16760.txt

(226 KB) Pobierz
Judy  Waite
Uzdrawiacz   koni SZAFIR
DAR CZYTELNIKA
Z angielskiego przełożył Krzysztof Kurek
ŚWIAT KSIĄŻKI
Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media
Tytuł oryginału HORSE HEALER. SAPPHIRE
Projekt okładki Małgorzata Szyszkowska
Redakcja Urszula Przasnek
Redakcja techniczna Alicja Jabłońska-Chodzeń
Korekta
Teresa Pasznik
Bożenna Burzyńska
li   i'            i'  i..u.,.il.i               .1     ?    ????
MIEJSKA ??'????? PUBikiZNA v>   i abrzu   IVp
4
iiM. KLAS.
??-<&
NR INW.
1-? ok
owctJd
^Copyright © Judy Waite, 1999 © Copyright for the Polish translation by 
Krzysztof Kurek, Warszawa 2001
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
Klub Świat Książki
Warszawa 2001
Skład i łamanie GABO s.c., Milanówek
Druk i oprawa Wrocławska Drukarnia Naukowa PAN Spółka z o
ISBN 83-7227-982-9 Nr 3062
Dedykowane: Dave 'owi
Nota autora
Pisząc jakąkolwiek książkę, odkrywam, że wielu ludzi wpływa na kształt opowieści 
- niektórzy w wyniku swojej pracy badawczej, inni spotkani przypadkowo, poprzez 
jakiś niezamierzony komentarz lub gest powodują narodzenie się nowego pomysłu, 
który zmienia rys opowieści lub odświeża i wzbogaca fabułę.
Chciałabym podziękować niektórym z tych osób:
Mikę'owi Wardowi i jego kolegom z należącego do RSPCA schroniska „Animal Ark" w 
Stubbington, za ich czas, pomoc i rady.
Steve'owi Gerrardowi za to, że zechciał się ze mną spotkać, a nawet zrobił dla 
mnie nagranie wideo o „tajemniczych zdarzeniach".
Johnowi Rushtonowi za wszystkie jego cenne uwagi.
Pani zajmującej się ratowaniem zwierząt z aukcji koni przy Beaulieu Road, która 
spędziła ze mną poranek i opowiedziała wszystko o rzeźnikach.
A. Podhajsky'emu, ekspertowi w dziedzinie koni i jazdy konnej, którego książki 
były dla mnie nieocenionym źródłem informacji.
Brianowi Farrowowi, który pomógł mi wykonać drewnianego konika.
Rozdział 1
Był perłowobiały i prawie piękny, ale kości sterczące na łopatkach i grzbiecie 
oraz skołtuniona grzywa i ogon wyraźnie świadczyły, że koń miał za sobą ciężkie 
chwile.
Mimo że wyglądał nędznie i był zaniedbany, nie sprawiał wrażenia wycieńczonego. 
Wręcz przeciwnie. Przepełniała go energia. Nicky pragnął zbliżyć się do niego 
nie tylko dlatego, że koń był wyjątkowo nerwowy. Zaciekawiły go także jego oczy. 
Nawet w porannej mgle Nicky dostrzegł, że były inne niż wszystkie, które 
kiedykolwiek widział. Były niebieskie. Nie bladoniebieskie czy mleczno-
niebieskie, nie mąciła ich też żadna mgiełka - miały głęboką niebieską barwę i 
nadawały zwierzęciu wygląd nieco dziwny i jednocześnie magiczny.
Nicky zagwizdał na Sky. Suka zbliżyła się w podskokach i biegła truchtem obok 
niego, gdy szedł w kierunku konia.
Nicky spojrzał na łąkę. W górnej części pola, po drugiej stronie bramy pojawiła 
się grupa wozów kempingowych, stary autobus i furgon do przewozu koni. Wyraźnie 
było widać, że wozy należą do Podróżników, a nie prawdziwych Cyganów. Ponieważ 
Nicky już od tygodnia przyprowadzał tu Sky każdego ranka, wiedział więc, że 
dopiero co przyjechali.
Okrążył niewielki zagajnik i cicho zawołał na konia. Zwierzę położyło uszy po 
sobie, po czym gwałtownie szarpnęło się w przeciwną stronę, młócąc powietrze 
przed-
9
nimi kopytami. Nicky zachował spokój. Odwrócił się od konia i skupił uwagę na 
drzewie rosnącym nieopodal bramy. Doskonale wiedział, że nie może bardziej się 
zbliżyć do zwierzęcia, musi poczekać, aż będzie gotowe. Koń sam wskaże ten 
moment. To był sposób na zyskanie jego zaufania.
Rumak opuścił kopyta na ziemię i stał bez ruchu, znów wpatrując się w Nicky'ego. 
Chłopiec widział kolory skrzące się wokół niego niczym brylant. Od 
najwcześniejszego dzieciństwa potrafił dostrzegać kolory wokół koni, choć nigdy 
nikomu o tym nie opowiadał. Właśnie dzięki tym barwom wiedział, że zwierzę się 
boi. Gotowe było uciec od niego, jeśli zaszłaby taka konieczność.
Wszystko zamarło. Pająk zadrżał na jedwabistej trampolinie. Miękka, brązowa 
gąsienica zwinęła się w kłębek na szmaragdowym liściu. Sroka zerkała milcząco z 
gęstwiny krzewów.
Kątem oka Nicky dostrzegł, że koń zbliżył się o krok.
-  Uważaj. Idzie do ciebie.
Nicky obrócił się w miejscu, zaskoczony widokiem dziewczyny obserwującej go 
spomiędzy gałęzi drzewa.
-  Ja... przepraszam... jest twój?
Dziewczyna zeskoczyła i podbiegła, stając w wyzywającej pozie pomiędzy Nickym i 
koniem.
-  Nie.
Nicky posłał jej uśmiech.
-  Jest wspaniały.
Oczy konia nadal zdradzały zaniepokojenie, ale jego uszy drgnęły, gdy dziewczyna 
pogłaskała go po karku. Wyraz jej twarzy złagodniał.
-  Widział lepsze dni.
Nicky zauważył, że koń łagodnie dmuchnął na nią. Zaśmiała się, lekko marszcząc 
nos.
-  To łaskocze.
Miała na sobie niebieską koszulkę bez rękawów i Nicky dostrzegł na jej lewym 
ramieniu rysunek, mały tatuaż -
10
srebrną gwiazdkę. Pogłaskała grzywę konia, który odwrócił się i musnął nosem jej 
długie, czarne włosy, ozdobione mnóstwem drobnych plecionek i koralików. Koń 
czuł się dobrze w jej towarzystwie. Najwidoczniej to nie ona wyrządziła mu 
krzywdę.
-  Od dawna go masz?
Dziewczyna łypnęła na Nicky'ego bystrymi zielonymi oczami osadzonymi w śniadej 
twarzy. Wyglądem bardziej przypominała Cygankę niż sam Nicky.
-  Od tygodnia. Uratowałam go na aukcji, na którą poszłam z tatą. Inaczej 
dostałby go rzeźnik.
-  Skąd wiesz?
-  To przez jego oczy. Nikt nie lubi koni z niebieskimi oczami. Jakoś dziwnie 
wyglądają.
Nicky skinął głową. Za dawnych czasów, kiedy jego rodzina podróżowała po świecie, 
pomagał dziadkowi kupować i sprzedawać konie. Dziadek nawet nie spojrzałby na 
niebieskookiego konia, bo ludzie nie wzięliby takiego nawet za darmo. Dla niego 
i jego dziadka nie miało to znaczenia, koń mógłby mieć żółte oczy w różowe paski, 
ale gadźe - nie-Cyganie - zawsze się krzywili na ich widok. A dziadek musiał 
zarabiać na życie. Nicky widział więc mnóstwo zdrowych, pełnych wigoru, młodych 
koni, które sprzedano na mięso tylko dlatego, że miały pecha i urodziły się z 
niewłaściwym pigmentem w oczach.
-  Jak go nazwałaś?
-  Szafir. Chyba pasuje do niego. Pomyślałam, że to oddaje jego wyjątkowy 
charakter. - Owinęła ręce wokół szyi konia, uspokajając go.
-  To prawda. On ma coś w sobie... coś, co czyni go niezwykłym. Nie tylko oczy... 
- Nicky wahał się. - Jakby jakieś światło, widoczne pomimo wszystkich wad i skaz. 
Jechałaś już na nim?
Skinęła głową.
-  Jest dziki, próbuje mnie zrzucić. Ma pewne narowy, ale ja go ułożę.
11
Niespodziewanie spomiędzy wozów stojących w górnej części łąki wyskoczyły dwa 
psy. Były to mieszańce charta z owczarkiem szkockim-jeden cętkowany, piaskowo-
brą-zowy, drugi ciemnoszary. Nicky przyglądał się, jak biegną, rzucają się na 
boki i podskakują niczym rozpędzone strumienie wody. Sky zaszczekała na nie, 
machając ogonem, gotowa przyłączyć się do zabawy, ale one przemknęły obok, jakby 
w ogóle nie zauważyły jej obecności. Kiedy dotarły do skraju łąki, rozległ się 
niski gwizd. Psy zawróciły gwałtownie i nie przerywając biegu, pognały z 
powrotem tam, skąd przybiegły.
-  Ej! Fern! Jesteś mi potrzebna! - zawołał nagle jakiś mężczyzna.
Twarz dziewczyny spochmurniała. Pocałowała Szafira w nos i zwróciła się do 
Nicky'ego.
-  To mój tata. Muszę iść.
Nicky odsunął się na bok, żeby ją przepuścić, ale dziewczyna nagle okręciła się 
na pięcie, chwyciła grzywę Szafira i lekko wskoczyła na jego grzbiet. Szafir 
natychmiast stanął dęba, wywracając oczy, które nabrały teraz dzikiego wyrazu.
-  Wszystko w porządku? - Nicky wyciągnął rękę, jakby chciał uspokoić konia, i 
wówczas zobaczył twarz Fern. Śmiała się, wręcz iskrzyła radością, jak podczas 
szaleńczej przejażdżki kolejką górską w wesołym miasteczku.
-  No to na razie - rzuciła mu uśmiech. Szarpnęło nią, gdy Szafir dwukrotnie 
nerwowo wierzgnął. Bez większego wysiłku jednak utrzymała się na jego grzbiecie, 
po czym pokierowała go nogami tak, by się odwrócił, i pogalopowała.
Nicky, trzymając Sky za obrożę obserwował, jak dziewczyna odjeżdża. Poczuł się 
dziwnie. Był prawie podekscytowany. Nigdy dotąd nie spotkał kogoś, kto radziłby 
sobie z końmi równie dobrze jak on. Dziewczyna nie traktowała Szafira tak, jak 
on by to robił, nie była jednak okrutna. Była po prostu śmiała. Widząc też 
wcześniejsze zachowanie
12
zwierzęcia wiedział, że kiedy przestanie galopować, koń znów będzie jadł jej z 
ręki.
Robiło się gorąco, słońce stało już wysoko na niebie i grzało bardzo mocno.
- Wracajmy - Nicky poczochrał dłonią uszy Sky - bo tata potraktuje mnie równie 
surowo. Dziś rano miałem pracować razem z nim i Jimem.
Sky pognała przodem, ścigając samotną srokę, która znienacka zapikowała tuż 
przed nią. Nicky przystanął, rozglądając się wokoło, żeby odszukać drugiego 
ptaka. Dziadek mawiał: „jedna sroka to smutek, dwie to radość". Nicky 
przypatrywał się, jak sroka znika za łąką. Żadna inna nie dołączyła do niej.
Wzruszył ramionami i podbiegł, żeby dogonić Sky. To był wspaniały dzień. 
Powietrze wokół wypełnione było letnim żarem, zaś jego głowę wypełniały myśli o 
ciemnowłosej dziewczynie i jej błękitnookim koniu.
Rozdział 2
-  Ten typ znów się tu kręcił. Boxneed, czy jak tam na niego wołają.
Nicky uśmiechnął się, przywiązując z powrotem sznur
Sky.
-  Bogsweed. W każdym razie ja go tak nazywam. Naprawdę nazywa się chyba Alec 
Boxwood. - Wyprostował się i spojrzał na ojca, który zdejmował ostatnie pniaki z 
pi-kapa. - Więc wrócił? Myślałem, że się gdzieś wyniósł.
-  Podobno jeździ tu i tam, węsząc po okolicy i szukając ciekawych historii.
-  A gdy nie może znaleźć niczego ciekawego, na pewno zmyśla. Ale przecież tym 
razem nie znalazł niczego, co pozwoliłoby mu się do nas przyczepić. Nawet nie 
było tutaj Sky.
-  Na pewno już coś wymyśli. Facet taki jak on potrafi znaleźć problem w gałązce 
lawendy. Tacy już są fotoreporterzy p...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin