13Felix, Net i Nika oraz Klątwa Domu McKillianów.txt

(719 KB) Pobierz
Rafał Kosik
Felix, Net i Nika oraz Klątwa Domu McKillianów

ISBN: 978-83-64384-34-9

Wydawca:
Powergraph
ul. Cegłowska 16/2
01-803 Warszawa
tel. 22 834 18 25
e-mail: powergraph@powergraph.pl
www.powergraph.pl

Copyright © 2014 by Rafał Kosik
Copyright © 2014 by Powergraph
Copyright ©2014 for the cover and illustrations by Rafał Kosik and Jan Kosik
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved. 

PROJEKT GRAFICZNY: Rafał Kosik i Jan Kosik
REDAKCJA: Kasia Sienkiewicz-Kosik
KOREKTA: Maria Aleksandrow

Wyłączna dystrybucja:

Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp.j.
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki
tel. 22 721 30 00 / 11

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer
Spis treści
1. Nie pozwólcie, żeby był tam smutny
2. Większość katastrof wydarza się podczas lądowania
3. Wściekły Borsuk
4. Po tym jeziorze się nie pływa
5. A może zrobiliśmy dokładnie to, czego od nas oczekiwano
6. To tylko wyobraźnia
7. Lord McKillian zwyczajnie ściemnia
8. To nie jest zwykły sen
9. To nie jest tak, jak pan myśli
10. Machinownia
11. Widzę, że państwo nieźle się bawią
12. Panienka raczyła krzyknąć
13. Częste mycie skraca życie
14. Nie chcę tego zwiedzać ponownie
15. Czemu jeszcze nikt nas nie goni?
16. Adresat nieznany
17. Umarła za życia, żyć będzie wiecznie
Epilog
Dla Cabana
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
1. Nie pozwólcie,
żeby był tam smutny
W sali gimnastycznej Gimnazjum Numer Trzynaście imienia profesora Stefana Kuszmińskiego, umieszczonej dziwnym kaprysem architekta na ostatnim piętrze, robiło się coraz cieplej. Apel kończący rok szkolny ciągnął się niemiłosiernie. Kilkuset gimnazjalistów zgodnie nudziło się, zerkało na przemian to na zegarki, to na błękitne niebo, zielone liście topól i kasztanów za oknami. Wszyscy myślami byli już na wakacjach. Oceny znali, a osobiste odbieranie świadectw z paskiem z rąk dyrektora magistra inżyniera Juliusza Stokrotki było wątpliwym wyróżnieniem.
Jedna osoba oczekiwała wyczytania swojego nazwiska z radosną niecierpliwością. Tą osobą był Net Bielecki. Szczupły i wysoki okularnik z kasztanową fryzurą typu „nieostrożny elektryk” wyróżniałby się z tłumu, nawet gdyby się nie wychylał i nie wiercił przy każdym wyczytywanym nazwisku. A tymczasem wychylał się i wiercił. Nika Mickiewicz, rudowłosa dziewczyna w białym T-shircie, szkockiej spódniczce i nieodłącznych Martensach, też się uśmiechała, choć, w odróżnieniu od przyjaciela, nie wyciągała szyi i nie napinała się przy każdym wyczytywanym nazwisku. Po drugiej stronie Neta siedział Felix Polon, przystojny blondyn. W przeciwieństwie do przyjaciół nie przejmował się tym, co się dzieje na podwyższeniu, tylko wykorzystywał czas, by skończyć czytanie powieści Człowiek w labiryncie ukrytej w otwartym plecaku.
Net podskoczył, gdy z ust dyrektora padło „Biedrzycki”.
— Już myślałem, że Bielecki — mruknął z zawodem.
Nika pochyliła się do niego i szepnęła:
— Spokojnie. Wyczytują klasami. Na razie wciąż jeszcze pierwsze.
— Wiem. Ale nie chcę przegapić.
Dziewczyna pogłaskała go po ramieniu. Net był wybitnie uzdolnionym informatykiem, czego nie mógł znieść Eftep, nauczyciel informatyki w tej szkole. Przy każdej okazji ze zwykłej zazdrości gnębił chłopaka. Ten apel był dla Neta szczególny, Eftep miał mu bowiem osobiście wręczyć dyplom potwierdzający pierwsze miejsce w ogólnopolskiej olimpiadzie informatycznej. Nauczyciel próbował scedować to przykre dla niego zadanie na dyrektora. Nie udało się. A to oznaczało, że Net będzie miał swoją chwilę satysfakcji.
— Źrebię orła na sześć liter — mruknął siedzący za nimi Gilbert.
Net odwrócił się do niego.
— Rozwiązujesz krzyżówkę? Jak jakaś babcia?
— To krzyżówka schizofreniczna — wyjaśnił Gilbert, nie podnosząc wzroku znad zeszytu z krzyżówkami. — Babcia by jej nie przeszła.
— Pisklę — podpowiedziała Nika.
— Niestety. Pierwsza „r”.
Wreszcie przyszła kolej na klasę drugą „a”.
— Nika Mickiewicz — oznajmił z oficjalnym uśmiechem dyrektor.
Nika wstała.
— Mickiewicz?! — jęknął Net. — Przecież Bielecki jest wcześniej.
Powiedział to nieco za głośno. Nika zamarła w pół pierwszego kroku. Nauczyciele, siedzący na podwyższeniu przy stole przykrytym zielonym suknem, zaczęli z niepokojem przeglądać papiery.
— Yyy… — Dyrektor Stokrotka zamrugał w zakłopotaniu i z wyrazem bezradności na twarzy obejrzał się na grono pedagogiczne.
— Teraz świadectwa z paskiem — syknęła Nika, nachylając się do Neta. — Dyplomy będą potem.
— Oj… — Net przygarbił się. — Trema mnie zżera.
Czując na sobie spojrzenia całej szkoły, wstał z ociąganiem, z zamiarem wyjaśnienia sytuacji. Tyle że nie wymyślił jeszcze żadnego wyjaśnienia.
— Chodzi o to, że byliśmy na poczcie… — Net rozłożył ręce. — I tam są takie numerki… I jak tam byliśmy kiedyś, to miałem… wcześniejszy…
Usiadł szybko, pociągnięty przez Felixa.
— Nic nie mów — syknął Felix. — Z każdym słowem jest coraz gorzej.
— Net, ty przecież nie masz świadectwa z paskiem — wyjaśniła pani Jola, wychowawczyni.
— Gdybyś poprawił geografię, historię i polski na jakieś siódemki z plusem, to kto wie? — dodała geograficzka.
Sala odpowiedziała cichym pomrukiem rozbawienia. Net przygarbił się jeszcze bardziej. Nika tymczasem odebrała swoje świadectwo. Była chyba piętnastą osobą, która wychodziła na podwyższenie, więc nikomu nawet nie chciało się udawać, że klaszcze.
Kilka minut później wręczono ostatnie świadectwo z paskiem i Net ożywił się ponownie. Do mikrofonu, zamiast Eftepa, podszedł jednak Czwartek, fizyk. Uśmiechnął się, w odróżnieniu od dyrektora, szczerze, i przeczytał:
— Felix Polon.
Felix najspokojniej w świecie wstał i ruszył do przejścia.
— To pomyłka! — Net uniósł się i zaraz opadł z powrotem. — Ja miałem…
— Nie dostałeś dyplomu z międzyszkolnego konkursu wynalazczości, Net — uprzedził go pan Czwartek. Dzięki temu dyrektor nie musiał mówić „Yyy…”, a nauczyciele przerzucać papierów. — Zaczekaj na swoją kolej.
Felix uścisnął dłoń fizyka i wrócił na miejsce z dyplomem.
— Międzyszkolny konkurs wynalazczości? — przeczytał szeptem Net. — Nic nie mówiłeś.
— Tak sobie wysłałem. — Felix wzruszył ramionami. — Nie sądziłem, że ktoś to doceni.
— A co wysłałeś?
— Żyrokompas od Golema Golema. Zapasowy. Odpisali, że to nie może działać, ale jest bardzo pomysłowe.
— Powiedzieli, że nie może działać, ale dali pierwsze miejsce?
— Widocznie inne wynalazki… jeszcze bardziej nie mogły działać.
Golem Golem był androidem1 skonstruowanym przez Felixa, zaprogramowanym przez Neta i nauczonym empatii przez Nikę. Żyrokompas pozwalał mu utrzymać równowagę. Z pewnością działał, i to działał doskonale, bo Golem Golem potrafił chodzić, biegać i wykonywać wiele innych skomplikowanych czynności.
Net oklapł i przestał podrygiwać przy każdym nazwisku. Zamyślił się, aż Nika trąciła go łokciem.
— Biegnij…! — szepnęła.
— Co? — Spojrzał na nią z zaskoczeniem i zrozumiał. Przy mikrofonie stał Eftep i miał bardzo nieszczęśliwą minę. Net wstał i triumfalnie wyszedł z rzędu. No, prawie triumfalnie, bo potknął się o ostatnie krzesło i niemal się wygrzmocił na środku sali. Podskoczył, udając, że było to celowe, i wolno podszedł do podwyższenia. Na samo podwyższenie nie wszedł, lecz wkroczył z miną zbliżoną do tej, jaką musiał mieć generał MacArthur, przyjmując kapitulację Japonii.
Eftep mruknął coś niewyraźnie i wręczył mu dyplom w teczce z logo Ministerstwa Edukacji.
— Przepraszam…? — Net uniósł brwi. — Nie dosłyszałem.
— Gratulacje… — bąknął nauczyciel i wyciągnął dłoń.
Net uścisnął ją i zapytał zachęcającym tonem:
— Z okazji…?
Eftep zakaszlał i między kaszlnięciami wydukał:
— wyghrrr… aniahrrr… olimhrrr… piadyhrrr….
— Jakiej olimpiady?
Nauczyciel spojrzał na niego z nienawiścią.
— Informatycznej — powiedział, tyle że nie do mikrofonu.
— Dzięki… — Net skinął głową i wreszcie puścił jego rękę. Triumfalnie uniósł nad głową dyplom. Owacji jednak nie było, ale niezrażony tym chłopak wolno wrócił na miejsce.
— Zemści się w trzeciej klasie — zauważyła szeptem Nika.
— Gorzej niż dotychczas to już nie będzie — zbagatelizował Net. — Przejdzie mu przez wakacje. Zresztą, jak mam ten dyplom, to może mi nafiukać.
— Ta ocena Bieleckiego to chyba wynik rzutu monetą w tej całej niekompetentnej komisji — mruknął jeszcze Eftep, niby przypadkiem stojąc obok mikrofonu.
— Reszka! — wykrzyknął Gilbert i zapisał coś w zeszycie. Zorientował się, że wszyscy na niego patrzą. — No… źrebię orła na sześć liter. Reszka.
Apel dopełzał do końca. Wreszcie, po krótkiej wstawce muzycznej, do mikrofonu wrócił dyrektor i zrobił uroczystą minę.
— Cóż, pozostaje mi podziękować personelowi podległej mi placówki — zaczął podniosłym tonem. Pani Jola skrzywiła się, słysząc pierwsze zdanie, a pan Czwartek zawczasu pochylił głowę i dyskretnie zasłonił oczy. — Muszę również pogratulować naszym podopiecznym wytrwałej pracy przez cały rok. Przy tej okazji szczególnie pragnę wyrazić moje szczere i niewymuszone wyrazy uznania oraz pogratulować serdecznie pracowitej i cierpliwej oraz jakże owocnej…
Właściwie to nikt już nie słuchał przemówienia. Uczniowie znów skupili uwagę na dyrektorze, dopiero gdy poznali po intonacji głosu, że zbliża się do końca.
— … dlatego życzę wam i nam — Stokrotka wskazał ciało pedagogiczne — udanych, słonecznych, ciepłych, bezdeszczowych wakacji! A teraz możecie wstać i odnieść krzesła do swoich klas.
Ostatnie zdania zagłuszył rumor przesuwanych krzeseł. Po chwili ciało pedagogiczne, z dyrektorem magistrem inżynierem Juliuszem Stokrotką na czele, zostało na wprost sali pełnej stojących bądź leżących bezładnie krzeseł.
* * *
Pożegnanie z klasą było krótsze, ale zdecydowanie bardziej osobiste. Pani Jola życzyła wszystkim udanych wakacji i zaczęła intensywnie wycierać nos, jakby dostała nagłego ataku kataru. Felix, Net i Nika wyściskali wychowawczynię, kolegów i...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin