LAURELL K. HAMILTON A STROKE OF MIDNIGHT Jestem Meredith Gentry, prywatny detektyw pracujący w Los Angeles, daleko od niebezpieczeństw i złudy mojego prawdziwego domu. Jestem również Księżniczką Meredith, następcą najciemniejszego tronu, jaki faerie ma do zaoferowania. Dwór Unseelie napełnia mnie swoimi mocami. Ale jaka jest cena za taką magię? Jak wiele mojego człowieczeństwa muszę oddać, jak wiele złowrogiej strony faerie muszę przyjąć? Aby usiąść na tronie, którego władca rządził przez wieki za pomocą rozlewu krwi i przemocy, może będę musiała stać się tym, czego obawiam się najbardziej. Wrogowie obserwują każdy mój ruch. Mój kuzyn Cel usiłuje zabić mnie nawet z więziennej celi. Ale to nie on stoi za wszystkimi próbami zamachów. Niektórzy arystokraci Unseelie czekali przez wieki, aż moja ciotka, Królowa Powietrza i Ciemności, stanie się wystarczająco słaba, by mogli obalić ją z tronu. Pomiędzy nami są wrogowie, którzy zdolni są do morderstwa. Strach skłonił nas, po raz pierwszy w naszej historii, do sprowadzenia ludzkiej policji na ziemię faerie. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuję sprzymierzeńców, zwłaszcza kiedy los pchnął mnie w ramiona Mistrala, Pana Burz, nowego kapitana straży królowej. Nasza namiętność obudziła moc, na długo zapomnianą pomiędzy wojownikami sidhe. Czekają na mnie ból i przyjemność – ale także niebezpieczeństwo, takie, jakie niektórzy na tym dworze szukają tylko w śmierci. Znalazłam nowa radość ze skrzydlatymi krwawymi motylami. Moi strażnicy i ja pokażą całej krainie faerie, że przemoc i seks są tak samo popularne pomiędzy sidhe, jak pomiędzy innymi istotami magicznymi na naszym dworze. Ciemność będzie płakać, a Mróz będzie go pocieszać. Najdelikatniejsi pośród moich strażników znajdą nową siłę i złamią mi serce. Niewyobrażalna pasja czeka na nas i gromadzi moich wrogów, a przyszłość obu dworów zaczyna się wyjaśniać. 3 Rozdział 1 Nienawidzę konferencji prasowych. Ale nienawidzę ich zwłaszcza, kiedy polecono mi ukrywać tak wiele prawdy. Rozkaz pochodził od Królowej Powietrza i Ciemności, władczyni ciemnego dworu faerie. Unseelie nie są siłą, z którą chciałoby się walczyć, nawet jeśli jest się ich księżniczką. Jestem bratanicą Królowej Andais, ale powiązania rodzinne nigdy mi za wiele nie dały. Uśmiechnęłam się do tłumu reporterów napierającego na mnie szczelnym murem, zmuszając się, by nie pokazać moich myśli na twarzy. Królowa nigdy wcześniej nie wpuściła tylu przedstawicieli ludzkich mediów do naszych kopców. To było nasze schronienie, a nikt nie wpuszcza prasy do swojej kryjówki. Ale wczoraj miała miejsce próba zamachu, a to sprawiło, że wpuszczenie prasy do naszego domu okazało się mniejszym złem. Teoretycznie wewnątrz kopca nasza magia mogła chronić mnie lepiej, niż wczoraj na lotnisku, gdzie prawie zostałam zastrzelona. Nasza rzeczniczka prasowa, Madeline Phelps wskazała pierwszego reportera i zaczęły się pytania. - Księżniczko Meredith, miałaś wczoraj krew na twarzy, ale dzisiaj jedynym znakiem, że jesteś ranna, jest ramię na temblaku, jakie wczoraj odniosłaś obrażenia? Moje lewe ramię było na zielonym materiałowym temblaku, pasującym prawie idealnie do mojego żakietu. Byłam ubrana świątecznie, na czerwono i zielono. Radośnie, bo taka była pora roku. Moje włosy były w głębszym odcieniu czerwieni niż moja bluzka. Moje włosy są najbardziej widoczną oznaką przynależności do Unseelie, szkarłat sidhe, dobry kolor włosów dla kogoś, kto dobrze wygląda w czerni. Nie złoty, czy pomarańczowoczerwony, jak ludzkie włosy. Żakiet podkreślał zieleń dwóch z trzech okręgów koloru w moich tęczówkach. Złoty okrąg migotał w świetle świateł kamer, jakby naprawdę był z metalu. Moje oczy były takie, jak u czystej krwi Seelie, jedyna 4 część mnie, która pokazywała, że moja matka była częścią złotego dworu. No, przynajmniej w połowie. Nie rozpoznałam reportera, który zadał to pytanie. Była to dla mnie nowa twarz, może nowa od wczoraj. Ponieważ wczorajszy zamach miał miejsce przy mediach, przed kamerami, cóż, musieliśmy odprawić część reporterów, ponieważ wielka sala nie mogła ich pomieścić. Brałam udział w konferencjach prasowych, odkąd byłam dzieckiem. Ta była największa, włączając tę, w której brałam udział po śmierci ojca. Nauczyłam się używać imion reporterów, kiedy je znałam, ale tym razem tylko uśmiechnęłam się. - Moje ramię jest tylko zwichnięte. Miałam wczoraj dużo szczęścia. Właściwie moje ramię nie zostało zranione podczas wczorajszego zamachu. Nie, moje ramię zostało zranione podczas drugiego, a może trzeciego zamachu na moje życie. Ale do tych zamachów doszło wewnątrz kopców, gdzie spodziewałam się być bezpieczna. Jedynym powodem dla którego królowa i moi strażnicy myśleli, że jestem bardziej bezpieczniejsza tutaj, niż na zewnątrz, było to, że aresztowaliśmy, lub zabiliśmy zdrajców, którzy stali za zamachami na mnie i zamachem na królową. Byliśmy wczoraj cholernie blisko przewrotu pałacowego, a media tego nie odkryły. Jednym ze starych określeń na istoty magiczne było „ukryci ludzie”. Zasłużyliśmy na to imię. - Księżniczko Meredith, czy to swoją krew miałaś wczoraj na twarzy? – Tym razem zapytała kobieta, a ja znałam jej imię. - Nie - powiedziałam. Uśmiechnęłam się obserwując, jak zmienia się jej twarz, kiedy uświadomiła sobie, że może otrzymać tak krótką odpowiedź. - Nie, Sheila, to nie była moja krew. Uśmiechnęła się do mnie, blondwłosa i wyższa niż ja kiedykolwiek będę. - Mogę coś dodać do mojego pytania, Księżniczko? - Chwileczkę - wtrąciła się Madeline. – jedno pytanie na osobę. - W porządku, Madeline - odrzekłam. 5 Nasza rzeczniczka spojrzała na mnie, wyłączyła swój mikrofon, żeby tego nie wyłapał. Zrozumiałam, o co jej chodzi, zasłoniłam ręką mój i przesunęłam go. Madeline pochyliła się ponad stołem. Jej spódnica była wystarczająco długa, że nie martwiła się o dziennikarzy stojących niżej. Długość jej spódnicy była całkowicie zgodna z najnowszą modą, tak jak i jej kolor. Częścią jej pracy było zwracanie uwagi na takie rzeczy. Była naszym ludzkim reprezentantem, dużo lepszym niż jakikolwiek ambasador, którego przysłał nam Waszyngton. - Jeżeli Sheila dostanie dodatkowe pytanie, inni też będą chcieli. To utrudni wszystko, tobie i mnie. Miała rację, ale… - Więc powiedz im, że to wyjątek. I idźmy dalej. Podniosła swoją idealnie wymodelowana brew i powiedziała „Dobrze”. Włączyła swój mikrofon, obróciła się i uśmiechnęła do dziennikarzy. - Księżniczka pozwala zadać Sheili jeszcze jedno pytanie, ale po tym trzymamy się już oryginalnej zasady. Tylko jedno pytanie. – wskazała na Sheilę i skinęła głową. - Dziękuję za pozwolenie na zadanie mi tego pytania, Księżniczko Meredith. - Bardzo proszę. - Jeżeli to nie było twoja krew, to czyja? - Mojego strażnika, Mroza. Flesze aparatów ożyły, prawie mnie oślepiając, ale uwaga wszystkich przesunęła się za mnie. Moi strażnicy stali rzędem pod ścianą, częściowo na krańcu podium, częściowo po drugiej stronie koło stołu. Byli ubrani we wszystko, od szytych na miarę garniturów, zbroje, do strojów niczym z klubu dla Gothów. Jedyną rzeczą, która ich łączyła, było uzbrojenie. Wczoraj staraliśmy się być dyskretni. Lekkie wybrzuszenie psujące idealną linię garnituru, ale nic więcej. Dzisiaj mieli pistolety pod marynarkami, czy 6 pelerynami, ale także miecze, noże topory, tarcze. Podwoiliśmy również ilość strażników koło mnie. Spojrzałam do tyłu na Mroza. Królowa nakazała mi nie faworyzować żadnego strażnika. Poszła tak daleko, że powiedziała mi, żebym nie patrzyła dłużej na jednego, niż na innych. Uważałam, że to dziwne wymaganie, ale ona była królową i kłócić się z nią można było tylko na własne ryzyko. Mimo to spojrzałam do tyłu, przecież uratował mi życie. Czy nie zasługuje na spojrzenie? Zawsze mogłam wytłumaczyć królowej, mojej ciotce, że prasa uznałaby to za dziwne, gdybym go nie wskazała. To była prawda, ale popatrzyłam na niego, bo chciałam. Jego włosy były srebrne jak włosy anielskie na świątecznej choince, błyszczące i metaliczne. Opadały do jego kostek jak ozdoba, ale wiedziałam, że były miękkie i żywe, czułam ich ciepło, kiedy oplatały moje ciało. Górną część włosów upiął kościaną spinką, tak żeby nie opadały mu na twarz. Jego włosy lśniły, przesuwając się na grafitowoszarym garniturze od Armaniego, dopasowanym do jego szerokich ramion i atletycznej sylwetki. Garnitur został tak dopasowany, by ukryć pistolet w naramiennej kaburze i jeden czy dwa noże. Nie był zaprojektowany by ukryć pistolet pod każdym ramieniem i krótki miecz w skórzanej pochwie przyczepiony do biodra. Rękojeść drugiego miecza wystawała ponad jego ramieniem, prześwitując przez jego lśniące włosy. Był najeżony bronią, a Mróz zawsze miał też taką broń, która była niewidoczna. Garnitur nie był zaprojektowany by ukryć taką ilość broni i utrzymać kształt. Nie mógł zapiąć marynarki, a pistolety, miecz i jeden nóż błyszczały w świetle fleszy. Okrzyki „Mróz, Mróz” rozległy się w pokoju, kiedy Madeline wskazała pytanie. Był to następny mężczyzna, którego nie znałam. Nic nie jest tak atrakcyjne dla mediów, jak próba zamachu. - Mrozie, jak bardzo jesteś ranny? 7 Mróz ma trochę ponad sześć stóp1, więc kiedy siedziałam, a mikrofon był dostosowany do mojego wzrostu, musiał się pochylić. Nawet z taką ilością broni poruszał się z gracją. Ale pochylając się nad mikrofonem wyglądał dziwnie. W tej chwili zastanowiłam się, czy kiedykolwiek miał do czynienia z mikrofonem, potem jego głęboki głos odpowiedział na pytanie. - Nie jestem ranny - wyprostował się i zobaczyłam ulgę na jego twarzy. Odsunął się od kamer, jakby myślał, że może tak łatwo odejść. Wiedziałam lepiej. - Ale to twoja krew była na Księżniczce? Jego ręka ścisnęła rękojeść krótkiego miecza. Dotykanie broni zawsze znacz...
dianusia151