Jacek Trznadel - Hańba domowa. Rozmowy z pisarzami.pdf

(13285 KB) Pobierz
JACEK TRZNADEL
ífé C íM S
HAŃBA DOMOWA
ROZM OW Y Z PISARZAMI
W YD AN IE N OW E ROZSZERZONE
Biblioteka Uniwersytecka
w Warszawie
1000572235
Wydauunictujo A N T Y K - Marcin Dyboiuski
W arszauja
SPIS TREŚCI
Jacek Trznadel:
Hańba d o m o w a
.................................................................... 7
Nota red ak cy jn a................................................................................................43
ROZMOWY Z PISARZAMI
Jacek Łukasiemicz:
Czarodziejska góra k o m u n iz m u
............................... 45
Zbignieui Kubikoutski:
Inwazja z obcej p la n e ty
.......................................61
Maria Janion:
Pokój i Socjalizm czyli wygnanie i p r z e m o c
................. 87
Jerzy Andrzejemski:
C zerw ony system p o g a rd y
................................... 115
W iktor Woroszylski:
M yśm y żyli w litera turze...................
131
Witold W irpsza:
W ygonienie diabla Belzebubem, czyli artysta
izolow any w stalinowskim g e tc ie
...........................................................149
Artur Międzyrzecki:
N ie stawiać ekspiacyjnych sza fo tó w
.................. 161
Jarosłaiu M arek Rymkietuicz:
N ieśm iertelny Stalin i złow ieszcze
w ięzienie n u d y
...........................................................................................183
Julian Stryjkoiuski:
Olbrzymia czarna p rze strze ń
.................................. 209
Jacek Bocheński:
Byłem za h ip n o tyzo w a n y.............................................221
Zbigniem Herbert:
W ypluć z siebie w szystko.........................................239
Marian Brandys:
Tragedia lewicujących lib era łó w
............................ 279
Andrzej Braun:
B yły w e m nie ja kb y dw ie o so b o w o ści.......................
301
Jan Józef Lipski:
N iezrozum iały i przerażający a m o k
......................... 339
Jan Józef Szczepański:
Śnił m i się dyktator b ez b u tó w
...................... 357
Jacek Trznadel:
P o sło w ie.............................................................................
371
Ilu strac je..............................................................................................po str. 382
Przypisy osoboiue i rzeczo iu e..................................................................... 383
Indeks o s ó b ......................................................................................................427
5
HAŃBA DOMOWA
Po zgonie jeszcze w sw y m ukryw a łonie
Hańbę-domowi}!
/■
1
Cyprian Kainil Norwid:
Duch Adama i skandal!
Po ostatniej mojnie społeczeństmo polskie znalazło się m somieckiej
strefie mpłymóm, a tułaściLuie
iu
noiuym zaborze, pod somiecką oku­
pacją. O kupantom obcym i młasnym, komunistom polskim, chodziło
nie tylko o m aterialne, ale i o kulturome przyporządkomanie sobie tego
narodu. Czy to się udało? Istnieje słuszna ujątpliujość
uj
sprainie rnypo-
miadania takich ogólnych sądom: naród nie jest osobą, jego los stanomi
tylko złożony mynik działań poszczególnych jednostek czy grup m spo-
łeczeństmie. Oczymiście bez sądóm o narodzie jako całości obyć się nie
możemy, namel nie mracając do romantycznej filozofii historii. Aby ta­
kie sądy były umotymomane i niezależnie od nich musimy myśleć o his­
torii społeczeństm a analitycznie. I z takim młaśnie, analitycznym spoj­
rzeniem, miązał się przede mszystkim mój zamiar obecnej książki.
Cóż mięc mómi jej tytuł, odnoszący się do dziejom społeczeństma pol­
skiego po drugiej mojnie? Że mianomicie dokonymało się mtedy to, co
nazmałem za Normidem „hańbą domomą". Była to hańba różnorodnej
akceptacji zniemolenia, m Polsce przez Polakom także dokonymanej, tym
gorszej, że rómnoczesnej do bohaterskiego oporu jednostek i grup -
przed zniemoleniem. Ale zarazem sąd ten pragnie być sądem konkret­
nym: oznacza to tylko ocenę poszczególnych czynom, spełnianych przez
osoby, które przyczyniły się do rozprzestrzeniania idei i struktur urna-
żanych przeze mnie za hańbiące. Przypomnijmy, że Normid jest auto­
rem także innego pomiedzenia:
„znicestwić żadnego narodu nikt nie
podoła bez współdziałania obywateli tegoż narodu...".
Jest oczymistoś-
cią stmierdzenie, że społeczeństmo polskie poniosło mielkie ofiary bro-
7
Jacek Trznadel - Hańba dom owa
Jacek Trznadel - Hańba dom owa
niąc się przed tą nieujolą i uległo przeważającej sile. Ale i sami Polacy
przyczynili się do tego, co w sferze znieiuolenia duchowego zostało przez
komunistom osiągnięte.
Jak pokazał jednak bieg czasu i historii, zasadnicze zniemolenie na­
rodu polskiego nie udało się, jakkolwiek dokonywały się zniewolenia
częściowe osób, grup społecznych, funkcji społecznych i społecznej myśli,
instytucji i praw. I choć materiał przedstawionych tu rozmów z pisarza­
mi odbiega często - i tak być musi - od spraw tylko kultury i literatury,
to jednak one w łaśnie są zasadniczym tematem tej książki. Mówi ona
o próbach zniewolenia literatury polskiej, zwłaszcza na przełom ie lat
czterdziestych i pięćdziesiątych. Ten zakres czasowy nie krępow ał jed­
nak moich rozmówców bezwzględnie i często spojrzenie było szersze.
Pragnąłem odw ołać się przede wszystkim do doświadczeń pisarzy
czynnych w tamtym okresie, nie wyznaczając ram problemom i wspom­
nieniom. Nie chodziło tylko o odtworzenie tamtej świadomości, ale i o jej
ocenę aktualną, na m iarę obecnego doświadczenia. Oczywiście o za­
wartości rozmów decydowały przede wszystkim zainteresowania moich
rozmówców. Ten wstępny szkic ma jednak w ysunąć na pierwszy plan
moje w łasne doświadczenie i wnioski. Odwołuję się tu także do w łas­
nych sądów, wypowiadanych w rozmowach tej książki, a także pragnę
zbadać w jakim ś sensie siebie z tamtych lat. Nim to uczynię, jeszcze
jedno pytanie, związane z kształtem tej książki: jaka zasada kierowała
w yborem nazwisk pisarzy tu prezentowanych? Od razu powiem: zbiór
to nieprzypadkowy, ale i niepełny. Jest to tylko niewielka część pisar­
skich nazwisk, które m ogłyby się tu znaleźć, osób, z którymi miałbym
chęć na ten temat rozmawiać. Chodziło mi tutaj raczej o twórców tak
zwanej literatury pięknej niż o krytyków i filozofów, i raczej o św iad­
ków bezpośrednich przełom u powojennego i lat pięćdziesiątych. Róż­
nego rodzaju powody zadecydow ały o redukcji takiej idealnej listy na­
zwisk, poza spraw ą samej wykonalności takiego zamiaru. Mogę podać
kilka przykładów: Andrzej Kijowski, z którym miałem długą rozmowę
w maju 1985 roku, odroczył nasze spotkanie, związane z nagrywaniem
wywiadu, do jesieni. Nie przewidywał, że śm ierć przyjdzie tak szybko.
Rozmowa z M ieczysławem Jastrunem nie odbyła się z mojej winy, nie
zdążyłem. Plan i wykonanie tej książki narastały powoli, dopiero mój
powrót z Francji przyspieszył jej opracowanie.
Nie zaskoczy nikogo, gdy powiem, że część osób, do których się
zwróciłem, odm ówiła mi tych rozmów. Mogło chodzić o moją osobę,
ale decydowały też zapewne różne inne względy. Adolf Rudnicki powie­
dział (1981), że wszystko zaw arł w swoich nie publikowanych dzien­
8
nikach; Kazimierz Brandys (1983) nie uzasadniał swojej dw ukrotnej od­
mowy; Tadeusz Konwicki przypom niał mi (1985), że dopiero co zakoń­
czył nagryw anie swoich rozmów ze Stanisławem Beresiem; Adam W a­
żyk odm ówił mi zdecydowanie. To była moja ostatnia z nim rozmowa,
przelotny deszcz wrześniowy 1981 roku zacinał, gdy szedłem do niego
Aleją Róż. Ważyk powiedział: „to jest nieinteresujące!“. Potraktowałem
to zrazu jako ironiczny wykręt i
faęon de dire.
Potem zrozumiałem jed­
nak, że odm aw iał wszelkiego znaczenia okresowi, gdy był teoretykiem
socrealizmu i budowanej w tym duchu tradycji. Uznał tamten czas za
swoją przegraną i jednoznaczną klęskę literatury. Sam nieco wcześniej
słyszałem z jego ust te słowa: „oszalałem, zwariowałem". Było to na jego
wieczorze autorskim, na którym w formie wprowadzenia mówiłem o je­
go poezji, w styczniu 1978 roku w Warszawie, w studenckim klubie „Hy­
brydy". Ale potem, w Alei Róż, rozmawiał jednak ze mną na temat te­
go, co „nieinteresujące". Tylko nie chciał niczego nagrywać. Mówił, że li­
berałów w okresie dwudziestolecia międzywojennego popychało w ob­
jęcia komunizmu to, że zachodnie demokracja nie potrafiły ocalić Euro­
py od klęsk. Ten sąd jest o tyle ciekawy, że dla pew nych przynajmniej
ludzi odejmuje idei komunistycznej świeżość i oryginalność, czyniąc jej
przyjęcie li tylko resentymentem. Cóż, dodam, że komunizm był w ybo­
rem jeszcze większej klęski, na dom iar już w Rosji zrealizowanej.
W rócę do tego, co uważam za ideę, a może szereg pytań przew od­
nich tej książki. Dlaczego postawy myślowe fałszywe i hańbiące, uni­
cestwiające literaturę, stały się w pewnym momencie udziałem aż tylu
osób z elity polskiej literatury? W powiedzeniu „aż tylu" kryje się zresztą
niewiadoma, którą koniecznie trzeba zasygnalizować. Jesteśmy wciąż
pod ukrytą presją propagandy tamtego okresu, która dbała o wywo­
łanie wrażenia, że udział w nowej ideologii był masowy. To po pier­
wsze. Po drugie: czeka na weryfikację także okres dwudziestolecia mię­
dzywojennego, w którym literacka inteligencja lewicująca, ta, która licz­
nie poszła później na „koncesje" zapewniła sobie szczególny rozgłos. Po
trzecie wreszcie, wciąż brak obiektywnych badań środowisk kultury
powojennej. Mówiąc to wszystko, nie mogę uchylić jednak postawio­
nego pytania: dlaczego hańbiące idee i formy instytucjonalne zdomino­
wały na jakiś czas tylu piszących i określiły w takim stopniu społeczne
funkcjonowanie literatury? Dlaczego krytyka nie rozliczyła bardziej szcze­
gółowo tego okresu i różnych jego pochodnych?
Nie ma to sprawić wrażenia, że uważam tamten okres za ziemię ni­
czyją historyka, nie dotkniętą intelektualnym opisem i krytyką. Od wczes­
nych wypowiedzi i polemik krajowych i emigracyjnych, przez dziesiątki
9
Jacek Trznadel - ITańba dom ow a
Jacek Trznadel - Hańba dom owa
lat, aż po chiuilę obecną pojawiają się książki i eseje, próby analizy,
brak jednak szerokiego i całościowego obrazu, uwzględniającego także
zmiany ocen okresu, a „świadkowie" tamtego czasu tak mało wypowie-
dzieli się iu sposób osobisty. Szkic obecny nie jest przeglądem istnie­
jących już głosów na ten temat czy ustosunkoiuaniem się do nich.
Zresztą wytknięty tu brak głębokiej sam ooceny nie jest tylko właści­
wością naszej epoki.
Powiedział mi ktoś, że z losów poszczególnych ludzi i powodów jed­
nostkowych decyzji nie da się uzyskać wiedzy o uw arunkowaniach
ogólniejszych. Artur Międzyrzecki określił wyraźnie, że jest przeciw
budowaniu „ekspiacyjnych szafotów". Myślę jednak, że szczegółowe losy
jednostkowe, są - za każdym razem - ważnym przyczynkiem. Zebrane
tutaj wypowiedzi ukazują, jak odbijały się te różne ogólne cechy epoki
w poszczególnych osobowościach. Powstaje tylko pytanie, dlaczego róż­
ne osobowości, reagujące na różne cechy epoki, jej podniety w różnych
„zestawach", co praw da w ram ach jednego ogólnego modelu, mogły re­
agować podobnym i ostatecznie zachowaniami? Zachowania były, oczy­
wiście, też jakoś zróżnicowane, ale ogólne podobieństwo istniało: wprzęg­
nięcie się w służbę establishm entu i jego ideologii, często w unifikują­
cych instytucjach. A działo się tak, gdyż istniał wspólny element na­
cisku, najogólniej mówiąc: nie było praw ie innego w yboru, jeśli chciało
się dobrze funkcjonować w społecznym obiegu literatury, w warunkach
coraz bardziej despotycznego kontrolowania lego obiegu przez władzę.
To twierdzenie jest na tyle oczywiste, że można się już nim dalej nie
zajmować, m usiało być jednak wysunięte. Ale przecież to hańba dla
intelektualisty ugiąć się przed rzeczywistością kłamliwą i despotyczną
tylko dlatego, że jest, że zewsząd otacza. Tak jednak się stało. Jeśli nie
była to jasno uśw iadam iane przez różnych pisarzy, tworzyło zapew ne
najczęściej podśw iadom ą motywację wyborów.
Nie dotyczy to oczywiście wszystkich, nie wszyscy byli - nazywamy
to umownie - „socrealistami", a i socrealiści byli nimi w sposób różny.
Ci zaś, co w to weszli, nie weszli na ogół świadom ie - lak sądzę - dla
wymienionego wyżej pow odu głównego, to znaczy nacisku brutalnej
rzeczywistości, lecz dla różnych, ładnie często wyglądających uzasad­
nień fasadowych. W iadomo zresztą, że o powodzie głównym, brutalnym
i prymitywnym, wiele powiedzieć się nie da. A dla zrozumienia kultury
ważne jest poznanie konkretne i szczegółowe. Jeśli tak spojrzeć na tę
sprawę, wypowiedzi i sam ooceny pisarzy staną się nie aktami samo-
oskarżenia czy oskarżania innych, lecz właściwie mowami obrończymi,
wym ienianiem okoliczności łagodzących, jak działanie w afekcie. Nie
10
brzmi to zbyt pocieszająco, jeśli zważyć, że okoliczność łagodząca jest
motywem prowadzącym do hańby. To prawda. Przypomina mi się jedna
z nowel w Grze
szklanych paciorków
Herm ana IJesse o świętych pus­
telnikach, słuchających spowiedzi różnych prostych ludzi, grzeszników,
a nawet zbrodniarzy. Oni są jak dzieci, mówi jeden z pustelników, praw ­
dziwi grzesznicy to my, ludzie pokus i rozjątrzonej, żywej świadom oś­
ci. Sądzę, że Hesse w obliczu faszyzmu myślał tu o odpowiedzialności
intelektualisty, dla którego nie ma właściwie wymówek. Ostrości wy­
magań wobec intelektualisty nie można po prostu przelicytować. Taka
jest esencja tego zawodu, a może powołania. Nie jeden Hesse przypo­
mina o tym w swej paraboli, także Tomasz Mann, w
Doktorze Faustusie
przede wszystkim: obłęd jest tutaj, i nie jest, okolicznością łagodzącą.
Los prawdziwego intelektualisty przynosi poniekąd tortury moralne.
Ale jest przecież jednocześnie radością, nieustannego procesu wyzwa­
lania się, i stanowiącego pociechę intelektualisty, w dążeniu do prawdy.
Odcina nas to od komunizmu, w którym chodzi o dostosowywanie się
do wzorca, a najczęściej, i praktycznie, jeszcze gorzej: do panującego esta­
blishmentu. Jeśli establishm ent majoryzuje wszelkie idee, znajdujemy
się w kręgu rządów totalitarnych, czy faszystowskich.
Nietrudno zgadnąć, że dostosowywanie się do wzorca nie wymaga
zaangażowania wielkiego potencjału twórczego. Jeśli Hannah Arendt sta­
wia tezę o banalności i szarości nazizmu, a podobnie Zbigniew H erbert
w jednym ze swoich wierszy upatruje możliwość zła w łaśnie w owej
szarości, tak i do analizy epoki hańby domowej w Polsce można dorzu­
cić koniunkturę na głupotę i mierność intelektualną. Te cechy potrafią
nawet czasem iść w parze z wybitnością, odgrodzoną w głowie tego
samego człowieka wąską miedzą. Zabrzmi to niemile dla niektórych,
ale nie jestem pewny, czy w literaturze i kulturze polskiej po wojnie
wszystkie talenty, określane jako wybitne, istotnie takimi były. Znalazły
się tam niewątpliwie pew ne ważne nazwiska okresu jeszcze dwudzie­
stolecia. Ale całe nowe pokolenie, które po wojnie przyszło do głosu,
wraz z ledwo-debiulantam i sprzed wojny, nie było tym zestawem indy­
widualności, które byłyby możliwe bez wojny i represji dwu okupan­
tów. Ile określonych już talentów zginęło podczas wojny! Łatwo zresztą
aw ansow ano po wojnie i wytworzono złudzenie, że wszyscy należą do
pierwszego garnituru, podczas gdy tak wiele pozycji zajmowali ci, któ­
rzy w norm alnych w arunkach byliby w najlepszym w ypadku rezerw o­
wymi. Dotyczy to także tej drugorzędności, która nie musi nawet ozna­
czać braku talentu, lecz że nie spełniły się jeszcze jakieś warunki do
jego zakwitnięcia. My niedojrzali wchodziliśmy w ten okres rozdwojeni,
II
Zgłoś jeśli naruszono regulamin