Tracąc nas - rozdział 17.pdf

(1343 KB) Pobierz
1
Rozdział 17
2011, październik
Uśmiechałam się nerwowo, kiwając głową do otaczających mnie ludzi i miałam nadzieję,
że o nic mnie nie pytali. Nie mogłam się na niczym skupić, bo moje myśli były wszędzie, tylko
nie tam gdzie powinny być. Chciałam wyłączyć telefon, aby powstrzymać napływ wiadomości i
połączeń, lecz uznałam, że to byłoby niegrzeczne.
Tego dnia miałam urodziny.
Chociaż sama ich nie obchodziłam, rodzina wydzwaniała do mnie co pięć minut,
składając życzenia, a przyjaciele wysyłali sms’y. Z jednej strony było to nawet miłe, lecz
wolałabym aby uszanowali to, o co prosiłam. Każdego dnia mogą mi powiedzieć, że mnie
kochają, albo dać jakiś upominek. Dlaczego akurat zbierało im się na czułości
tego
dnia?
Do tego
on
miał tam być. Było tam tak wiele osób, lecz dlaczego moje myśli ciągle
powracały do tego gdzie on był? To już nie powinno mnie obchodzić. Poza tym – dlaczego on
również musiał tam być? Oblizałam wargi i roześmiałam się, sama nie wiedziałam z czego. Inni
się śmiali, więc chyba tak było trzeba. Nie chciałam tłumaczyć się z tego, gdzie byłam
mentalnie.
- Emilly, tu Ziemia.
Odwróciłam głowę w stronę cioci Irene i uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że wygląda
to chociaż odrobinę mniej sztucznie, niż mi się wydawało.
- Jestem tutaj, jestem – odparłam, kiwając przy tym głową i rozejrzałam się dookoła,
niemalże w tej samej chwili besztając siebie za to w myślach.
Zobaczyłam go. Wzięłam głęboki oddech, mając wrażenie, jakby czas zatrzymał się w
miejscu. Patrzył na mnie. Spojrzenie jego hipnotycznych, błękitnych oczu sprawiło, że nie
mogłam się poruszyć, ani oderwać od nich wzroku. A później kącik jego ust się nieznacznie
uniósł i wiedziałam, że miał nade mną kontrolę.
Zawsze ją miał.
Starałam się na niego nie patrzeć, lecz nic nie mogłam poradzić na to, że ciągle
spoglądałam w jego stronę, za co karciłam się w myślach jakieś milion razy. Zaciskałam palce w
pięści i rozluźniłam je dopiero, gdy poczułam że ktoś dotyka mojej ręki. Podniosłam głowę i
spojrzałam na ciocię, wykrzywiając usta w delikatnym uśmiechu. Albo grymasie. Miałam
ogromną nadzieję, że mimo wszystko wyszło mi to pierwsze.
- Skup się.
Pokiwałam głową i przymrużyłam powieki. Nie przyjechałam tu dla niego. Mamy
zadanie do wykonania. Posprzątamy ogromny teren zieleni i wszystko będzie dobrze. Nikt nie
jest tu sam, każdy kogoś zna, a i po tym dniu pozna jeszcze więcej osób. Lubiłam te akcje
społeczne, tym bardziej, że przyjeżdżali na nie sami ochotnicy. Było w tym coś dobrego.
Dawanie siebie, od serca.
Wcale nie wyprostowałam włosów, bo on będzie.
On nie znosi, kiedy prostuję włosy.
Po chwili zaczęłam iść tam, gdzie mnie przydzielono. Grabienie liści. Spojrzałam na inne
2
osoby, które przydzielono i zobaczyłam Polly, przez co się nieznacznie uśmiechnęłam.
Wydawała się być gdzieś w okolicach mojego wieku i to dodawało mi otuchy. Niewiele tam
takich osób.
- Emilly. – Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia.
- Dzień dobry – powiedziałam do Christine i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Biała kurtka? – spytała z rozbawieniem, patrząc na mój ubiór.
- Tak samo jak proste włosy. – Wzruszyłam ramionami, śmiejąc się przy tym.
Mimo tego, że ogromnie stresowały mnie rozmowy z jego rodzicami, bynajmniej na
początku, to ogromnie je lubiłam. Ich lubiłam. Byli tacy mili, ale nie sztucznie. Po prostu…
naturalni. Szczerzy.
- Cóż… miłej pracy. – Westchnęłam, rozglądając się za moją grupą i grabiami.
- Będzie dobrze – powiedziała, głaszcząc mnie po ramieniu z matczynym uśmiechem.
Nie miałam pojęcia, co miała na myśli.
***
Oczywiście, że nie przydzielili mnie do tej samej grupy, co Tobiasa. On był chłopakiem o
sporej sile, a ja dziewczyną. Po prostu dziewczyną. Mimo to praca w cieniu drzew, zaczęła
działać na mnie depresyjnie. Ciągle schylona, pomiędzy gałęziami niskich drzew i krzewów.
Nie, żebym narzekała. Naprawdę to lubiłam, po prostu… ostatnio miałam dziwny humor. Do
tego świadomość tego, że był tak blisko sprawiała, że moje hormony (emocje) prowadziły wojnę
wewnątrz mnie. Zaczęła boleć mnie od tego głowa.
- Emilly, tak? – Usłyszałam głos Polly i odwróciłam się w jej stronę.
- Z tego co mi wiadomo – odparłam, uśmiechając się do niej delikatnie. – Polly?
- Z tego co mi wiadomo – powiedziała, przez co obie się roześmiałyśmy. – Więc znasz tu
kogoś? – spytała pocierając dłonią swoje czoło.
- Ciocię Irene i wujka Teda. Do tego Fallenów – westchnęłam, wzruszając ramionami,
jakby to było nic takiego.
I faktycznie, dla niej to było nic takiego. Przecież nikt obcy nie wiedział o wszystkim, co
się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy. O dramatach, chwilach radości i całej tej otoczce. O
wakacyjnej przygodzie, którą nigdy nie chciałam być dla nikogo. Życie to nie koncert życzeń,
czas najwyższy się o tym przekonać.
- Tobias Fallen? Znasz go?
Zaskoczyło mnie jej pytanie, więc zmarszczyłam brwi. Byli tu inni Fallenowie?
- Tak, dlaczego pytasz? – spytałam, wrzucając kolejną kupkę liści do wiadra.
Uniosłam głowę, gdy ktoś krzyknął, że czas na przerwę. Uśmiechnęłam się promiennie,
ponieważ zaczynałam się robić głodna. Grill! Wyszłam spomiędzy drzew i pochyliłam się,
potrząsając głową, aby pozbyć się gałązek i listków spośród włosów. Skończyło się na tym, że i
tak musiałam pomóc sobie rękami.
- Tak jakoś.
Spojrzałam na nią. Coś kazało mi nie wierzyć w te słowa. Coś podpowiadało, że kryło się
pod nimi coś jeszcze, lecz nie chciałam jej przyciskać. Sama mi powie, wiedziałam o tym. Jeśli
ktoś zaczyna, zawsze kończy. Tym bardziej jeśli to dziewczyna. Jeśli chciała, abym dopytywała,
musiała się rozczarować. Na razie. W tym momencie byłam głodna i nic nie mogło mi popsuć
3
chwili radości.
Gdy tylko zaczęłam iść w stronę skupiska ludzi, przeklęłam się w myślach za to, że
nabrałam głęboko powietrza. Miałam wrażenie, że wszyscy mogli to usłyszeć. Mimo to
odwzajemniłam uśmiech, który posłał mi blondyn i pomachałam do jego mamy. Udawaj, że
wszystko jest okey, udawaj, że to nie boli – powtarzałam sobie w kółko. Kogo mogłam tym
oszukać? Wszystkich. Mogłam to zrobić. Byłam dobra w kłamstwach.
Byłam dobra w sztuce przetrwania.
- Mógłby ktoś skoczyć po chleb? – Usłyszałam głos z tłumu.
- My pójdziemy! – zawołała Polly, ciągnąc mnie za sobą.
Nie miałam z tym problemu.
Chyba.
Uśmiecham się i idę za dziewczyną, podskakując przy tym. Mimo tego, że był
październik, słońce grzało na tyle, że pozbyłam się kurtki i zostałam w bluzce z krótkim
rękawem. To było coś dobrego w obecnej sytuacji i było to także czymś, czego zamierzałam się
trzymać. Im więcej powodów do radości, tym lepiej. Nawet jeśli było to tak prozaiczne jak
słońce świecące na niebie.
- Więc skąd znasz Tobiasa? – spytała, spoglądając na mnie, gdy weszłyśmy do budynku.
- Byliśmy razem na wyjeździe. – Wzruszyłam, jakby nigdy nic. Może jeszcze trochę i w
to uwierzę? Nie, chyba nie. – A ty?
- Nasi rodzice się znają. Jak był mały to przyjeżdżali do nas – odparła z rozbawieniem. –
I w sumie to kręcił do mnie – dodała, na co tylko się uśmiechnęłam.
Zdecydowanie zbyt słodko.
- Dawno temu? – spytałam, jakby od niechcenia.
Z pewnością nie chciałam tego słuchać. A może i chciałam?
- Jak byliśmy mali. W sensie młodsi. – Uśmiech nie schodził z jej twarzy, więc jedynie
pokiwałam głową.
- Więc które pomieszczenie jest spożywcze? – spytałam, gdy zagłębiłyśmy się w labirynt
pomieszczeń, z którego chyba nie wiedziałabym już jak wrócić, nie błądząc przy tym wszędzie
dookoła.
- Tutaj. – Roześmiała się, pociągając mnie za sobą do odpowiednich drzwi.
Przyjrzałam się jej uważnie. Ciemne, falowane włosy oraz duże, zielone oczy. Trochę
żabie usta. Mniej więcej mojego wzrostu i sylwetki. Była całkiem ładna, jeśli ktoś lubił taki typ
urody. Miałam ochotę kopnąć samą siebie w twarz. Ogarnij się babo – warczałam na samą
siebie. Było, minęło. Przeszłość trzeba zostawić za sobą.
To było przede mną.
Era „przed” jest miniona, nic nie znacząca.
Nas już nie ma.
Zacisnęłam wargi, dosłownie na sekundę, aby się uspokoić i znowu ubrałam się w ten
promienny uśmiech. Nigdy nie okazuj słabości. Tym bardziej ludziom, których nie znasz.
***
Po skończeniu swojej pracy nie miałam co ze sobą zrobić, więc postanowiłam pomóc
tym, którzy zamiatali parking. Naprawdę odpicowaliśmy to miejsce i wyglądało o niebo lepiej
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin