Donald Robyn - Czar Polinezji.pdf

(684 KB) Pobierz
Robyn Donald
Czar Polinezji
Tłumaczenie:
Piotr Art
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Proszę mi wyjaśnić, w jakim celu mój ojczym podpisał ten niedorzeczny warunek –
powiedział Luc MacAllister głosem, który zmroził adwokata.
Bruce Keller zmarszczył brwi. Przestrzegał Toma Hendersona przed reperkusjami tak
kontrowersyjnego zapisu. Ale jego wieloletni przyjaciel uśmiechnął się tylko.
– Czas, by Luc się nauczył, że w życiu miewamy do czynienia z sytuacjami poza naszą
kontrolą – odparł nie bez satysfakcji.
Przez czterdzieści lat omawiania testamentów z pogrążonymi w żałobie rodzinami Bruce
od czasu do czasu bywał zbulwersowany, ale nigdy wcześniej nie poczuł się zagrożony. Twarde
spojrzenie zimnych, szarych oczu Luca sprawiło, że przestał docierać do jego uszu nawet
znajomy szum uliczny małego nowozelandzkiego miasteczka.
Zgarbił się, ale natychmiast postanowił, że musi stawić czoło chłodnemu opanowaniu
MacAllistera, o którym krążyły legendy.
– Tom nie zwierzał mi się w takich sprawach – odparł spokojnie.
Mężczyzna siedzący pod drugiej stronie biurka spojrzał na leżący przed nim testament.
– Czyli nie podał żadnej przyczyny, dla której, zanim przejmę Henderson Holdings
i fundację, muszę spędzić sześć miesięcy w towarzystwie jego… tej Joanny Forman?
– Nie chciał o tym rozmawiać.
– „Joanny Forman, mojej towarzyszki przez ostatnie dwa lata” – zacytował Luc
z testamentu. – Rozumiem, że chodzi o kochankę.
Adwokat pomyślał o kobiecie ze współczuciem.
– Wiem tylko, że jest siostrzenicą kobiety, która aż do śmierci prowadziła dom twojego
ojczyma na wyspie Rotumea. Joanna Forman opiekowała się ciotką przez ostatnie trzy miesiące
jej życia.
– I już tam została.
Potępienie w głosie Luca rozdrażniło Bruce’a, ale powstrzymał się od komentarza. Joanna
była osobą bardzo ważną w życiu Hendersona. Na tyle ważną, że miliarder dołożył wszelkich
starań, by niczego nie zabrakło jej w życiu. Choć wiedział, że rozzłości tym przybranego syna.
MacAllister wzruszył ramionami. Adwokat przypomniał sobie, że w taki sam sposób
wzruszała ramionami matka Luca, elegancka Francuzka z arystokratycznej rodziny. Spotkał ją
tylko raz, ale nigdy nie zapomniał jej nieskazitelnych manier i kompletnego braku ciepłych
emocji. Była przeciwieństwem Toma, zuchwałego Nowozelandczyka, który chwytał szczęście za
nogi, doskonale bawiąc się tworzeniem ogólnoświatowej korporacji.
Bruce starał się wytłumaczyć Tomowi, że dziwaczny zapis wywoła burzę, a nawet może
doprowadzić do sądowego podważenia testamentu. Jednak przyjaciel nie zamierzał nic zmieniać.
Prawdę mówiąc, MacAllister nie miał prawa potępiać ojczyma. Bruce sam wiedział
o jego dwóch głośnych romansach. Choć trzeba przyznać, że związek sześćdziesięciolatka
z kobietą młodszą o blisko czterdzieści lat był dość dziwny.
– Rozumiem, że to dla pana szok. Ostrzegałem Toma – powiedział.
– Kiedy spisał ten testament?
– Rok temu.
– Czyli trzy lata po udarze mózgu i rok po tym, jak ta kobieta wprowadziła się do niego.
– Tak. Ale zanim go podpisał, poddał się szczegółowym badaniom stanu zdrowia
fizycznego i psychicznego.
– Nie wątpię. Pewnie za pana radą – stwierdził MacAllister kąśliwie. – Ale nie mam
zamiaru podważać testamentu.
– To bardzo rozsądnie z pana strony.
MacAllister wstał zza biurka, nie odrywając spojrzenia od twarzy adwokata.
Bruce również wstał, zastanawiając się, dlaczego Luc, przy wzroście około stu
dziewięćdziesięciu centymetrów, wygląda na jeszcze wyższego. Prezencja… MacAllister
naprawdę ją ma.
Luc wydął wargi.
– Przypuszczam, że ta kobieta zastosuje się do życzenia Toma.
– Byłaby wyjątkowo niemądra, gdyby się nie zastosowała – odparł Bruce. – Bez względu
na okoliczności, oboje wiele zyskacie, szanując wolę Toma – powiedział rozdrażniony butnym
spojrzeniem Luca.
Luc MacAllister miał świadomość, że Joanna Forman jest w stanie pozbawić go czegoś,
do czego dążył całe dorosłe życie – całkowitej kontroli nad imperium Toma Hendersona. Raz
jeszcze zerknął na testament.
– Mam nadzieję, że starał się pan to wyperswadować Tomowi.
– Wiedział dokładnie, czego chce – odparł Bruce chłodno.
– Ale jako dobry adwokat i przyjaciel zadbał pan, by do niczego nie można było się
przyczepić.
Luc nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Jego prawnicy i tak starannie przyjrzą się
dokumentowi, ale Bruce Keller nie bez powodu cieszy się sławą doskonałego adwokata.
Z pewnością nie ma podstaw, by podważyć testament.
– Czy Joanna Forman wie już o swoim szczęściu? – spytał.
– Nie. Tom chciał, żebym poinformował ją osobiście. Za trzy dni wybieram się na
Rotumeę.
Luc powstrzymał gniew. Nie powinien winić adwokata za to, że nie przeciwdziałał
skandalicznemu zapisowi. Tom nie słuchał rad, a jeśli coś sobie postanowił, to nikt nie był
w stanie go od tego odwieść. Był awanturnikiem, a jego brawura częściej przynosiła zyski niż
straty. Niestety, łagodny udar mózgu pomieszał mu w głowie. I dlatego teraz Luc będzie musiał
przez pół roku mieszkać pod jednym dachem z Joanną Forman. Co najgorsze, za sześć miesięcy
to ona podejmie decyzję, czy przekazać mu kierowanie holdingiem Toma, czy też pozbawić go
wszystkiego, o co walczył przez tyle lat.
Musi się dowiedzieć jeszcze jednego.
– Czy powie jej pan, że to ona zadecyduje, kto będzie kierował firmą?
– Dobrze pan wie, że nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
MacAllister starannie ukrył gorzką satysfakcję. Bruce Keller umiał zachować twarz
pokerzysty, ale Luc mógłby się założyć, że Tom nie chciał, by Joanna Forman dowiedziała się
o tym przedwcześnie. To mu daje pole do manewru.
– A co się stanie, jeśli zadecyduje przeciwko mnie?
Adwokat zawahał się.
– Tego również nie mogę ujawnić – odparł.
Cóż, Tom na pewno dopilnował, by w razie czego ktoś mógł przejąć kierowanie
holdingiem. Luc wiedział, o kogo chodzi. O siostrzeńca Toma.
Nigdy nie przepadał za Lukiem. Walczył z nim rozmaitymi metodami, mniej lub bardziej
jawnymi. A rok temu odbił mu narzeczoną i ją poślubił. Co ciekawe, była to chrześnica Toma.
Niech cię wszyscy diabli, Tom…
Jo wstała od biurka i przeciągnęła się. Po dwóch latach życia w tropikalnym klimacie
południowego Oceanu Spokojnego przywykła do upału i wilgotności, ale dziś czuła się
wykończona. Jej najstarsza przyjaciółka zjechała tu na jedną noc z nowym mężem, specjalnie, by
przedstawić go Joannie. Przyjaźń z Lindy trwała od czasów szkolnych, więc miło będzie ją
zobaczyć. Jo ciekawa też była jej męża, o którym przyjaciółka od kilku lat wypowiadała się
w samych superlatywach. Brak środków na koncie sprawił, że nie mogła być druhną Lindy. Co
gorsza, obecna recesja nie wróżyła szybkiej poprawy.
Kilka godzin później Jo żałowała tego spotkania. Choć trzeba przyznać, że wieczór
rozpoczął się miło. Lindy promieniowała szczęściem, jej mąż był uroczy i najwyraźniej
zakochany po uszy. Wznieśli szampanem toast za przyszłość w momencie, kiedy słońce
gwałtownie schowało się za widnokręgiem, a wyspę otulił purpurowy zmierzch utkany
srebrzystymi gwiazdami.
– Szczęściara! – westchnęła Lindy. Rotumea to chyba najpiękniejsze miejsce pod
słońcem.
W tym samym momencie Jo usłyszała za sobą znajomy głos, i czar prysł.
– Cześć, Jo, jak się miewasz?
Dosłownie zamarła. Sean był ostatnią osobą na wyspie, którą miała ochotę spotkać.
Zaledwie kilka dni po śmierci Toma próbował ją poderwać. Kiedy odprawiła go, zachował się
tak, że na samo wspomnienie wciąż czuła mdłości.
Mimo to uznała, że nie pozwoli zepsuć wieczoru przyjaciołom. Odwróciła się i posłała
Seanowi chłodne spojrzenie.
– Dziękuję, doskonale – odparła tonem, którym wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie
ma ochoty na dalszą rozmowę.
Sean podniósł wzrok na jej towarzyszy i obdarzył ich wyreżyserowanym uśmiechem.
– A wy pewnie jesteście przyjaciółmi Jo, których nie mogła się doczekać. Dobrze się
bawicie w tropikach?
Jo żałowała, że zanim się zorientowała, jakim jest draniem, opowiedziała mu
o przyjeździe nowożeńców.
– Jasne, tu jest cudownie – odparła Lindy.
– Jestem Sean Harvey, przyjaciel Jo – przedstawił się.
Oczywiście Lindy poprosiła, by do nich dołączył.
Skrępowana Jo rozejrzała się po restauracji i napotkała wzrok mężczyzny przy sąsiednim
stoliku. Odruchowo uśmiechnęła się lekko, lecz na posągowej twarzy nieznajomego nie drgnął
ani jeden mięsień. Jo poczuła się tak, jakby wymierzył jej policzek. Natychmiast odwróciła
wzrok. Pomyślała, że ten człowiek nie przypomina innych mężczyzn na wyspie. Nie jest typem
surfera. I roztacza groźną aurę. A przy tym jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany.
I niesłychanie przystojny. Popielate włosy, szare oczy… Jo pomyślała, że wygląda znajomo,
choć była pewna, że nigdy go nie poznała osobiście. Może to gwiazdor filmowy? Świadoma, że
mężczyzna wywarł na niej piorunujące wrażenie, Jo skupiła się na towarzystwie przy własnym
stole, przy którym Sean grał pierwsze skrzypce. Był uroczy wobec Lindy, odnosił się przyjaźnie
do jej męża, a Jo traktował z wyraźnym zainteresowaniem.
– Dlaczego o nim nie wspomniałaś? – spytała Lindy na boku z pretensją w głosie. – To
twój obecny?
– Nie – odparła krótko Jo.
W tym momencie znów napotkała wzrok mężczyzny przy sąsiednim stole. I choć znów
spojrzał na nią beznamiętnie, poczuła ciarki na plecach. Przez resztę wieczoru była niepokojąco
świadoma jego obecności. Zupełnie jakby jej zagrażał. Uznała jednak, że odreagowuje w ten
sposób wściekłość na Seana. A jednak starannie unikała wzroku szarookiego nieznajomego.
Kiedy pożegnała się z przyjaciółką i jej mężem, ruszyła na parking. Gdy podeszła do samochodu,
stanęła jak wryta, widząc przy nim ciemny zarys jakiejś postaci.
– Cześć, Jo – usłyszała. Zmusiła się, by nie ulec panice. Na Rotumei zagrożeniem jest
tylko przyroda, cyklony, czasami burzliwe morze. Nikt nigdy nie słyszał o napadach. Mimo to
widok Seana bardzo ją zdenerwował.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała opryskliwie.
– Musimy porozmawiać.
– Ostatnio powiedziałeś wszystko, co potrzebowałam usłyszeć – stwierdziła Jo, nie
zmieniając tonu.
– Między innymi dlatego musimy porozmawiać. Chcę cię przeprosić. Ale gdybyś nie
odtrąciła mnie tak stanowczo, nie puściłyby mi nerwy. Naprawdę myślałem, że mam szanse.
W końcu gdyby stary Tom cię zadowalał, nie robiłabyś do mnie maślanych oczu.
Nie po raz pierwszy ktoś sugerował jej, że Tom był jej kochankiem. Ale „maślane oczy”
to już szczyt bezczelności. Mimo to Jo się opanowała.
– Twoje przeprosiny są co najmniej żałosne. Daj sobie spokój. To naprawdę nie ma sensu.
Sean zrobił krok w jej stronę.
– Powiedz mi, było warto, Jo? Nieważne, ile Tom miał pieniędzy. Sypianie ze starym
człowiekiem to raczej żadna przyjemność. Przecież między wami było ponad czterdzieści lat
różnicy. Mam nadzieję, że zapisał ci odpowiednią sumkę. A może nie? Miliarderzy to straszliwe
kutwy…
– Dość! – zawołała Jo.
– Dlaczego? Każdy na wyspie wie, że twoja matka była prostytutką…
– Jak śmiesz! Moja matka była modelką. A modelka i prostytutka to nie synonimy. Mam
nadzieję, że wiesz, co to jest synonim?
Sean otworzył usta, by odpowiedzieć, ale odwrócił głowę na dźwięk męskiego głosu,
który wtrącił się do rozmowy.
– Słyszałeś, co powiedziała. Nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Idź już sobie.
Jo z zaskoczeniem ujrzała mężczyznę z restauracji.
– A kim ty jesteś? – usłyszała głos Seana.
– Nieznajomym przechodniem, który radzi, żebyś wsiadł do samochodu i odjechał. To nie
koniec świata. Z czasem wszystko wygląda mniej dramatycznie. Żaden mężczyzna nie umarł
jeszcze dlatego, że odtrąciła go kobieta.
Sean spojrzał na niego lekceważąco, po czym zwrócił się do Jo.
– Dobrze, dam ci spokój, ale nie przychodź do mnie, skamląc, kiedy wyrzucą cię z domu
Hendersona. Na pewno zapisał wszystko rodzinie. A takich jak ty mógł mieć na kopy.
– Idź już sobie – odparła Jo, z trudem panując nad gniewem.
Kiedy Sean odszedł, westchnęła ciężko i spojrzała na nieznajomego.
– Dziękuję – powiedziała.
– Radzę potraktować następnego absztyfikanta nieco mniej obcesowo – odparł suchym
tonem.
Jo powstrzymała ciętą ripostę. Mimo wszystko była wdzięczna mężczyźnie, że się
pojawił. Przez chwilę bała się Seana.
– Postaram się zastosować do pańskiej rady – odparła z przesadną uprzejmością i wsiadła
do samochodu.
Wracając do domu, rozpamiętywała starcie z Seanem. Kompletnie nie poznała się na tej
kanalii. Podobnie jak ona, pochodził z Nowej Zelandii, a na Rotumei zarządzał oddziałem firmy
zajmującej się połowem ryb. Już przy pierwszym spotkaniu okazywał Jo zainteresowanie. Jednak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin