Legendy polskie - Wanda Chotomska.pdf

(3415 KB) Pobierz
Wanda Chotomska
LEGENDY
POLSKIE
Legenda o Lechu, Czechu i Rusie
W czasach, kiedy ludzie nie umieli pisać, kiedy nie liczono lat i nie
zapisywano dat, wieści o tym, co się zdarzyło, przekazywano sobie z
ust do ust. Najpierw mówili o nich naoczni świadkowie, a potem szły
w świat – powtarzane z pokolenia na pokolenie, synom i wnukom
przez ojców i dziadów.
Nazywano je „ustnymi podaniami” i niektórzy kronikarze
umieszczali je później w swoich kronikach. Tak właśnie było z
podaniem o Lechu, Czechu i Rusie. Trafili do kronik z informacją, że
od nich zaczęły się przedhistoryczne dzieje naszych przodków –
Lechitów i naszych sąsiadów – Czechów i Rusinów.
A potem różni autorzy zaczęli tworzyć o nich legendy. Może i ja
spróbuję? Wiadomości w kronikach mało, tylko trzy imiona i jedna
linijka tekstu – cienki sznureczek słów, ale postaram się go
rozciągnąć, wydłużyć, nawinąć na kłębek opowieści i nie przerywając
wątku potoczyć do rąk czytelników.
...Więc było ich trzech. Lech, Czech i Rus. Bracia. Żyli w
słowiańskiej osadzie zagubionej w ogromnych lasach. Tam się
urodzili. W środku wielkiej kniei. W gęstwinie nieprzebytej puszczy.
Nieprzebyta – bo nie było człowieka, który by ją całą przebył, przedarł
się przez gąszcz krzewów, chruśniaki i maliniaki, pokonał omszałe
pnie zwalonych drzew i zieloną ścianę tych, które koronami sięgały
nieba – sosen i świerków, buków, jaworów i dębów.
Dęby były najważniejsze. Najstarszy górował nad osadą. Był wielki
i święty. I źródło, które tryskało spod dębu, było święte. I koń, biały
koń, który pasł się w cieniu dębowych konarów i pił wodę ze źródła,
też był święty.
– Bogu o czterech twarzach poświęcony. Świętowitowi, co w cztery
strony świata cztery oblicza obraca – mówił stary Kapłan, a Lech,
Czech i Rus potakiwali.
Wiedzieli, że Świętowit jest największym Bogiem spośród
wszystkich słowiańskich bóstw, a Kapłan – najmądrzejszym
człowiekiem w całej osadzie. Na wszystkim się znał. Na ludziach,
zwierzętach, roślinach. Umiał leczyć ciała i dusze – z roślin
przyrządzał leki, ze znaków na ziemi i niebie – z gwiazd, z lotu ptaków,
z wiatru i dymu – wróżył przyszłość, objaśniał sny. Te, które mieli
dorośli i te, które śniły się chłopakom.
Lechowi i jego braciom od dzieciństwa śniły się konie.
– Mój był wrony – zwierzał się staremu Kapłanowi Czech.
– Mój też wrony – powiedział Rus.
– A mój gniady, kasztanowy, złoty taki – uśmiechał się Lech. – I
jechałem na nim, pędziłem, leciałem nad puszczą i goniłem białe
obłoki...
Wyśniły im się te konie. Kapłan powiedział, że się wyśnią i wyśniły
się. Kiedy podrośli – każdy dostał od ojca źrebaka. Rus i Czech –
czarne, a Lech – gniadego. I każdy sam się o swojego konika musiał
troszczyć. Karmić go i poić, czesać i oporządzać, żeby koń miał czysto
i sam był czysty.
Pięknie o te swoje koniki dbali. A stary Kapłan tylko się przygądał
i uśmiechał. Aż pewnego dnia powiedział:
– Jest was trzech i macie trzy konie. W trzy strony świata
rozjedziecie się na nich. Trzy konie na trzy strony, a świat ma cztery.
Jak Świętowit o czterech obliczach. Żeby do niego dotrzeć – jeszcze
jeden koń potrzebny.
I pokazał im źrebaka. Białego jak mleko, jak śnieg i jak obłoki,
które w swoich dziecinnych snach gonił Lech.
– To dar dla Świętowita. I sam jest święty. Pilnujcie, żeby nie
dotknęła go żadna obca ręka, żeby żaden bezbożnik nie wyrwał ani
jednego włosa z jego ogona i grzywy. Kiedy niebo da znak,
odprowadzicie go do Północnego Grodu. Do wielkiej świątyni.
– A jaki to będzie znak? – zapytał Lech.
– Świętowit was zawoła. Spojrzy i niebo stanie w płomieniach.
Zabrzmi i Biały Koń zrozumie. Na grzmot odpowie rżeniem i ruszy w
stronę świątyni. A wy, na koniach, za nim – odpowiedział Kapłan. –
Na północ, ciągle na północ.
Przez całą drogę powtarzali sobie potem te słowa. W dzień –
sprawdzali kierunek jazdy po mchu porastającym pnie drzew od
północnej strony, w nocy – patrzyli na gwiazdy i cieszyli się, że stary
Kapłan tylu rzeczy ich nauczył, i dziwili, że Biały Koń nigdy nie myli
drogi. Może i on nauczył się od Kapłana? A może Świętowit mu
podpowiada?
– Słyszy to, czego ludzie nie słyszą – mówili, patrząc jak koń
strzyże uszami, jak czegoś nasłuchuje, jak na coś, czego oni nie
słyszą, odpowiada nagłym rżeniem.
Cały czas ich prowadził. A kiedy szedł – las się przed nimi
rozstępował, krzewy kłaniały się nisko, a leśne jeziorka podsuwały
swoje lusterka, żeby mógł się w nich przejrzeć, zobaczyć, jaki jest
piękny.
Kapłani w Północnym Grodzie też powiedzieli, że piękny.
– Dar godny Świętowita! – orzekł Najstarszy.
A młodsi, przywiązawszy do ogrodzenia konie Lecha, Czecha i
Rusa, pozwolili trzem braciom wejść do wnętrza świątyni. Przed
ogromny, sięgający stropu posąg Świętowita. Przed jego wielką postać
z głową o czterech obliczach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin