Tracąc nas - rozdział 22.pdf

(1044 KB) Pobierz
1
Rozdział 22
2014, sierpień.
Przyglądam się sobie w lustrze i mam wrażenie, że zaczynam świrować. Ogarnij się,
Emilly! Czuję jak robi mi się gorąco, serce boleśnie obija się o żebra, a głowa jest bliska
eksplozji. Żadne komunikaty nie przekonują mnie do zachowania spokoju. Mdli mnie. No nie,
nie będziesz teraz rzygać, idiotko. Mam ochotę uderzyć głową o lustro, lecz nie robię tego.
Wyglądam za ładnie, aby haratać twarz szkłem.
Nie zależy ci, nie zależy ci, nie zależy. Pamiętaj, że ci nie zależy.
Gówno prawda, przez co niemalże wybucham płaczem.
Łapię za torebkę i otwieram drzwi, niemalże wpadając na Daisy.
- Spóźniłam się? – pyta zdyszana i patrzy na mnie z rozbawieniem. – Wiesz, że jedziemy
na koncert metalowy, prawda? – dodaje z uśmiechem.
- Zamknij się – mruczę, parskając śmiechem i wypycham ją na dwór, zamykając za sobą
drzwi.
Nie jestem idiotką i nie założyłam szpilek. Ubrałam buty z sesji zdjęciowej, którą
mieliśmy kilka dni wcześniej w Mystery. Trampki, które kupiliśmy dla Daisy. Do tego czarne
spodnie, skórzana kurtka i … biała koszulka. Wiem, że chodził jej o nią. Oraz o makijaż. I loki.
Dobra, może trochę się odstawiłam.
- Wiesz o której mamy pociąg?
- Nie, Daisy. Idziemy na dworzec mając nadzieję, że w tym okresie jakikolwiek pociąg
będzie jechał w tamtą stronę – wzdycham, przewracając przy tym oczami i wychodzę na ulicę,
idąc w stronę przystanku.
- Oddychaj – wzdycha, podskakując obok mnie jak rozentuzjazmowana piłeczka
kauczukowa.
Zaraz, czy piłeczka może być rozentuzjazmowana?
Nieważne.
Staram się nie myśleć o tym, że za kilka godzin go spotkam. Staram się nie myśleć o tym,
że spędzę z nim kilka godzin. Zawsze mogę uciec na drugą stronę… czegoś. Boże, nie mam
nawet zielonego pojęcia w jak wielkie pcham się gówno. Kiedy spoglądam na Daisy, widzę jak
emanuje podekscytowaniem i staram się na tym skupić. Robię to dla niej, nie dla siebie.
Wcale nie robię tego, aby go spotkać.
Mam ochotę kopnąć się w twarz. Mocno. Z glana. Może jednak byłabym w stanie się do
nich przekonać.
Pół godziny później siedzimy w pociągu i czuję, jak nadchodzi kolejna fala mdłości.
Teoretycznie GPS w telefonie powinien doprowadzić nas na miejsce, lecz nie do końca mu
2
wierzę. Nigdy nie wierzyłam swojemu „niezawodnemu” Corbikowi. Może jedynie w tym, że
trudno go zniszczyć. Jak stare, poczciwe Nokie. W końcu już go utopiłam. I upuściłam na beton.
Pewnie kilka razy. Co najmniej dwa razy dziennie wypada mi z kieszeni w taki sposób, że
obudowa, bateria i telefon znajdują się w zupełnie różnych miejscach. A ekran jest nawet nie
zarysowany. Albo jest niezniszczalny, albo jestem cholerną farciarą.
Dobra, on jest niezniszczalny. Szczęście omija mnie szerokim łukiem.
Na każdej stacji do pociągu wsiada coraz więcej brudasów, przez co ekscytacja
dziewczyny obok wzrasta niemalże niewyobrażalnie. Mam wrażenie, że staje się małą bombą,
która w każdej chwili może wybuchnąć, powalając wszystkich swoimi ultra dźwiękami. Błagam,
aby nie było mnie przy tym w pobliżu.
Pocieram dłonie i odchylam głowę, po czym szybko ją podnoszę z zagłówka. Nie ma
bata, aby cokolwiek spłaszczyło mi przedwcześnie loki. Nie po to się z nimi męczyłam. Nie
pytajcie mnie po co. Tobias lubi moje loki. Oczywiście, że zrobiłam to dla siebie. Zawsze
wszystko robię dla siebie. Przecież jestem taką egocentryczką.
Czuję jak coś dzieje się z moimi włosami, więc uderzam szybko dłonią w rękę
przyjaciółki.
- Auć! – piszczy, patrząc na mnie jednocześnie z wyrzutem oraz rozbawieniem
wymalowanym na twarzy.
- Nie dotykaj, bo odgryzę – syczę, mrużąc przy tym gniewnie powieki.
Już po chwili wybucham śmiechem, potrząsając głową. Loki podążają za ruchem głowy.
- Wyglądasz ślicznie, przestań się przejmować – mówi z czułością i trąca mnie swoim
ramieniem.
- Bo to ja – wzdycham z udawanym samouwielbieniem.
Lecz tak naprawdę panika zżera mnie od środka. Wspominałam już, że nie mam za
bardzo ugruntowanej pewności siebie? Tadam! Oto właśnie jej skutki. Jeśli nie popadnę w
nerwicę, to będzie cud. A może i już ją mam. Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Psycholog
będzie ostatnią osobą, jaką odwiedzę w swoim cholernym życiu.
- Skromna jak zawsze. – Przewraca oczami, wyciągając wodę z mojej torebki.
- O mojej skromności mogę opowiadać godzinami – odpowiadam, uśmiechając się przy
tym promiennie.
Grunt to gra pozorów. Choć Daisy była już świadkiem tylu moich załamań, że ciężko
byłoby mi ją przekonać w prawdziwość tych słów. Mimo to uśmiecha się szeroko i pije wodę,
pozwalając mi udawać, że wszystko jest w porządku. Przecież nigdy nic nie jest w porządku.
Naprawdę mam ochotę zwymiotować.
Gdy dojeżdżamy na miejsce, wysiadamy na ostatniej stacji. I co dalej? Nie mam pojęcia
gdzie iść. Wyciągam telefon i postanawiam mu zaufać. Ciekawe jak szybko się na tym przejadę.
- Tam – pokazuję palcem i ciągnę za sobą przyjaciółkę.
- Wiesz, zawsze możemy iść za brudasami – mówi z uśmiechem, na co przewracam
oczami.
3
- Nie wierzę, że tak o nich mówisz, to upokarzające – wzdycham i wzruszam ramionami.
- Wyglądamy jak brudasy – upiera się przy swoim.
- Mów o sobie – burczę pod nosem.
Zdecydowanie nie pasuję do tego świata.
Rozglądam się dookoła, mając nadzieję zobaczyć wielki transparent z napisem
„METALOWA TWIERDZA” albo potok brudasów zmierzających w jednym kierunku. W
efekcie widzę wielu z nich. Ale każdy idzie w inną stronę. Mam ochotę krzyczeć.
Ostatecznie postanawiamy iść przed siebie, aż dobrniemy do… czegoś. W końcu mamy
jeszcze dużo czasu na odnalezienie miejsca, które powinno być piętnaście minut pieszej drogi od
nas. To nie może być takie trudne.
Mimo to, prawda jest zupełnie inna.
Mrowią mnie koniuszki palców, wszystkie zakończenia nerwowe w ciele. Boli mnie
brzuch, czuję mdłości oraz serce bije mi jak oszalałe. Gdyby nie było ze mną Daisy, pewnie
wybuchłabym płaczem. Jestem w obcym mieście, którego nie znam. Idę gdzieś, choć nie mam
pojęcia gdzie. Zgodziłam się pojechać na koncert muzyki, której nie znoszę. Od metalu boli
mnie głowa.
Boże, co ja robię ze swoim życiem?
Nie pozwolę mu zbliżyć się do siebie. Nie pozwolę mu się więcej skrzywdzić. Nigdy
więcej nie pozwolę mu wykorzystać mojego zaufania. Dobroci. Nie pozwolę mu pogrywać ze
mną. Nigdy więcej nie pokażę mu, że go kocham. Odbiorę to, co moje i na tym się skończy.
Skończy się historia Emilly i Tobiasa, raz na zawsze. Czas najwyższy. Żadnego więcej bólu.
Żadnego więcej „ale”. Skończył się czas na tłumaczenia. Usprawiedliwienia. Czas na bawienie
się moimi uczuciami.
Co ja pieprzę?
Sama w to nie wierzę.
Najpierw rezygnujesz z drobiazgów. Później z większych rzeczy. W końcu rezygnujesz
ze wszystkiego. Śmiejesz się coraz ciszej, aż wreszcie zupełnie przestajesz. Twój uśmiech
przygasa, aż staje się tylko imitacją radości, czymś nakładanym jak makijaż.
Jesteś samotna.
***
Chyba już po raz dziesiąty przechodzimy przez bramki, kręcąc się tam od kilku godzin.
Najśmieszniejsze jest to, że mimo bransoletek, które nakleili nam na nadgarstki, za każdym
razem nas przeszukują. Za kolejnym razem, nawet ochroniarka patrzy na nas z rozbawieniem.
- Lubicie być przeszukiwane, czy co? – pyta, potrząsając głową z uśmiechem.
- Zawsze o tym marzyłam. Zupełnie jak na filmach – mówię spokojnie, wzruszając przy
tym ramionami, lecz również się uśmiecham.
W sumie to miejsce nie jest takie złe, jak sądziłam. Na początku miałam reakcję w stylu
„chyba sobie kpisz” ale po czasie się przyzwyczaiłam. Gdy zaczynamy się wspinać po wzgórzu,
przełykam nerwową ślinę.
Widzę go. Sam przewyższa wszystkich swoich wzrostem, obok niego idzie dwóch
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin