Kankowski Dariusz_Zaby.rtf

(131 KB) Pobierz
Kankowski Dariusz_Zaby

 

Dariusz Kankowski

 

ŻABY


W życiu Rudolfa S. nigdy nie wydarzyło się nic ciekawego.

W noc przed kolejną wigilią Bożego Narodzenia Rudolf jechał z żoną do swojej matki mieszkającej na wsi. Był to dla niego niezwykle przykry obowiązek, bowiem wysłuchiwanie zrządzeń o reumatyzmie i opowieści o ostatnich zgonach nie należało do najprzyjemniejszych przeżyć. Mimo to co roku odwiedzał samotną matkę na święta. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić.

Przez całą drogę milczał, ponurym wzrokiem lustrując zatopioną w ciemności ulicę.

W samochodzie panowało napięcie niemal tryskające iskrami. Jak zawsze zresztą, kiedy jechali do matki Rudolfa. Barbara, jego żona, również nienawidziła świąt w rodzinnym gronie.

Życie Rudolfa S. płynęło jak rzeka bez ujścia. Nic się nie zmieniało: jeździł tą samą starą Astrą, miał wciąż tą samą nudną pracę i te same nużące święta. Jego żona nie była ani ładna, ani brzydka, podobnie jak samochód czy dom. Nie była ani dobrą, ani ą żoną. Po prostu była i fakt ten wręcz przygniatał Rudolfa.

Cały jego świat utrzymywał się w marazmie, wiecznie stały, niezmienny i nudny.

Nawet, gdy Rudolf S. jechał do matki, tak naprawdę pędził bez celu.

Coś plasnęło o przednią szybę po stronie Barbary. Kobieta podskoczyła na siedzeniu, patrząc na ohydną, zastanawiająco gęstą plamę.

Co to jest?

Rudolf nie odpowiedział. Co go obchodziło jakieś ptasie gówno. Miał zamiar wytrzeć plamę po dotarciu na miejsce. Nie zamierzał ączać wycieraczek, by nie rozmazać jej po całej szybie. Barbara została zmuszona ścierpieć ten widok przez resztę drogi.

Potem coś głucho stuknęło o dach. W kilka chwil auto znalazło się pod ostrzałem: rozległy się kolejne uderzenia i setki plam rozpaćkało się na szybie, zasłaniając Rudolfowi widok. Przeraził się i stracił panowanie nad kierownicą. Barbara krzyczała, aż wóz wjechał w przydrożny rów.

Rudolf odetchnął z ulgą, kiedy auto zatrzymało się. Dał sobie kilka chwil oddechu.

Szyby usmarowane były tajemniczą, obślizgłą substancją. Oboje z żoną nadal słyszeli stłumione uderzenia.

Barbara zbladła i spojrzała z lękiem na męża.

Poczekaj mruknął Rudolf i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin