MC.S. - C.P.pdf

(1759 KB) Pobierz
Brianowi
Zahlen bitte, mein Schatz. Ich liebe Dich.
„Każdy człowiek jest jak księżyc.
Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu”.
Mark Twain,
Following the Equator
(przekład: Elżbieta Kowalewska)
„Światło w niebie jest jedną bielą,
Na barwy się tam nie rozpada;
Blaskiem poranka wieczność ścieląc,
Na łąk pagórkach promień składa.
Lekko stąpają tam anieli,
Co gospodarzą w krąg wesoło,
A śnieżny pył spienionej fali
Dal horyzontu spina wkoło.
Z góry już trąbią dusz zwołanie
Do ponownego narodzenia,
Aby na «próbę przez istnienie»
Zejść do ziemskiego zaciemnienia.
Gorliwe duchy tłumnie stają,
Zewsząd bezładnie nadlatują,
Słodkim wezwaniom posłuch dając.
Jakież to sny im proponują?”.
Robert Frost,
Próba przez istnienie
(przekład: Elżbieta Kowalewska)
Prolog
Garmisch, Niemcy
lipiec 1945 r.
Piec na dole dawno już ostygł, a piętro rozgrzało się od ciepła ciał śpiących w kokonach
bawełnianej pościeli, gdy wysunęła stopy spod cienkiego przykrycia i po cichutku przeszła przez
ciemny pokój. Nie włożyła kapci w obawie, że ich klapanie mogłoby zbudzić męża. Na chwilę
zatrzymała się przed pokojem córki, położyła rękę na klamce i przystawiła ucho do drzwi. Przez
drewno dosłyszała ciche pochrapywanie, do którego dostroiła własny oddech. Gdyby tylko udało
się zatrzymać czas, zapomnieć o przeszłości i teraźniejszości, nacisnąć klamkę i położyć się obok
niej, jak w dawnych czasach. Ale nie mogła zapomnieć. Skrywana przez nią tajemnica kazała jej
odsunąć się od drzwi i zejść na dół wąskimi schodkami, które skrzypiały pod jej ciężarem.
Dlatego szła na palcach, jedną ręką opierając się o ścianę.
W kuchni widok ułożonych rzędem na blacie piekarniczym pulchnych i okrągłych jak
niemowlęta bryłek ciasta, a także ich mleczno-miodowa woń wypełniająca całe pomieszczenie
dawały obietnicę sytego jutra. Zapaliła zapałkę. Jej czarna główka rozbłysła płomieniem, który
polizał knot świecy, zanim sam wypalił się i znikł. Wolała zapalić świecę niż żarówkę u sufitu,
tak jasną, że aż budziła grozę. Na ulicy przed domem spacerowali uzbrojeni żołnierze; nie mogła
ryzykować, że wzbudzi ich ciekawość ani że obudzi swoją rodzinę.
Uklękła pod blatem z rosnącymi bochnami chleba, odsunęła na bok pokryty sadzą garnek
i pomacała w ciemności, chcąc znaleźć pęknięcie w desce podłogowej, gdzie ukryła nowy list.
Zgrubiałymi od wałkowania ciasta dłońmi przesuwała po deskach, nie zwracając uwagi na
wbijające się w skórę drzazgi. W głowie jej pulsowało, gorąco przeszywało całe ręce aż po
czubki palców, zanim wyczuła i dosłyszała szelest papieru wsuniętego wcześniej w szczelinę.
List przyszedł z codzienną pocztą; leżał między rachunkiem od młynarza a bardzo starym
numerem „Signal Magazine” z wydartą okładką i stronami zalanymi tak, że stały się zupełnie
nieczytelne, z wyjątkiem dobrze widocznej reklamy BMW, dumnie demonstrującej aluminiowy
rower „nowoczesnego” cyklisty. Subtelny charakter pisma i staroświecka pieczęć wyróżniały się
na tle reszty wyblakłych przesyłek. Rozpoznała list natychmiast i szybko wsunęła go do kieszeni
swojej tradycyjnej bawarskiej sukienki, swojej dirndl, zanim mogłoby go dojrzeć czyjeś
podejrzliwe oko.
W domu mąż zawołał:
‒ Co nowego przyszło?
‒ Nic. Tylko do kupienia i do płacenia. – Podała mu czasopismo i rachunek. – Kupuj,
kupuj i kupuj, ten świat się nigdy nie zatrzymuje. – Włożyła ręce do kieszeni, sprawdzając, czy
list nadal tam jest.
Mąż tylko mruknął i cisnął sfatygowane czasopismo do śmieci, po czym rozciął czubkiem
noża kopertę z przesyłką od młynarza. Wyjął rachunek i trzymając go blisko oczu, zsumował
wszystko w pamięci i pokiwał głową na potwierdzenie.
‒ Dopóki on się kręci, człowiek budzi się co rano głodny. I dzięki Bogu za to. Inaczej
bylibyśmy bez pracy,
ja?
Ja
– powtórzyła. – Gdzie dzieci?
‒ Wyszły do swoich zajęć – odparł.
Kiwnęła głową i wycofała się do pustej kuchni, żeby bezpiecznie schować list.
I teraz, gdy na niebie wisiał już sierp księżyca, chudy jak rybia ość, przykucnęła nisko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin