widmowy jack_kr33.doc

(677 KB) Pobierz
widmowy jack

 

Roger Zelazny

 

Widmowy Jack

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przekład:

Jacek Jakuszewski

 

 

 


„Niejeden cienie całuje

i cień szczęścia obejmuje”.

 

William Shakespeare

„Kupiec wenecki”

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

Zdarzyło się, że Jack, którego imię wymawia się w cieniu, przybył do Igles w Krainie Zmierzchu na Igrzyska Piekielne. Tam też zauważono go, gdy przyglądał się Płomieniowi Piekieł.

Płomień Piekieł był smukłą, pięknie wykonaną wazą ze srebrzystych płomieni. Na jej szczycie, jak w nierozerwalnym uścisku ognistych palców, znajdował się rubin wielkości pięści. Pomimo ich płomiennego dotyku klejnot lśnił zimnym migotliwym blaskiem.

Płomień Piekieł był wystawiony na widok publiczny, fakt jednak, że widziano Jacka, jak patrzył na niego, spowodował wiele zamieszania. Gdy tylko przybył do Igles, zauważono go, że kręcił się między latarniami wraz z innymi gapiami podziwiającymi otwarty pawilon wystawowy. Smage i Quazer, którzy opuścili swe ośrodki mocy, aby wziąć udział w rywalizacji, rozpoznali go i niezwłocznie donieśli o jego obecności Mistrzowi Igrzysk.

Smage przestępował z nogi na nogę i szarpał wąsy, aż łzy stanęły mu w oczach. Zaczął mrugać. Spojrzał na swego olbrzymiego przyjaciela Quazera, którego włosy, oczy i skóra były w odcieniu jednolitej szarości, starając się nie patrzeć na różnobarwną postać Benoniego, Mistrza Igrzysk, którego wola była w tym miejscu prawem.

- Czego chcecie? - zapytał Benoni.

Smage wciąż gapił się i mrugał, wreszcie Quazer przemówił swym głosem o brzmieniu fletu.

- Mamy dla ciebie wiadomość - powiedział.

- Słucham was - odrzekł Benoni.

- Udało nam się rozpoznać osobę, której obecność może wywołać tu komplikacje.

- Kto to taki?

- Musimy stanąć w pełnym świetle, zanim będę mógł ci powiedzieć.

Mistrz Igrzysk pokręcił głową na swym potężnym karku. Jego bursztynowe oczy błyszczały, gdy spojrzał kolejno na obu gości.

- Jeśli to jest jakiś żart... - zaczął.

- To nie jest żart - odrzekł Quazer zdecydowanym głosem.

- Dobrze - westchnął Benoni. - Chodźcie ze mną.

Odwrócił się i skierował w stronę jasno oświetlonego namiotu. Jego płaszcz mienił się zielono i pomarańczowo.

- Czy tyle światła wam wystarczy? - zapytał, gdy znaleźli się wewnątrz.

Quazer rozejrzał się wokoło.

- Tak - odpowiedział. - Nie podsłucha nas.

- O kim mówisz? - zapytał Mistrz Igrzysk.

- Czy nie słyszałeś o Jacku, który zawsze słyszy swe imię, gdy wypowiadane jest w cieniu?

- Widmowy Jack? Złodziej? Tak, słyszałem opowieści o nim.

- Właśnie z tego powodu chcieliśmy z tobą mówić w dobrze oświetlonym miejscu. On jest tutaj. Smage i ja widzieliśmy go kilka minut temu, jak obserwował Płomień Piekieł.

- Nie do wiary! - Benoni otworzył szeroko oczy i usta z wrażenia. - Ukradnie go! - powiedział.

Smage zaprzestał szarpania wąsów na czas wystarczający, aby skinąć głową kilka razy.

- Przybyliśmy tu, żeby go zdobyć - wybuchnął. - Jeżeli go ukradnie, nic z tego!

- Trzeba go powstrzymać - powiedział Benoni. - Jak sądzicie, co powinienem zrobić?

- Twoja wola jest w tym miejscu prawem - odparł Quazer.

- Słusznie... może by go gdzieś zamknąć na czas trwania Igrzysk?

- W takim razie upewnij się, czy w miejscu, w którym zostanie aresztowany, i tam, gdzie ma być więziony, nie będzie żadnego cienia. Mówią, że w obecności cienia nie sposób powstrzymać Jacka.

- Ale tutaj wszędzie jest pełno cienia.

- Tak. Dlatego tak trudno byłoby go uwięzić.

- Wyjściem byłoby jasne oświetlenie albo zupełna ciemność.

- Wszystkie jednak światła muszą być ustawione pod odpowiednim kątem i umieszczone w miejscu nieosiągalnym dla Jacka - odrzekł Quazer - w przeciwnym razie będzie on mógł uzyskać cienie, umożliwiające działanie. Natomiast w ciemności, gdy może zapalić choć najdrobniejsze światełko, powstaną cienie.

- Jakiego rodzaju moc czerpie on z cieni?

- Nie znam nikogo, kto wiedziałby to z całą pewnością.

- Nie jest chyba człowiekiem? Pochodzi z Ciemnej Strony?

- Prawdopodobnie z Krainy Zmierzchu, ale blisko ciemności, tam gdzie zawsze są cienie.

- W takim razie mogłaby być wskazana wycieczka do Otchłani Łajna w Glyve.

- To okrutne - odpowiedział Smage z chichotem na ustach.

- Wskażcie mi go - powiedział Benoni.

Wyszli z namiotu. Nad ich głowami rozciągało się szare, bezchmurne niebo, ku wschodowi przybierające barwę srebrną, ku zachodowi - czarną. Gwiazdy lśniły na tle ciemności ponad łańcuchem stalagmitowych gór. Spieszyli w stronę pawilonu, drogą oświetloną pochodniami. Na zachodzie, gdzieś w pobliżu linii granicznej, tam gdzie stały świątynie bezsilnych bogów, widać było błyskawice.

Przy wejściu do pawilonu Quazer skinął głową, dotykając ramienia Benoniego. Mistrz Igrzysk spojrzał we wskazanym kierunku i ujrzał wysokiego, chudego mężczyznę, który stał oparty o tyczkę namiotu. Włosy miał czarne, cerę śniadą, rysy twarzy ostre. Ubrany był na szaro, przez prawe ramię przewieszony miał czarny płaszcz. Palił jakieś ziele z Ciemnej Strony zawinięte w rurkę. W świetle pochodni dym wydawał się błękitny. Benoni przyglądał się mu przez chwilę z uczuciem, którego doznają wszyscy ludzie, gdy patrzą na istotę nie zrodzoną z kobiety, lecz stworzoną przez nieznaną moc w miejscu unikanym przez człowieka. Przełknął ślinę.

- W porządku, możecie odejść.

- Chcielibyśmy pomóc... - zaczął Quazer.

- Powiedziałem, możecie odejść!

Spojrzał za nimi.

- Nie można takim ufać - mruknął do siebie.

Udał się po strażników. Kazał im wziąć ze sobą kilkadziesiąt jasnych pochodni.

Podczas aresztowania Jack nie stawiał oporu. Nie próbował nawet dyskutować. Otoczony przez uzbrojonych ludzi i oświetlony ze wszystkich stron skinął tylko głową i wykonał ich rozkazy, nie odzywając się ani słowem. Poprowadzono go do jasno oświetlonego namiotu Mistrza Igrzysk i ustawiono przed stołem, za którym zasiadł Benoni. Strażnicy otoczyli Jacka ze wszystkich stron, trzymając w rękach latarnie i lustra rozpraszające cień.

- Na imię ci Jack - powiedział Mistrz Igrzysk.

- Nie przeczę temu.

Benoni wpatrywał się w czarne, nieruchome oczy zatrzymanego, który nie mrugnął nimi ani razu.

- ...Niekiedy jesteś nazywany Widmowym Jackiem - milczenie. - Zgadza się?

- Każdy z nas może nosić wiele imion - odpowiedział Jack.

Benoni odwrócił wzrok.

- Wprowadzić ich - rozkazał jednemu ze strażników.

Wprowadzono Smage’a i Quazera. Jack spojrzał w ich kierunku. Na twarzy nie drgnął mu ani jeden mięsień.

- Czy rozpoznajecie tego człowieka? - zapytał Benoni.

- Tak - odpowiedzieli chórem.

- Jesteś jednak w błędzie, nazywając go człowiekiem - ciągnął Quazer. - On jest mieszkańcem Ciemnej Strony.

- Jak brzmi jego imię?

- Zwą go Widmowy Jack.

Benoni uśmiechnął się.

- To prawda, że każdy z nas może nosić wiele imion - powiedział - jednakże co do ciebie panuje zadziwiająca zbieżność opinii. Ja jestem Benoni, Mistrz Igrzysk Piekielnych, a ty jesteś Widmowy Jack, złodziej. Mogę się założyć, że przybyłeś tu ukraść Płomień Piekieł.

Jack milczał.

- Nie musisz odpowiadać - dodał Benoni. - Sama twoja obecność dowodzi twych intencji.

- Może przybyłem wziąć udział w Igrzyskach? - odpowiedział Jack.

Benoni roześmiał się.

- Oczywiście! Oczywiście! - zawołał, wycierając łzę rękawem. - Ponieważ jednak nie przewidujemy zawodów w kradzieży, nie wiem, w jakiej konkurencji mógłbyś wystartować.

- Osądzasz mnie niesprawiedliwie - powiedział Jack. - Nawet jeśli jestem tym, za kogo mnie uważasz, nie popełniłem żadnego przestępstwa.

- Istotnie - odrzekł Benoni. - Płomień Piekieł jest naprawdę piękny, prawda?

Oczy Jacka błysnęły przez chwilę. Jego usta skrzywiły się w mimowolnym uśmiechu.

- Niemal wszyscy zgodziliby się z tą opinią - odpowiedział pośpiesznie.

- Przybyłeś tutaj, aby go zdobyć na swój własny sposób. Uchodzisz za najgroźniejszego ze złodziei.

- Czy z tego wynika, że nie mogę być uczciwym widzem na publicznej imprezie?

- Jeśli w grę wchodzi Płomień Piekieł - nie możesz. Jest bezcenny. Pożądają go zarówno mieszkańcy Jasnej, jak i Ciemnej Strony. Jako Mistrz Igrzysk nie mogę tolerować twojej obecności w jego pobliżu.

- To cały kłopot ze złą reputacją - odrzekł Jack. - Cokolwiek byś nie zrobił, zawsze jesteś podejrzany.

- Dość tego! Czy chcesz go ukraść?

- Byłbym głupi, gdybym odpowiedział, że tak.

- Więc nie doczekam się od ciebie uczciwej odpowiedzi?

- Jeżeli przez „uczciwą odpowiedź” rozumiesz, że mam powiedzieć to, co chcesz ode mnie usłyszeć, to muszę przyznać, że masz rację.

- Zwiążcie mu ręce z tyłu - powiedział Benoni.

Tak też zrobiono.

- Ile razy możesz umrzeć? - zapytał Mistrz Igrzysk.

Jack nie odpowiedział.

- No dobrze. Wszyscy wiedzą, że mieszkańcy Ciemnej Strony mają więcej niż jedno życie. Ile ty ich masz?

- Nie podoba mi się to, co mówisz - powiedział Jack.

- To nie jest tak, jakbyś umarł na zawsze.

- Daleka jest droga z Otchłani Łajna w Glyve na zachodnim biegunie świata. Trzeba iść na piechotę. Czasami mijają lata, nim uformuje się nowe ciało.

- Byłeś tam już więc?

- Tak - odpowiedział Jack, sprawdzając siłę swych więzów - i wolałbym nie powtarzać tego doświadczenia.

- Przyznajesz więc, że masz przynajmniej jeszcze jedno życie w zapasie. Świetnie! Mogę więc bez wyrzutów sumienia nakazać twoją natychmiastową egzekucję...

- Zaczekaj! - krzyknął Jack, potrząsając głową i wyszczerzając zęby. - To śmieszne. Nie zrobiłem nic złego. No, ale to nieważne. Niezależnie, jakie były moje zamiary, jest jasne, że teraz nie mogę ukraść Płomienia Piekieł. Uwolnij mnie, a opuszczę dobrowolnie Krainę Zmierzchu na czas trwania Igrzysk. Pozostanę w Ciemnej Stronie, dopóki się nie skończą.

- Jaką mam na to gwarancję?

- Moje słowo.

Benoni roześmiał się ponownie.

- Słowo faceta z Ciemnej Strony? Legendarnego przestępcy? Nie, Jack, widzę tylko jeden sposób na zapewnienie bezpieczeństwa trofeum - twoją śmierć. Skoro jest w mojej mocy wydać na ciebie wyrok, zrobię to. Skrybo! Zapisz, o której godzinie podjąłem tę decyzję.

Brodaty garbus o kaprawych oczach i twarzy tak pomarszczonej jak pergamin, który ujął w rękę, wywinął piórem zakrętasa i zaczął pisać. Jack wyprostował się na pełną wysokość i spojrzał na Benoniego spod przymkniętych powiek.

- Śmiertelniku - zaczął - obawiasz się mnie, ponieważ mnie nie rozumiesz. Jako mieszkaniec Jasnej Strony masz tylko jedno życie. Gdy je utracisz, nie pozostanie ci nic. My, mieszkańcy Ciemnej Strony, nie mamy dusz, jakie wy posiadacie. W zamian za to możemy żyć wiele razy w sposób, jaki jest dla ciebie niedostępny. Widzę, że zazdrościsz mi tego i dlatego pragniesz pozbawić mnie życia. Dowiedz się, że śmierć jest równie nieprzyjemna dla nas, jak i dla was.

Mistrz Igrzysk spuścił wzrok.

- Nie chciałbym... - zaczął.

- Przyjmij moją ofertę - przerwał mu Jack. - Zgadzam się opuścić teren Igrzysk. Jeśli pozwolisz, by wykonano twój rozkaz, w ostatecznym rachunku przegrasz.

Garbus przestał pisać i zwrócił się w stronę Benoniego.

- Jack - powiedział Mistrz Igrzysk - chciałeś go ukraść, prawda?

- Oczywiście.

- Dlaczego? Trudno byłoby go sprzedać. Jest łatwy do rozpoznania.

- Musiałem spłacić dług przyjacielowi, który pożąda tej błyskotki. Uwolnij mnie, a powiem, że mi się n...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin