W otchlani - Beth Revis.pdf

(1065 KB) Pobierz
W otchłani
Number I of
W otchłani
Beth Revis
Wydawnictwo Dolnośląskie (2012)
Rating:
★★★★☆
Tags: Fantastyka, Fantasy, Science Fiction
“Przerażające i cudownie klaustrofobiczne, które jest po części sci-fi, po części dystonią, zupełnie olśniewające dzieło.”
Siedemnastoletnia Amy dołącza do swoich rodziców jako zamrożony ładunek na pokładzie ogromnego statku kosmicznego Godspeed i sądzi,
że obudzi się na nowej planecie za trzysta lat. Nigdy nie przypuszczałaby, że jej drzemka skończy się o 50 lat za wcześnie i że będzie zmuszona
żyć w wymagającym odwagi i uporu świecie statku kosmicznego, który rządzi się swoimi prawami.
Amy szybko zdaje sobie sprawę, że jej pobudka nie była żadną awarią komputera. Ktoś z kilku tysięcy mieszkańców statku próbował ją zabić. I
jeśli Amy nie zrobi czegoś i to szybko, jej rodzice będą następni.
Teraz Amy musi spieszyć się, aby rozszyfrować ukryte sekrety statku Godspeed. Lecz wśród jej listy podejrzanych morderców jest tylko jeden,
który naprawdę się liczy: Elder, przyszły dowódca statku i miłość, której nigdy by nie przewidziała.
źródło opisu: Wydawnictwo Dolnośląskie , 2012
źródło okładki: www.publicat.pl
BETH REVIS
W otchłani
STARSZY
Patrzyłem na nią z góry. Była to najpiękniejsza, lecz zarazem najdziwniejsza istota; jaką kiedykolwiek widziałem. Miała bladą skórę - tak bladą, że
aż - niemal przezroczystą, choć nie wydawało mi się, by wynikało to wyłącznie z chłodu. Przyłożyłem dłoń do pokrywy pojemnika tuż nad, sercem
nieznajomej, a moje ciało stało się cieniem na jasności jej ciała.
AMY
Biegłam, biegłam, biegłam...
Obok Szpitala, przez ogród, przy sadzawce. Aż do zimnej metalowej ściany.
Zatrzymałam się, łapczywie chwytając powietrze. W uszach dudniły mi uderzenia serca.
Wyciągnęłam w górę rękę i dotknęłam ściany. Moja dłoń zwinęła się w pięść, ale ręka w końcu opadła i zawisła bezsilnie przy ciele. I wtedy
dotarła do mnie najważniejsza prawda o życiu na tym statku. Tu nie było dokąd uciec.
Rodzicom, którzy odnaleźli naukę w naturze; Mężowi, który odnalazł naukę w technice;
Albowiem kochają mnie ci, którzy odnaleźli naukę w fikcjiDei gratia.
...Nothing’sgonna change my world.
Obrazy rozbitego światła tańczą przede mną niczym milion oczu Nawołując mnie z otchłani gwiazd...
...Mojego świata nic nie zmieni.
John Lennon, Paul McCartney
1
AM Y
- Niech mama idzie pierwsza - powiedział tato.
Mama chciała, żebym to ja poszła pierwsza. Chyba się bała, że gdy już ich zamkną i zamrożą, ucieknę; wrócę do życia, zamiast powierzać swoją
przyszłość temu zimnemu przejrzystemu pudłu. Ale tato nalegał.
- Amy musi zobaczyć, jak to jest - tłumaczył. - Ty idź pierwsza, niech patrzy. Ja z nią zostanę, pójdę jako ostatni.
- Ty idź pierwszy - upierała się mama. - Ja pójdę ostatnia.
Problem w tym, że przed wejściem do środka trzeba się było rozebrać, a ani mama, ani tato nie chcieli, żebym oglądała ich golusieńkich (nie żeby
mnie zależało na podziwianiu rodziców w całej ich nagiej okazałości, fuj). Z dwojga złego wołałam jednak, żeby to mama poszła pierwsza, bo w
końcu miałyśmy wszędzie to samo.
Wyglądała na okropnie chudą, kiedy się rozebrała. Jej obojczyki wystawały jeszcze bardziej, a cienka jak papier ryżowy skóra była pomarszczona
niczym u staruszki albo człowieka, który zbyt długo siedział w wodzie. Brzuch, zazwyczaj schowany pod warstwą ubrań, zapadł się w dziwacznie
wymięty sposób, przez co sprawiała wrażenie jeszcze kruchszej i słabszej.
Technicy z laboratorium nie zwracali uwagi na jej nagość; była im równie obojętna, jak obecność moja i taty. Pomogli mamie położyć się w
przejrzystej kriokomorze, którą można by pomylić z trumną, gdyby nie fakt, że trumny mają poduszki i wydają się o wiele wygodniejsze. To było
raczej pudełko na buty.
- Zimno mi - odezwała się mama. Jej blada, mleczna skóra przylgnęła do dna komory.
- Nic pani nie poczuje - mruknął jeden z techników. Na jego plakietce widniało: Ed.
Odwróciłam wzrok, kiedy inny z pracowników, Hassan, wbijał w mamę igły kroplówek. Jedną w lewą rękę, w zgięcie łokcia, drugą w prawą dłoń, w
tę grubą żyłę tuż pod kostkami.
- Proszę się rozluźnić - powiedział Ed. Zabrzmiało to raczej jak rozkaz niż sugestia.
Mama przygryzła wargę.
Paskudztwo w kroplówkach nie płynęło jak woda - toczyło się ciężko jak miód.
Hassan ścisnął worek, by przepchnąć je przez przewód. Było błękitne jak niebo i chabry, które Jason dał mi przed balem maturalnym.
Mama syknęła z bólu. Ed zwolnił żółty plastikowy zacisk pustej kroplówki podpiętej do zgięcia łokcia i przewodem popłynęła pod ciśnieniem krew,
gromadząc się w worku.
Mamie stanęły w oczach łzy. Niebieskie świństwo z drugiej kroplówki połyskiwało -
delikatny błękit nieba prześwitywał przez żyły, gdy gęsta ciecz wspinała się w górę ramienia.
- Trzeba czekać, aż dotrze do serca - wyjaśnił Ed, zerkając w naszą stronę. Tato zacisnął pięści. Wpatrywał się w mamę, ale ona miała zamknięte
oczy, a na jej rzęsach wisiały dwie gorące łzy.
Hassan znów złapał za worek z niebieskim płynem. Z miejsca, gdzie mama wbijała zęby w wargę, pociekła strużka krwi.
- To właśnie dzięki tej substancji zamrażanie jest w ogóle możliwe - oznajmił Ed swobodnym tonem, jakby był piekarzem opowiadającym o
wpływie drożdży na wzrost chleba. - Wewnątrz komórek tworzą się drobne kryształki lodu, które rozrywają ściany komórkowe. A dzięki tej
substancji te ściany są wytrzymalsze, lód ich nie niszczy. - Spojrzał
na mamę. - Tylko że boli jak jasna cholera, kiedy płynie przez żyły.
Mama jeszcze bardziej pobladła. Leżała w przejrzystym pudle w zupełnym bezruchu, jakby się bała, że pęknie, jeśli choćby drgnie. Już wyglądała
na martwą.
- Chciałem, żebyś to zobaczyła - szepnął do mnie tato, chociaż wciąż patrzył na mamę. Nawet nie mrugnął.
- Dlaczego?
- Żebyś wiedziała, jak to jest, zanim sama tam wejdziesz.
Hassan ściskał kroplówkę z niebieskim paskudztwem. Mama konwulsyjnie przewróciła oczami; myślałam, że zemdleje, ale cały czas była
przytomna.
- Zaraz będzie po wszystkim - powiedział Ed, spoglądając na worek z krwią, który wypełniał się coraz wolniej.
Przez chwilę słychać było tylko ciężki oddech Hassana pocierającego plastikowe ściany kroplówki. I cichy odgłos wydobywający się z ust mamy,
brzmiący niczym skomlenie zdychającego kociaka.
Niebieski blask zamigotał w kaniuli wystającej ze zgięcia ramienia.
- Dobra, wystarczy - rzucił Ed. - Wszystko jest już w jej krwi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin