Opowiadanie(przygodowe) Akt pierwszy - Rozdział 3.docx

(30 KB) Pobierz

#3              Wstęp wzbroniony

 

 

Dwie godziny później, wszyscy kończyli już jeść obiad. W powietrzu dawało wyczuć się dziwne napięcie. W oddali słychać było burzę, która była już coraz bliżej. Marcin, Filip, Agnieszka, Monika oraz Szymon siedzieli przy kominku i obserwowali wszystkich.

-Jeśli mamy zdążyć przed nimi, to musimy tam iść powoli. – odparł Marcin.

-Na strych? – zapytała Agnieszka.

-Nie mamy wyboru nawet. Potrzeba nam tego drugiego klucza. – powiedział Marcin.

-Dobra, widzę, że wszyscy już zjedli. Teraz macie pół godzinny odpoczynek, a później spotykamy się tutaj. – powiedział głośno Krzysiek.

-Teraz. Mamy chwilkę. – powiedział Szymon.

-Najpierw skoczymy do pokoju po sprzęt. – stwierdził Marcin.

-Sprzęt? – zapytała Monika.

-Tak, idźcie powoli pod pokój, ja tam polecę i pozbieram swoje rzeczy szybko. – powiedział Marcin, po czym rozpędził się i wbiegł na górę, wymijając połowę grupy. Otworzył drzwi i podszedł do swoich rzeczy. Wziął co musiał i wyszedł na zewnątrz pokoju, gdzie czekali już wszyscy.

-Musimy to Marcin jakoś zrobić potajemnie. Zobacz, drzwi są zamknięte na łańcuch. Twój klucz otworzy kłódkę, która jest do tego przymocowana. Jedna osoba będzie musiała zostać i zamknąć to z powrotem twoim kluczem. – powiedział Filip.

-Po co? – spytał Marcin.

-Mówię, że musi być potajemnie. Jak nagle pojawią się oni, to zauważą. – powiedział Filip.

-Przewidziałeś, jak wrócimy? – zapytał się go Marcin.

-Osoba, która zostanie, po prostu poczeka na pukanie, no i otworzy nam. – stwierdził Filip.

-No można tak zrobić. – odparł Marcin.

-To kto zostaje? – zapytał Szymon.

-Ja mogę. Jakoś boję się lekko. – stwierdziła Monika.

-Więc dobra, będzie ostra jazda bez trzymanki. – powiedział Marcin wyjmując z kieszeni swój klucz uniwersalny.

-Jak mam to zamknąć potem? – zapytała Monika.

-Patrz. Klucz u góry ma guzik. Wciskasz go, po czym najpierw robi się w kształcie normalnego klucza, który wkładasz do zamka, a potem znów wciskasz i przytrzymujesz, aż nie usłyszysz kliknięcia. Otóż to. – powiedział Marcin, który akurat usłyszał kliknięcie. Zdjął kłódkę i zaczął odplątywać łańcuchy, jednak po chwili przestał, gdyż robiły dość spory hałas.

-Czemu się zatrzymałeś? – zapytał Filip.

-Dawajcie ktoś głośno muzykę, aby zagłuszyło. – powiedział Marcin. Usłyszał po chwili jedną piosenek Green Daya.

-Dobra, otwieraj! – krzyknął Szymon.

-Więc… witaj przygodo. – uśmiechnął się Marcin, zrzucając łańcuch. Uchylił drzwi i spojrzał na resztę.

-Teraz powiesz pewnie, że kto się boi, może się wycofać, tia? – zapytała Agnieszka.

-Gdybym to powiedział, to musiałbym się wrócić. Ale jako tako to ja mam sprzęt więc, jesteśmy ode mnie nieco uzależnieni. – stwierdził Marcin, wyjmując trzy latarki. Rzucił je Szymonowi, Filipowi i Agnieszce, a sam włączył swoją w telefonie. Spojrzał jeszcze na godzinę.

-No nieźle, myślę, że znajdziemy go tam. – powiedziała Agnieszka mówiąc o kluczu.

-No, chodźmy bo mamy dwadzieścia jeden minut do zbiórki. – powiedział Marcin.

-Dobra, zamknij za nami. – powiedział Marcin do Moniki, która całowała na pożegnanie Filipa.

-Uważajcie na siebie.  – powiedziała do nich Monika. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Marcin zdał sobie sprawę, że są w ciemnym, dość rozległym pomieszczeniu, które na dodatek od razu rozjaśniało od burzy, która była już blisko.

-Coś tutaj tak lekko strasznie. – stwierdziła Agnieszka.

-No zgodziłbym się. Poczekajcie… - powiedział Marcin i uciszył wszystkich. Piętro niżej lekko zaskrzypiała podłoga.

-Czują nas… - szepnął Szymon.

-Dobra, i tak nie mamy nic do stracenia. Duchy, władco tego miejsca, który zginąłeś w obronie swojego skarbu! Potrzebujemy tylko jedną rzecz, która otworzy pewne miejsce. Chcą go wykraść źli ludzie, a my nie chcemy wojny, tylko szukamy przygody. Daj nam szansę! – powiedział głośno Marcin. W czasie przemowy Marcina, podłoga nieco zaczęła trzeszczeć, jednak z czasem łagodniało, po czym całkiem przestała.

-Serio się udało… - szepnął Filip.

-Musimy tylko znaleźć ten klucz cały. Rozglądajcie się. – powiedział Szymon. Wszyscy świecili latarkami na około. W pomieszczeniu było pełno kartonów, pudeł, zakurzonych skrzyń, oraz wielu nieokreślonych przedmiotów. Klucza w kształcie kukułki jednak nie było.

-Patrzcie tam. – powiedziała Agnieszka świecąc na dziwny przedmiot w oddali.

-Wygląda jak taka harfa… - zaczął Marcin.

-To schody chyba. – przerwał mu Szymon.

-No faktycznie. Serio musimy tam iść? – zapytał Marcin.

-Najwyraźniej. – powiedziała Agnieszka.

-A może on po prostu nas ciągnie w pułapkę? – zapytał nagle Filip. Wszyscy zamarli z przerażenia, po tym co powiedział Filip.

-Nie mogłeś… zachować tego dla siebie? – zapytał cicho Szymon.

-Wybacz… takie myśli mi się nasuwają, że masakra. – powiedział Filip.

-Zostaw je więc proszę dla siebie. – powiedział nieco wkurzony na niego Szymon.

-Spokojnie… - zaczął Filip.

-No nie spokojnie, kiedy chodzi o moje życie! – krzyknął Szymon.

-Ale mam też dobre myśli. Chodźmy na przód, zamiast stać drugą minutę przy tych schodach. – powiedział Filip. Zaczęli powoli schodzić schodami w dół. Ku swojemu nieszczęściu, Marcin ruszył pierwszy, a gdy zorientował się, że nikogo przed nim nie ma, nie mógł już się cofnąć. Serce biło mu jak szalone. Na niższym piętrze, było niemal pusto. Pod ścianą stał szkielet, była też jakaś szafa, jednak nie wyglądała jak miejsce w którym mógłby być jakiś klucz. Gdy ruszył w stronę szafy, poczuł, że robi się mu zimno. Czyli szedł w stronę duchów.

-Zawracamy! – powiedział wystraszony Marcin. Polecieli do kolejnych schodów prowadzących niżej. Piętro wyglądało tym razem na nieco inaczej. Było zawalone starymi meblami, łóżkami, które wyglądały po prostu, jak wcześniejsze wyposażenie tego hotelu.

-Zaraz… jeśli on tutaj już dużo wcześniej umarł… to jak oni to tutaj donieśli? – zapytał Filip.

-Może, staruszkowie żyją w zgodzie z duchami. Nie wiem. – odparł Marcin.

-Popatrz za schody… - powiedział z lekkim przerażeniem Szymon. Marcin powoli odwrócił głowę, bojąc się co zastanie. Zobaczył duże, zniszczone i dość stare organy.

-A co, jeśli ono nagle zacznie… - zaczął Marcin, ale nie dokończył. Nagle usłyszeli głośną muzykę, płynącą z organów.

-O ja piernicze… uciekamy! – wrzasnęła Agnieszka. Tym razem to ona zleciała pierwsza schodami w dół. Marcin wywalił się na samym dole i nieco boleśnie upadł. Zaczęli obserwować, co tym razem przyniosło im kolejne piętro.

-Ej, to już parter, a tam jest jakaś klapa w dół z drabinką. – pokazał palcem Marcin. Poza tym, na tym piętrze była pozrywana podłoga, ściany zabrudzone czymś dziwnym, a z sufitu zwisały poniszczone lampy. Było mało mebli, największe wrażenie robiła chyba zdobiona toaletka, ustawiona zaraz obok schodów. Na górze stał mały kuferek.

-Na dół bym nie chciał schodzić. Kto wie co tam jest. – oznajmił Szymon. Marcin, który już nieco przestał się bać, podszedł do kuferka i zdjął go. Organy przestały grać.

-Myślisz, że tam może być klucz? – zapytał się Filip.

-Nie wiem, potrzebujemy uniwersalnego klucza, bo jest zamknięta. – westchnął Marcin.

-Duchy chyba nie będą zadowolone, ze zabieramy im sprzęt. – szepnął Filip.

-Nie ważne. Jak już tutaj dotarliśmy, to nie ma sensu wracać z niczym. – oznajmił Marcin.

-Niepokoi mnie ta klapa w dół. To miejsce wygląda, jak żywcem przeniesione z takiej jednej strasznej gry… schodziło się do ośrodka badawczego, gdzie były różne straszne stworzenia… - zaczął Szymon.

-Musiałeś to mówić? Teraz ja się boję, bo mam jeszcze gorsze myśli! – powiedział niespokojnie Filip.

-Mimo wszystko, chciałabym tam zejść… - westchnęła Agnieszka.

-Jeśli tak dalej pójdzie, to i tak będziemy musieli tam uciekać czy coś. – powiedział Szymon.

-Niby czemu? – zaskoczył się Marcin.

-No w tej grze, nie było innej drogi ucieczki… - zaczął Szymon.

-Nie kończ lepiej, wracajmy. – powiedział Marcin, po czym ruszył  do góry.

-Słyszycie? Na dole słychać jakieś głosy. – powiedział Szymon.

-Raczej stłumione krzyki. Faktycznie, Marcin ma rację. Chodźmy. – powiedziała Aga. Reszta już bez żadnych protestów ruszyła. Marcin parł przed siebie. Reszta dogoniła go dopiero przy organach. Tym razem już nie odezwało się. Gdy weszli po schodach zamarli.

-Gdzie jest ten pieprzony szkielet?! – pisnął Szymon. Nagle pół metra za ich plecami usłyszeli stąpanie po ziemi i trzask paneli. Marcin spojrzał szybko i ujrzał machający im szkielet.

-Aaaa! – krzyknęli wszyscy i ruszyli biegiem do góry. Odkryli przynajmniej co sprawiało,  że podłoga skrzypiała. Dobiegli do drzwi i zaczęli dobijać się do drzwi. Usłyszeli jak opada łańcuch, i po chwili otwarły się drzwi. Ujrzeli zdziwioną lekko Monikę, która im się odsunęła. Marcin przejął swój klucz z jej rąk i zamknął drzwi w kilka sekund.

-Macie? – zapytała się ich Monika.

-Nie mam pojęcia. Coś mamy. – odparł Marcin.

-Byli tutaj, ale widząc mnie zawrócili. – powiedziała szybko Monika.

-Że Adrian? – zapytał Marcin.

-Właśnie on. Ale chyba nie domyślili się. – powiedziała Monika.

-No jeśli nie mamy podsłuchów to na pewno nie. – uśmiechnął się Marcin.

-No i powiem wam, że mamy jeszcze pięć minut. – uśmiechnęła się Monika.

-Chodźcie do mnie. – powiedział Marcin chowając kuferek pod koszulkę. Gdy byli już w środku,  Marcin podszedł do okna, a reszcie powiedział aby usiedli. Włożył klucz do zamka, pełen złych przeczuć. Usłyszał, jak klucz próbuje dopasować się do zamka, nie chciał jednak go otworzyć.

-No i co teraz? – zapytał się Marcin wzdychając głośno. Przerwał mu je jednak delikatny brzdęk, który oznajmił, że zamek został otworzony.

-Działa! – ucieszyła się Monika.

-No tak, nie mów hopsa, póki nie skoczysz. – pokiwał głową Filip.

-Otwieram… - powiedział Marcin, powoli otwierając wieko. To co zobaczył, lekko przewyższyło jego oczekiwania.

-Czyli co? – zapytała Agnieszka.

-Znaleźliśmy skarb tego domu. Tylko nie potrzebnie przyrzekałem, że nie zabierzemy nic. – westchnął Marcin.

-Pokaż, pokaż! – rzucili się wszyscy do Marcina.

-Jest i klucz. – uśmiechnął się Filip. Wyjął go i położył na parapecie.

-Obiecaliście, że nie weźmiecie? Ale o mnie chyba nie było mowy? – zapytała Monika.

-No nie było. Ale zostawmy to na wszelki wypadek. Odniesiemy jutro. – powiedział Marcin, zamykając wieko i zamek na klucz.

-Chodźcie na dół już. – powiedziała Agnieszka.

-Więc w drogę. – oznajmił Marcin, chowając skrzynkę pod łóżko. Wziął też klucz do kieszeni i schował cały sprzęt również pod łóżko. Wyszli z pokoju i zeszli po schodach. Słyszeli przybliżającą się burzę, która rosła ciągle na sile.

-Coś czuję, że będzie mocna burza dziś. – powiedział Krzysiek, gdy już zasiedli do stołu.

-Możliwe. Będziemy musieli tutaj zostać? – zapytała jakaś dziewczyna.

-W ogóle, ktoś się tutaj boi burzy? – zapytał Krzysiek. Zgłosiło się może pięć osób.

-Zapewne kilka razy więcej osób nie podnosi bo się boi wyśmiania. – skomentował głośno Filip. Od razu kilka par oczu przeniosło wzrok na niego. Otworzyły się drzwi do kuchni, z której wyszli znów staruszkowie wraz z obiadem. Tym razem były ziemniaki z licznym koperkiem, oraz kotlety schabowe. Do wyboru były też liczne surówki. Marcin oblizał się, ponieważ obiad spełniał jego normy. Wszyscy znów ruszyli do wózków, i nakładali sobie co i ile zjedzą. Marcin dołożył sobie mizerie i usiadł do Agnieszki i Szymona. Filip wraz z Moniką jedli nieco dalej, Sebastian usiadł również z innymi osobami, a Gosia rozmawiała z kimś przez telefon, jedząc jednocześnie. Spokojnie siedziała wroga czwórka, która obserwowała resztę.

-Myślicie, że to już dzisiejsza noc będzie tą ze snu Marcina? – zaczęła Aga.

-No ja mam nadzieję. Za długo czekamy na to już. – odparł Szymon.

-Spokojnie, mi tam jakoś nie spieszno. – westchnął Marcin.

-Oj Cinek, Cinek, będzie dobrze. – stwierdziła Aga.

-Skoro tak mówisz, to ci zaufam. – odparł Marcin. Po jedzeniu nadszedł czas na zajęcia w grupach. Jak się okazało, wszyscy mieli wspólnie oglądać film. Marcin, który już to widział, usiadł w kącie i założył słuchawki lekko zasypiając. Nieco później obudziło go lekkie szturchanie. Otworzył lewe oko i zobaczył Gosie. Zdjął słuchawki i uśmiechnął się do niej.

-Byliście już to zobaczyć? – zapytała się go Gosia.

-Aa, no dzisiaj. Znaleźliśmy drugi klucz i ogólnie boimy się, że ktoś nam go zwinie. – odparł Marcin.

-Jakbyście coś znaleźli… to była umowa, pamiętaj. – uśmiechnęła się do niego.

-Lecisz na kasę? – spytał Marcin.

-Niee… ale wiesz, za kasę można wiele kupić. Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, a dopiero zakupy. – uśmiechnęła się Gosia.

-Obawiam się, że skarbu tam nie będzie, raczej  jakaś machina. – powiedział Marcin.

-Tam gdzie szukałam o tym jakiś informacji, była mowa o skarbie. – powiedziała Gosia.

-Skarbem raczej nie muszą być pieniądze. – stwierdził Marcin.

-O co biega? – wtrącił się Sebastian siedzący obok.

-Jeśli nie wiesz o co chodzi, to chodzi o pieniądze. – wzruszył ramionami Marcin. Sebastian pokiwał głową i wrócił do rozmowy ze swoją znajomą.

-Wiesz, że widziałam dziś koło naszego pensjonatu jakiegoś dzikusa? – zapytała Gosia.

-Żul jakiś? – zapytał Marcin.

-Raczej… dres. Miał na sobie bluzę z kapturem.

-A… wiesz może, co robił? – zapytał Marcin.

-Szedł od pensjonatu i spotkał się z jakąś inną osobą w kapturze. – odparła Gosia.

-Czyli… ich jest więcej… - zaskoczył się Marcin.

-Coś o nich gadaliście wcześniej to pomyślałam, że ci się ta informacja przyda. – powiedziała Gosia.

-Dziękuję, martwi mnie, kim mogą być. I czy są zagrożeniem, czy raczej pomocą.– stwierdził Marcin.

-Oj Cinek, Cinek, będzie dobrze. – stwierdziła Gosia, po czym odeszła do koleżanek. Marcina zdziwiło to, bo dałby sobie rękę uciąć, że Aga mu identycznie powiedziała, nieco wcześniej. Wzruszając ramionami, założył słuchawki i powrócił do drzemki. Przerwał mu ją Sebastian, gdy film się skończył.

-Chodź do pokoju, bo mam wrażenie, że oni coś knują. – powiedział Sebastian wskazując na Adriana.

-Dobra, powiem ci przy okazji co cię ominęło. – powiedział Marcin. Podparł się o murek i stanął. Ruszyli do pokoju, pod którym stała reszta, czekając aż Marcin im otworzy.

-No w końcu. – ucieszył się Szymon.

-Spokojnie, nie ma się gdzie spieszyć. – odparł Marcin wyjmując klucz.

-Nie wiem jak wam, ale mi się chce spać. – powiedział Szymon i od razu, gdy Marcin otworzył drzwi skoczył na swoje łóżko. Gdy wszyscy weszli, Marcin zamknął drzwi na klucz.

-Miałeś opowiedzieć o tym co dziś się stało. – powiedział Sebastian.

-No dobrze… czekaj chwilkę. – Marcina zaniepokoiło drobne uderzenie w drzwi. Zerknął w odpowiednim momencie, by ujrzeć wlatującego Muchobota.

-No dobra, mamy faktycznie czas. – stwierdził Sebastian. Marcin zaczął przeglądać plecak, po czym wyjął znalezione wcześniej dwie strony gazety opuszczonej przez Kapturnika. Wyjął również długopis i zaraz nad napisem nazwy gazety „Kurier Cieszyński” zaczął coś pisać. Zatrzymał się jednak patrząc na nazwę.

-Kapturnik ma coś wspólnego z naszym pochodzeniem.– powiedział Marcin, wołając wszystkich do siebie. Szybko jeszcze napisał na górze strony, „Mamy w pokoju podsłuch.”

-Kurier Cieszyński? Nie kojarzę takiej gazety, a powiem wam, że mój tata czyta ich pełno. – powiedział Sebastian.

-A jesteś dokładnie z Cieszyna? – zapytał Szymon.

-No tak się złożyło. – pokiwał głową Sebastian. Jako, że nie byli zaciekawieni zawartością, wszyscy wrócili na swoje łóżka.

-Pochwal się kogo sobie upatrzyłeś. – powiedziała Agnieszka do Sebastiana.

-Jak upatrzyłem? Mówicie o Oli? – zapytał zdziwiony Sebastian.

-No tej dziewczynie. – powiedziała Agnieszka.

-Aa, no dobra. Podoba mi się, ale chcemy się lepiej poznać zanim będziemy razem. – odparł Sebastian.

-Poprawnie. Najlepsze są takie związki, gdzie obie osoby się już nieco znają. – uśmiechnął się Marcin.

-A wy kogoś macie? – zapytał się Sebastian reszty.

-Mnie to tam nikt nie chce, ale norma, jakoś idzie się przyzwyczaić. – wzruszył ramionami Marcin. Spojrzał znów na gazetę.

-Miałam niedawno chłopaka, ale był niezłym mięczakiem, zbyt łatwo się urażał, łatwo mu było o płacz. Nie chcę kogoś takiego. – odparła Agnieszka.

-Ja za to… no ja to szukam i szukam, ale pomyślałem kiedyś, że jak mam kogoś mieć, to nic na siłę. – uśmiechnął się Szymon. Marcin spojrzał na nagłówek jednego z artykułów. „Google powoli przejmuje kontrole nad światem.”

-Co nam wiadomo o Google? – zapytał szybko Marcin.

-Są mapy z Google,  jest tłumacz, poczta, usługa Google Plus, You Tube jest poniekąd połączone z nim. Są telefony z Google. No i wyszukiwarka Google Chrome. – powiedział Szymon.

-No właśnie. Dodajmy Google Glass, które zresztą mam, nie tyle mapy co i GPS. Hmm, no może i mają udział w wielu czynnościach w Internecie… ale tutaj pisze, że oni przejmują kontrolę nad światem. – stwierdził Marcin.

-Nie pisze, tylko jest napisane. – zaśmiał się Szymon.

-Cii, mam dysleksje. – zaśmiał się Marcin.

-Poza tym, to tak specjalnie pewnie piszą, aby zachęcić do przeczytania artykułu. – powiedziała Agnieszka.

-Czekaj, poczytam co piszą niżej. Kapturnik dał nam do zrozumienia, że musimy być ostrożni, plus wszystko co podejrzane obadać. Czy to nie przypadek, że znalazłem gazetę z artykułem o Google? – zapytał Marcin. Nagle podłoga zaczęła pod nimi skrzypieć, a w oddali organy grały głośno i chaotycznie jak jeszcze nigdy wcześniej.

-Coś je wkurzyło? – zdziwił się Sebastian. Marcin wstał, po czym lekko zdziwiony podszedł do drzwi. Klamka poruszyła się ku jego zdziwieniu w dół. Nagle coś mocno uderzyło w drzwi tak, że Marcin aż pisnął z wrażenia.

-Szybko, zastawiamy pokój! – krzyknął Marcin. Wziął Szybko razem z Sebastianem i Szymonem przenieśli łóżko Sebastiana.

-Teraz nie wejdą chyba. – powiedział Szymon. W drzwi ponawiały się uderzenia.

-Oby nie wywaliło to coś drzwi z zawiasów.

-O nie… to już teraz. Sen się spełnia, tu i teraz. – szepnął Marcin.

-No nie gadaj… czyli co my zrobimy? – zapytał Szymon.

-Wziąłeś im naboje… raczej nas nie zastrzelą. – odparła Agnieszka.

-Jakie naboje… o czym wy… - Sebastian był zdziwiony.

-Nie ma czasu na to! – Marcin przeskoczył bagaże na środku pokoju dobiegając do swoich. Wziął plecak i wrzucił do środka gazetę. Rozejrzał się po pokoju i otworzył okno.

-Mamy skakać? – zapytał zdziwiony Szymon.

-Jest lina, a na dole zachęca nas do zejścia Kapturnik. Pali fajkę. – stwierdził Marcin.

-A jak spadniemy? – zapytała Agnieszka.

-Trzymaj się mocno i powoli opuszczaj. – polecił jej Marcin.

-Mam iść pierwsza? – zapytała Agnieszka.

-Jak masz się wahać to zostań ale nie narażaj reszty. – powiedział Marcin. O dziwo Szymon jako pierwszy bez żadnego słowa wszedł na parapet zrzucając przy tym kwiatka na podłogę. Złapał linę i zwinnie obrócił się i zaczął powoli opuszczać.

-Dobra idę. – westchnęła Agnieszka. Marcin pomógł jej w miarę bezpiecznie wejść na okno i złapać linę. Musiała jednak wykonać pierwszy krok poza okno i szybko się obrócić. Zrobiła to po chwili wahania. Marcin spojrzał za siebie. Drzwi powoli puszczały, było widać pęknięcia.

-Całe szczęście, że te drzwi są stare i solidne. – stwierdził Sebastian patrząc jak za oknem znika nie lekko przerażona Agnieszka.

-Powiem ci, że całe szczęście, że burza przeszła bokiem, bo lina była by mokra. – odparł Marcin.

-Złazisz? – zapytał się Marcina Sebastian.

-Nie ma ani chwili wahania. – odparł Marcin, po czym bardzo zwinnym ruchem wskoczył na parapet. Obrócił się tyłem już na nim, po czym złapał linę prawą dłonią i lekko opuścił swoje nogi. Potem oparł drugą dłoń o parapet i złapał szybkim ruchem linę drugą dłonią. Sam lekko się zakręcił i obrócił do ściany bokiem.

-Dobra, idę za tobą, bo zawiasy pękają! – powiedział Sebastian. Marcin musiał jednak jeszcze wykonać pierwszy ruch w dół a odkrył że to nieco trudniejsze. Spojrzał w dół i jeszcze bardziej się przeraził. Kapturnik zniknął, a Sebastian był już w połowie. Agnieszka już też była nieco ponad Szymonem. Marcin zaczął się opuszczać, gdyż Sebastian czekał tylko na niego. Przełamując strach, oparł nogi o ścianę i zaczął pracować rękoma.

-Podobnie jak na ściance wspinaczkowej, kiedy się chce wracać w dół. – powiedział Marcin.

-Tak, tyle, że teraz nikt cię nie ciągnie w dół, ani nie masz żadnego zabezpieczenia. – odparł Sebastian, który już zaczął się obracać drugą stroną.

-Nie pocieszasz! – krzyknął Marcin.

-Przymknąłem nawet okno. Jak nie wyjrzą w dół, to się nie zorientują. – odparł Sebastian.

-No już lepiej. Ale mieli podsłuch to wiedzą. – westchnął Marcin.

-Raczej nie słuchali już odkąd duchy się odezwały. – powiedział Sebastian.

-Apropos, jakoś ucichły jak wyszliśmy. – powiedział Marcin.

-Bo to jest nawiedzony dom, a nie nawiedzona okolica domu. – stwierdził Sebastian.

-To chyba tak nie działa… - westchnął Marcin. Oboje skupili się na zejściu. Gdy byli w połowie usłyszeli Szymona.

-Już niedaleko, nie poddawajcie się!

-Damy radę! – krzyknął Sebastian. Gdy Agnieszka dotarła do ziemi, Marcin źle się chwycił liny, co poskutkowało kolejnym obrotem, oraz tym, że Marcin zaczął się szybko zsuwać.

-Aaa! – krzyknął desperacko Marcin. Udało mu się jednak zatrzymać, gdyż złapał linę nogami. Był już półtora metra nad ziemią, więc zsunął się po prostu.

-Wyglądało to groźnie, będziecie sławni, jak wstawię ten filmik na You Tuba. – uśmiechnął się Szymon, który wszystko nagrywał przez Google Glass Marcina.

-Haha, fajnie, fajnie. – zaśmiała się Agnieszka. Sebastian dołączył do nich po chwili.

-Lecimy na miasto! – powiedział Marcin, pełen dziwnych przeczuć, że mogą być ścigani. Polecieli przez błotnistą dróżkę, która wiodła do ich pensjonatu. Gdy wlecieli do miasta, zaczęło kropić. Wciąż słychać było w oddali burze.

-Zbiera się na ten deszcz i zbiera już całkiem długo. – stwierdził Szymon.

-Więc lepiej jak wejdziemy do zamku przed jego gwałtownym spadkiem z nieba. – odparł Sebastian. Zmęczyli się już po chwili, głównie to Agnieszka i zgodnie z jej prośbą przestali biec, a szli już tylko w stronę celu, który był zresztą widoczny. Na niebie gwałtownie się zaczęło ściemniać przez chmury i lunął deszcz w momencie w którym akurat podeszli pod drzwi zamku. Weszli ośrodka i udali się os razu w stronę toalet.

-Mieliśmy wziąć Filipa, Monikę i Gosię. – westchnął Marcin.

-No ale i tak jak widzisz wszystko potoczyło się jak w twoim śnie odnośnie tego w jakiej ekipie zejdziemy na dół. – odparła Agnieszka.

-Gorzej, co zrobimy po powrocie. Idziemy tutaj tak, jakbyśmy byli co najmniej pewni co ten portal robi. – odparł Marcin.

-Masz w ogóle klucz? – zapytała Agnieszka.

-No mam w kieszeni. – powiedział Marcin wyjmując drugi z kluczy, których potrzebowali. Wsadził go do drugiej dziurki na klucz i przekręcił. Nagle rozległo się ciche stuknięcie i ściana przed nimi, zaczęła się otwierać w ruchu obrotowym, ostatecznie ustawiając się bokiem.

-Myślisz… że ktoś to zauważy? – zapytał Sebastian.

-Czekaj, bo tam jest ciemno. Mam latarkę w telefonie i dwie normalne, których używaliśmy wcześniej na strychu. – odparł Marcin rozdając latarki Agnieszce i Sebastianowi. Szymon miał swoją w telefonie.

-Opowiesz w końcu co i jak? – zapytał Sebastian.

-Tak, ale to jak będziemy schodzić na dół. – powiedział Marcin świecąc latarką w ciemność. Mimo lekkiego strachu i wi...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin