Nieoficjalne tłumaczenie- Taste- K E- Rozdział od 1-6.pdf

(2349 KB) Pobierz
www.crescentmoonpress.com
TASTE
KATE EVANGELISTA
ISBN: 978-1-937254-55-1
E-ISBN: 978-1-937254-56-8
© Prawa autorskie Kate Evangelista 2012.. Wszelkie prawa zastrzeżone
Opracowane Ilustracje: Liliana Sanches
Redaktor Naczelny: Kathryn Steves
Przygotowanie / Złożenie: jimandzetta.com
Crescent Moon Press
1385 Highway 35
Box 269
Middletown, NJ 07748
Ebooks / Książki nie są mozliwe do przekazania. Nie mogą zostać sprzedane, ani podzielone lub podarowane, ponieważ to
jest naruszenie praw autorskich tej pracy.
Wszelkie Prawa są Zastrzerzone.
Żadna część tej książki nie może zostać użyta lub powtórzona w jakiś inny sposób
bez pozwolenia, nie dotyczy w przypadku przytoczeniu krótkich cytatów obajmujmowanych w krytycznych paragrafach i
pisaniu recenzji. Ta książka jest fikcją. Imiona, charaktery, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni
pisarza lub były użyte fictitiously i nie powinny być zinterpretowane jako prawdę. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób, żywych lub martwych, faktycznych wydarzeń, widowni lub organizacji jest całkowicie przypadkowe.
Crescent Moon Press electroniczny publikator/ wersja papierowa wydana: Kwiecień 2012
www.crescentmoonpress.com
T U M AC Z E N I E - K A S I A _ M O C KO
KO R E K TA I B E TOWA N I E -
C U K _ C H O M I K ( AG A
)
NA P I SA N A D L A M O J E J S I O S T RY
ANGIE,
K TÓ R A B U D OWA Ł A M N I E W G Ó R E
K I E DY JA WĄT P I Ł A M W S I E B I E I S I Ę
P O D DAWA Ł A M .
Rozdział 1
ZASADY
Szarpnęłam się wybudzona, po pierwszym akordzie dzwonu ze wschodniej wieży.
Metaliczny dźwięk piosenki szkolnego chóru
odbił się we mnie struną, wywołując wybuch paniki która eksplodowała w mojej
klatce piersiowej. Te dzwonki energicznie pociągnęły mną z pozycji siedzącej prosto na
nogi, jak para szorstkich rąk.
Wspaniale, Phoenix McKay’o! Tylko ty, zaspałabyś w bibliotece, po godzinie policyjnej.
Bez zastanowienia, prześlizgnęłam się pomiędzy wysokimi do sufitu regałami w
kierunku wejścia do masywnej biblioteki, która w tym świetle przypominała katakumby. Na
ostatnim z regałów spoczywały książki, bardzo długo zapomniane.
Słońce już zachodziło rozciągając smużki ostrych cieni przez wąskie, znajdujące się
na wysokości dziesięciu stóp okna Biegłam sprintem, przez narastającą ciemność. Wzdłuż
brzegów długich stołów studyjnych zrobionych tak, by wyglądały jak do sekcji zwłok .
Wiedziałam ,że moja obecność tu się wyda. Czułam to w dławiącym moją klatkę
piersiową strachu.
W Akademii Barinkoff była tylko jedna zasada : Każdy musiał opuścić kampus przed
zachodem słońca.
Konsekwencją nieprzestrzegania tej reguły było: natychmiastowe wydalanie.
W zasadzie była to, najłatwiejsza do przestrzegania zasada . Nikt nigdy nie został
wyrzucony z
Barinkoff wcześniej. Wygląda na to, że będę pierwszą w pięćsetletniej historii Akademii
która tego doświadczy.
W próbie, odwrócenia swojej uwagi od strasznych myśli, skupiłam się na trudnym
położeniu w którym byłam. Odliczanie rozpoczęło się, ogłaszając szczyt godziny policyjnej
melodycznym uderzeniem dzwonów szkolnych .
Pierwszy.
Dotarłam do dwuskrzydłowych drzwi biblioteki i pociągnęłam klamkę . Ciężkie drzwi
zaprotestowały.
Drugi.
Moje palce ślizgały się. Wytarłam spocone ręce o spódnicę i spróbowałam
ponownie. Drzwi skrzypnęły i otworzyły się.
Trzeci.
Przecisnęłam się przez szparę, którą udało mi się zrobić. Nie wiedziałam, co raniło
mnie bardziej, palenie w płucach,
czy serce robiące młotem dziurę w mojej piersi. Przeklinałam moją tendencję, do
opuszczania wuefu.
Czwarty.
Goniłam w dół zachodniej sali, która biegła obok Księżycowego Ogrodu. Masywne
kolumny, które dzieliły ogród i salę przypomniały na wpół klatkę olbrzyma.
Przyśpieszyłam, i dotarłam do przednich drzwi szkoły przed szóstym dzwonem,
stanęłam, podczas gdy przytłaczająca zmysł desperacja zalewała moje wnętrze . Dłonie mi
drżały, a kolana walczyły, by utrzymać mnie pionowo. Oparłam czoło o skrzyło drzwi, które
były tak zimne jakby zrobione zostały z czystego metalu. Żółć podeszła mi do gardła.
Zakasłałam kilka razy zanim zakryłam dłonią usta i powstrzymałam mdłości. Próbowałam
odzyskać oddech, ale obojętnie jak silnie się starałam, nie mogłam wprowadzić
wystarczająco dużo powietrza w swoje zmagające się płuca.
Cholera.
To nie mogło się zdarzyć . Waliłam pięściami w drzwi raz za razem.
To nie mogło się
zdarzyć ! Nie mnie. Szczególnie nie mnie!
Jednakże dzwon się już skończył. Jego cisza przypieczętowała moje fatum.
Zajęczałam jak umierające zwierzę, pragnąc niczego więcej jak tylko obudzić się z tego
koszmaru. Sześć uderzeń dzwonu powiedziało mi, że zajęcia skończył się dwie godziny
temu. Ostatni autobus odbierający studentów po zajęciach już odjechał. A mnie, nie było w
tym autobusie.
-To
nie może się dziać
- szepnęłam przez zęby i ruszyłam dalej. Wyszłam na zewnątrz.
Nietknięty śnieg przykrył pusty dziedziniec. Wydałam z siebie powolnie, bolesne
tchnienie. Sceny śmierci
i zniszczenia, były niczym w porównaniu do tego pustego parkingu.
Chłodne powietrze zatopiło we mnie swoje zęby . Zostawiłam kurtkę—wraz z resztą
moich rzeczy— w bibliotece. Kłęby pary uchodziły z moich ust. . Nędzne rozczarowanie
zastąpiło mój poprzedni strach. Ze wszystkich głupich rzeczy, które zrobiłam w moim
dorastającym życiu, prawdopodobnie najgorsze było zostawienie….tu swojego tyłka po
godzinie policyjnej.
Pokonana opadłam w dół, usiadłam przyciągając nogi do piersi i oparłam podbródek,
układając łokcie na kolanach. Mrugnęłam, aby odgonić z powrotem łzy. Nie chciałam
płakać. Nie byłam typem beksy.
Po raz pierwszy w swoim życiu, nie chciałam zostać wyrzucona ze szkoły i odesłana
do domu. Nie do ojca, który przestał rozmawiać ze mną dokładnie osiemnaście miesięcy
temu. Uderzyłam się w czoło, ponieważ ostatnie promyki światła zniknęły za Kaukazowymi
Górami.
Napełniona obrzydzeniem przez nowy poziom żałosnego współczucia, który
zdołałam dla siebie stworzyć , westchnęłam, głęboko i ciężko.
Ten rodzaj westchnienia był bardzo przygnębiający. Wzruszyłam ramionami. Co się
stało, to się nie odstanie. Nie żebym mogła przenieść się w czasie, i trzasnąć się biczem,
by przebudzić się przed godziną policyjną.
Wstałam , i wykręciłam moją teraz już zamokniętą śniegiem plisowaną spódnicę,
oceniając sytuację.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin