Power Elizabeth - Przygoda w Grecji.pdf

(426 KB) Pobierz
Elizabeth Power
Przygoda w Grecji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
-
Świetnie.
O to właśnie chodziło. Nie ruszaj się, spokojnie, wytrzymaj, jeszcze moment i mam
cię.
Pstryknęła w ostatniej chwili, bo sekundę później ptak poderwał się ze skały i odleciał, unosząc
się lekko ponad krystalicznie czystą wodą.
Kayla Young zajmowała dogodny punkt obserwacyjny na skalistym zboczu, górującym
nieznacznie nad szeroką, kamienistą plażą. Rozejrzała się pospiesznie wokoło, zaniepokojona,
że
ktoś
mógłby ją usłyszeć. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła mówić sama od siebie. Sądziła,
że
urlop na tej
pięknej wyspie zrobi jej dobrze, pozwoli wrócić do równowagi emocjonalnej, ale teraz nie była już
tego taka pewna. A może w ten sposób próbowała zagłuszyć myśl,
że
właśnie teraz, w Anglii,
mężczyzna, z którym miała spędzić resztę
życia, żenił
się z inną kobietą? Zdrada nie była już może
krwawiącą raną, ale pozostała głęboka blizna, która nie pozwalała zapomnieć o doznanej krzywdzie.
A jednak pobyt na wyspie przynosił jej ukojenie, jak gdyby pod greckim błękitnym niebem nie
było miejsca na troski i zmartwienia. Wszystko tutaj zachwycało, ciekawiło i zadziwiało. Spowite
tajemniczą mgłą szczyty gór, bujna egzotyczna roślinność, przejrzysta toń wody, pewien czarnowłosy
Grek...
Nie musiała patrzeć przez powiększający obiektyw aparatu, by widzieć, jaki jest przystojny.
Mężczyzna miał czarne falujące włosy. W białym T-shircie i wytartych spodniach wyciągał sieć z
morza, stojąc w drewnianej
łódce.
Stara ciężarówka była zaparkowana przy skale, na drodze, przy
plaży, gdzie Kayla miała swój punkt widokowy. Nie mogła oderwać od mężczyzny oczu. Z jakiegoś
niezrozumiałego powodu uniosła aparat i skierowała obiektyw wprost na niego. Kilkudniowy zarost na
jego kwadratowej szczęce podkreślał ostre rysy jego twarzy. To były rysy mężczyzny, który niejedno
przeszedł w
życiu.
Musiał mieć niewiele ponad trzydziestkę. W jego twarzy malowały się duma i
arogancja, a kiedy zaczął iść po plaży, poruszał się szybkim, pewnym krokiem, jak ktoś, kto zawsze
dostawał od
życia
to, czego chciał.
Wpatrywała się w niego jak urzeczona, gdy nagle... Wielkie nieba! Spojrzał w górę! Zauważył
ją! Zauważył,
że
przygląda mu się przez obiektyw aparatu. Mężczyzna znieruchomiał, zmarszczył
gniewnie brwi, po czym ruszył prosto w jej kierunku. Poderwała się i rzuciła do ucieczki. Dlaczego
uciekała? Kayla nie miała pojęcia. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby została na miejscu, przybrała
obojętny wyraz twarzy i zachowywała się, jakby nic się nie stało. Bała się jednak konfrontacji, bo cóż
mogła mu powiedzieć? Wybacz, ale wpadłeś mi w oko, kiedy podziwiałam widoki i nie mogłam
przestać się na ciebie gapić?
L
T
R
Obym tylko nie narobiła sobie kłopotów, pomyślała, chwytając
łapczywie
powietrze. Miała
wrażenie,
że
nogi stają się coraz cięższe, a oddech coraz krótszy. Nerwowo zerknęła za siebie, ale jej
najgorsze obawy się potwierdziły. Mężczyzna biegł kamienistą
ścieżką
pod górę, najwyraźniej nie
zamierzając odpuścić.
Była zła na siebie,
że
w ogóle zwróciła na niego uwagę i właściwie nie potrafiła zrozumieć,
dlaczego przyglądała mu się tak natarczywie, jak gdyby był najcenniejszym obiektem na wyspie.
Miała dość wszystkich osobników płci męskiej, przynajmniej na najbliższe kilkadziesiąt lat. Co
takiego zatem sprawiło,
że
wobec tego mężczyzny nie potrafiła przejść obojętnie? Nie miała
wątpliwości,
że
chodziło o twarz, niezwykle interesującą, o oryginalnych rysach. Gdyby nie to, z całą
pewnością nie poświęciłaby mu uwagi, nawet gdyby wynurzył się z wody przy dźwiękach fanfar
niczym Posejdon.
Życie
dało jej wyjątkowo brutalną lekcję, ucząc,
że
mężczyźni są zwykłymi
oszustami, kłamcami, oportunistami, którzy...
- Au - pisnęła głośno, potykając się o wystający ostry kamień.
Wyciągnęła przed siebie ramiona, chcąc zachować równowagę, ale było już za późno. Machając
rękami, poleciała do przodu, z głośnym
łoskotem
upadając na twardą, ubitą ziemię. Przez kilka chwil
leżała nieruchomo, przestraszona i wściekła. Jeszcze tego brakowało,
żeby
na tym odludziu złamała
nogę czy rękę. Ostrożnie dźwignęła się na kolana, otrzepując dłonie. Wtedy zobaczyła przed sobą parę
butów. Słyszała jego ciężki oddech i jakieś pojedyncze, ostre słowa wypowiadane w nieznanym jej
języku.
- Nie rozumiem cię - mruknęła, odgarniając z twarzy włosy.
Czuła się upokorzona i wściekła, ale też niepewna, czego może się spodziewać po tym dziwnym
nieznajomym. Może zaraz zechce zrzucić ją ze skał, wprost do morza?
Mężczyzna znów powiedział coś, czego nie zrozumiała, delikatnym gestem ujął ją za ramiona,
pomagając wstać, po czym obrócił ku sobie. Z bliska jego rysy twarzy były jeszcze bardziej frapujące.
Miał wysokie kości policzkowe, szerokie, mocne wargi i bardzo ciemne oczy w obramowaniu
hebanowych rzęs i brwi, idealnie współgrających z oliwkową cerą.
- Jesteś ranna? - spytał czystą angielszczyzną, wprawiając ją w niemałą konsternację.
- Nie - mruknęła. - Ale niewiele brakowało. Przez ciebie - zaatakowała, otrzepując z szortów
piach i pył.
- Przeze mnie? A możesz mi
łaskawie
wyjaśnić, co robiłaś na skałach?
- Zdjęcia.
- Robiłaś mi zdjęcia?
- Nie tobie, tylko ptakom. Uchwyciłam cię przez przypadek.
L
T
R
- Przez przypadek? - Sposób, w jaki uniósł jedną brew, wymownie
świadczył
o tym,
że
nie
wierzył jej ani trochę. Patrzył na nią ze złością, domagając się wyjaśnień. - Ile zdążyłaś zrobić tych
zdjęć? Mów!
- Tylko jedno - odparła szczerze, nadal walcząc z ciężkim, nierównym oddechem. - Mówiłam ci
już,
że
to był przypadek.
- O jeden za dużo - skwitował krótko, ostrym tonem. - Kim jesteś? I co tu robisz?
- Nic. To znaczy, przyjechałam na wakacje.
- Ach, tak? I zawsze w ten sposób spędzasz wolny czas? Wtykasz nos w nie swoje sprawy?
Szpiegujesz innych?
- Nie szpiegowałam! - Kayla zaprotestowała gwałtownie, przestraszona nie na
żarty.
A jeśli to
jakiś groźny zbieg poszukiwany przez policję? To by tłumaczyło jego dziwne zachowanie. Musiał coś
ukrywać, w przeciwnym razie, dlaczego by za nią pobiegł? Z powodu głupiego zdjęcia? Podejrzana
sprawa. - Mój aparat... - Tknięta złym przeczuciem, rozejrzała się wokół.
Aparat leżał zakurzony tuż przy jej nodze i już pochylała się, by go podnieść, ale mężczyzna był
szybszy.
- Oddaj to! - zażądała. Aparat, który kupiła trzy miesiące temu, gdy dowiedziała się o zdradzie
Craiga, był nieduży, ale nowoczesny i wielofunkcyjny, dobry zarówno dla amatora, jak i dla
profesjonalisty.
- A niby dlaczego? Podaj mi jeden sensowny powód.
Bo był bardzo drogi, miała ochotę powiedzieć.
I dlatego,
że
są tam wszystkie zdjęcia, które zrobiłam od wczoraj. Uznała jednak,
że
ten
argument podziałałby na jej niekorzyść. W dalszym ciągu nie rozumiała dziwnego zachowania
mężczyzny, ale skłaniała się ku tezie o więziennym uciekinierze.
- Zrobiłaś zdjęcie bez mojej zgody, więc może powinienem go zatrzymać? - rozważał na głos,
obejmując wzrokiem całą jej sylwetkę.
- Jeśli tak bardzo ci na tym zależy... - mruknęła, skrępowana, a jednocześnie dziwnie
podekscytowana,
że
patrzy na nią w taki sposób.
Zaraz jednak powrócił zdrowy rozsądek i strach. W końcu znajdowała się zupełnie sama, w
obcym miejscu, z obcym mężczyzną. Domek położony samotnie na wzgórzu jeszcze wczoraj wydawał
się idealnym miejscem na odpoczynek, a brak bliskiego sąsiedztwa był dodatkowym atutem. Teraz
jednak nie była już taką entuzjastką. Gdyby krzyknęła, nikt by jej nie usłyszał. Najbliższy sklep i
tawerna znajdowały się w miasteczku, trzy mile stąd. Przez głowę przelatywały jej setki myśli i w
końcu zatrzymała się ta najważniejsza,
że
nie może okazać strachu.
L
T
R
- Jeszcze coś? Wybacz, ale jestem zajęta i nie mam czasu na pogawędki - oświadczyła z
nonszalancją, jakby przed kilkoma minutami zajmowała się pisaniem naukowego traktatu o mewach, a
nie odpoczynkiem na przybrzeżnych skałach.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie i zapamiętaj, co mówię. - Ton głosu mężczyzny był ostry i
nieprzyjemny. - Nie lubię, gdy ktoś narusza moją prywatność, więc jeśli zamierzasz cieszyć się, jak to
określiłaś, „wakacjami"... - podkreślił z przekąsem, oddając jej aparat - to lepiej trzymaj się ode mnie z
daleka! Czy to jasne?
- Jak słońce. I mogę zapewnić, panie... panie... zresztą nieważne, jak się pan nazywa,
że
nie
zamierzałam naruszać pańskiej prywatności - oświadczyła, celowo używając oficjalnej formy, by
podkreślić dystans. - Ma pan moje słowo,
że
zrobię wszystko, co w mojej mocy, by już nie mieć więcej
z panem do czynienia.
- Miło to słyszeć. Dziękuję.
Kayla w odpowiedzi kiwnęła głową i zaczęła iść
ścieżką
w górę, tam, gdzie na wzniesieniu w
otoczeniu cyprysów bieliła się biała willa, jej wakacyjny azyl.
Kayla włożyła tacę z jedzeniem do mikrofalówki i popatrzyła przez olbrzymie, nieosłonięte
firanką okno. Uśmiechnęła się lekko, po raz kolejny urzeczona pięknem krajobrazu. Willa była
własnością jej przyjaciół, Lorny i Josha, którzy uznali,
że
nie ma lepszego miejsca na
świecie,
by
zapomnieć o kłopotach, niż słoneczna Grecja. Najwyraźniej jednak kłopoty to moja specjalność,
pomyślała z cierpkim uśmiechem. Przyjechała zaledwie wczoraj, a już zdążyła narobić sobie wrogów.
Dlaczego pierwszą osobą, którą tu napotkała, nie licząc taksówkarza, musiał być ten nieuprzejmy
gbur? Z drugiej strony, lepsze to, niż gdyby udawał miłego, tylko po to, by potem wbić mi nóż w samo
serce - uznała, przypominając sobie Craiga Lymingtona. Jakże
łatwo
dała się nabrać na jego słodki
uśmiech i puste obietnice. Uwierzyła mu i zaufała, gdy przyrzekał,
że
chce być z nią do końca
życia.
„On złamie ci serce. Jeszcze wspomnisz moje słowa" - usłyszała od matki, gdy szczęśliwa i
podekscytowana poinformowała ją,
że
Craig, jeden z dyrektorów w jej firmie, poprosił ją o rękę.
Byli zaręczeni dwa miesiące i Kayla pewnie jeszcze długo
żyłaby
w błogiej nieświadomości,
gdyby któregoś wieczoru nie odkryła,
że
nie jest jedyną kobietą w
życiu
narzeczonego. Jego serce było
równie pojemne jak telefon, w którym zapisane były wszystkie intymne wiadomości od kochanki.
„Wszyscy mężczyźni są tacy sami. A już ci na kierowniczych stanowiskach są najgorsi. Wydaje
im się,
że
są pępkiem
świata"
- powtarzała matka, ale Kayla nigdy nie traktowała poważnie tych
ostrzeżeń. Uważała,
że
rozgoryczenie i nieufność są skutkiem przykrych doświadczeń. Ojciec porzucił
rodzinę przed piętnastoma laty, gdy Kayla miała zaledwie osiem lat. Od tego czasu dorastała przy
akompaniamencie narzekań matki, która nie potrafiła ani zapomnieć, ani przebaczyć, wciąż na nowo
rozpamiętując doznane krzywdy. Kayla przyrzekła sobie,
że
jej
życie
będzie wyglądało inaczej i
że
nigdy nie zwiąże się z kimś, kto mógłby ją oszukać, tak jak ojciec oszukał matkę. Przekonała się
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin