Kataryzna Grochola
Miłość i morderstwo
I. MILIONER JOHN WATHE
Notariusz przetarł okulary.
— Nie bardzo rozumiem, dlaczego to robisz — powiedział, choć w gardle ściskało go z niepokoju. Nie płacono mu za komentarze. Pracował dla pana Johna Wathe’a od pięćdziesięciu lat. Wiedział, że starszy pan potrafił być mocno męczący, ale właśnie spisany testament zdumiał go bez granic.
John Wathe uchylił powieki. W jego oczach pojawił się młodzieńczy błysk. Zawsze mówił cicho, tym razem jego głos zabrzmiał jak grzmot.
— Jeszcze pożałują! — Blade usta starca rozciągnęły się w uśmiechu. O dziwo, prawie krzyczał. — Polują na mnie. Czekają, hieny. I nic nie mogą dla mnie zrobić, nic! Wiem wszystko! — John podniósł się na łóżku i chwycił notariusza za rękę. — Banda egoistów! Im chodzi wyłącznie o pieniądze! Zawsze! Mój wnuk Peter przegrał trzydzieści tysięcy dolarów i śmie do mnie przychodzić po tym wszystkim i prosić o czek! Był dość dorosły, żeby zrobić tej Hariett dziecko i nie chce ponosić żadnej odpowiedzialności! Wieczny chłopczyk w krótkich spodenkach! Tym razem nie!
Notariusz nie wiedział, co robić. Nigdy w czasie pięćdziesięciu lat ich znajomości milioner John Wathe nie pozwalał sobie na szkalowanie rodziny.
Tarł szkła, jakby chciał je przedziurawić.
— A Diana? Jedyna wnuczka... — ciągnął milioner John Wathe. — Ten jej absztyfikant puścił ją kantem, jak się dowiedział, że ona nic ode mnie nie dostanie! Ma do mnie pretensję, głupia, głupia, po trzykroć głupia! Wiele by dała, żeby mieć forsę i rzucić się w jego ramiona! Taka zakochana! A jej matka... stoi za nią murem... Przyszła i powiedziała, że zniszczyłem jej córce życie... Widziałem to spojrzenie... Jest zdolna do wszystkiego, wierz mi...
Notariusz siedział jak sparaliżowany.
— Ani słowa nikomu! Ani słowa! — John ściskał go mocno, za mocno jak na ciężko chorego człowieka. — Mają bardzo mało czasu... Muszę być ostrożny i czujny... Pamiętasz o tajemnicy zawodowej?
Notariusz włożył okulary i delikatnie uwolnił rękę. Nie spodziewał się wcale, że starszy pan obarczy go tajemnicą własnej śmierci.
— Możesz na mnie liczyć.
— A więc załatwione. Jeśli mnie zawiedziesz, nie dostaniesz tych dwustu tysięcy dolarów. Zabezpieczyłem się.
Milioner John Wathe chichotał, twarz mu się wykrzywiała w spazmatycznych skurczach.
— A zięć... Ten idiota nie wie, że wiem o jego romansie z tą panną Pilar. Głupiec! Tylko idiota może myśleć, że dwudziestodwuletnia pielęgniarka kocha bezinteresownie mężczyznę pod pięć...
igogo