Mickiewicz M. - Z Dziejów Żeglugi.pdf
(
22682 KB
)
Pobierz
R zeki zasilają ocean
ROZDZIAŁ
I
N a tropach praszkutników
a W iśle często jeszcze można zobaczyć tzw. p y c h ó w k i, ot takie
sobie koryto zbite z 3—4 desek. Napęd te j łodzi trudno zaliczyć do
nowoczesnych, stanowi go długie wiosło — pych — z wąskim, ledwo za
znaczonym piórem. Nazwa łódki i je j środka napędowego w skazuje na
sposób poruszania się — „pychowamie”, czyli odpychanie wiosłem od
dna. Nie jest to ani najszybszy, ani najłatw iejszy sposób żeglugi, zwłasz
cza pod prąd.
Nad Narwią spotyka się łódki jeszcze prym ityw niejsze — wydłubane
z jednego pnia sosny, rzadziej dębu. Zamiast wiosła pychowego rybak
czy rolnik, przepraw iający się n a drugą stronę rzeki, używ a najczęściej
tyki.
Na ogół nie zastanawiamy się, dlaczego obok pasażerskich boczno-
kołowców, m otorowych holowników, w ielosettonowych barek i żagló-
N
D łubanki służą lu d ziom o d e p o k i k a m ie n n e j po d zień d z is ie js z y . N a zd ję ciu
—
d ę b o
w a sło w ia ń sk a d łu b an k a ze z b io ró w M uzeum A rc h e o lo g ic z n e g o w W a rs z a w ie
7
w ek o pięknych liniach pływ ają te dziwne, prym ityw ne jednostki. Były,
są i pewno długo jeszcze będą. Tymczasem są one „prarodzicami" tych
statków, jachtów, barek i liczą sobie, bagatelka, co najm niej pięć razy
tyle lat co Polska. W yw odzą się bowiem z epoki zwanej neolitem , kiedy
to ów czesny człowiek na serio musiał zająć się sprawami żyw iołu w od
nego. Jakim cudem przetrw ały do epoki atom owej, mimo że zmieniło się
od tego czasu praw ie w szystko: narzędzia, mieszkania, sposób odży
w iania, broń, środki komunikacji? Środki komunikacji? W arto się nad
tym zastanowić. No tak, istnieją koleje, sam oloty, rakiety kosmiczne,
ale wędkarz, k tó ry chce rankiem zarzucić w ędkę na drugiej stronie Nar
wi, koło rosochatej wierzby, nieczęsto może tam dojechać elektrycznym
ekspresem lub syrenką, czy też dopłynąć plastykow ą m otorówką. Jego
ojciec pływał tam łódką wydłubaną przez siebie toporem z pnia drzewa,
dziad i pradziad również, tylko że pradziad z epoki neolitu dłubał pień
drzew a kamiennym tropem, a prapradziad żmudnie wypalał. Dziś tech
nika w ykonania d ł u b a n k i dla człowieka obeznanego z użyciem sie
k ie ry jest dziecinnie prosta, tydzień, powiedzmy, dwa pracy. Zimą roln i
kowi czasu nie brak, a w ygoda duża; i ryb y, :i na pole po drugiej stronie
rzeki łatwo się dostać, i sąsiada można odwiedzić nie szukając mostu.
Tak w ięc nasza dłubanka czy pychówka, mimo że narodziły się kilka ty
sięcy lat temu, do dziś zachowały wartość użytkową.
Jak i jednak kontrast m iędzy dłubanką a bocznokołowcem! Ba, boczno-
kołowcem! M iędzy dłubanką a wodolotem! Daleko padały jabłka od tej
jabłoni. Pokrewieństwo jednak istnieje między nimi w linii prostej, a róż
nice w w yglądzie, budowie, napędzie to droga rozw oju cyw ilizacji
i techniki, nieskończony ciąg w ynalazków bezimiennych „N ewtonów1'
i „Einsteinów”. W arto prześledzić drogę rozw ojow ą neolitycznej dłuban
ki, łatw iej zrozumiemy w tedy nie tylko istotę działania urządzeń okrętu
atomowego, ale i mechanizm napędowy cyw ilizacji, techniki i kultury.
By ułatwić sobie zadanie, poszukajmy w e współczesnym nam świecie
innych pływ ających relik tów neolitu, a może wcześniejszych epok, prze
cież nie od razu człowiek w ynalazł dłubankę. Do je j sporządzenia po
trzebny był określony stopień rozw oju k u ltu ry m aterialnej — ogień,
kam ienny topór i takież dłuto. Jeszcze większe musiało być doświad
czenie ludzi, którzy skonstruowali „prapychówkę”. Tu w grę musiała już
wchodzić um iejętność obróbki drewna na deski, łączenia ich itp.
W naszym stuleciu żyją jeszcze, nieliczne co prawda, ludy na takim
poziomie rozw oju kultury m aterialnej, jak nasi przodkowie, w chwili
gdy konstruowali pierw sze dłubanki. Należą do nich au stralijscy Abo-
rygensi. C zy u tego neolitycznego ludu nie zachowały się, na podobnych
zasadach co nasza dłubanka, bardziej pierwotne od niej środki poko
nyw ania przestrzeni wodnych? Na wschodnim brzegu zatoki Karpentaria
przy ujściu rzeki M itchel żyje dość liczne plemię Ngantia. Otóż Ngantio-
w ie do dziś pokonują rzekę na pojedynczych pniach drzewnych. Nie
8
T rz c in o w e tr a tw y c a b a llito , k tó re do d ziś mo
żna sp o tk ać u w y b rz e ż y P eru , m a ją ro d o w ó d
o w ie le s ta r s z y niż d łu b an ki
używ ają ani wiosła, ani naw et tyki, zastępują je ręce i nogi człowieka
leżącego lub siedzącego okrakiem na pniu. Ten właśnie „statek” musimy
uznać za prarodzica współczesnych flot. Ileż lat liczy sobie ten „pra-
statek”? Sporo, powstał bowiem w epoce zw anej paleolitem, która w Eu
ropie zakończyła się przed 12 tysiącami lat, a trwała około pół miliona lat.
W ówczas to ludzie zaczęli posługiwać się najbardziej prym itywnym i na
rzędziami z kamienia, co pozwoliło, między innymi, na doskonalenie ,,pra-
statku” i w ykorzystanie go do komunikacji, transportu oraz rybołówstwa.
Na przeciwległym brzegu Pacyfiku, u w ybrzeży Peru, spotykamy in
ny ciekaw y relikt następnej z kolei epoki — mezolitu — tratw ę c a b a l
l i t o . Tratwa to może jeszcze trochę za szumna nazwa dla konstrukcji,
którą stanowią dwa' pęki trzcin długości około 5 m, związane liną. Urzą
dzenie służy do rybołówstwa na przybrzeżnych wodach morskich. Ry
bak siedzi n a tratw ie okrakiem lub leży. Niewątpliwie caballito w sto
sunku do pni Ngantiów stanowi duży i istotny krok naprzód, który w y
magał pracy i doświadczenia wielu pokoleń. Początkowo z pewnością
korzystano z pojedynczych pęków trzciny jako pływ aków w analogiczny
sposób, jak z pni drzewnych. Później jakiś m ezolityczny geniusz połą
czył dwa pęki, na których można już było siedzieć i które m iały w ięk
szą stateczność na wodzie. Inny wym odelował w ygięte do góry końce
tratw y w rodzaj dziobnicy, co nieco chroniło rybaka przed falami, w re
szcie siłę rąk zwiększono przedłużając je wiosłem. Powstał statek, któ
r y do dziś zdaje egzamin. Skonstruowano go z jedynego dostępnego tu
materiału. Pustynne wybrzeże Costy peruwiańskiej nie ofiarow uje bo
wiem prócz trzcin w ujściach rzek żadnego innego materiału, co w ię
cej, trzcinowym caballito nie grozi rozbicie na fali przybojowej. Nad
brzeżna’ pustynia nie zapewnia człowiekowi nadmiaru środków do ży
cia, a morze obfituje tu, jak nigdzie, w ryby.
Na północy C osty klimat jest trochę łagodniejszy i na stokach And
rosną słynne drzewa balsa o niezw ykle lekkim drewnie. Tu spotykamy
już prawdziwe tratw y, wiązane z kilku bali. Noszą one nazwę m a ł y c h
b a l s . Drewno balsa w ykorzystali również rybacy brazylijscy, którzy
na podobnych tratwach — j a n g a d a c h — poławiają ry b y w pasie
wód do 40 km. Oprócz małej jest d u ż a b a l s a , tratw a rozsławiona
przez Thora Heyerdahla, o którym będziemy jeszcze mówili. Duża bal
sa to już prawdziwy statek.
T ratw y są znane i używane do transportu i rybołówstwa nie tylko
w Południowej Am eryce. Na Nowej Zelandii Polinezyjczycy do nie
dawna używ ali m o k i h i — tratw zbudowanych z pęków liści, w Oma-
9
Plik z chomika:
thorwald4
Inne pliki z tego folderu:
Marjai I. - Budowa modeli dawnych okrętów.pdf
(98982 KB)
Mickiewicz M. - Z Dziejów Żeglugi.pdf
(22682 KB)
Mariusz Zaruski - Żaglowym jachtem przez Bałtyk (1925).pdf
(72675 KB)
Mariusz Zaruski - Nawigacja. Krótki podręcznik do użytku jachtów morskich (1932).djvu
(6269 KB)
Mariusz Zaruski - Na skrzydłach jachtów.djvu
(8876 KB)
Inne foldery tego chomika:
500 zagadek
antykwariat
Ekspres Reporterów
Kalendarze
Książki dla młodzieży
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin