arena [pl]_kr33.doc

(1483 KB) Pobierz
arena

 

William R. Forstchen

 

Arena

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Przekład:

Bartłomiej Walczak

 

 

 


Dla Kevina Malady i Johna Mina –

Wiem, że im się to spodoba

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

- Odsuńcie się! Zróbcie im miejsce!

Garth Jednooki usłuchał rozkazów odzianego w łachmany samozwańczego mistrza kręgu z lekkim uśmieszkiem zdziwienia na twarzy. Przesunął się na tyły rosnącego tłumu, przeciągając się leniwie. Właściciel stoiska z owocami, ustawionego w cieniu budynków był zajęty oglądaniem widowiska, więc Garth poczęstował się pomarańczą z Varnalca. Odchodząc od stoiska wyciągnął nóż i przeciął ją, przechylając głowę, by wyssać sok, aby zmyć smak podróżnego kurzu. Poprawił opaskę, która zasłaniała miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się jego lewe oko, a następnie przeszedł się wzdłuż tłumu, szukając podobnych okazji. Nie znajdując żadnych podszedł bliżej, by przyjrzeć się zabawie.

Wieczór był chłodny. Na środku ulicy dwaj wojownicy przestępowali ostrożnie z miejsca na miejsce. Mierząc się nawzajem wzrokiem ściągnęli swe szaty. Tłum wokół nich gęstniał, wylegając z alejek, przytułków i śmietników, krzycząc i śmiejąc się. Przecież nie każdego dnia można było obejrzeć walkę za darmo. Nieważne, że istniało ryzyko zranienia, gdy zaklęcia zaczną latać w powietrzu. Ponad głowami tłumu otwierały się okiennice i ludzie wychylali się z okien, by obejrzeć widowisko.

Łachmaniarz przemaszerował wokół z wypiętą piersią, wymachując swoimi chudymi, brudnymi nogami, jakby był samym Wielkim Mistrzem Areny. Za pomocą złamanego kija, służącego za złoty kostur, wykreślił w błocie okrąg.

- Imiona i Domy?

- Webin z Kesthów - warknął grubszy z dwóch wojowników, wypinając pierś i uderzając w nią.

- Okmark z Domu Fentesków.

- Rodzaj walki?

- Jedno rzucone zaklęcie, które jest również stawką. - Rzekł Okmark.

Webin gniewnie przytaknął na znak zgody.

Tłum przekazywał imiona tym, którzy byli zbyt daleko, by je usłyszeć. Starcy, kobiety, a nawet młodzi chłopcy zaczęli wymieniać wygrane i przegrane obu wojowników i natychmiast wybuchły kłótnie, kto wygra.

Wojownik z Domu Fentesków, o ponad głowę wyższy od swego rywala, prychnął w jego stronę pogardliwie, spokojnie zdejmując szatę. Podał ją żebrakowi, który stał na krawędzi kręgu. Chłopiec spojrzał na bogato haftowaną odzież i zaczął się wycofywać. Wojownik z Fentesków odwrócił się, mierząc go wzrokiem, i chłopak się zatrzymał.

Okmark spojrzał z powrotem na swego przeciwnika.

- Ta walka nie jest tak naprawdę konieczna - rzekł cicho.

Ryk pogardy rozległ się z tłumu, ale Okmark go zignorował. Spojrzał na wojownika w szarej liberii i powoli wyciągnął ręce z lekko skierowanymi w dół dłońmi, proponując, ale się nie poddając.

Webin splunął gniewnie na ziemię, a tłum pochwalił go okrzykami. Okmark wzruszył ramionami, jakby pogodzony z tym, co miało nastąpić.

Łachmaniarz dalej maszerował wokół kręgu, czekając, podczas gdy obaj wojownicy odprawiali rytuał ze spuszczonymi głowami i wyciągniętymi ramionami, zbierając moc.

- Cztery do jednego na Szarego. Zbieram zakłady, jeśli uważacie, że Szary wygra - krzyknął ktoś z tyłu i w jednej chwili rozpętało się tam szaleństwo. Tłum zaczął obstawiać wojownika.

Garth stał spokojnie, patrząc jak dwójka się przygotowuje. To było takie oczywiste. Sięgnąwszy do sakwy, zwisającej pod jego prawym ramieniem, znalazł kilka miedziaków, które jeszcze się tam znajdowały. Powinno wystarczyć na posiłek i nocleg.

Wyciągnął monety, podszedł do gracza i czekał. W końcu wyciągnął swoją dłoń. Gracz spojrzał pogardliwie na stawkę.

- Na Pomarańczowego - rzekł Garth, wskazując jasną liberię Domu Fentesków.

Gracz zmierzył Gartha wzrokiem od góry do dołu i zaczął się śmiać, po czym umilkł, gdy Garth popatrzył na niego chłodno.

- Radziłbym ci to wziąć - powiedział Garth. Ze strony zgromadzonych wokół łudzi rozlegały się ciche chichoty i szepty, jakim to Garth jest głupcem, ale on nie zwracał na nie uwagi.

- Zbieram tylko zakłady na Szarego. Nie zawracaj mi głowy, Jednooki.

Garth zignorował obelgę.

- Czy pracujesz dla niego? Czy ta walka jest ustawiona? - Odparował gładko, wciąż wpatrując się w gracza.

Gracz w poszukiwaniu wsparcia spojrzał na tłum. Ludzie nagle umilkli, pomimo tego, iż uważali Gartha za wieśniaka z odludzia. Marnował on bowiem pieniądze stawiając na Okmarka w walce, którą z pewnością wygra Webin.

- Jeden do dwóch - odparł sarkastycznie gracz.

- Jeden do czterech - cicho nalegał Garth, a jego ręka powędrowała w kierunku rękojeści sztyletu.

Mężczyzna rozejrzał się rozpaczliwie, ale nie znalazł w tłumie żadnego oparcia.

- Jeden do czterech - parsknął, robiąc swój znak na gładkim kawałku drewna i wcisnął go Garthowi w rękę.

Garth odwrócił się, chcąc obejrzeć przedstawienie. Założył ręce, zaciskając krawędzie szaty tak, aby nie wpuścić zimna do środka....

Tłum uciszył się, gdy ostatnie zakłady zostały przyjęte i wszyscy czekali aż skończy się rytuał przygotowania.

Szary zakończył pierwszy. Podniósł głowę, wyciągnął ramiona na pełną szerokość i zszedł z neutralnego kwadratu wyrysowanego tuż za kręgiem. Mimo że Pomarańczowy nie skończył jeszcze swego rytuału, Szary podniósł ręce. Tłum umilkł. Garth potrząsnął głową z pogardą. To było łamanie zasad. Ale przecież była to uliczna walka i każdy, kto wierzył w zasady podczas takiego zmagania był po prostu zbyt głupi, by żyć.

Na środku kręgu zaczęła formować się mgła, wijąc się i wirując, lecz mimo to Pomarańczowy wciąż się nie poruszył. Zdawał się nie zauważać, że Szary rozpoczął swój atak. Mgła zaczęła zapadać się w sobie, świecąc coraz jaśniej światłem, które odbijało się w bladych twarzach podnieconego tłumu. Światło nagle pociemniało. Bił z niego chłód.

- Martwiak - ktoś szepnął.

Na środku kręgu pojawiła się okropna postać i skierowała się w stronę Pomarańczowego wojownika, który wreszcie drgnął i podniósł głowę. Wszedł do kręgu i sięgnął do sakwy zwisającej mu z prawego biodra. W jednej chwili niewielka chmura pojawiła się nad martwiakiem, spadł z niej deszcz ognia, oślepiając tłum, który odsunął się do tyłu słysząc grzmot Uniosła się smużka dymu i Garth podniósł płaszcz, zasłaniając szczelnie twarz, by osłonić się przed smrodem rozkładającego się ciała, które właśnie zostało spalone na popiół.

Szepty uznania rozległy się na ulicy. Okmark, ze wzrokiem wciąż utkwionym w swoim przeciwniku, pozwolił sobie w końcu na niewielki uśmiech.

- Wydaje mi się, panie, że ponieważ wygrałem, twoje zakęcie należy już do mnie.

Szary wojownik rozejrzał się po tłumie i Garth mógł tylko potrząsnąć swoją głową w zdumieniu. Jeszcze chwilę wcześniej Szary był ich mistrzem i bohaterem, ale ów mistrz właśnie kosztował ich większość ich pieniędzy. Garth zerknął szybko na gracza i wszystko stało się jasne. Mężczyzna zaczął odchodzić w stronę alejki. To było doskonałe przedstawienie, klasyczne oszustwo odstawione na bandzie wieśniaków, którzy przyjechali na festiwal, chętni do zakładów.

Webin rozpaczliwie rozejrzał się po tłumie.

- Na śmierć! Na śmierć! - zawołał głos z tyłu tłumu i krzyk natychmiast został podchwycony przez innych, którzy przepchnęli się na skraj kręgu, wołając o krew i śmiejąc się. Webin, który kilka chwil temu maszerował tak dumnie, spojrzał w jedną i w drugą stronę, a potem na Okmarka.

- Czy tego chcesz? - spytał miękko Okmark i gdy to mówił, wstąpił z powrotem na neutralny kwadrat na skraju kręgu, zaznaczając swoją gotowość do ponownej walki. Szary zawahał się i po chwili, przeklinając z wściekłością, sięgnął do sakiewki, wyciągnął amulet i rzucił go na ziemię u stóp Pomarańczowego. Odwrócił się i uciekł z kręgu, poganiany przez tłum, który zasypał go przekleństwami, błotem, odpadkami i kopnięciami.

Okmark pogardliwym gestem podniósł amulet, który umożliwiał rzucenie zaklęcia przywołującego martwiaka. Spojrzał na chłopca trzymającego jego płaszcz i odebrał go. Chłopak stał, oczekując nagrody, ale Pomarańczowy zignorował go.

Tłum umilkł. Garth rozejrzał się. Gracz przysunął się w pobliże Pomarańczowego i gdy ich spojrzenia się spotkały, Garth stwierdził, że ci dwaj z pewnością się znali.

Garth podszedł na skraj kręgu.

- Zapłać chłopakowi za jego usługę - rzekł, a jego głos uniósł się ponad kłótniami wybuchającymi wokół kręgu, gdy tłum gorąco komentował walkę, której niedawno był świadkiem.

Pomarańczowy spojrzał na Gartha i w tej chwili zapadła cisza.

- Ty mu zapłać, skoro tak się o niego troszczysz - odparł Pomarańczowy.

- Jeśli nie chcesz mu zapłacić - powiedział Garth i uśmiech przeciął mu twarz. - Może twój przyjaciel, ten tam, mógłby przeznaczyć na to część pieniędzy, które wygrałeś. - Garth wskazał gracza.

Wszystkie oczy zwróciły się na gracza, który przez chwilę stał w milczeniu. W końcu sięgnął do sakiewki, wyciągnął srebrną monetę i rzucił ją do kręgu.

- Twoja wygrana, Jednooki - oświadczył. - Weź ją i zapłać mu z tego.

Bez wahania Garth wkroczył do kręgu i tłum westchnął ze zdziwienia. Łachmaniarz zaczął tańczyć szaleńczo.

- Wszedł w krąg; wyzwanie, wyzwanie!

Tłum to podchwycił i gracz się uśmiechnął.

Garth schylił się, podniósł monetę i, oczyściwszy ją z błota, wrzucił do sakiewki.

- Wciąż uważam, że jesteś winien temu chłopcu wynagrodzenie - rzekł.

Okmark spojrzał na niego chłodno i z pogardą.

- Wypowiedziałeś to w kręgu. To wyzwanie - odparł Okmark. - Myślę, Jednooki, że byłoby dla ciebie bezpieczniej, gdybyś odszedł, zanim stanie ci się krzywda.

Garth powoli zdjął swój płaszcz, a gdy to zrobił, wszedł na kwadrat na skraju kręgu. Wyciągnął rękę z płaszczem i ujrzał, że chłopak, o którego się kłócili, już tam był, by go zabrać.

- Oczekuję, że ujrzę go z powrotem, kiedy już będzie po wszystkim - rzekł cicho Garth i chłopak, zmartwiony, przytaknął.

- Czy jeśli on cię zabije, będę mógł go zatrzymać?

Garth uśmiechnął się.

- Jest twój.

Okmark wzruszył ramionami, jakby znudzony całą sprawą. Gracz przesunął się na skraj kręgu i patrzył przez chwilę na Gartha. Łachmaniarz podszedł do Jednookiego.

- Imię i Dom?

- Garth i żaden Dom. Należę do siebie.

Łachmaniarz zaczął się śmiać.

- Jednooki Garth bez Domu, bez Domu - i zaczął tańczyć na granicy kręgu, wyśpiewując te słowa.

- Rodzaj walki? - spytał, patrząc na Gartha, ponieważ to on był tym, który uczynił wyzwanie.

- Pojedyncze zaklęcie i zaklęcie jako nagroda, tak samo jak ostatnia walka.

Łachmaniarz spojrzał na Pomarańczowego wojownika, który przytaknął.

Gracz, śmiejąc się, podniósł rękę do góry.

- Dwa do jednego na Pomarańczowego, przyjmuję tylko zakłady na Jednookiego.

Tłum nie zareagował.

- No dobrze, zatem cztery do jednego.

Wciąż nie było ochotników.

- Dziesięć do jednego. Dziesięć do jednego na Pomarańczowego. Zbieram zakłady tylko na to, że ten bez Domu, hanin, wygra.

Krzyk wzbił się w niebo i tłum zakłębił się wokół gracza, obstawiając po raz kolejny w desperackiej nadziei, że Garth wygra. Garth czekał, aż ów szał minie. Sięgnął do kieszeni i wyjął srebrną monetę.

- Na siebie - oznajmił i rzucił monetę graczowi. Tłum zaczął się śmiać.

- Prawdziwy wojownik - wychrypiał łachmaniarz, tańcząc wokół Gartha. - Tak biedny, że stawia na siebie. Prawdziwy wojownik!

Tłum śmiał się i po raz kolejny wybuchnął szał zakładów Kto kiedykolwiek słyszał o wojowniku, który był tak biedny, żeby ośmieszać się obstawiając walkę, w której brał udział.

Garth pochylił głowę, wyciągnął ramiona, zbierając myśli, wyciszając je, koncentrując. Pamiętając i nie pamiętając, oczyszczając się. Sięgnął na zewnątrz, sondując. Spojrzał w serce tego drugiego. Czuł i wiedział. Zanim wszystko odeszło, i ląd, i wody w nim były czyste jak kryształki śniegu. Mana, źródło całej mocy zaklęć, była gotowa.

Wstąpił do kręgu i spojrzał w górę.

Pomarańczowy również postąpił krok do przodu. Garth nie robił nic. Czekał.

Nie potrzebował patrzeć w górę, by wiedzieć, że chmura po raz kolejny zbierała się nad kręgiem, rzucając cień na ulicę. Pomimo iż do jego uszu dochodziły westchnienia tłumu, nie słyszał ich. Wyczuwał napięcie, siłę bijącą od Pomarańczowego wojownika, koncentrującego moc, którą zbierał z dalekich lądów i miejsc - mana, którą władał - przyzywając ją do kręgu, by służyła jego woli. Kula ognista, którą tworzył Pomarańczowy zaczęła rosnąć z ogromną prędkością, oświetlając róg ulicy piekielnym światłem.

Garth spojrzał do góry i wyciągnął rękę.

W tej samej chwili ponad chmurą stworzoną przez Pomarańczowego pojawiła się druga. Powiał zimny wiatr. Na ulicy zrobiło się ciemno jak w nocy. Zabłysły iskierki światła i po chwili można było dostrzec wirującą biel. Śnieg, prawdziwa śnieżyca, szalała, pożerając pierwszą chmurę. Wył wiatr, a potem, w jednej chwili, wszystko zniknęło i wąską ulicę znowu wypełniło światło zachodzącego słońca, odbijając się od lodu, który teraz pokrywał ściany domów. Błyskawicznie lód zaczął topnieć, a jego większe bryły spadały na tłum. Ludzie osłaniali głowy rękami.

Gdy już trzask pękającego lodu ustał, ulica ucichła. Gdzieniegdzie odezwały się głosy uznania i radości, szczególnie od tych, którzy postawili tylko miedziaka, a teraz wygrał srebro. Znaleźli nowego bohatera i krzyczeli zapamiętale, podczas gdy ci, którzy przedtem pożałowali, cicho przeklinali się za to. Ci, którzy stracili wszystko w pierwszym pojedynku również byli podnieceni, ponieważ wojownik, będący źródłem ich przegranej, został pokonany.

Garth utkwił wzrok w sparaliżowanym Pomarańczowym wojowniku.

- Zdaje mi się, że twoja kula ognista jest teraz moja - rzekł cicho.

Okmark patrzył na niego z otwartymi ustami.

Garth stał w milczeniu, czekając.

Okmark spojrzał na gracza, na którego twarzy wzbierała furia. Tłum zaczął się zbliżać do niego, chcąc odebrać wygrane. Okmark spojrzał z powrotem na Gartha.

Sięgnął po sztylet podwieszony do pasa, wyjął go i rzucił tak, że wbił się w ziemię na środku kręgu.

- Na śmierć - zasyczał Okmark.

Garth spojrzał na niego, ale nie powiedział nic.

- Na śmierć, do cholery!

Łachmaniarz rozejrzał się nerwowo dookoła. Jego entuzjazm zniknął.

- To niezgodne z prawem z wyjątkiem areny - syknął. - Wszystkich nas mogą aresztować, jeśli Wielki Mistrz się dowie.

- Czyścicielu ścieków, kim jesteś, żeby mi cytować prawo? Żądam śmierci!

- Walka się jeszcze nie skończyła! - zakrzyknął gracz. - Jeśli się wycofa, Pomarańczowy wygrał!

- To nieprawda! - zaskowyczał w odpowiedzi łachmaniarz. - Walka została zakończona. Takie są zasady kręgu.

Pomarańczowy obrócił się i spojrzał na łachmaniarza. Ten upadł na ziemię, oczy wywrócił do góry, chwycił się za gardło, z którego wydobył się krótki bulgot.

Tłum zamarł, patrząc na agonalne zmagania tarzającego się w błocie żebraka.

Garth wyjął swój sztylet i rzucił go tak, by ten wbił się w ziemię obok Okmarka.

- A zatem na śmierć.

Pomarańczowy spojrzał z powrotem na niego. Łachmaniarz zaczął charczeć i kaszleć i wyczołgał się z kręgu.

Pomarańczowy przytaknął, marszcząc się i, ignorując wszelkie rytuały, wskoczył do kręgu. Garth zatoczył się gdy nagle uderzył w niego strumień ognia. Podniósł ręce starając się zasłonić twarz. W błocie dookoła niego pojawił się mały krąg i ogień już go nie sięgał. Słyszał wokół siebie krzyki tłumu, gdy ludzie odskakiwali i padali. Niektórzy skręcali się w agonii, a ich ubranie płonęło. Ściana budynku, który znajdował się za Garthem, stanęła w płomieniach.

Garth podniósł jedną rękę do góry i w ogniu pojawił się szkielet, który wyszedł z płomieni i zaczął iść w kierunku Okmarka. Oczy Pomarańczowego rozszerzyły się ze strachu, gdy szkielet kontynuował swój marsz, nietknięty przez płomienie. Okmark cofnął się, płomienie zelżały. W powietrzu rozległ się głośny rumor i ziemia pod szkieletem otworzyła się. Klekocząc kośćmi, martwiak wpadł w szczelinę, która podzieliła krąg w połowie. Garth skinął głową i szkielet wzniósł się w powietrze, kontynuując swój niepowstrzymany marsz.

Przeklinając, Okmark podniósł rękę, wskazując na szkielet. Eksplozja zatrzęsła ulicą i deszcz białego prochu zasypał tłum. Okmark, uśmiechając się teraz, podniósł rękę i wskazał na Gartha. Wirujący promień światła wystrzelił prosto w niego. W chwilę później przed Garthem pojawiło się błyszczące lustro. Promień odbił się.

Pomarańczowy nie zdążył nawet krzyknąć.

Płomień objął go. Rzucając się w agonii, Okmark kręcił się dookoła, starając się ugasić ogień, bez rezultatu. Garth stał bez ruchu, z założonymi rękami i patrzył. Krzyki ucichły, gdy Okmark zmienił się w sczerniałą kulę dymiącego mięsa i umarł. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin