A. J. Quinnell - Najemnik.txt

(505 KB) Pobierz
   A.J.QUINNELL
   Najemnik
   Tłumaczyła : Anna więtochowska
   
   PROLOG
   
   Zima w Mediolanie. Na podmiejskiej alei stłoczyły się rzędem drogie samochody. W dużym budynku ukrytym za drzewami, rozległ się cichy dwięk dzwonka i po chwili opatulona przed wiatrem dzieciarnia zbiegła po stopniach i rozpierzchła się ku ciepłu oczekujšcych wozów.
   Omiolatek Pepino Machetti nacišgnšł na siebie kołnierz płaszcza przeciwdeszczowego i ruszył popiesznie do rogu, gdzie szofer jego ojca zawsze parkował niebieskiego Mercedesa. Kierowca dojrzał, że nadchodzi i pochylił się, aby otworzyć drzwi. Pepino z wdzięcznociš dał nura w skórzane ciepło, drzwi zatrzasnęły się cicho i samochód ruszył. Chłopak z trudem zdjšł pelerynę. Dopiero jak dojechali do następnej przecznicy podniósł wzrok i stwierdził, że za kierownicš nie siedzi Angelo. Kiedy już miał na ustach pytanie, Mercedes ponownie zatrzymał się przy krawężniku i na miejsce obok chłopca usiadł zwalisty mężczyzna. Kierowca cierpliwie poczekał na przerwę w kawalkadzie powracajšcych do domu, po czym gładko odjechał od krawężnika. Był dopiero styczeń, a Pepino Machetti stanowił już trzeciš ofiarę porwania w tym roku.
   
   W korsykańskim porcie Bastia było wyjštkowo ciepło jak na tę porę roku, co skłoniło jednego z włacicieli barów do wystawienia krzeseł i stolika na wykładany kocimi łbami chodnik. Samotny mężczyzna siedział popijajšc whisky i obserwował przystań, w której prom do Livorno szykował się do wyjcia w morze.
   Mężczyzna spędził tam już dwie godziny i tak często prosił o dolewkę kiwnięciem w stronę wnętrza, że w końcu właciciel przyniósł mu butelkę i duży talerz czarnych oliwek.
   Mały chłopiec siedział na krawężniku po drugiej stronie ulicy i z uwagš wpatrywał się, jak mężczyzna raz za razem popija oliwkę whisky.
   Panował spokój, jako że sezon turystyczny już się skończył i obcy człowiek skupiał na sobie całš uwagę chłopca. Mężczyzna wzbudzał jego ciekawoć. Otaczała go dziwna aura milczenia i tajemnicy. Nie wodził wzrokiem za z rzadka przejeżdżajšcymi samochodami, po prostu patrzył na przystań i prom. Od czasu do czasu rzucał okiem na chłopca, ale w spojrzeniu nie pojawił się nawet cień zainteresowania. Nad jednš z brwi miał pionowš bliznę, a druga blizna przecinała mu podbródek. Jednak uwagę chłopca skupiały przede wszystkim oczy. Szeroko rozstawione, o ciężkich powiekach. Nieco zmrużone, jakby w reakcji na dym papierosowy, chociaż wcale nie palił.
   Chłopiec słyszał, jak zamawia whisky płynnš francuszczyznš, ale domylał się, że nie jest Francuzem. Rzeczy, które miał na sobie: ciemnoniebieskie, sztruksowe spodnie, drelichowa marynarka oraz czarna koszulka polo, wyglšdały na drogie, ale i porzšdnie znoszone, podobnie jak walizka, stojšca u jego stóp. Chłopiec miał spore dowiadczenie w oszacowywaniu obcych, a zwłaszcza ich kondycji finansowej. Jednak tym razem nie wiedział, co myleć.
   Mężczyzna spojrzał na zegarek i wylał do szklanki resztkę whisky. Wypił jš jednym haustem, podniósł walizkę i przeszedł przez ulicę.
   Chłopiec bez ruchu siedział na krawężniku i obserwował, jak się zbliża. Figura przypominała twarz - kwadratowa, dopiero gdy znalazł się całkiem blisko, chłopiec zauważył, że jest wysoki, ma dobrze ponad metr osiemdziesišt wzrostu. Szedł lekko, co zupełnie nie pasowało do jego ciężkiej budowy. Stopy stawiał na ziemi najpierw zewnętrznš stronš.
   Przechodzšc obok, spojrzał w dół, a chłopiec stwierdził, że pomimo całej wypitej whisky, szedł swobodnie i równo. Chłopiec zerwał się na równe nogi i przebiegł przez ulicę, po czym zgarnšł pół tuzina oliwek pozostawionych na talerzu.
   Pół godziny póniej patrzył jak prom opuszcza przystań. Było na nim niewielu pasażerów, więc bez trudu zobaczył nieznajomego. Stał samotnie na rufie, opierajšc się o reling. Prom nabierał szybkoci i pod wpływem impulsu chłopiec pomachał. Było zbyt daleko, aby mógł zobaczyć oczy nieznajomego, ale poczuł je na sobie. Mężczyzna uniósł rękę z barierki i odwzajemnił się krótkim gestem.
   
   W Palermo było jeszcze cieplej. Otwarte okna wpuszczały łagodny, południowy powiew do gabinetu na piętrze otoczonej murem willi, wzniesionej u stóp gór za miastem. Trwało spotkanie w interesach: trzech mężczyzn, jeden za wielkim, polerowanym biurkiem, a dwaj pozostali naprzeciwko niego. Lekki wiaterek pomagał rozwiać dym z papierosów. Omówili już sprawy rutynowe. Człowiek za biurkiem wysłuchał raportu tamtych dwóch na temat przedsiębiorstw działajšcych w całym kraju, od alpejskiej północy aż po południowy kraniec Sycylii. Od czasu do czasu przerywał im na chwilę, proszšc o szersze nawietlenie lub wyjanienie którego punktu, ale przede wszystkim słuchał. Następnie wydał całš serię szczegółowych instrukcji, a mężczyni zgodnie kiwali głowami. Nie robiono żadnych notatek.
   Uporawszy się ze swoimi problemami, przedyskutowali sytuację w południowej Kalabrii. Parę lat wczeniej rzšd postanowił wybudować kompleks stalowni w tym tkniętym biedš rejonie. Człowiek za biurkiem nieoficjalnie współpracował z władzami. Zakupiono tysišce akrów od włacicieli ziemskich. Takie interesy wymagały długich i pracowitych negocjacji, a w międzyczasie zmienił się skład rzšdu. Ministrowie przychodzili i odchodzili, a partia komunistyczna kwestionowała sensownoć przedsięwzięcia. Człowiek za biurkiem był poirytowany. Biznesmeni nigdy nie lubiš chwiejnych rzšdów. Mimo to, gra toczyła się o mnóstwo pieniędzy. Potrzebna była jednak lepsza kontrola nad inwestycjami.
   Dwaj mężczyni skończyli swoje sprawozdania i czekali, aż szef przemyli decyzję.
   Na fotelu z wysokim oparciem znajdowała się płaska poduszka, ponieważ był niski, miał zaledwie metr pięćdziesišt. Chociaż przekroczył już szećdziesištkę, jego nieco pulchna twarz pozostała gładka, podobnie jak dłonie, które leżały bez ruchu na biurku. Ubrany był w ciemnoniebieski, nienagannie skrojony trzyczęciowy garnitur, ukrywajšcy lekko korpulentnš sylwetkę. W zamyleniu zacisnšł usta, które były odrobinę zbyt szerokie w porównaniu z twarzš.
   Podjšł decyzję. - Wycofamy się. Przewiduję jeszcze więcej problemów. Don Mommo będzie musiał ponieć pełnš odpowiedzialnoć.
   Dwaj mężczyni przytaknęli. Spotkanie było skończone, więc wstali i skierowali się do barku z drinkami. Niski szef nalał trzy szklaneczki Chivas Regal.
   - Salut - wzniósł toast.
   - Salut, don Cantarella - odpowiedzieli chórem.
   
   KSIĘGA PIERWSZA
   
   1
   
   Wyjrzała przez balkonowe okno na jezioro. wiatła hotelu Villa D'Este leżšcego na jego przeciwległym brzegu odbijały się w tafli wody.
   Jej klasycznie piękne rysy twarzy wykrzywił grymas rozdrażnienia. Szerokie usta, o pełnych wargach, dominowały na twarzy. Wysokie koci policzkowe, duże, lekko skone oczy i dołek w brodzie stanowiły doskonałš równowagę dla szerokiego czoła. Gęste, hebanowe włosy opadały prosto i kończyły się pojedynczym skrętem na ramionach. Zaokršglenia cišgnęły się w dół, poprzez wysmukłš szyję do ciała o wšskiej talii, długich nogach oraz pełnych, wysokich piersiach.
   Miała na sobie prostš sukienkę, przewišzanš w pasie i głęboko wyciętš w ramionach.
   Uroda wywierała wpływ na funkcjonowanie jej umysłu. Od najwczeniejszych lat pozwoliło jej to chadzać innymi cieżkami niż większoci kobiet.
   Taka kobieta musi być egocentryczna. Wszyscy jš obserwujš i pragnš jej słuchać. Jeli ma wystarczajšco silny charakter, aby przetrwać dopóki uroda nie przyganie, może zdobyć niezależnoć. Przygasajšcej urodzie zwykle towarzyszy smutek, że natura musi odebrać to, czym wczeniej obdarowała.
   Za jej plecami kto otworzył drzwi. Odwróciła się w momencie, gdy do pokoju weszła dziewczynka.
   - Nienawidzę jej, mamo! Nienawidzę jej!
   - Dlaczego?
   - Odrobiłam algebrę. Staram się, jak mogę, ale jej nie sposób zadowolić. Teraz mówi, że jutro znowu będę musiała się uczyć algebry, i to przez całš godzinę.
   Kobieta objęła dziecko. - Pinto, musisz bardziej się wysilić, bo inaczej po powrocie do szkoły pozostaniesz daleko w tyle za innymi.
   Dziecko z nadziejš podniosło wzrok. - Kiedy, mamo? Kiedy wrócę do szkoły? Nienawidzę guwernantek.
   - Wkrótce, Pinto. Dzisiaj wieczorem wraca ojciec i porozmawiam z nim o tym. Bšd cierpliwa, cara, to nie potrwa już długo.
   Obróciła się i umiechnęła.
   - Ale nawet w szkole nie unikniesz nauki algebry.
   - Nie szkodzi - zamiała się dziewczyna. - W szkole nauczyciele przepytujš wiele dziewczyn, a guwernantka nie ma dużego wyboru. Postaraj się, żebym szybko wróciła do szkoły!
   Wycišgnęła ręce i uciskała matkę.
   - Już niedługo - padła odpowied - obiecuję.
   
   Ettore Balletto wracał z Mediolanu do Como z mieszanymi uczuciami. Po tygodniu nieobecnoci tęsknił za Rikš i Pintš, ale w domu zapowiadało się burzliwe powitanie. Trzeba było podjšć pewne decyzje, które nie spodobajš się Rice, a to z reguły nie zapowiadało niczego dobrego. Jechał szybko Lanciš w wieczornej fali samochodów, prawie nie zwracajšc uwagi na drogę.
   Z poczštku ich małżeństwo spełniało się raczej w sferze fizycznej niż psychicznej. Zaspokojenie dotykowe i psychiczne oddalenie. Teraz istotne stało się poczucie posiadania. Duma z własnoci i kontrapunkt - zazdroć innych mężczyzn.
   Lancia skręciła w prawo na skrzyżowaniu nad jeziorem, a jego myli zajęła Pinta. Kochał córkę. Jednak w spektrum jego emocji, te najsilniejsze dotyczyły Riki. Nie widział w dziewczynce niezależnej osobowoci, a jedynie dodatek do matki. Dziecko może dokonać rozłamu w uczuciach ojca, nawet konkurować o nie, ale dla Ettore Pinta była córkš kochanš nieco przytłumionym uczuciem.
   
   W trójkę zasiedli do kolacji przy mahoniowym stole, Ettore i Rika naprzeciwko siebie, a Pinta między nimi. Służba podała posiłek. Stylowy, formalny i pozbawiony rodzinnego ciepła.
   Rika serdecznie powitała męża, zrobiła ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin