Ziemianski Andrzej_Zaklad zamkniety.rtf

(454 KB) Pobierz
Ziemianski Andrzej_Zaklad zamkniety

 

Andrzej Ziemiański

 

ZAKŁAD
ZAMKNIĘTY


Kester wytarł ręce pobrudzone świeżą, lepką ziemią w poły kurtki. Tak wielkiego korzenia nikt jeszcze nie znalazł. Wyjął z kieszeni zaostrzony na kamieniu kawałek blachy i ostrożnie zaczął nim oskrobywać warstwę ziemi, za którą ukazała się biała powierzchnia zdrewniałej tkanki, ukrywającej jadalny miąższ. Obejrzał zdobycz dokładnie ze wszystkich stron, nie było śladu brązowych plam sygnalizujących zgniłe wnętrze. Schował blachę, służącą mu za nóż do kieszeni i ruszył w kierunku bungalowu. Był tak zadowolony, że prawie uśmiechał się mijając, rozgrzebujące rękami ziemię, grupki współwięźniów.

Dziś wagowym był Stolp. Kester nie cierpiał tego małego, zarozumiałego i pewnego siebie człowieczka. Nie lubił go jak zresztą wszystkich pozostałych. Zdążył ich dokładnie znienawidzić w czasie przymusowego, wspólnego życia. Na pamięć znał stereotypy ich zachowań, ich reakcje, wszystkie przyzwyczajenia i nawyki. Nawet w jego świadomości tkwiły cudze wspomnienia, opowiadane w jesienne wieczory, kiedy nie można było zasnąć, bo cienkie, nieszczelne ściany bungalowów uginały się pod podmuchami wiejącego od strony pustyni wiatru i nie chroniły przed jego lodowatym tchnieniem.

Stolp był jak zwykle w dobrym humorze. Czekał przed drzwiami, wygodnie rozparty na podartym kocu rozłożonym wprost na ziemi. Zobaczywszy Kestera podniósł się dość szybko, jakkolwiek zaznaczając, że robi to od niechcenia. Na widok olbrzymiego korzenia tylko gwizdnął przez zęby. Pochwycił go chciwym ruchem i przez chwilę wydawało się, że schowa go dla siebie. Podobno robił kiedyś takie numery słabszym, ale rzut oka na szerokie bary Kestera, na jego potężne, silne dłonie i ten szczególny wyraz twarzy cechujący zdecydowanie i determinację, starczył, by ze spokojem wszystko jedno udanym czy naturalnym położył korzeń na wadze. Powoli, jakby celebrując każdy ruch zmieniał na drugiej szali odważniki.

Cztery i pół kilograma oznajmił wreszcie. Nie ma co, udało ci się stary. Przez chwilę kreślił jakieś znaki na ziemi.

To wychodzi trzynaście godzin i czterdzieści pięć minut. Ale masz szczęście, dziś już nie musisz nic robić, jutro cały dzień i jeszcze pojutrze masz prawie dwie godziny wolnego...

Kester nie słuchał dalej, wyminął gadającego Stolpa i wszedł do swojego baraku. Wnętrze pozbawione było niemal sprzętów i jeśli nie liczyć sześciu prycz oraz małego zbiornika z wodą, nic nie wskazywało na to, że jest to pomieszczenie mieszkalne. Brakowało nawet oświetlenia i gdyby nie wpadające przez szczeliny w dachu i ścianach promienie słoneczne byłoby tu całkiem ciemno. Niestety, katorżnicza z braku jakichkolwiek narzędzi, praca przy wydobywaniu korzeni, stanowiących jedyny na tym terenie pokarm, zużywała dokładnie wszystkie siły ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin