Opowiadanie(przygodowe) Akt drugi - Rozdział 8.docx

(40 KB) Pobierz

#8              Niepokojące odkrycie

 

 

Marcin nie był pewny co się właściwie stało. Był pewny jedynie tego, że boli go mocno głowa. Nie miał sił się podnieść. Pamiętał jedynie jedną rzecz ze swojego snu. Kapturnika pochylonego nad nim i szepczącego, że już bardzo blisko. Zerknął na telefon, który leżał obok niego. Była piąta rano, a za oknem wciąż ciemno. Przypomniał sobie nocny wypad z Laurą do domu na wzgórzu. Pamiętał, że bawili się dobrze, miał też wizję. I na tej wizji urwały mu się wspomnienia. Co było dalej? Nie wiedział. Kompletna pustka. Identyczna jak ta, sprzed jego obudzenia się w podziemiach. Leżał sam, przykryty kołdrą. Na sofie, kawałek dalej spała Laura. Ból głowy sprawiał, że nie potrafił się skupić. Odblokował telefon i włączył internet. Przekierowało go od razu na stronę z informacjami ze świata. Pisali o różnych rodzajach mutantów. Jak zdołał przeczytać Marcin, po wypiciu deszczówki, zwierzęta zaczynały mutować. To samo mogło spotkać ludzi. Niżej był opis tych zwierząt, oraz mapa w narysowanym występowaniem niektórych gatunków. Nie potrafił się skupić, żeby przetłumaczyć sobie tekst na język Polski, więc wybrał z prawej strony informacje dotyczące Polski. Również tutaj było o mutantach. Filmik Nikodema, oraz opis dotyczący obrony parasolami jak na razie miał prawie dziesięć tysięcy polubień. Komentarze były w większości narzekające na świat w jakim się znajdują. Marcin tego nie czytał. Zaczął przewijać niżej. Kolejną ważną informacją, była porada, jak racjonować żywność, aby wystarczyło na jak najdłużej. Tego również nie czytał. Po prawej stronie, była liczba wiadomej i policzonej liczby żyjących osób. Liczba wskazywała ponad dwa i pół miliona osób. Marcin patrzył z przejęciem. Wciąż była szansa dla ich gatunku. Musieli tylko jakoś wyeliminować mutanty oraz zdobyć potrzebną żywność. Sprawdził szybko spis miast i wybrał sobie stolicę Polski. Liczba wskazywała ponad dwieście tysięcy. W Jastrzębiu było ponad 3000 zameldowanych osób. W Cieszynie prawie o połowę mniej. W Zebrzydowicach liczba wynosiła w dalszym ciągu tysiąc trzysta trzydzieści jeden. Z ciekawości sprawdził również inne pobliskie i mniejsze wsie. W Kończycach było nieco ponad 700 osób, w Marklowicach blisko 600, a w Pielgrzymowicach ledwie 340 osób. Wszedł jeszcze na forum. Najnowszym tematem był fakt, że wieczorem widziano przelatujący helikopter. Marcina to zaciekawiło. Pomyślał, że większa szansa jest na to, że to dorośli niż dzieci, mimo, że apokalipsa wykończyła dorosłych.

-Nie śpisz? – Usłyszał głos Laury.

-No nie potrafię. – stwierdził Marcin.

-Pamiętasz wszystko? – spytała się go cicho.

-Hmm, nie wiem ile nie pamiętam, jednak film mi się urwał zaraz po wizji. – stwierdził Marcin.

-Czyli Kapturnik miał rację! Że go nie zapamiętasz. – zdumiała się Laura.

-Ze jak? Kapturnika spotkaliśmy? – zapytał Marcin.

-Jakiś tam był, mówił mi, żebym ci rano przypomniała, że musimy odnaleźć helikopter.

-Helikopter? Zacząłem właśnie czytać o tym wątek na forum. – oznajmił Marcin.

-Nie wiem czemu, ale myślę, że odnalezienie helikoptera jest ważne. Ten Kapturnik nie wyglądał jak tamci z Braci Cienia. Wyglądał… starzej. – stwierdziła Laura.

-Skąd on wiedział, że nie będę pamiętał? – zdziwił się Marcin. Zaczął rozmyślać. Wtedy wpadł na pomysł. W zasadzie, to mogło się zgadzać.

-Jak już się rozbudzimy, przeprowadzę na tobie test. Jeśli mam rację, to będzie oznaczało, że sprawy są o wiele bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje. – pokiwał głową Marcin.

-A wy już nie śpicie? – usłyszeli głos Nikodema.

-Już niestety nie. – stwierdził Marcin.

-Dziś zmiana planów. Lecimy w góry. – oznajmiła Laura.

-W góry? Niby dlaczego? – zapytał Marcin.

-Kapturnik coś wspomniał, że mamy się tam udać. – odparła Laura.

-Może nie chodziło o góry? Tylko źle zrozumiałaś? Jak on to mówił, głośno, szeptał, czy miał dziwny głos? – spytał się ciekawie Marcin. Aż usiadł z dziwnego podniecenia w sobie.

-Nie powiedział góry, tylko gdzieś w okolice Wisły. Stąd wiem, że góry.  Jak już o to pytasz… mówił cicho, raczej zmienił swój głos, żebyśmy go nie rozpoznali. Co za tym idzie, to mógł być jedynie chyba Szymon. – stwierdziła Laura.

-Hmm, Szymon… jest taka możliwość. Za moment wracam. Idę na lapka. – powiedział Marcin. Wstał i z dość sporym bólem głowy poszedł do góry. Nie włączył jednak lapka. Zamiast tego wywalił zawartość worka, który wykradł z auta Agnieszki. Strój składał się z kilku części. Na głowę miał ciemną chustę, która po ubraniu wyglądała dość imponująco. Na oczy była specjalna maska. Niżej miał coś rodzaju czarnego habitu, który miał szarawe ozdoby po bokach. Był też krótszy i cieńszy, a mimo to nie przenikała z pod spodu jego skóra. Spodnie były najnormalniejsze z całego zestawu i wyglądały jak ciemny rodzaj jeansów.

-Serio wyglądam jak oni. – powiedział cicho Marcin. Aby jego plan powiódł się, musiał jakoś znaleźć się na dole, w taki sposób, aby oni nie usłyszeli jak wychodzi. Drogi na zewnątrz były trzy. Drzwiami głównymi, garażowymi i piwnicznymi. Pierwsze odpadały, gdyż proces ich otwierania był lekko hałaśliwy. Do tego Viki zapewne skorzysta z okazji by czmychnąć na zewnątrz. Druga opcja tym bardziej odpadała, gdyż otwieranie garażu było na pewno o wiele za głośne. Marcin nawet nie wiedział, bo jeszcze ich nie wypróbował. Trzecią i ostatnią ze standardowych wyjść, były drzwi piwniczne, które co prawda, same w sobie były ciche i łatwo mógłby nimi uciec, jednak aby tam dotrzeć, musiał zejść schodami na dół, obok dużego pokoju, gdzie leżało rodzeństwo Nikodema i Laury, a także gdzieś indziej Kinga. Mimo ryzyka, samo zejście mogło się udać. Jednak od piwnicy oddzielały go jedne drzwi, które skrzypiały, a on przecież musiał zostać niezauważony i nieusłyszany. Były również niestandardowe rozwiązania. Na górnym piętrze były dwa balkony. Jeden, z widokiem na drogę główną i sąsiednie domy, a drugi na stodołę, oraz poniekąd na zamek, dach kościoła i staw. Oba balkony mogły posłużyć, jako zejście na dół. Było to jednak pierwsze piętro i upadek z pięciu metrów Marcinowi się nie widział. W pokoju nie miał nic, co umożliwiło by mu opuszczenie się na dół. Miał jednak swój plecak, a w nim wiele dziwnych rzeczy, które w różnych sytuacjach mogły się przydać. Jednak młotek, śrubokręt z prawie trzydziestoma doczepianymi końcówkami, klucze francuskie, dziwnie wyglądający długopis, latarki, apteczka, gwoździe, oraz co najmniej dziesięć przedmiotów których Marcin nawet nie potrafił nazwać, raczej nie mogły mu pomóc. Na dnie plecaka zauważył coś, co mogło mu się przydać. Białą i dość mocną linę. Zawiódł się jednak równie szybko co ucieszył. Lina była urwana w dwóch miejscach, a nawet gdyby nie była, to liczne przetarcia były by wielkim niebezpieczeństwem, gdyby chciał jej użyć do opuszczenia się na dół. Zamiast tego po prostu wyszedł na swój balkon. Na horyzoncie niebo zaczynało powoli się rozjaśniać. Miał dwie drogi na dół. Mógł opuścić się jak najniżej potrafił i stanąć na barierce z balkonu niżej, a potem już zeskoczyć, lub mógł też wdrapać się na dach po lewej stronie i zsunąć się na sam dół po jego pochyłości. To mogło się udać. Podszedł do krawędzi balkonu i zauważył, że barierka nie dociera do samego krańca dachu, lecz zostaje tam mała szpara, przez którą mógłby przejść. Podszedł do niej i spojrzał w dół. Gdyby teraz spadł, zapewne chwile poleżałby i krzyczał z bólu, a zaraz potem obudziłby się w podziemiach zamku. Zaczął się przeciskać, jednak ciężko było mu przejść. Położył dłoń na metalowej krawędzi dachu. Przeliczył się trochę z wcześniejszymi obliczeniami. Marcin musiał wykonać ryzykowny Manewr, pokonując całą grubość dachu. Odbił się i podciągnął dłońmi. Źle jednak wyliczył swoją siłę i ledwie jedną nogą przekroczył krawędź dachu, druga zwisała w niewygodnej pozycji. Największy ból sprawiały jego ręce, które ledwie już potrafiły go utrzymać.

-Pomocy! –Krzyknął rozpaczliwie Marcin lecąc na dół. Gruchnął plecami o barierkę, która wydała niesamowicie głośny odgłos dudnienia. Marcin odbił się i wylądował ponownie na plecach, leżąc na balkonie. Jęknął z bólu. Nie wiedząc czemu, nie potrafił się poruszać. Czuł się dziwnie, jakby odpływał. Na balkonie zapaliło się światło. Usłyszał Kingę.

-O Boże… to jeden z Kapturników. Wołajcie Marcina! – krzyknęła Kinga. Usłyszał nawoływania Laury.

-Chodź tu, a nie… - szepnął w spazmie bólu Marcin.

-Ojej, on ma powykręcany kręgosłup… przykro mi…- powiedziała Kinga pochylając się nad nim.

-Zastrzel mnie, to następnym razem nie będę musiał już tego robić. – szepnął Marcin. Miał ochotę się rozryczeć.

-To faktycznie był Szymon. – stwierdził Nikodem.

-Nie debilu. Plan się udał, choć miało się obyć bez upadku. Nie potraficie… mnie rozpoznać. – wymamrotał cicho Marcin. Nikodem wciąż nie wierzył, więc zdjął jego kaptur i maskę.

-To JEST Marcin. – zdziwił się Nikodem.

-Jesteś pewny, że się obudzisz? – zdziwiła się Kinga.

-Do tej pory się udawało. – jęknął Marcin zamykając oczy. Zanim cokolwiek więcej dodał, odpłynął w nicość.

 

***

 

Marcin nie miał pojęcia co się stało. Znikł jego ból w plecach i mógł się poruszać. Co jednak nie zmieniało faktu, że boli go głowa, oraz, że czuł przykrycie. Otworzył szczerze zdziwiony oczy i zdumiał się jeszcze bardziej. Ulga była pierwszą rzeczą jaką poczuł. Następnie radość, że nie musi wszystkiego od nowa przechodzić. Leżał tam, gdzie jeszcze przed kwadransem rozmawiał z Laurą i Nikodemem. Włączył telefon. Dalej było po piątej a słońca jak nie było, tak nie było go dalej. Wcześniej tego nie zauważył, jednak był nieco poodzierany. Również śmierdział, przez co poczuł do siebie lekkie obrzydzenie. Zakradł się do łazienki i zrzucił z siebie brudne ubrania. Na pralce leżały ich wczorajsze łupy. Marcin przyznał sam przed sobą, że mógł wziąć więcej par majtek, gdyż u góry już zostały tylko dwie czyste pary, a sam zdobył tylko jedną parę. Swoje stare zrzucił z siebie i wkopał pod prysznic. Na górnej części suszyła się już bielizna Laury. Zdjął ją, aby jej nie zamoczyć. Sam nie wiedząc czemu, zerknął na rozmiar stanika. Rozmiar D był już czymś większym, co już zdążył zaobserwować dnia poprzedniego. Powiesił je na grzejnik, który był zimny. Marcin wiedział, że jest zimno, a przekonał się o tym przed chwilą. Wszedł pod prysznic i z ulgą puścił na siebie tony wrzącej wody. Miał dość głupich śmierci. Co prawda nie do końca osiągnął swój cel. Celem była opinia Laury. Wiedział jednak, że jest szansa, że to on sam jest Kapturnikiem który ich nawiedza. Zaczął sobie cichutko nucić jedną z piosenek  Macklemore’a  i po dziesięciu minutach wyszedł owijając się ręcznikiem. Umył zęby znalezioną wczoraj nieużywaną szczoteczką. Pojawił mu się już kilkudniowy zarost, który nieco go oszpecał, więc nalał sobie wody do zlewu i posmarował szyję i przód twarzy pianką. Wykonał pierwsze machnięcie maszynką od jabłka Adama, po usta.

-Mogę?- usłyszał Laurę, która zapukała.

-Moment! –powiedział Marcin i zaczął wiązać ręcznik.

-Spokojnie, tylko pogadać o wczoraj chcę. – powiedziała Laura.

-Wiem już wszystko, ale wchodź. – Powiedział spokojnie Marcin. W drzwiach pojawiła się najpierw głowa Laury, a potem cała reszta. Wcześniej nie miał czasu się jej przyjrzeć w ostatnim kwadransie. Miała nieco rozwalone włosy, podobnie jak Marcin, wyglądała na bardzo śpiącą i miała na sobie czerwony dwuczęściowy strój. Koszulka była bez ramiączek i była przykrótka pokazując Marcinowi całkiem chudy brzuch Laury. Spodnie miała dopasowany do koszulki, choć były zapewne z innego kompletu. Długie, do kostek i miały czerwoną kratę na całej powierzchni.

-Cóż takiego interesującego jest we mnie? – zaśmiała się lekko nieśmiale Laura.

-Uy, eee, ale co? – zdziwił się Marcin,  powracając z rozmyśleń o wyglądzie Laury.

-No chyba nieświadomie się zapatrzyłeś. – uśmiechnęła się Laura.

-Aa, nie wiem, przepraszam. Ale, ale słuchaj! Bo mam nowinkę. – powiedział Marcin wracając do golenia. Laura usiadła na brzegu pralki.

-No, mów, mów. – zaśmiała się Laura.

-Zginąłem tego dnia. – uśmiechnął się Marcin.

-Jak… a nie powinieneś się  ocknąć? – zaskoczyła się Laura.

-Szymon coś ściemniał chyba. – stwierdził Marcin.

-Za ile minut umrzesz? –zapytała Laura.

-Jakoś teraz. Ale spokojnie. To z mojej głupoty. Aby wypadło naturalnie, pamiętam tylko do momentu wizji przed domem, który oglądaliśmy. – powiedział Marcin. Później rozmowa wyglądała niemal identycznie jak ostatnim razem. Doszli do tego samego wniosku, że po wywiązaniu się z obowiązków, ruszą w czwórkę na Wisłę. Marcin skończył się golić, a Laura pozwoliła mu w spokoju się przebrać. Założył bluzkę od Marcela z rysunkiem Statuy Wolności, bluzę z ludkami ze South Parku, oraz jeansy od Jarka, barwione na zielono. Do tego znalazł wygodne Najki na potem. Na zewnątrz zaczynało być coraz jaśniej. Na horyzoncie było już całkiem jasno.

-Opowiedz im wszystko co wiesz, ja jeszcze się przekimam w sypialni chwilę. Głowa mnie mocno boli. – westchnął Marcin.

-Idź, idź. Musisz odpocząć. – powiedziała do niego Laura.

-Dzięki. Sprawdzę też teorie, czy krótki sen powoduje… respawn po krótkim śnie, czy raczej obudzę się czterdzieści minut wcześniej. – stwierdził Marcin.

-Respawn? – zapytała Kinga. Marcin westchnął i odparł.

-No, chodzi o kolejną szanse, dodatkowe życie, czy co już tam kto woli. Mniejsza o to. O siódmej mnie obudźcie. Najlepiej też się połóżcie. Przed nami ciężki dzień.

 

***

 

Po drugim obudzeniu było jeszcze gorzej jak poprzednio. Marcin nie chciał nawet się ruszyć, więc Nikodem z Laurą, wywlekli go siłą. Zawlekli go siłą do jadalni i posadzili na fotelu.

-Co na śniadanie? –jęknął Marcin.

-Może Cię to ucieszy, ale jajecznica. – uśmiechnęła się Kinga.

-Jajecznica? Skąd wzięliście jaja? – zapytał Marcin.

-Dwa wielkie, jak spałeś to wzięliśmy, nie czujesz? – uśmiechnęła się szeroko Kinga. Marcin nie załapał od razu, jednak wolał się upewnić, po czym gdy wyczuł, że wszystko jest na swoim miejscu, to parsknął śmiechem.

-Upolowałem kilka kur. – pochwalił się Nikodem.

-Nie wiem czy nie lepiej byłoby je zostawić dla jaj. – stwierdził Marcin.

-Ale musisz mieć jakiś plan zakończenia tego, zanim się zacznie głód, prawda? – zapytał Nikodem.

-Nie mam. Wiem tylko tyle, że gdybyśmy odnaleźli kogoś, kto coś wie o tym wirusie, to może dałoby się odwrócić skutek. – stwierdził Marcin.

-Ty chcesz ożywić dorosłych? – Nikodem zmarszczył czoło.

-Niee, coś ty, Mam plan cofnięcia mutacji, jak się uda oczywiście. – stwierdził Marcin.

-Chyba ambitnie. – pokiwał głową Nikodem.

-Co ma być to będzie. Jednego możesz być pewny. Obiecuję, że nie doprowadzę do końca. – stwierdził Marcin. W tamtym momencie o dach lunął deszcz.

-A tej pogodzie co strzeliło tak nagle do głowy? – spytała Laura.

-Nie widzi mi się w takiej pogodzie tam jechać. – westchnął Marcin.

-W dodatku zimno. Termometry pokazują ledwie dwa i pół stopnia. Kwiecień plecień.  Zaraz nam tu zimę stulecia ta pogoda rozpęta. – westchnął Nikodem.

-W porządku, przeczekajmy to. Pouczę się strzelać z tego łuku w domu może. – stwierdził Marcin. Skoczył szybko do przed pokoju i przyszedł do reszty.

-Odpaliłem jakąś instrukcję. Jest kilka filmików. Chcesz to sobie zobacz. – powiedziała Kinga dając mu swój telefon. Marcin zerknął. Facet, na oko siedemdziesiąt lat witał się z jego widzami i zaczął tłumaczyć, o czym będzie ten film. Marcin pogłośnił na tyle, aby wszyscy słyszeli. Facet opowiadał sztuce strzelania we wschodnim stylu. Wyglądało imponująco. Marcin złapał łuk w podobny sposób. Niestety sam łuk miał tylko trzy strzały, więc na wiele mu się i tak nie przyda w późniejszym etapie. Póki co mógł chwycić jedną z nich i nałożyć na łuk. Chwilę celował i szybko i pewnie, tak jak na filmiku wystrzelił przed siebie. To, że strzała pomknie z taką prędkością, tego by się akurat Marcin nie spodziewał. To, że stał pięć metrów od tarczy, było kolejną rzeczą ułatwiającą. Jednak strzała minęła tarczę o dwa metry i odbiła się od twardej ściany, robiąc dziurę w fototapecie. Akurat trafił w głowę jakiegoś młodego chłopaka, który szedł przez miasto.

-Teraz będzie lepiej. – stwierdził Marcin.

-Oddal się trochę  i daj ten łuk nieco wyżej, bo ci opada jak napinasz. – podsunęła mu pomysł Kinga.

-To może się udać. – stwierdził Marcin. Porada Kingi, okazała się być dobra. Marcin celował tym razem oddalony o siedem metrów od tarczy. Strzała wbiła się tym razem w ścianę. Jednak odległość, która dzieliła jego strzałę, wyniosła już mniej niż pół metra.

-Ręce się od tego przecierają… mam rękawice robocze w plecaku w sumie. – stwierdził Marcin ubierając je na obolałe dłonie. Trzecia strzała uderzyła o połowę dystansu bliżej brzegu tarczy, niż ta poprzednia. Marcinowi zaczynało się to podobać. Dziewięć razy nie trafił do tarczy. Strzała albo mijała tarczę o centymetry, albo całkowicie schodziła daleko. Ściana była lekko podziurawiona, jednak od drzwi nie było tego widać. Marcin cofnął się jeszcze dwa metry. Miał właśnie oddać dziesiąty strzał. Sama tarcza składała się z dziesięciu punktów, które zataczały okręgi, im większa wartość, tym mniejszy okręg. Dziesiątka, była już tylko punkcikiem w środku, wielkości guzika w płaszczach.

-Coś ci to nie idzie. – ziewnął Nikodem. Marcin puścił strzałę. Tamta pomknęła wyjątkowo prosto trafiając w tarczę. Wbiła się mocno w ścianę i Marcin podekscytowany podszedł.

-Za trzy punkty! No, no… - uśmiechnął się Marcin. Nikodem już próbował wcześniej, jednak teraz również Laura chciała spróbować. Marcin pokazał jej ułożenie nóg i ramion, napięcia ciała i mięśni. Ważne było też nachylenie głowy. Z taką postawą miała nałożyć strzałę na łuk.

-Trochę za wysoko celujesz. – stwierdził Marcin i miał już ją poprawiać, gdy uciszyła go cichym cii. Puściła strzałę, która pomknęła o wiele wolniej jak Marcinowe. Trafiła w biały papier, jednak poza zasięgiem punktów.

-Mówiłam? – ucieszyła się Laura. Wcześniej już opracowali metodę cieszenia się, polegała ona na tym, że oboje wyskakiwali do góry i zderzali klatami. Tym razem po raz kolejny, przewaga cycków u Laury popchała go do tyłu i ledwo co utrzymał równowagę.

-Nie mam szans. – uśmiechnął się Marcin. W ten sposób minęła godzina, jednak deszcz nie miał zamiaru przestać padać. Temperatura spadła o jeden pełny stopień, a w deszczu dostrzegali też spadający mokry śnieg, który jednak nie mógł się utrzymać. Marcin wziął ze sobą łuk, pistolet, drewniany kijek z drutem na końcu, oraz dwa rogale na drogę. Jechał sam, Laura miała popilnować domu. Zaoferowała się, że wypierze wszystkim rzeczy i zrobi obiad na trzynastą. Marcinowi to było na rękę, choć chyba wolałby jednak mieć jakiekolwiek towarzystwo. Jechał w deszczu koło stawu nucąc znów piosenkę Warriors od Imagine Dragons. Samotność dała mu się lekko we znaki, bo zdążył już stracić humor. Wysiadł koło gminy i został już zmuszony do otworzenia parasolki. Pokonał szybko dzielący go dystans do środka i udał się w kierunku drzwi, gdzie zazwyczaj urzędował Tomek.

-Dobrze, że jesteś. Zanim weźmiesz towar i porozwozisz, musimy udać się do Kończyc. Potrzebuję ochroniarza i myślę, że się nadasz. – powiedział Długas.

-Tylko my? – zdziwił się Marcin.

-Niee, Blondas, Aga, Fredzio i Lewy. – powiedział Długas.

-Razem sześciu. – stwierdził Marcin ciszej.

-To nie daleko. Upchamy się tu raczej. – stwierdził Długas.

-Dobrze, odrobina rozrywki się przyda. A po co jedziemy? – spytał Marcin.

-Blondas miał samemu jechać, a misja wygląda spokojnie. Jednak Szymon coś mówi, że nie zgadzają się mu wydarzenia. Poinformował cię, że wcześniej przeżył sobie kilka tygodni po czym po śmierci obudził się na początku zdarzeń? – zapytał Długas.

-Wiem, wiem. Spokojnie. I co się nie zgadza? – zapytał Marcin.

-Pogoda. Powinno być o prawie dziesięć stopni więcej. Do tego pojawił się jakiś helikopter, plus sam fakt, że zjawiliście się wy. Wcześniej niby w szkole siedziałeś. A teraz go uratowałeś. Samej akcji ataku na niego nie było. Więc różnic wiele. Do tego nasz szpieg doniósł nam informacje, że planują atak na nasze zapasy, bo mają na kilka dni, czy coś. – stwierdził Długas.

-Dobra, nie traćmy czasu. – westchnął Marcin.

-Jeszcze jedno. Dam ci zapasowe ubranie członka Braci Cienia. W takiej ulewie nikt was nie zobaczy a musicie osłaniać Blondasa.

-Dobra, to na co jeszcze czekamy? – zapytał Marcin szczerząc się z uśmiechu. Nawet jak coś pójdzie nie tak, nawet jeśli zginie, to później on będzie bohaterem mówiąc im co może pójść nie tak. Długas popatrzył się na niego przez chwilę, możliwe, że lekko nieufny do nowego znajomego, jednak machnął ręką i odrzekł.

-Dobra, masz rację. Idziemy!

 

***

 

Dziesięć minut później siedział pomiędzy Fredziem i Lewym, ściśnięty na tylnim siedzeniu czarnej kii combi. Jechali już powoli ku Kończycom. Jechali jednak nieco poboczami i wyjechali przy przystanku Kończyce Podlesie. Agnieszka powoli ruszyła w kierunku stacji benzynowej Slov Naft, gdzie miało odbyć się spotkanie.

-Znacie plan? – zapytała Agnieszka.

-Mamy się zaszyć w mgle, tak, aby nas nie zauważyli. –powiedział Marcin.

-Tak. Potem obserwujecie. Gdyby coś poszło źle, to znaczy, gdyby zaczęli ze mną walczyć, wkraczacie wy i ich dopadamy. – oznajmiła Agnieszka.

-Zrozumiałem. – oznajmił Blondas. Miał przy sobie długą katanę, która była jedną z najefektowniejszych broni  jakie mieli.

-Wysadzę was dwieście metrów od celu. Będziecie musieli w miarę szybko pokonać ten dystans i do mnie dołączyć. – powiedziała Agnieszka.

-Czy tam nie ma czasem mostu przy Slov Nafcie? – zapytał Lewy.

-No właśnie. Przez niego nie przejdziecie, jeśli chcecie, aby was nie zauważyli, więc pozostanie wam droga przez tory, pod mostem. – powiedziała Agnieszka, zatrzymując się koło niewykończonego domu po prawej stronie.

-Pospieszcie się. – powiedziała Agnieszka, gdy już wszyscy opuścili samochód. Powoli zaczęła się od nich oddalać.

-Nie ma pośpiechu. – powiedział spokojnie Fredzio. Sto metrów dalej, zeszli z drogi schodząc na pole. Marcin miał jako jedyny parasol.

-Lepiej go schowaj, jak już zejdziemy na tory. Lepiej, aby misja wypaliła, niż, abyś zdradził naszą pozycję. – powiedział Długas.

-Spokojnie. O mnie się nie martwcie. Dam sobie radę. – wzruszył ramionami Marcin.

-Słabą masz broń. Przydałaby ci się lepsza. Coś się potem znajdzie. – stwierdził Blondas.

-Spokojnie, mam pistolet. – oznajmił Marcin, wyjmując go, aby mu uwierzyli.

-No to nic nam nie grozi. – uśmiechnął się Lewy. Doszli do krawędzi pola. Metr dalej zaczynał się stromy spad do torów, a kawałek dalej, jeszcze bardziej strome zniesienie, którym za chwile musieli się wdrapać. Wdrapali się na szczyt i Marcin złożył parasol. Schowali się za budynkiem przy stacji. Słyszeli już głosy rozmów. Marcin patrzył z ukrycia nadsłuchiwał rozmowy Agnieszki i trzech innych osób.

-Będziesz musiało wystarczyć. – usłyszał Agnieszkę.

-Słuchaj. Akurat to ja jestem w sytuacji, że mogę dyktować warunki. Posiadam wyszkolonych wojowników i jeśli będzie trzeba zabierzemy siłą wszystko. – stwierdził stojący pośrodku chłopak. Wyglądał na szefa, jednak Marcin go nie znał. Miał dłuższe włosy koloru kasztanowego i był o głowę wyższy od Agnieszki.

-Może i tak… ale skoro dziś rano ukryliśmy żywność, że nawet ja nie wiem gdzie to jest, to raczej nic nie zdziałacie. Nie mamy wiele jedzenia, więc nie mogę wam dać więcej, niż zaproponowałam. – stwierdziła Agnieszka.

-Dacie tyle, ile zechcemy. A teraz wybacz, ale przyda nam się zakładnik. – uśmiechnął się tamten.

-Żywcem mnie nie weźmiesz! – krzyknęła Agnieszka i zaczęła uciekać w ich stronę.

-Nie dajcie jej uciec! – powiedział starszy. Agnieszka biegła dość prędko w stronę drogi i wtedy to Blondas dał znak, aby pozostali się ruszyli. Jednocześnie ze strony Cieszyna nadjechały trzy samochody.

-Mamy towarzystwo. – zaniepokoił się Marcin. Długas, Blondas, Lewy, Fredzio oraz Marcin dogonili Agnieszkę i zatrzymali się na środku drogi. Piętnaście metrów dalej zatrzymały się trzy samochody pełne Kończan.

-Śmiało, brać ich. – powiedział spokojnie szef Kończan. Marcin zdołał naliczyć trzynaście osób. Ich było tylko sześciu.

-I tak nie uciekniemy. Do boju! – Krzyknęła Agnieszka. Przodem poleciał Długas, ze swoimi widłami. Marcin był ostatni. Zamierzał wyjąć pistolet, jednak bał się postrzelić swoich. Spojrzał jeszcze na telefon. Było dwie po wpół do dziewiątej rano. Długas skoczył na pierwszego z nich i obił go swoimi widłami. Obok skoczył drugi, który chciał go załatwić słupkiem, odmierzającym kilometry, które można spotkać koło drogi. Blondas jednak uwalił go w rękę swoją kataną. Tamten krzyknął z bólu i zatoczył się do tyłu, wpadając na dwójkę swoich. Marcin obszedł ich z boku i wyjął pistolet.

-Dawaj ich! – krzyknął ktoś tłumie. Wyszła z tego niezła nawalanka. Blondas robił największy zamęt. Jako pierwszy trafił kogoś w głowę, a tamten upadł trzymając się za głowę i mocno krwawiąc. Długas dostał łopatą w głowę i zatoczył się do tyłu ogłuszony. Lewy walczył na boku z jakimś jednym wyższym i szerszym od siebie, który postanowił odrzucić broń i naprzeć na niego całą swoją masą. Powalił go na ziemię i zaczął prać. Marcin zauważył samotnie stojąc osobę, która czekała aż się nieco rozluźni. Marcin wycelował w nią i wystrzelił. Chwilę później krzyknął z bólu i łapiąc się za dupę. Pocisk poleciał prosto w rowek.

-Uważaj! – Krzyknął Marcin do Agnieszki, która również na boku biła się z jakąś dziewczyną. Jakiś chłopak próbował ją zajść od tyłu, ale dzięki ostrzeżeniu Marcina, zdołała go odeprzeć. Musiała się wycofać, przez to, że ją zdołali otoczyć. Prawie mocniej oberwała, jednak cios tylko otarł się o jej dłoń. Marcin załadował broń i wystrzelił po raz drugi. Pocisk chybił, jednak zwrócił już uwagę prawie wszystkich. Lewy, który odpierał ataki aż trzech osób, mógł jedynie podziękować, gdyż dwójka, która się z nim biła, poleciała w kierunku Marcina. Marcin wymierzył i wystrzelił w jednego z nich. Widział jego strach i przerażenie moment przed śmiercią. Marcinem znów wstrząsnęło. Drugi zaczął się niebezpiecznie zbliżać. Marcin zauważył jeszcze, że Długas został powalony na ziemię, przez gościa z łopatą i teraz go mocno nawalał nią w głowę. Marcin wziął swój kijek, który był dłuższy od broni tamtego, jednak widać było, że tamten nie wiedział co robi. Brał wielkie zamachy, przez co Marcin przewidywał jego ciosy. Dał radę go przewrócić, gdy na niego natarł. Wyrwał mu jego łom i zaczął go nim nawalać. Krew tryskała z głowy tamtego na wszystkie strony. Marcin był cały uwalony a zaraz wściekły na wszystko. Wtedy ku niemu zbliżyła się kolejna dziewczyna. Miała krótkie i zafarbowane na czerwono włosy i była chyba najmłodsza ze wszystkich. Zanim jednak zaczęli walczyć, Marcin zauważył, że Blondas zdołał zabić co najmniej trzy osoby. Długas już leżał, ze zmiażdżoną głową, Agnieszka wciąż się biła, Fredzio miał lekkie kłopoty, a Lewy jakoś zdołał się podnieść i zabić twardziela.

-Nie chcę cię zabijać. – powiedział Marcin z westchnięciem.

-Musisz nas zrozumieć. Dla jedzenia, możemy umrzeć. – westchnęła dziewczyna, zamachując się kijem baseballowym.

-Mówię serio. – powiedział Marcin, broniąc się łomem.

-Ja również. – krzyknęła dziewczyna i skoczyła na niego. Nie spodziewał się tego, przez co wycofał się i upadł. Desperacko sięgnął po pistolet, i zanim kij go trafił, przeładował i wystrzelił. Dziewczyna zamknęła chwilę wcześniej oczy. Czas Marcinowi zwolnił. W tle Agnieszka upadła od uderzenia w głowę. Blondasowi wytrącił broń koleś, który załatwił Długasa, Lewy i Fredzio stali obok siebie i byli atakowani przez wszystkich, którzy przeżyli. Pocisk trafił dziewczynę w czoło, a dla Marcina nastała ciemność.

 

***

 

Aaaa! – krzyknął Marcin, podnosząc się z łóżka gwałtownie. Nie miał pojęcia co się stało. Rozejrzał się, a po chwili do pokoju wpadła Laura, oraz Nikodem.

-Co się dzieje? – zapytał zdziwiony Nikodem.

-Chyba… chyba znalazłem szóstą osobę. – oznajmił Marcin.

-Która to była? – zainteresowała się Laura.

Nie jestem w stanie stwierdzić, jednak wiem, że ma świeżo farbowane włosy. Za jakąś godzinę, będę w Kończycach i tam ją spotkam. Kłopot jest taki, że ona jest po przeciwnej stronie. – oznajmił Marcin.

-Kończyce? Czy ty nie miałeś przypadkiem rozwozić rzeczy po naszej dzielni? – zapytał Nikodem.

-Zostałem dodany do misji dyplomatycznej, która przerodziła się w krwawą jatkę. – stwierdził Marcin.

-Spróbuj ją porwać tu do nas. Wyjaśnimy jej wszystko. – poprosiła Laura.

-To nie będzie takie proste. – Marcin zrzucił nogi z łóżka i przetarł twarz. Głowa lekko mu pulsowała, przez co miał już dość.

-Możemy jakoś pomóc? – zapytał Nikodem.

-Nie sądzę, spróbuje to zrobić samemu, chyba mam plan. Ale to jeszcze prawie godzinę czasu mam, poćwiczmy może strzelanie z łuku. – zaproponował Marcin.

-A gdzie on jest? – zapytała Laura.

-Zaraz go znajdę. – stwierdził Marcin. Kinga wkroczyła do pokoju i minęła się z Marcinem. Gdy tamten wrócił, Nikodem z przejęciem tłumaczył jej co się stało.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin