Sztylet Zaręczynowy 6 z 20.pdf

(252 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 6
Kobiety? Pytacie mnie, czy kobiety sprawiają wiele problemów? Jeśli pytacie, to
znaczy, że nigdy nie widzieliście żywej kobiety!
Głosy dryfowały w pustej, szarej przestrzeni, to oddalając się, to zbliżając. Raz
cichły zupełnie, potem znów robiły się zbyt głośne. Czasem brzmiały przyjemnie, a czasem
cięły słuch ostrymi dźwiękami.
Nie czułam niczego więcej.
A po tym bólu, którego doświadczyłam w czasie obrzędu, z pewnością, było to
dobre.
— …kretyni! Idioci! Durnie! Nie podchodź tutaj, i żebym cię w ogóle nie widział!
Jak mogliście!...
Po co tak głośno krzyczeć, Daezaelu? I… co ty, płaczesz? Nie trzeba…
— …Aj! Boli! Daezael, pomóż! — Płaczliwy głos Piersivala.
— Nie — zmęczony, ledwie słyszalny, uzdrowiciel. —Czystomir mówił, że nie
można ruszać cudzych artefaktów.
— Co to za sztylet, Jarek? Ty go tak w rękach obracasz, jakbyś go znał. —
Ochrypły bas trolla.
— Tak, ale jego nie pociął, a mnie tak! — popłakuje Brzoskwinia. — Dlaczego?
— Dlatego, że to stary arystokratyczny sztylet. — Głos kapitana, jak zawsze,
zimny i bezemocjonalny. — Poznał mnie dlatego, że dałem mu spróbować swojej krwi. Ale do
jakiego Domu on należy, nie wiem.
— Jeszcze nie doszła do siebie? — Obojętny głos Wilka.
— Już odpowiadałem ci na to pytanie! Nie doszła! — Wściekły, elfa.
— Myślę, że wiem kim jest Mila! — Bas trolla.
— Grzebałeś w jej rzeczach? — z Uzdrowiciel aż sączy się jad
— Oczywiście, że nie Po prostu pomyślałem.
— To ty umiesz?...
— …siostra Czystomira? Pozamałżeńskie dziecko? — Dlaczego w głosie Tisy takie
przerażenie? — Jesteś pewien?
— Nie, dopóki nie dojdzie do siebie i nie będziemy mogli jej zapytać. — Lód w
głosie kapitana był znajomy i cieszyła mnie ta stabilność.
— Ale przecież… wasz stosunek do niej się nie zmieni?
— Dlaczego mój stosunek do nieślubnej miałby się zmieniać?
— …Kicia, jesteś jeszcze z nami? Kicia, no powiedz coś, proszę cię! — Bas trolla
dzwoni, jak przeciągnięta struna.
— Jeżeli nadal będziesz nią potrząsał, wykończysz ją jeszcze szybciej — sennie
mruczy elf.
— A czy to życie?
— Cóż, oddycha, znaczy żyje. Pocałuj ją, jak księżniczkę z bajki, być może,
pomoże.
— Nie pomaga! To nie pomaga!
— Albo nie pomoże…
— Musze to sprawdzić! — Rozwścieczony kapitan.
— Nie dotykaj mojej pacjentki! — Głos elfa dzwoni jak metal. — Chcesz gołej
baby, idź patrzeć na Tisę!
— Muszę wiedzieć, czy ma tatuaż!
— Co to zmieni? Na razie ona jest moją pacjentką i ja nie pozwalam ci jej dotykać!
— …ile mamy jeszcze sterczeć na tej polanie? — smętnie pyta Piersival.
— Dopóki Mili się nie polepszy. Przecież sam słyszałeś, że ona nie może być
transportowana — z rozdrażnieniem syczy Tisa.
— Więc zostawmy ją tu z elfem, a sami pójdziemy z wizytą do uldona. W końcu
zapraszał. Tam jedzenie smacznie!
— We mnie postanowiłeś mieć sojusznika, Brzoskwinia, hę? Ja swoich nie
zostawiam! A jeżeli ci się moje pichcenie nie podoba, więcej nie otrzymasz ani łyżki!
— No, Tisaaaa …
— Po co wyniosłeś ją na zewnątrz? — zimno pyta kapitan.
— Zawsze kochała słońce. — Bas trolla czuły, jak cieknący strumyk…
Otworzyłam oczy i zaraz je zmrużyłam, tak jaskrawe wydało mi się światło.
— Dalej, no otwieraj oczy, nie wygłupiaj się — powiedział gdzieś obok elf. —
Zasłona zaciągnięta, tylko nieduża szpara została. Tu panuje półmrok. Dawaj, dawaj, starczy
tego umierania.
Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam, próbując pozbyć się łez.
— No, co? — spytał Daezael i pochylił się do mnie. — Jak się czujesz?
I tu spadł na mnie taki ból, że zaczęłam wrzeszczeć, młócąc nogami. Zasłona
cofnęła się, wśród wybuchu jaskrawego światła zdążyłam jeszcze rozpoznać masywną figurę
trolla i straciłam przytomność.
Po raz drugi oprzytomniałam nocą — wokół panowała cisza, naruszona tylko
zwykłym chrapaniem Piersivala. Ostrożnie uchyliłam oczy, malusieńki płomyk latarni na
suficie nie wywoływał bólu głowy, i poruszyłam się.
— Chcesz pić? — rozległ się szept kapitana.
— Tak — ochryple zaskrzeczałam. Głos całkiem odmówił posłuszeństwa.
Ostrożnie ofiarował mi czajnik i pomógł unieść głowę. Piłam długo i chciwie,
mając nadzieję, że to nie pogorszy mojego stanu.
Po piciu odpoczywałam, a Wilk siedział obok, nie spuszczając ze mnie ostrożnego
i czujnego spojrzenia — czułam to nawet z zamkniętymi oczami. Zachowałam się
przyzwoicie, wysłuchałam jego pełnego wyrzutu milczenia lecz nie spieszyłam się ze
spowiedzią, więc Jarosław długo nie wytrzymał:
— Dobrze, że oprzytomniałaś w czasie mojego dyżuru. Możemy porozmawiać w
cztery oczy.
— O czym? — spróbowałam udać wioskowego głupka.
Kapitan z rozdrażnieniem syknął:
— Sama doskonale wiesz o czym. O twoim wykorzystaniu wyższej magii. Czyj
sztylet masz?
Otworzyłam oczy. Przed moim nosem palce Wilka zręcznie obracały mój sztylet.
Rubin na rękojeści raz po raz mrugał czerwonym płomykiem, łapiąc światło lampy. Widzieć
swój sztylet w innych rękach doprowadzało do szału.
— Oddaj! —Zapomniawszy o słabości, rzuciłam się do broni ale nie zdążyłam.
Ręka Jarosława szarpnęła się w górę. — Oddaj!
— Kicia? — sennie spytał troll. — Kicia? Ocknęłaś się!
— No to wszystkich pobudziłaś — zmartwił się Jarosław.
— Oddaj sztylet! — warknęłam. Dla broni, z którą nie rozstawałam się całe życie,
byłam gotowa rzucić się na Jarosława.
— Czyj to sztylet?
Zaszeleściło. O, doskonale znałam ten dźwięk — kapitan wkładał mój sztylet do
pochwy. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam jak spokojnie przypina go sobie do pasa.
— Mój!
— Cóż, u prostej kupieckiej córeczki, dobrze, nawet u bogatej kupieckiej córeczki
po prostu nie może być rodowego sztyletu arystokraty! Zwykle go kryłaś, tak? Tak jak nasz
furgon w czasie spotkania z uldonem, który prześladował Czystomira, tak? Żeby nikt się nie
domyślił. A jak tylko przestałaś kontrolować zaklęcie, kompletnie wyczerpana magicznie,
sztylet wrócił do swej oryginalnej formy.
— Jeżeli wszystko wiesz, w takim razie po co pytasz? — odpowiedział za mnie elf.
— Zamknij oczy, Mila.
Klasnął w dłonie, jaśniej zapalając lampę.
— Po co wszystkich pobudziliście? — mruczał uzdrowiciel, wsłuchując się w mój
puls. — Żeby ucieszyć nas powtarzaniem tego, co i tak znane?
— To dopiero początek, — złowieszczo powiedział kapitan. — Dzisiaj Mila
odpowie mi na wszystkie pytania, o tak! Dzisiaj dowiemy się, kto krył się pod maską kupieckiej
córeczki.
Przerwał, najwyraźniej obserwując wyraz mojej twarzy — nie zamierzałam
ukrywać wściekłości — i dobitnie dodał:
— A jeżeli nie odpowiesz, nie zwrócę ci sztyletu.
— Co za groźba — prychnął Piersival. — Co powstrzyma ją przed ponownym
zmyślaniem?
— O nie, mylisz się! Jeżeli dobrze rozumiem, utrata sztyletu dla naszej „Mili” jak
strata ręki albo nogi, prawda? — celowo łagodnie spytał kapitan. — Żeby odzyskać swoją
broń, opowie nam wszystko i czystą prawdę.
— Jarek, dopiero oprzytomniała — powiedział basem troll i położył ciepłą dłoń
na moim ramieniu. — Po co tak od razu?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin