiła naczynie na podłodze, a sama udała
się do
łazienki, żeby
wziąć wreszcie upragniony prysznic.
Po chwili wyszła, owinięta miękkim szlafrokiem, z mokrymi jasnymi lokami,
które sterczały wokół jej głowy niczym aureola. Avalon leżała zwinięta na podłodze
w nogach
łóżka.
Na widok Echo uniosła
łeb.
W jej spojrzeniu malowała się
niepewność i obawa,
że
zaraz zostanie wyrzucona.
żyć
na uboczu, czuć się odtrąconą i nieszczęśliwą, a jednocześnie chcieć gdzieś
należeć, mieć kogoś bliskiego.
Sama nie wiedziała.
W Chicago tak właśnie
żyła,
na uboczu, w ciągłym oczekiwaniu. Na co? -
- Hej, czyścioszku. - Pogładziła psa po miękkim, lśniącym futrze. - Jestem
kobietą, która dotrzymuje słowa. Tak jak obiecałam, spróbuję odnaleźć twoich
państwa. Do tego czasu będziesz mieszkać ze mną. - Wyciągnęła rękę.
Ku jej zdumieniu Avalon wysunęła
łapę.
Jakby na przypieczętowanie umowy,
wymieniły uścisk dłoni.
Wysuszywszy włosy, Echo zaplotła je w warkocz,
żeby
loki się zbytnio nie
skręciły, po czym włożyła bawełnianą koszulę nocną, wyszorowała zęby i
wskoczyła do
łóżka.
Przechyliła się,
żeby
zgasić lampę, kiedy nagle usłyszała cichy,
żałosny
skowyt, jakby skargę.
- No dobra, chodź tu - powiedziała. - Starczy miejsca dla nas obu.
5
RS
Echo
ścisnęło
się serce. Z własnego doświadczenia wiedziała, co to znaczy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin