Johansen Jorunn - Tajemnica wodospadu 04 - Pożegnalny taniec.pdf

(883 KB) Pobierz
Jorunn Johansen
Pożegnalny taniec
Tytuł oryginału norweskiego:
Sommerdans
Rozdział 1
„Data
ślubu
została ustalona na dwudziestego dziewiątego lipca. Zostaniesz
mężatką i opuścisz Furulię na zawsze!".
Amalie powoli uzmysławiała sobie sens tych słów. Spojrzała na ojca. Jego
oczy przybrały twardy wyraz. Poczuła rezygnację i zniechęcenie. Nagle jak bły-
skawica przemknęły w jej pamięci wydarzenia ostatniego roku. Powróciła myśla-
mi do dnia, kiedy zniknął Mitti, a w jej
życiu
pojawił się Ole. Poczuła się tak, jak-
by ponownie straciła Mittiego, tyle
że
tym razem towarzyszył temu jeszcze więk-
szy ból.
Matka nie chciała słuchać o tym,
że
Majna nienawidzi Amalie, a Ole pod
wpływem alkoholu staje się zupełnie innym człowiekiem.
Amalie wiedziała,
że
w dużym stopniu sama jest temu winna. Ojciec obiecał
jej pomóc, ale ona, oczarowana Olem, uległa słabości i była z nim blisko. Zbyt
blisko. Teraz wszystko wyszło na jaw.
Matka po prostu sprzedała ją lensmanowi. A ona, głupia, nie dostrzegła pu-
łapki,
którą na nią zastawiono. Ole osaczył ją pieszczotami i czułymi słówkami.
Uwierzyła mu, dała się podejść.
Potem prawie udało jej się uciec, a teraz znów trafiła do niewoli.
Dlaczego Gudrun jej to zrobiła? Dlaczego na nią doniosła?
Westchnęła i wypuściła powietrze z płuc.
— Szkoda, mamo,
że
poszłaś z tym do Gudrun. Nie mogłaś mnie zapytać,
skoro coś podejrzewałaś? — Następnie zwróciła się do ojca: — Tak, byłam z
Olem. Nie czuję dumy z tego powodu, ale to prawda. Durzyłam się w nim. Teraz
wiem,
że
to nie powinno się zdarzyć. — Wzruszyła ramionami. — Nie jest taki,
jak myślałam. Proszę cię, ojcze, daj mi jeszcze jedną szansę. Pozwól mi się od
niego uwolnić!
Ojciec odchrząknął. Z trudem przełknął
ślinę
i już miał coś powiedzieć, ale
ubiegła go matka. Zwróciła ostre spojrzenie na Amalie.
T
L
R
— Nie możesz obcować z mężczyzną, a potem odmówić jego poślubienia! —
Matka westchnęła i przymknęła oczy. — Ole przyznał się,
że
byliście ze sobą.
Nie pomyślałaś,
że
możesz zajść w ciążę? Nie wiesz, do czego prowadzą takie
rzeczy? Spójrz na swoją siostrę... Wierz mi, starczy nam już wstydu i hańby.
Ojciec znów odchrząknął i dodał:
— Decyzja zapadła. Próbowałem ci pomóc, Amalie, i zapewniam cię,
że
wca-
le nie jestem szczęśliwy. — Zwrócił się do
żony:
— Ty też nie jesteś bez winy,
Kajso. Zniszczyłaś
życie
własnej córce. Amalie, od początku nie byłem zachwy-
cony,
że
coś cię
łączy
z Olem. A teraz... teraz nie ma odwrotu.
— Ojcze. — Podeszła do niego. Czuła narastającą panikę. — Na pewno nie
jestem w ciąży. Spróbuj zrozumieć. Proszę, nie zmuszaj mnie do
ślubu
z Olem —
błagała, a po jej policzkach spływały
łzy.
Zobaczyła wahanie w jego oczach. Spu-
ściła
wzrok i osunęła się na kolana. — Proszę. Tylko ty możesz mnie uratować.
Powiedziałam Mittiemu,
że
nie wyjdę za Olego. Tak się ucieszył i... — Załkała i
przysłoniła oczy dłonią. — Bardzo go kocham. Musisz mnie zrozumieć!
Pogładził ją po głowie.
— Za jakie grzechy trafiły mi się dwie takie córki? — mruknął.
Matka wbiła w nią wzrok.
Zimne słowa matki raniły jej serce. Co miała na nie
odpowiedzieć?
— A więc nadal zależy ci na Mittim? — spytała matka.
— Tak — odparła. Kochała Mittiego. Zdanie matki na
ten temat jej nie interesowało. Matka chciała ją wydać za Olego tylko dlatego,
żeby
ją chronić przed człowiekiem, który zabił Cygankę. Jakże się myliła! Naraża-
ła
ją na towarzystwo Majny, która była równie niebezpieczna, jak morderca.
Obudził ją głos Kari. Dochodził z daleka, lecz kiedy otworzyła oczy, ujrzała
siostrę stojącą tuż przy
łóżku.
— Amalie, obudź się! Ole przyjechał!
T
— Po co spotykałaś się z Mittim? Głupia dziewucha!
L
R
— Ole? Po co? — spytała zaspanym głosem, usiadła na posłaniu i mocno po-
tarła oczy. — Nie mam ochoty się z nim widzieć. Powiedz mu,
żeby
sobie po-
szedł.
Kari siadła na brzegu
łóżka
i odgarnęła nieposłuszne włosy z twarzy Amalie.
— Musisz się z nim spotkać. Jest bardzo zmartwiony całą tą sytuacją.
— Nie wątpię.
Kari potrząsnęła głową.
— Nie bądź taka uparta i skwaszona.
— Nie jestem skwaszona.
Kari spojrzała na nią z zaciekawieniem.
Amalie westchnęła.
— Muszę jednak wyjść za Olego. Myślałam,
że
ojciec przekona matkę, ale to
beznadziejna sprawa, bo... bo Gudrun na mnie doniosła. Powiedziała,
że...
byłam z
Olem.
Kari zatkało. Znów spojrzała na siostrę.
— Nad jeziorem. — Amalie spuściła wzrok. Niełatwo było jej o tym mówić,
ale skoro Kari zapytała, nie widziała powodu,
żeby
nie powiedzieć prawdy. Nie
dbała o to, co siostra sobie o niej pomyśli.
Dwie czerwone plamy pokazały się na twarzy Kari.
— Nigdy nie posądziłabym cię o coś takiego. Akurat ty... — Potrząsnęła
głową. — Pomyśleć,
że
byłaś z mężczyzną przed
ślubem!
Ale teraz sama widzisz,
jak Ole potrafi zawrócić w głowie. Myśli tylko o sobie — zakończyła gorzko.
— Uwierzyłam mu, kiedy powiedział,
że
mnie kocha — zaczęła tłumaczyć
Amalie. Jęknęła. Ależ z niej idiotka!
— Oczywiście — rzuciła twardo Kari. — Ole to sprytny uwodziciel. —
Zmarszczyła brwi i zapatrzyła się przed siebie. — Nie będzie ci
łatwo,
Amalie.
T
— Coś podobnego! Gdzie ona was widziała?
L
R
— Co się właściwie wydarzyło? To coś poważnego?
Chętnie bym ci pomogła, ale nie mogę. Sama chciałaś Olego, nawet mi go odebra-
łaś.
— Wiesz,
że
to nieprawda, Kari. To matka zdecydowała,
że
on będzie dla
mnie odpowiednim mężem.
Oczy Kari ciskały błyskawice.
— Jakoś za bardzo nie protestowałaś, choć wiedziałaś,
że
jestem w nim zadu-
rzona.
Amalie znów westchnęła. Nie potrafiła przekonać Kari,
że
mówi szczerze.
Położyła dłoń na ręce siostry.
— Wiem,
że
to było dla ciebie okropne, ale Ole przez cały czas twierdził,
że
nigdy nie dawał ci nadziei.
Że
nigdy cię nie pocałował ani nie dotknął.
— Po prostu postanowiłaś,
że
go dostaniesz. Nie myślałaś o moich uczuciach.
— Nie — przyznała Amalie z zawstydzeniem. — Po prostu sądziłam,
że
bę-
dę z nim szczęśliwa. Ze los się do mnie uśmiechnął. Bardzo się pomyliłam. Wiesz,
że
Ole pije?
— Pije? — Siostra spojrzała na nią uważnie.
— Tak. Kiedy ostatnio go odwiedziłam, upił się i zachowywał jak zwykły
prostak. Był odrażający!
— A więc odkryłaś, jaki naprawdę jest Ole! — Kari westchnęła. — To tak
się sprawy mają. — Podeszła do okna i rozsunęła zasłony. Pokój wypełnił się
światłem
poranka.
Amalie postawiła stopy na podłodze i wstała.
— Muszę wydoić krowy! — wykrzyknęła, otwierając szafę.
— Już się tym zajęłam. Wydoiłam je.
Amalie się odwróciła i spojrzała na nią.
— Ty?
Kari przytaknęła. Spuściła wzrok i powiedziała:
T
L
R
Kari zmrużyła oczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin