Tracąc nas - rozdział 8.pdf

(3195 KB) Pobierz
0
1
Rozdział 8
2011, lipiec
Krzątałam się po łazience myjąc zęby. Przyjrzałam się swojej twarzy w lustrze i zrobiłam
dziwną minę, po czym się roześmiałam plując pastą. Ble. Jęknęłam i wszystko starłam, po czym
wypłukałam usta. Miałam naprawdę świetny humor! Wszystko wydawało się radosne i
sprawiało, że się śmiałam. Przymrużyłam powieki, wpatrując się w swoje odbicie i
zmarszczyłam nos. Nie byłam taka brzydka. W sumie.
Odwróciłam głowę w stronę otwierających się drzwi i od razu uśmiech się poszerzył.
- Przepraszam - usłyszałam od progu, lecz potrząsnęłam głową.
- Daj spokój, myję zęby, a nie... no nie wiem, coś innego! - roześmiałam się, wyrzucając
ręce w powietrze i zaczęłam iść w stronę swoich rzeczy.
Po drodze podeszłam do Tobiasa i pocałowałam go z uśmiechem. Zmarszczyłam nos i
wyszłam z łazienki, zostawiając go samego, po czym niemalże w podskokach pobiegłam do
pokoju.
Zakochałam się w starym drewnie! Było ono takie ciepłe, przytulne. Pozytywne. Huh,
wszystko było niesamowicie pozytywne! Poczułam wibracje i wzięłam telefon do ręki. Od razu
uśmiech zszedł mi z ust.
1 nowa wiadomość od Tristana.
Otworzyłam ją, przewracając przy ty, oczami.
Tristan: Jak się bawisz, kochanie? ;*
Miałam ochotę spytać kogo teraz obraca, lecz odpuściłam to sobie. Nie chciałam psuć
dobrego humoru, na który zasłużyłam.
Musicie coś wiedzieć: nie spotykałam się z nim. Nigdy w życiu nie widziałam go na
żywo. Pisałam z nim od pół roku i przez pewien czas był kimś, kto sprawiał, że się uśmiechałam.
Był kimś, komu zaufałam i się zaangażowałam, chociaż sama nie miałam pojęcia czemu. Potrafił
słuchać, zawsze wiedział co powiedzieć. Był czuły i troskliwy. I miał do mnie przyjechać. I
prawdopodobnie by się tak stało, gdybym się nie dowiedziała kilka dni wcześniej, że przeleciał
dziewczynę, która była dla mnie jak siostra.
Nigdy więcej nie potrafiłam być dla niego taka jak kiedyś.
Może to miało też jakiś związek z tym, że zawsze jak wyjeżdżałam - nawet na 3 dni - on
zawsze z kimś flirtował, podczas mojej nie obecności.
I chociaż nigdy się nie spotkaliśmy, zdrada mnie zabolała. Nie powinnam była niczego
oczekiwać, lecz... kurcze, wierzyłam, że jeśli ktoś mówi, że kocha, to właśnie tak czuje. Może z
2
drugiej strony dlatego też łatwiej było mi wybaczyć. Zabawne - zawsze byłam tą, która
najgłośniej krzyczała, że nie wybaczyłaby zdrady.
Wiedziałam natomiast, że nie potrafiłabym zrobić tego, gdyby to było bardziej...
zaawansowane. Nie wiedziałam co to tak naprawdę znaczyło. Pewnie chodziło o to, że to nie
było aż tak silne. Nie można zbudować stabilnego związku, jeśli nigdy się tej osoby nie widzi,
nie słyszy. Nie czuje.
Gdybym była z kimś fizycznie, poznała to uczucie, gdy ktoś... nie wiem. Wiedziałam, że
gdyby zrobił to Tobias, załamałoby to mnie. Mimo krótkiego czasu, zaufałam mu i miałam
nadzieję, że to w jakiś tajemniczy, niespotykany sposób przetrwa. I byłam pewna, że jeśli tak się
stanie, on mnie nie zdradzi.
Otrząsnęłam się z rozmyśleń i weszłam do pokoju, rzucając rzeczy na swoją walizkę i
uśmiechnęłam się do dziewczyn, przeglądających swoje ubrania.
- Jak bardzo żałośnie zabrzmię, gdy powiem, że nie mam w co się ubrać? - spytałam
wydymając wargi i roześmiałam się, na widok min dziewczyn.
- TAK! - zawołały, potrząsając głowami.
Jęknęłam żałośnie i przejrzałam swoje ciuchy, lecz wiedziałam, że nie wzięłam tego, co
powinnam.
Choćbym się dwoiła i troiła, nie znalazłabym w walizce kurtki, ponieważ jej nie wzięłam.
***
- Tak straszyliście, że będzie zimno, a ja się gotuję! - zawołałam roześmiana,
przeskakując ponad konarem powalonego drzewa.
- Lepiej się zabezpieczać - zawołał ktoś z tyłu.
- O tak, to na pewno - mruknęłam roześmiana i przytuliłam się do skarpy, przechodząc
wąską ścieżką nad urwiskiem.
Kiedyś już byłam w górach, ale chyba nie tak naprawdę. W sensie, szłam szlakami
turystycznymi, bezpiecznymi, szerokimi drogami, gdzie jedyną różnicą było to, że były po
prostu pochyłe. Podobał mi się taki sposób chodzenia po górach. Na skróty, nad urwiskami, pod
powalonymi drzewami, z ryzykiem. Tak, wiem, to znowu moje zapędy autodestrukcyjne.
Lubiłam adrenalinę. Najbardziej w momencie, kiedy spod stopy usunęła mi się ziemia i
zaczęłam krzyczeć. Na szczęście odskoczyłam w porę oraz zrobiłam wielkie oczy, kiedy kilka
osób na mnie spojrzało. Wszystko było w porządku. Przynajmniej tak powiedziałam.
- Błoto? Nie przejdę przez błoto! - odwróciłam się, roześmiana.
- Kto ubiera balerinki w góry? - spytał Mike, na co wywracam oczami. Empatia.
- Wcale nie jest tak źle - powiedziałam do Bei, wzruszając ramionami. - Wygląda na
głębokie, ale wcale takie nie jest.
- Ale i tak wciąż to błoto - śmieje się kobieta.
- Przeniosę cię. Obejmij mnie za szyję - rzucił Tobias, podchodząc do niej.
3
Rozchyliłam wargi, lecz szybko je zacisnęłam. Nie wiedziałam co tak naprawdę
poczułam w brzuchu, lecz było to conajmniej dziwne. Nieznacznie się uśmiechnęłam, widząc jak
bierze ją na ręce i przenosi przez błotną kałużę. Kiedy ją postawił, odwrócił się i uśmiechnął
widząc, że wciąż stałam na brzegu. Teraz ten uśmiech trochę mnie zirytował.
- Ciebie też przenieść? - spytał, odwracając się w moją stronę.
- Nie, poradzę sobie sama - mruknęłam i przeskoczyłam kałużę w trzech ruchach.
- Nie bądź taka... - zaśmiała się cicho Bea, kiedy przechodziłam obok.
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz - westchnęłam, nie oglądając się za siebie.
***
- Hej, coś się stało? - spytała Melissa, idąc ze mną ramię w ramię.
- Nie, dlaczego pytasz? - roześmiałam się, stając na brzegu urwiska.
Pode mną była prosta ściana skalna. Nie dawałam szans na przeżycie komuś, kto by
spadł, tym bardziej, że na dole jak noże, stały martwe, łyse konary drzew. Trochę dalej
widziałam porośnięte drzewami zbocze, u którego podnóża płynęła rzeka. W sumie w głowie nie
miałam żadnej myśli. Patrzyłam na krajobraz tworzący się naprzeciw mnie i poczułam w głowie
całkowitą pustę. Kompletnie żadnej myśli, żadnego uczucia. Absolutna pustka.
- Em, idziemy - zawołała Evey, na co skinęłam głową i wróciłam na ścieżkę, zostając
trochę w tyle.
- Powiesz co się stało? - spojrzałam zaskoczona na Lis, która zmaterializowała się obok.
- Naprawdę, wszystko okey - westchnęłam, uśmiechając się nieznacznie.
Obejrzałam się do tyłu i zobaczyłam Tobiasa stojącego na powalonym pniu drzewa.
Poczułam jak mięśnie brzucha zacisnęły mi się nieprzyjemnie i wciągnęłam wargi do środka.
Nie wiedziałam o co chodziło. Nie byłam zazdrosna, w końcu nie byłam idiotką. Bea była dla
mnie jak ciocia. Albo w sumie dwa razy starsza siostra. Zamężna i z synkiem młodszym ode
mnie o kilka lat. Więc dlaczego mimo wszystko czułam to dziwne coś w środku?
Potrząsnęłam głową i westchnęłam cicho, czując ból głowy.
- Dogonię cię - odparłam, uśmiechając się nieznacznie.
Brunetka spojrzała to na mnie, to na chłopaka i uśmiechnęła się, kiwając głową, po czym
ruszyła w stronę pozostałych. Ponownie spojrzałam na krajobraz. Ta obezwładniająca pustka
niosła coś kojącego, uspakającego. Przymrużyłam powieki, patrząc na słońce, po czym
zamknęłam je całkowicie, czując promienie palące moją skórę.
- Nie spadnij - usłyszałam go za sobą, więc powoli wycofałam się na ścieżkę, kiwając
głową.
- Nie spadnę - odparłam, uśmiechając się nieznacznie.
- Coś się stało?
- Jeszcze raz usłyszę to pytanie, to kogoś skrzywdzę - jęknęłam wsuwając dłonie do
kieszeni spodni.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin