DANNION BRINKLEY mieszka w Południowej Karolinie, gdzie pracuje w hospicjum. Udziela ponad stu wykładów rocznie na całym świecie i pracuje nad tworzeniem Centrów, opisanych w tej książce.
PAUL PERRY jest współautorem szeroko znanej książki Bliżej światła. Napisał ponad dziesięć książek poświęconych różnorodnej tematyce. Perry był współwydawcą magazynu American Health, i jest byłym członkiem prestiżowej Fundacji Forum Wolności przy Uniwersytecie Kolumbijskim. Znany w Polsce m.in. z książek: Życie przed życiem oraz W stronę światła (wraz z Raymondem Moodym) a także Przemienieni przez światło (wraz z Melvinem Morsem).
Aby skontaktować się z autorami proszę pisać pod adresem:
Saved by the LightP.O. Box 13255 Scottsdale,AZ 85260
Na podziękowania za tę książkę zasługują dziesiątki ludzi, z których wielu pragnę tutaj wymienić. Do powstania tej książki w wielkiej mierze przyczynili się mój współautor Pauł Perry, wydawca Dianę Reverand, ora? nasz agent Nat Sobel.
Dla Melanie Hill, która sprawiła, że wszystko działało; dla Jan Dudley, za jej wgląd; dla Joannę Hartley, za to, że zawsze była przy mnie, kiedy jej potrzebowałem; oraz dla Valerie Yickens, za muzykę. Dla setek pracowników szpitali i hospicjów, oraz dla pacjentów w stanie terminalnym, których spotkałem w ciągu minionych dwudziestu lat.
A także dla najważniejszego z nich wszystkich – mojego taty.
Danniona Brinkley'a poznałem w Chicago, w hotelu Omni, kiedy oczekiwałem na przyjazd samochodu. Dannion i ja mieliśmy wystąpić w programie Oprhy Winfrey. Gościom programu polecono zebrać się w hallu i wspólnie udać się do Harpo Productions.
Kiedy wraz z moją żoną, Sallie, wysiedliśmy z windy i zaczęliśmy witać się z innymi uczestnikami programu, przerwał nam dobiegający z tyłu donośny głos:
– Miło cię poznać, Jimmy Red. My, chłopcy z Południa, powinniśmy trzymać się razem.
Spojrzałem w górę i zobaczyłem idącego w naszym kierunku potężnego mężczyznę o łagodnych oczach. Dannion Brinkley uśmiechnął się szeroko i zamknął nas w silnym uścisku. Obdzielił nim także pozostałych gości. Oprah nigdy nie dowiedziała się o tym, że najlepszy show rozegrał się później, za kulisami Zielonego Pokoju, gdzie Thomas Moore i Mario Morgan dołączyli do żywiołowej dyskusji dotyczącej rozmaitych tematów, od zagadnień związanych z pracą wydawcy po teorie konspiracyjne.
W przypadku Danniona i mnie ta rozmowa nigdy nie została zakończona. Dyskutowaliśmy przez telefon, często rozdzieleni przestrzenią kontynentów, albo spotykaliśmy się w Hawkview w Alabamie. Odkryłem pewną niezwykłą rzecz dotyczącą Danniona. Jest on dokładnie takim człowiekiem, jakim wydaje się być.
To prawda, był niegdyś pracownikiem wywiadu. Przysporzyło mu to wielu cierpień, kiedy po raz pierwszy, znajdując się na granicy życia i śmierci, dokonywał przeglądu swojego życia, ale zarazem stanowiło doskonałe przygotowanie do prowadzenia analizy globalno-militarno-ekonomiczno-kulturalnej, która płynie z jego ust z równą łatwością jak południowy akcent z powiedzonka starego dobrego chłopca, jakich nauczył się dorastając w Południowej Karolinie.
Dannion jest także jednym z najbardziej utalentowanych mediów jakie kiedykolwiek spotkałem. Niezmiennie pozostawia za sobą ślad w postaci oszołomionych zwolenników.
– Kiedy po raz pierwszy rozmawiałem z nim przez telefon, wymienił wszystkie przedmioty znajdujące się na biurku, dokładnie opisał moje biuro, po czym zabrał mnie na duchową wycieczkę korytarzem, opisując moich współpracowników i politykę biura, o której nie mógł niczego wiedzieć – powiedział o nim mój wydawca.
Ale w przypadku Danniona wszystkie zdolności i całe poczucie humoru ściśle koncentrują się na naglącym poczuciu misji. (Kiedy na przykład rozmawiałem z nim po raz ostatni, brał udział w trzydziestu dwóch prezentacjach w ciągu dziewięćdziesięciu dni. W tym czasie udzielał także wywiadów, prowadził odczyty i nauczał technik pracy w hospicjach.) Spytałem go kiedyś, dlaczego podporządkował się tak wyczerpującemu rozkładowi zajęć. Odpowiedział, że uda mu się coś osiągnąć jeśli wpłynie na społeczeństwo w choćby jednej dziedzinie, to jest w opiece zdrowotnej, szczególnie zaś w alternatywnej opiece zdrowotnej nad człowiekiem w ostatnich dniach jego życia, kiedy to tradycyjna medycyna najwięcej uwagi poświęca okrutnemu przedłużaniu ludzkiej egzystencji zaledwie o kilka godzin lub dni.
Główne motto Danniona brzmi: Jeśli zdołamy pozbyć się strachu przed śmiercią, zdołamy też pozbyć się strachu przed życiem, lęku przed istnieniem w zgodzie z naszymi najpełniejszymi, najbardziej duchowymi możliwościami. Zdaniem Danniona kluczem do pokonania lęku jest nauczanie, pomagające przeistoczyć śmierć w pełne miłości, łagodne i zwyczajne doświadczenie. Pracownicy kilku towarzystw hospicyjnych powiedzieli mi, że Dannion zebrał więcej ochotników do pracy w hospicjum niż ktokolwiek przed nim.
Jednakże moim zdaniem zasługi Danniona są jeszcze większe. Chociaż często bywa wybuchowy i gwałtowny, a kiedy łowi ryby, nazbyt często zarzuca wędkę na drzewa, stanowi on wzór człowieka. W latach dziewięćdziesiątych przechodzimy od teoretycznego rozumienia duchowości do jej rzeczywistego przeżywania. Może to być bardzo trudne. W jakiś sposób musimy jednak zrozumieć naszą intuicję i kierować się jej wskazaniami, trwać w poczuciu misji, rozpoznawać kiedy należy wtrącać się w życie ludzi, a nade wszystko kreślić przed nimi swój szczery portret, niezależnie od tego, czy są oni sceptyczni, czy też nie.
W tym Dannion nie ma sobie równych. Większość czasu spędza biorąc udział w rozmaitych talk show'ach, przekomarzając się z zawodowymi demaskatorami, i nawet na chwilę nie ustępując im pola. Lubi mawiać: “Wystarczy umrzeć kilka razy, aby wszystko zrozumieć. Jesteśmy wspaniałymi i potężnymi duchowymi istotami. Zaczynamy to sobie uświadamiać."
Trwałą zasługą Danniona Brinkley'a jest to, iż uświadamia sobie ten fakt, i otwarcie pokazuje to całemu światu.
JAMES REDFIELD
Człowiek, który złapał kota za ogon, wie o kotachznacznie więcej niż ktoś, kto o nich tylko czytał.Mark Twain
Od czasu, kiedy w 1975 roku zostałem rażony piorunem, zwracałem szczególną uwagę na dźwięk gromu. Odkąd pamiętam, każda burza była myśliwym, każda błyskawica – potencjalnym zabójcą. Nie potrafię nie myśleć w ten sposób o piorunach. Niepokoi mnie nawet odległy huk gromu; napełnia mnie niepewnością i bolesnymi wspomnieniami. Często mawiam: “Podobało mi się po śmierci, ponieważ czułem się tak bardzo żywy. Nie podobało mi się tylko wykorzystanie pioruna, by się tam dostać."
Pewnego letniego dnia 1994 roku omal nie stałem się. ponownie ofiarą pioruna, nie wiedząc nawet, że uderzył blisko mnie.
Wydarzyło się to w czasie mojego odpoczynku. Wróciłem właśnie z pięciomiesięcznego cyklu wykładów, podczas których reklamowałem swoją pierwszą książkę Ocalony przez światło. Wreszcie mogłem nacieszyć się samotnością. Aby delektować się spokojem, udałem się do domku mojego przyjaciela, stojącego na farmie niedaleko mojego domu w Południowej Karolinie.
Tego dnia zabrałem ze sobą pudełko listów od osób, które przeczytały moją książkę. Po raz pierwszy od wielu miesięcy zamierzałem być sam, czytać i odpoczywać. Kiedy oparłem nogi o sofę, zauważyłem, że na zewnątrz zaczął padać delikatny deszczyk. Pogoda wprawiła mnie w nastrój odprężenia, a po niedługim czasie zasnąłem, ukołysany przez rytm deszczu.
Później zaczął dzwonić telefon. Wyrwał mnie z głębokiego snu i wprowadził w mgiełkę półświadomości. Czy zadzwonił trzy razy? Cztery? Nie obchodziło mnie to. Ktokolwiek dzwonił, mógł poczekać. Poza tym, to nie był mój dom. Postanowiłem, że po prostu pozwolę telefonowi terkotać. Zasypiając ponownie zauważyłem, że deszcz zaczął padać tak mocno, że niemal zagłuszył brzęczyk telefonu.
– Paskudny dzień, w sam raz dla żab – pomyślałem.
I wtedy to się stało. Pokój rozdarło lśnienie błyskawicy. Towarzyszył mu armatni wystrzał gromu. Terkotanie telefonu ucichło, zamarło.
– Znowu? – pomyślałem. Nagle usiadłem wyprostowany na sofie. Wstrząs i lęk sprawiły, że moja koszula zaczęła nasiąkać potem. Czułem woń spalenizny, a kiedy zacząłem ciężko dyszeć, poczułem nawet kwaskowy smak powietrza. Moje przerażone serce domagało się tlenu.
Wstałem powoli i przeszedłem przez pokój. Telefon leżał na podłodze.
– Gdzie uderzył piorun? – zastanawiałem się. Badawczo rozglądałem się po pokoju, ale nie dostrzegałem żadnych zniszczeń. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem budkę telefoniczną. Jej drzwi były roztrzaskane i otwarte, z wnętrza wydobywała się para. Ciężko przełknąłem ślinę.
– To stało się znowu – pomyślałem wracając na sofę. – Czy jestem gotowy?
Powoli usiadłem i zacząłem rozmyślać o tym, co się właśnie wydarzyło. Zamknąłem oczy i pozwoliłem myślom pobiec wstecz. Tym razem nie musiałem umierać, by wyraźnie ujrzeć szczegóły mojego życia.
Pomyślałem o cennych rzeczach w moim życiu. Natychmiast przyszła mi na myśl matka i reszta rodziny. Rozmyślałem o wszystkich osobistych nieszczęściach, jakie przetrwaliśmy, a mimo to udało nam się pozostać przyjaciółmi. Myślałem o dziwnej podróży zapoczątkowanej przez doznanie z pogranicza życia i śmierci we mnie i w wielu ludziach, których poruszyła moja historia. Moje myśli pomknęły wstecz, poprzez lata, kiedy poszukiwałem odpowiedzi, aż dotarły do roku 1975, do dnia, kiedy odebrałem telefon od Boga.
Przypomniałem sobie teraz wyraźnie tamtą chwilę. Uderzenie pioruna. Z dudniącym sercem wślizgnąłem się tak głęboko w swoje wnętrze, że przestałem dostrzegać otaczający mnie świat. Przeżywałem w myślach wydarzenie, które odmieniło moje życie, tak jakby rozgrywało się ono ponownie.
* * *
W moich myślach był 17 września 1975 roku – dzień, w którym moje życie zostało na zawsze odmienione. Miałem dwadzieścia pięć lat. Byłem w najlepszej formie fizycznej jaką osiągnąłem w życiu. Była siódma wieczorem, a w następnej chwili miałem umrzeć.
Na zewnątrz dostrzegłem błyskawicę przecinającą niebo z tym skwierczącym dźwiękiem, jaki wydaje przed uderzeniem gromu.
Ktoś w mojej rodzime nazywał to ,,Boską artylerią". Na przestrzeni lat słyszałem dziesiątki opowieści o ludziach porażonych i zabitych przez pioruny. Opowieści te przerażały mnie tak samo jak historie o duchach. Jeszcze straszniejsze były historie o piorunach, jakie mój stryjeczny dziadek zwykł opowiadać wieczorami, kiedy dudniły letnie burze, a pokój rozdzierały jaskrawe błyski. Ów lęk przed piorunami nigdy mnie nie opuścił. Dlatego też chciałem szybko wyłączyć telefon.
– Hej, Tommy, muszę kończyć, idzie burza – powiedziałem.
– No to co? – odparł Tommy.
Kilka dni wcześniej wróciłem z podróży do Ameryki Południowej i musiałem zająć się pewnymi sprawami zawodowymi. Ponieważ na zewnątrz padał deszcz, przed wyłączeniem telefonu kończyłem kolejną rozmowę telefoniczną ze wspólnikiem. Pomyślałem o stówach stryjecznego dziadka: ..Pamiętaj, jeśli zatelefonuje do ciebie Bóg, masz szansę przemienić się w krzak gorejący". Jestem pewien, że uważał to za dobry żart.
– Tommy, muszę kończyć. Mama zawsze mi mówiła, żeby nie rozmawiać przez telefon podczas burzy – oznajmiłem.
– Coś ty, twardzielu, zawsze robisz to, co każe ci mama? – spytał.
I wtedy to się stało. Następny dźwięk jaki usłyszałem przypominał huk towarowego pociągu wjeżdżającego mi do ucha z prędkością światła. Przez moje ciało przebiegły elektryczne wstrząsy. Czułem jakby wszystkie komórki mojego organizmu zostały zanurzone w kwasie do baterii. Gwoździe w moich butach zostały przyspawane do gwoździ w podłodze. Kiedy wyrzuciło mnie w powietrze, buty ześlizgnęły mi się ze stóp. Na wprost własnej twarzy zobaczyłem sufit. Przez moment nie mogłem pojąć jaka to siła wywołała tak palący ból i zawiesiła mnie ponad własnym łóżkiem.
Gdzieś w głębi korytarza, na widok błysku i dźwięku gromu. Sondy – moja żona – zawołała: “Ten uderzył blisko". Ja jednakże nie usłyszałem jej słów, dowiedziałem się o nich znacznie później. Nie ujrzałem także wyrazu przerażenia na jej twarzy, gdy zerknęła w głąb korytarza i zobaczyła mnie rozciągniętego w powietrzu, wyrzuconego ponad łóżko. Przez chwilę, gdy piorun wyrzucił mnie w powietrze, widziałem tylko tynk sufitu.
Prawdopodobnie w tej chwili zatrzymało się moje serce. Sandy zaczęła mnie reanimować, a wkrótce pojawił się Tommy. Tommy służył w marynarce wojennej i wiedział wszystko na temat techniki ratowania życia. Razem z Sandy reanimowali mnie do czasu przybycia karetki, a potem pojechali wraz z moim ciałem do szpitala. Ja również pojechałem tam z moim ciałem. Kiedy karetka gnała przez zalane deszczem ulice, ja znajdowałem się poza własnym ciałem i obserwowałem tę scenę, jakbym jednocześnie byl i nie byt jej częścią. Sanitariusze zrobili co mogli, by przywrócić życie memu ciału. Potem usłyszałem jak sanitariusz mówi: ,,0n nie żyje". Wyścig do szpitala trwał.
Podczas gdy lekarze i pielęgniarki próbowali poderwać moje serce do pracy, ja znalazłem się w tunelu, który otaczał mnie niczym spirala i wibrował dźwiękiem niebiańskich dzwonów.
Tunel, który mnie pochłonął był mroczny, ale przede mną znajdowało się światło. W miarę jak się do niego przybliżałem, blask stawał się jaśniejszy. Wkrótce znalazłem się w raju pełnym jasnego światła, w kojącej iluminacji. Zanurzyłem się w miłości i poczuciu bezpieczeństwa, sprawiającym, że czułem się lekki jak hel i obdarzany miłością jak nowo narodzone dziecko.
Gdy to się stało, pojawił się kształt z błyszczącego srebra. Zbliżył się do mnie. Wyglądał jak sylwetka człowieka widziana poprzez mgłę. Kiedy się przybliżył, odniosłem tak silne wrażenie miłości, że było ono przyjemne niemal nie do zniesienia. Spojrzałem na moje dłonie i na resztę ciała. Spostrzegłem, że stałem się przejrzysty i lśniący jak woda w koralowym morzu, albo jak szal wykonany z delikatnego jedwabiu, powiewający w łagodnym podmuchu wiatru.
Stojąca przede mną Świetlista Istota była wspaniała. Wyglądała jakby składała się z tysięcy maleńkich diamentów, z których każdy migotał barwami tęczy. Nie wiedziałem, czy była kobietą, czy mężczyzną, tylko to, że była wspaniała i potężna, a mimo to łagodna.
Podziwiałem pochłaniające mnie piękno Istoty. Wszystkie wspomnienia wypływały z mojej pamięci jakby pękła tama, a cala woda wylała się na zewnątrz. W wielkim pośpiechu przepływało przede mną moje życie. Widziałem wszystko co było w nim dobre, źle, brzydkie i piękne.
W dwudziestu ośmiu minutach mojej śmierci zawarły się wszystkie emocje wszechświata. Wraz z duchem przewodnikiem zwiedziłem kryształowe miasto. Trzynaście Świetlistych Istot przekazało mi wizję przyszłości. Obdarzyły mnie one stu siedemnastoma przepowiedniami, z których wiele już się spełniło.
Objawiły mi przemiany mające zajść na Ziemi, jak również przemiany jakie zajdą w rządzie. Pokazały rozwój i upadek różnych krajów Środkowego Wschodu, a także sposób, w jaki nastąpią owe przemiany u władzy. Pokazały mi także zbliżającą się walkę o opiekę zdrowotną w kulturze Zachodu, a także ekonomiczne załamanie potęgi dolara i upadek miast. Ukazały mi również szereg pozytywnych rzeczy. Udzieliły mi na przykład dokładnych informacji dotyczących medycyny, wskazujących na pozytywną przyszłość tej dziedziny nauki. Wyjaśniły, że nie zdołamy poradzić sobie w przyszłości, jeśli nie odzyskamy naszej duchowości.
Istoty powiedziały mi, jak stworzyć Centra, w których dzięki łagodzeniu stresu ludzie będą mogli odnaleźć swoją duchową istotę. Powiedziały, że moją misją na Ziemi będzie utworzenie owych Centrów. Pozwoliły mi zasmakować duchowej doskonałości, a następnie odesłały na powrót do fizycznego ciała, spalonego przez 180 tysięcy woltów elektrycznego wyładowania.
Wielu ludzi opisywało podobne doznania z pogranicza śmierci. Czy zostali porażeni gromem, czy atakiem serca, czy też ciężko poranieni w wypadku samochodowym, wielu, wielu ludzi znalazło się na granicy śmierci i przeżyło, by opowiedzieć o wizycie w duchowym królestwie.
Przybyli do tego miejsca w ten sam sposób, co ja. Opuścili swoje fizyczne ciała i weszli do tunelu. U jego końca napotkali Świetliste Istoty. Napotkali również samych siebie, biorąc udział w wydarzeniu, nazywanym przez badaczy panoramicznym przeglądem życia. Ku ich zdumieniu rozpościerało się przed nimi całe życie. Podczas tego wydarzenia widzieli całe swoje życie, a także wpływ, jaki wywarli na każdą napotkaną osobę. Podczas owego przeglądu człowiek uczy się, że zdanie “postępuj w stosunku do innych ludzi tak, jak chciałbyś, by oni postępowali wobec ciebie" nie jest tylko filozofią, lecz także prawem.
Przegląd życia, stanowiący cząstkę doznań z pogranicza śmierci, jest moim zdaniem głównym czynnikiem wywołującym przemianę. W niektórych punktach refleksje, będące wynikiem owego przeglądu, są dość bolesne. Na przykład, będąc w szkole podstawowej pod-kradłem się od tyłu do kolegi z klasy i wyciągnąłem spod jego stóp dywanik, na którym stał. Kompletnie go to zaskoczyło. Chłopiec upadł twarzą na beton. Kiedy obrócił się i usiadł, krwawił z ust. Na ziemi, gdzie wylądował, leżały jego dwa przednie zęby. Na twarzy chłopca nie było widać bólu. Patrzył na mnie z wyrazem oszołomienia i zdumienia, zastanawiając się, co się wydarzyło.
W przeglądzie życia raz jeszcze zobaczyłem twarz tego chłopca, a także całe to zajście. Jednakże tym razem doświadczyłem go również z jego strony. Czułem bolesne zaskoczenie faktem, że bez ostrzeżenia pchnięto mnie na ziemię, a nawet, tak samo jak zrobił to tamten chłopiec, spojrzałem do tyłu, by zobaczyć własną, roześmianą twarz. Podczas przeglądu życia wiedziałem nawet dlaczego chłopiec nie krzyknął, ani nie zapłakał po tym, co się wydarzyło. Uderzenie wycisnęło z niego dech. Nie miał w sobie dość powietrza, by z jego ust mógł się wydobyć jakikolwiek dźwięk.
W innym momencie zobaczyłem jak w drodze do szkoły naprzykrzałem się małej dziewczynce, koleżance z klasy. Straszyłem, że uderzę ją kijem. Miałem poczucie własnej siły. Równocześnie jednak czułem strach dziewczynki. Próbowałem powstrzymać samego siebie w zdarzeniu, którego byłem świadkiem, ale oczywiście nie mogłem tego zrobić. Był to przegląd życia, a wydarzenie, które teraz obserwowałem, wydarzyło się naprawdę i jego przebieg nie mógł już zostać zmieniony. Mogłem się tylko nad nim zastanowić.
Mój przegląd życia nie składał się wyłącznie z bolesnych wspomnień. Niektóre z nich przyjemnie było przeżyć ponownie. Dzięki nim nauczyłem się, że miłość jest najważniejszą z rzeczy istniejących na świecie.
W jednej zdumiewającej scenie zobaczyłem jak rozmawiam z pewnym mężczyzną w sklepie mojego ojca. Ledwie znałem tego człowieka, ale spostrzegłem, że coś wyprowadziło go z równowagi.
– Co się stało? – spytałem.
Zaczął opowiadać o swoim nastoletnim synu, o tym, że chłopiec zdaje się o nic nie dbać.
– Nie chce odrabiać zadań, a kiedy jestem w pobliżu, wszczyna awantury.
– To tylko hormony – stwierdziłem. – Powiedz mu, że go kochasz, a potem zostaw w spokoju. Chłopiec chce się czuć potrzebny, a jednocześnie czuje się osaczony.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, a potem mężczyzna wrócił do domu. Ujrzałem to raz jeszcze w moim przeglądzie życia, tym razem jednak podążyłem za nim do domu i zobaczyłem w jaki sposób moje słowa wpłynęły na jego związek z synem.
Mężczyzna posłuchał mojej rady i wkrótce jego stosunki z synem uległy poprawie. Chociaż zdarzenie zdawało się być pozbawione znaczenia, dostrzegłem w nim reakcję łańcuchową, jaką może wywołać każde spotkanie, wielkie czy małe.
W innej części przeglądu życia ukazano mi, że miłość może przybierać wiele postaci. Skłamałem, i czułem jak na moje siedzenie spada kłujące żądło paska, przy pomocy którego matka próbowała zaszczepić mi świadomość tego, jak ważna jest prawda.
Lanie zraniło mnie zarówno pod względem fizycznym jak i uczuciowym. Najbardziej zadziwiające jest jednak to, jak bardzo zraniło ono moją matkę. Podczas przeglądu życia odczuwałem ból, jakiego doznawała wymierzając mi lanie. Wiedziałem też, że biła mnie z miłości; po to, bym mógł dorosnąć i stać się lepszym człowiekiem.
Ludzie, którzy podobnie jak ja przeżyli doświadczenie z pogranicza śmierci, szczególnie zaś ci, na których silnie wpłynęły przeglądy życia, nigdy nie są już tacy sami. Leżą w szpitalnych łóżkach i zadają sobie pytania, na które odpowiedzi można udzielić tylko poprzez wiarę: “Co się stało, kiedy byłem martwy? Co się wtedy działo? Co to oznaczało?"
Tak było ze mną w dniach, jakie nastąpiły po porażeniu gromem. Zastanawiałem się, czy naprawdę widziałem własne życie przebiegające przede mną niczym taśma filmowa? Kiedy pielęgniarki wbijały we mnie igły, a lekarze w korytarzu szeptali, że powinienem być już martwy, ja leżałem w łóżku i zastanawiałem się, czy naprawdę byłem w niebiańskim królestwie, gdzie miasta lśniły blaskiem kryształu, a przepiękne duchy dzieliły się ze mną wiedzą na temat przyszłości.
– Co to było? – myślałem. – Co się naprawdę wydarzyło?
Od tamtego czasu uzyskałem wszelkie potrzebne mi dowody na to, że podczas tych dwudziestu ośmiu minut stałem przed potężnymi duchowymi istotami. Dziś żartobliwie określam uderzenie pioruna Jako “telefon od Boga". Jednak dawniej nie bardzo pojmowałem co się stało...
Moje rozmyślania przerwała wściekła, niespodziewana nawałnica. Najpierw o dach uderzyły ciężkie potoki deszczu. Potem pojawiło się więcej cienkich języków błyskawic, liżących zielone pola uprawne. Kiedy gasły ich błyski, natychmiast odzywał się grom, a jego głęboki bas przetaczał się niczym dźwięk werbla. Przez kilka minut powietrze było tak naładowane elektrycznością, że obawiałem się, iż mogę raz jeszcze zostać trafiony piorunem. Uderzały zawsze tak blisko...
– Czy wracają po mnie Duchowe Istoty? – zastanawiałem się. – Czy znów mnie szukają? A jeśli tak, to czy jestem gotów?
Poprzez lęk przebiła się myśl:
– Ta chwila może być szansą, a nie przekleństwem.
Postanowiłem z niej skorzystać. Zamiast pogrążać się w strachu, postanowiłem ponownie przeżyć ostatnich dwadzieścia lat, aby zbadać wydarzenia w moim życiu, które przekonały mnie, że wszyscy jesteśmy potężnymi duchowymi istotami. Czy odnalazłem światło spokoju?
Zamknąłem oczy i odprężyłem się. Mój umysł pomknął wstecz, poprzez blisko dwa dziesięciolecia, aż znalazłem się przed obliczami Świetlistych Istot. Działo się to w czasie, kiedy zatrzymało się moje serce, i praktycznie rzecz biorąc byłem martwy. Ale Duchowe Istoty wiedziały lepiej. Napełniały mnie wiedzą, którą miałem zabrać z powrotem do świata śmiertelników.
Pokazywały mi kolejno fragmenty przyszłości. Było to ogółem 117 wydarzeń, które miały zacząć się pojawiać dopiero po upływie dwóch i pół roku od momentu, gdy ze świata znajdującego się poza życiem przykuśtykałem z powrotem do istnienia.
Nigdy nie udało mi się w pełni zrozumieć, dlaczego Istoty dały mi możliwość oglądania przyszłych wydarzeń. Być może był to ich sposób utrzymywania mnie na wytyczonym kursie. Będąc świadkiem przyszłych wydarzeń i widząc jak się one rozgrywają w rzeczywistości, nie mógłbym nigdy wycofać się z misji, jaką wyznaczyły mi Świetliste Istoty. Może potrzebowałem tej stałej motywacji, abym pozostał wierny ich celom.
Jakikolwiek był powód, rzeczy, które mi pokazały i powiedziały, na przestrzeni wielu lat okazały się być prawdą. Żywo pamiętam podniecenie, jakie odczuwałem kiedy srebrzystobłękitne Istoty stanęły przede mną w kryształowej katedrze, a z ich piersi wyłoniły się pudełka rozmiarów kasety wideo. Pudełka te przybliżyły się do mojej twarzy, ukazując mi intrygujące i niezapomniane wizje przyszłości.
Jedno z pudełek ukazało na 'przykład przerażającą wizję atomowej katastrofa. Tak wyraźnie, jakbym oglądał telewizję, widziałem setki ludzi umierających w pięknej leśnej okolicy, nie opodal rzeki.
Istoty podały mi rok 1986, a wraz z nim słowo piołun.
Nie minęło nawet dziesięć lat, kiedy udało mi się połączyć te obrazy z eksplozją w elektrowni atomowej w Czarnobylu, niedaleko Kijowa w Związku Radzieckim. Powiązałem te wydarzenia, ponieważ wyciek radioaktywny miał miejsce w 1986 roku, a także dlatego, że w języku ukraińskim Czarnobyl oznacza “piołun".
Istoty ukazały mi kolejną katastrofę atomową, trudniej uchwytną i groźniejszą od awarii w Czarnobylu, która miała się wydarzyć w 1995 roku. Ujrzałem tony odpadów radioaktywnych potajemnie zatapianych w oceanie w pobliżu wybrzeża Norwegii. Odpady umieszczono w pięciu składowiskach wyznaczonych przez wysokich urzędników rządowych w dawnym Związku Radzieckim. Po kilku latach miał nastąpić przeciek.
Taki wypadek rzeczywiście miał miejsce w lutym 1995 roku, na długo po tym, jak opisałem go w mojej pierwszej książce Ocaleni przez światło.
Wielu czytelników z Europy skontaktowało się ze mną i opowiedziało mi o tym, jak Rosjanie “pozbyli się" u wybrzeży Norwegii starej atomowej łodzi podwodnej. Z łodzi tej zaczęły wydobywać się substancje radioaktywne, które zostały wykryte przez kontrolne placówki rządowe, o czym donosiła prasa.
Otrzymałem wiele listów i telefonów z całego świata, dotyczących owej rosyjskiej atomowej łodzi podwodnej, porzuconej w wodach Norwegii. Czy jest to druga katastrofa atomowa, o której opowiedziały mi Świetliste Istoty? Jestem skłonny sądzić, że tak.
W 1975 roku Duchowe Istoty ukazały mi rozpad Związku Radzieckiego i powiedziały, że nastąpi on w 1989 roku. Rozpad ów w znacznej mierze był skutkiem awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu. Katastrofa ta zniweczyła resztki zaufania, jakie Rosjanie pokładali w swoim rządzie. Awaria ta, na którą nałożyły się socjalne i ekonomiczne problemy Związku Radzieckiego, doprowadziła do rozpadu państwa.
Rozpad Związku Radzieckiego ukazano mi w postaci zlepku wizji. Zobaczyłem ludzi niosących do sklepów torby pełne pieniędzy i wychodzących z niewielkimi paczkami z towarem. Ukazano mi wojskowych chodzących po ulicach i żebrzących, najwyraźniej nie mających dokąd się udać. Ludzie jedli zgniłe jabłka i wszczynali zamieszki by zdobyć pożywienie z ciężarówek wypełnionych jedzeniem. Widziałem jak mafia działała otwarcie w jakimś mieście, prawdopodobnie w Moskwie, i wiedziałem, że jej członkowie nie obawiali się aresztowania. Wszystko to stało się prawdą.
Kiedy to zobaczyłem, jedna ze Świetlistych Istot powiedziała:
– Patrz na Związek Radziecki. To co przytrafia się Rosjanom, przytrafi się światu. To, co dzieje się w Rosji, stanowi podstawę wszystkiego, co wydarzy się w ekonomii wolnego świata.
Po dziś dzień doktor Raymond Moody, ojciec badań nad śmiercią kliniczną, opowiada ludziom, że kiedy wiele lat temu opowiedziałem mu o tym proroctwie, uważał mnie za “szaleńca". Posunąłem się do tego, że powiedziałem mu, iż w chwili rozpadu Związku Radzieckiego będę tam z kimś znajomym. Opowiedziałem mu o tym w czasach zimnej wojny, kiedy Związek Radziecki był wrogiem Stanów Zjednoczonych. W tych czasach zorganizowanie wyjazdu do tego kraju nastręczało niezwykłe trudności. Jednakże podczas upadku Związku Radzieckiego, w czasie zamieszek spowodowanych brakiem żywności i załamaniem ekonomicznym, wspólnie oglądaliśmy tę katastrofę w telewizji. W 1992 roku Raymond i ja przebywaliśmy w Moskwie, gdzie widzieliśmy ludzi ustawiających się w kolejkach i czekających na żywność. Pamiętam wyraz zaskoczenia na twarzy Raymonda, kiedy popatrzył na mnie i powiedział:
– To jest to! To jest wizja, którą widziałeś w pudełku! Widziałem wydarzenia, które sprawdziły się już po tym, jak wiele przepowiedni ujrzało światło dzienne w Ocalonych przez światło. Na przykład powiedziano mi o łodziach podwodnych, które w 1993 roku miały wejść w posiadanie Iranu. Wiedziałem, że ich zadaniem było powstrzymanie eksportu ropy ze Środkowego Wschodu. Załogi owych łodzi podwodnych często modliły się klęcząc. Zdawało mi się, że owe łodzie miały do wypełnienia pewien rodzaj religijnej misji.
W przeciągu sześciu miesięcy od opublikowania książki ukazał się tajny raport stwierdzający, że Iran zakupił od Rosji trzy łodzie podwodne klasy Kilo, zaś od Chin łodzie rakietowe.
Sekretarz obrony William Perry powiedział, że zadaniem tych łodzi podwodnych było najprawdopodobniej kontrolowanie przepływu statków przez cieśninę Hormuz.
“Uważnie obserwujemy (łodzie podwodne), bardzo uważnie" powiedział Perry w wywiadzie dla Washington Times'a. “Bardzo ostrożnie śledzimy te łodzie podwodne, a przez cały czas otrzymuję o nich raporty."
Widziałem wiele scen nie związanych z wojną, na przykład wizje katastrof ekologicznych i ekonomicznych. Owe katastrofy prowadziły do tego, że przez granicę Stanów Zjednoczonych przepływały miliony uchodźców, szukających nowego życia w Ameryce Północnej.
Zdawało mi się, że nie można będzie nic zrobić, by zapobiec opuszczaniu przez owe miliony ludzi ich ojczyzn, takich jak Salwador czy Nikaragua, i przekraczaniu długiej, południowej granicy USA.
W rezultacie tego exodusu załamie się sytuacja ekonomiczna Meksyku, a sytuacja USA stanie się napięta. Twierdzę, że stanie się to około roku 2000. Sytuacja ta wyzwolona zostanie przez rozwój socjalizmu w Ameryce Środkowej. Ta forma socjalizmu będzie głęboko zakorzeniona w zorganizowanej religii.
Mój współautor wskazał, że Północnoamerykański Układ o Wolnym Handlu (North American Free Trade Agreement) jest znakiem świadczącym o tym, iż ta przepowiednia raczej się nie sprawdzi. Załamanie ekonomii Meksyku na początku roku 1995 wskazuje jednak, że NAFTA nie jest tak rzetelną propozycją, jak to się mogło wydawać. Następnych pięć lat rozstrzygnie tę kwestię.
Jedna ze Świetlistych Istot objawiła mi, że wydarzenia, które widziałem były przyszłością, taką jak wyglądała ona wówczas. Powiedziała mi także, iż przyszłość niekoniecznie musi być przesądzona.
– Można zmienić ciąg wydarzeń, ale najpierw ludzie muszą dowiedzieć się, kim są – powiedziała Istota.
– Wydarzenia wpłyną na nas, albo my wpłyniemy na wydarzenia. Teraz, kiedy przyszłość jest znana, może zostać zmieniona.
– W ziemskiej egzystencji przypadła wam naprawdę rola bohaterów – zapewniła mnie jedna z Istot, mówiąc o całym rodzaju ludzkim. – Ci, którzy przychodzą na Ziemię, są bohaterami i bohaterkami, ponieważ robią coś, na co pozostałe duchowe istoty nie mają odwagi. Odchodzicie na Ziemię, aby współtworzyć wraz z Bogiem.
Współtworzyć wraz z Bogiem. Jakąż lepszą definicję duchowości mógłby...
edmund144