Przemówienie Orbanai.doc

(51 KB) Pobierz
Jeśli dacie z siebie wszystko, to zwycięstwo was nie ominie

Jeśli  dacie z siebie wszystko, to zwycięstwo was nie ominie

 

http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=12259&Itemid=47

 

Przemówienie Viktora Orbána na wielkim wiecu wyborczym Fideszu

Posted by Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia 2014-4-2

 

Budapeszt, Plac Bohaterów, 29 marca 2014

Pozdrawiam pana Istvána Pásztora, przywódcę Węgrów w Wojewodinie. Pozdrawiam pana Josepha Daula, przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej, który zaszczycił nas swoją wizytą i wsparciem. Pozdrawiam wszystkich Państwa, uczestników Marszu Pokoju. Bóg Was przyprowadził!

Znów zebraliśmy się ze wszystkich zakątków kraju, od Debreczyna po Szopron, od Kézdivásárhely [w Siedmiogrodzie] po Szabadkę [Subotica w Serbii], od Beregszász [Berehowo na Zakarpaciu] po Komárom [Komarno, na granicy  Słowacji z Węgrami].

Bóg nas wspierał, więc mogliśmy dotrwać do dnia dzisiejszego. Za osiem dni, w przyszłą niedzielę my, naród węgierski, w wolnych i demokratycznych wyborach będziemy mogli zadecydować o naszej przyszłości. Cztery lata naszych rządów dobiegły końca. Mamy nadzieję, że to pierwsze czterolecie. Dziś zebraliśmy się tu, by powiedzieć jeden drugiemu, całemu krajowi i światu: prosimy o kolejne cztery lata! Jeszcze cztery lata!

To najwłaściwsze miejsce, moment i okoliczności, bym prosto z serca wyznał, jak bardzo jestem Państwu wdzięczny. Wdzięczny jestem, że daliście mi tę możliwość, że obdarzyliście mnie chwalebnym zaszczytem służenia jako pierwszy minister. Mogłem służyć Państwu i mojej Ojczyźnie. Nie ma większego posłannictwa i większej chwały.

Pracując wspólnie z Wami, razem przekształciliśmy Węgry. Przebudowaliśmy i odnowiliśmy, unowocześniliśmy i zelektryfikowaliśmy je. Zniszczony, zacinający się i zdezelowany pojazd zmieniliśmy w sprawny, szybki i odważny samochód wyścigowy. Z Węgier podupadających, chwiejących się na krawędzi bankructwa, pozbawionych poczucia własnej wartości i pewności siebie, podnieśliśmy się jako naród z dnia na dzień wzrastający w siłę, przywracający poczucie swej wartości i wiary w siebie. Staliśmy się narodem, który na nowo godny jest swej wielkiej sławy i który stoi wobec wspaniałej przyszłości.

W przyszłą niedzielę będziemy głosować w wolnym kraju. Dobrze pamiętamy, że nie zawsze tak było. Węgrzy złożyli wiele ofiar, przelali wiele krwi i potu, byśmy mogli w wolnym kraju, w sposób wolny decydować o naszej przyszłości.

 Przed dwudziestupięciu laty również spotkaliśmy się na tym Placu [Bohaterów]. Tu wszystko się zaczęło. Tu, na tym Placu rozpoczęło się oswobadzanie Węgier. Tu wprost wykrzyknęliśmy światu, prosto w oczy, że pogardzamy tymi, którzy zdradzają naszą Ojczyznę, że gardzimy tymi, którzy zaciągają się na żołd obcych najeźdźców.

Wtedy wykrzyczeliśmy światu, że nie pozwalamy, by jeszcze raz odebrano i pogrzebano naszą przyszłość. Nieprzypadkowo przybyliśmy więc dzisiaj właśnie tutaj. Duch tego miejsca, plac Bohaterów daje nam siłę, ale i zobowiązuje. Tu panuje duch tych bohaterów, którzy nie poddali się ani własnym lękom, ani przeważającym ich siłom, którzy zawsze byli wytrwali i w końcu zwyciężali. My pragniemy tego samego. Chcemy, by ten Plac był dla nas przypomnieniem. Niech przypomina nam czasy, w których byliśmy młodzi, odważni i zdecydowani. Niech przypomina nam, że przez dwadzieścia lat, nie oszczędzając mięśni, żył i potu, zmagaliśmy się i walczyliśmy, ale zawsze z honorem. Ale niech nam też przypomina, że gdy już udawało się pójść do przodu, zawsze pojawiali się starzy towarzysze, którzy wciąż wstecz kopali tarczę czasu, a wraz z nią chcieli cofać w przeszłość nasze życie.

Pamiętajmy, tak działo się przez dwadzieścia lat. Pamiętajmy jednak i o tym, że my, którzy dziś tu jesteśmy, nigdy się nie poddaliśmy. Osiągaliśmy świetlane zwycięstwa, ale ponosiliśmy też ciężkie, bolesne porażki. Gdy cierpieliśmy przegrane, nie uciekaliśmy, nie rozbiegaliśmy się i nie szukaliśmy indywidualnych ścieżek ratowania siebie, lecz trwaliśmy, wytrwaliśmy i zachowaliśmy jedność. Nie porzuciliśmy szeregu i czekaliśmy na odpowiedni czas.

Po dwudziestu latach, gdy wszyscy mieli już dość niezgody i starych towarzyszy, zjednoczyliśmy się wreszcie, i w kwietniu roku 2010 zrobiliśmy rewolucję, konstytucyjną rewolucję. Ogłosiliśmy światu tak, by w całej Europie dobrze każdy usłyszał i zrozumiał, że Węgrzy nie potrzebują więcej ani komunizmu, ani socjalizmu, ani lewicowego balu przebierańców, którym naśladowcy Beli Kuna już od stu lat chcą zabawiać Europę. Dosyć już świętoszkowatej komedii, biurokratów i wielkich kapitalistów powołujących się na robotników. Dosyć udawania, dosyć sztuczek i kłamstw! Zapewne pamiętacie, zakasaliśmy rękawy, zebraliśmy siły i stanęliśmy do pracy. Do czego nie mieliśmy siły przez dwadzieścia lat, tego dokonaliśmy w ciągu czterech lat. Zrobiliśmy wszystko, co było można, czasem wydawało mi się nawet, że i więcej.

Gdy kiedyś opiszą nie mającą precedensu historię tych czterech lat, napiszą, że Węgrzy w roku 2010 stworzyli w nowoczesnej Europie bezprzykładną jedność. Napiszą, że Węgrzy wprowadzili zrównoważony, sprawiedliwy rozdział kosztów publicznych, przenosząc je również na banki i multinacjonalne korporacje. Napiszą, że choć graniczyło to z cudem, Węgrzy zawrócili swój kraj znad krawędzi bankructwa i w ciągu czterech lat stworzyli w nim powoli, ale solidnie wzrastającą gospodarkę. Napiszą też, Szanowni Panie i Panowie, że Węgrzy podjęli się rzeczy niemożliwych, lecz w końcu wywalczyli sukces w walce z goliatami finansjery, z armią imperialnych biurokratów i z falami dunajskiej powodzi. Napiszą jeszcze, że Węgrzy obronili swoje miejsca pracy, a nawet stworzyli setki tysięcy nowych.

Napiszą, że wyzwolili się z „pomocnego” uścisku Międzynarodowego Funduszu Walutowego, oddłużyli swoje wioski i miasta, i wyrwali się z pułapki zadłużenia. I napiszą również, że z wielką odwagą, wbrew połowie świata Węgrzy stworzyli swoją własną Konstytucję, powrócili do swych chrześcijańskich korzeni i połączyli w jedno swój rozdrobniony w Basenie Karpackim i rozsiany po świecie naród. Pokazaliśmy, że i tak można pisać historię. Nie tylko bronią, przemocą i krwią, jak to zresztą było w zwyczaju w tej części świata. Można to czynić solidarnością, jednością i zgodą, gotowością do ofiar i wysiłkami, po węgierskiej myśli.

Moi Drodzy Przyjaciele!

Teraz może nastąpić drugi rozdział tej wspaniałej historii. Teraz winniśmy pokazać, że to, co uczyniliśmy, nie było żadnym słomianym zapałem, lecz oprzytomnieniem, oświeceniem i zmartwychwstaniem z ruin. To nie był jednorazowy świetlny fenomen, lecz światło słoneczne nowego czasu. Nie jednorazowy popis, nie błyskawica, lecz wyzwolona z łańcuchów, całunów i rdzy nasza dusza, nasz prawdziwy charakter. Nasze prawdziwe ego. Tacy właśnie jesteśmy: zjednoczeni i mocni, wolni i świadomi swych obowiązków, odważni i trzeźwi, ludzcy i kochający Ojczyznę.

Drodzy Przyjaciele!

Dziś wielu nas się tu zgromadziło. I wielu, pozostając w swoich domach, jest tu z nami. Setki tysięcy i miliony Węgrów. Ilu ludzi, tyle różnych, jedynych w swoim rodzaju dróg życiowych. Lecz obok wszelkiej różnorodności, inności i niepowtarzalności jest coś, co nas jednoczy, pociąga w tym samym kierunku i stawia nas jeden obok drugiego. My wszyscy, każdy z nas, mamy jedną pasję. Naszą wspólną pasją są Węgry. My, którzy tak licznie się tu zgromadziliśmy, być może jak nigdy dotąd w historii Węgier, nie staliśmy się niewolnikami żadnej politycznej doktryny,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin