Crownover Jay 02 - tom 1. Zaryzykuj ze mną.pdf

(1029 KB) Pobierz
AYDEN:
Jet Keller był jedną wielką pokusą w zbyt obcisłych spodniach i ze zbyt wieloma
bolesnymi tajemnicami ukrytymi w ciemnych, obramowanych złotem oczach. Był
rockandrollową fantazją każdej dziewczyny, miał w sobie ostrość, która budziła niepokój, że nie
da się go poskromić. A ja chciałam poskromić go na każdy możliwy sposób.
Kłopot polegał na tym, że obiecałam sobie podejmować w życiu lepsze decyzje i kroczyć
prostą i o wiele węższą ścieżką. Nie mogłam sobie pozwolić na żadne przystanki na coś, do
czego nakłaniałby mnie Jet, ani na objazdy z powodu samozapłonu, który by we mnie
wywoływał. Niestety – albo stety, w zależności od punktu widzenia – była to potyczka dwa na
jednego: mój mózg przegrywał, a moje ciało i serce raz po raz obalały mój zdrowy rozsądek.
JET:
Ayden Cross była dla mnie zagadką i za każdym razem, kiedy myślałem, że jestem bliski
jej rozwiązania, okazywało się, że ukrywa kilka dodatkowych kawałków łamigłówki i nie mam w
ręku żadnych narożników. Przez długi czas uważałem ją za ślicznotkę z Południa z długimi na
kilometr nogami w kowbojskich butach, lecz potem robiła coś, co kopało mnie w tyłek.
Miałem przeczucie, że w ogóle nie znam prawdziwej Ayden. Bardzo chętnie
poświęciłbym czas na zrozumienie tego wszystkiego, na rozebranie jej w każdy możliwy sposób.
Wiedziałem jednak dobrze, co dzieje się, gdy dwoje ludzi z całkowicie przeciwstawnymi wizjami
związku na siłę próbuje ułożyć sobie życie. Nie byłem na to gotowy, nawet jeśli jak nikt inny
sprawiała, że wszystkie części mojego ciała płonęły kontrolowanie.
AYDEN:
Tak to się wszystko zaczęło
Właśnie miałam postąpić całkowicie niezgodnie z moim nowym planem na życie –
zamierzałam poprosić naprawdę fajnego chłopaka z zespołu, by odwiózł mnie do domu. Istniały
pewne zasady. Standardy. Rzeczy, których teraz unikałam, by nigdy nie wrócić do tego, jaka
byłam – czekanie na Jeta Kellera znajdowało się na szczycie listy nie-nie. Miał w sobie to coś;
gdy patrzyłam, jak zawodzi i porywa za sobą tłum, stojąc na scenie, mój zazwyczaj rozsądny
mózg zamieniał się w papkę.
Nie miałam po co pytać mojej najlepszej przyjaciółki, co jest ze mną nie tak.
Całkiem traciła głowę dla chłopców pokrytych atramentem od stóp do głów i
zaśmieconych biżuterią w miejscach, których według boskiego planu chłopcy nigdy nie mieli
sobie przebijać. Powiedziałaby mi zapewne, że to tylko pociąg wobec kogoś odmiennego, kogoś
ewidentnie nie w moim typie, lecz ja wiedziałam, że myliłaby się w tym względzie.
Był urzekający. Każda osoba w tym wypełnionym po brzegi barze patrzyła na niego i nie
potrafiła oderwać wzroku. Sprawiał, że tłum czuł – naprawdę czuł – to, o czym skrzeczał, i było
to po prostu wspaniałe.
Nienawidziłam heavy metalu. Dla mnie wszystko to brzmiało jak wydzieranie się i
przekrzykiwanie głośniejszych instrumentów. Ten koncert jednak, jego intensywność,
niezaprzeczalna moc, którą Jet uwalniał samym swoim głosem, miał w sobie coś, co sprawiło, że
zaciągnęłam Shaw pod samą scenę. Nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Jasne, był przystojny. Wszyscy kumple chłopaka Shaw byli. Nie byłam odporna na jego
śliczną buzię i ładne ciało, na pewnym etapie mojego życia te właśnie rzeczy okazały się
słabością, która wpakowała mnie w większe kłopoty, niż można sobie wyobrazić. Teraz
preferowałam facetów, którzy pociągali mnie na bardziej intelektualnym poziomie.
Mimo to po o jednym za dużo kieliszku Patróna i przez szalone feromony, które
emanowały z tego faceta, całkiem zapomniałam o moich nowych, ulepszonych męskich
standardach.
Jego włosy wyglądały tak, jakby właśnie zmierzwiła je jakaś dziewczyna. W pewnym
momencie koncertu zerwał z siebie podkoszulek, odsłaniając szczupły, umięśniony tors pokryty
od nasady gardła aż po pasek spodni tatuażem ogromnego czarno-szarego anioła śmierci. Miał na
sobie najbardziej obcisłe czarne dżinsy, jakie kiedykolwiek widziałam na facecie, ozdobione
różnorodnością łańcuchów zwisających od jego paska do tylnej kieszeni; niewiele pozostawiały
wyobraźni.
Mógł to być jeden z powodów, dla których razem z Shaw tonęłyśmy w powodzi
kobiecych fanek pod sceną.
Widywałam już Jeta, rzecz jasna. Przychodził regularnie do baru, gdzie pracowałam.
Wiedziałam, że jego oczy, które teraz zaciskał, wydobywając z siebie ryk, od którego dziewczyna
po mojej lewej doświadczyła spontanicznego orgazmu, miały odcień ciemnego, głębokiego brązu
i często skrzyły się swobodnym humorem. Znałam jego skłonność do notorycznego flirtowania.
Jet był w tej grupie czarusiem i nie miał oporów przed wykorzystywaniem tego, co w połączeniu
z jego oszałamiającym uśmiechem sprawiało, że dostawał wszystko, czego chciał.
Poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu i odwróciłam się, by spojrzeć na chłopaka Shaw,
Rule’a. Górował nad resztą tłumu, grymas jego ust powiedział mi, że jest gotowy do wyjścia.
Shaw nawet nie czekała, by o to poprosił, od razu zwróciła na mnie prostolinijne zielone oczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin