Madrak - Wsypa w lutym 1944 r. w obwodzie ''Mewa'' Armii Krajowej.pdf

(5407 KB) Pobierz
Stanisław Madrak
UWAGI I REFLEKSJA NA TEMAT
- WSYPA W LUTYM 1944 R.
W OBWODZIE „MEWA" ARMII KRAJOWEJ
Zestawienie faktów:
W dniu 12 lutego 1944 r. kpr. pchor. Zygmunt Żółtek ps. Mors, kierujący punktem
rozdziału korespondencji Obwodu a zarazem dowódca drużyny gońców Komendy
Obwodu wysłał gońca Jana Paruzela ps. Wilk z zaszyfrowanym rozkazem do ko-
mendanta Ośrodka III /Latowicz/, do m. Chyżny koło Wielgolasu. Na wysokości Bud
Wielkoleskich, na drodze do Dzielnnika i Kamionki J. Pazruzel został zatrzymany przez
żandarmów i poddany rewizji. W kieszonce jesionki znaleźli zwitek bibułki wypeł-
nionej kolumnami cyfr. Wsadzili go do „budy", gdzie siedział zatrzymany wcześniej
kolejarz z Mińska. Zawieziony na posterunek żandarmerii w Latowiczu, goniec został
przesłuchany. Składał wyjaśnienia według wcześniej przyjętej wersji przygotowanej
na wypadek wpadki. Przy gońcu żandarmerii znaleźli kartę rowerową na nazwisko
Z. Żółtka.
W dniu 13 lutego /niedziela/ we wczesnych godzinach porannych Niemcy aresz-
towali Z. Żółtka. Wynieśli z jego domu wiele materiałów świadczących o jego działal-
ności konspiracyjnej. Jeden z naocznych świadków mówił, że przed domem, na ulicy
stał samochód, w którym siedział Janek Paruzel pilnowany przez żandarma. Zygmunt
Żółtek przywieziony został na posterunek żandarmerii w Latowiczu.
Co działo się z nim później opowiedział J. Paruzel, Stanisławowi Maciejewskiemu,
gdy razem siedzieli w Latowiczu.
J. Paruzel mówił: „Tłumaczyłem Niemcom, że z roweru Żółtka korzystałem
grzecznościowo. W niedzielę koło południa został przywieziony Mors /Z.Ż./. Poddano
go z miejsca badaniom. W przerwach pomiędzy przesłuchaniami przebywał razem ze
mną. Do poniedziałku trzymał się dzielnie. We wtorek wrócił z badania jakiś inny. Czuć
było od niego alkohol. Byl wylewny i rozmowny. Przyznał, że w momencie gdy zagrozili
mu drewnianą piłą, załamał się i zaczął sypać. W ten sposób powstała długa lista osób
z adresami. W środę kilkakrotnie był brany na przesłuchanie. W tym dniu nie był już
taki rozmowny. W nocy z środy na czwartek zabrano go i już nie wrócił"
W nocy z 16 na 17 /tj. ze środy na czwartek/ i wczesnych godzinach porannych
17-tego lutego Niemcy dokonali aresztowańw w mieście i powiecie. Mówiono wtedy,
że aresztowano ponad 80 osób. Ostatecznie doliczono się 64. Taką liczbę ustalili sami
aresztowani, co potwierdził S. Maciejewski. W czasie aresztowań widziano, podobno Z.
Żółtka ubranego w kożuch i hełm niemiecki jak wskazywał miejsca zamieszkania ludzi.
Podobno widziano jak podczas próby aresztowania Władysława Klimaszewskiego ps.
Boruta - Komendanta Ośrodka I. Przed jego domem wysiadł z „budy" razem z żan-
darmami i brał udział w organizowaniu obstawy budynku. W momencie, gdy znalazł
się w ogrodzie, zrzucił z siebie kożuch i hełm i uciekł. Podobno pogoń Niemców za
nim wyglądała na upozorowaną. Po ucieczce zgłosił się na punkt kontaktowy w m.
Pustelnik, gdzie został aresztowany przez żołnierzy AK, osądzony i w nocy z 18 na 19
54
2005
ZESZYT 13
lutego, rozstrzelany. W rękach AK był więc od ok południa dnia 17 lutego do wieczora
dnia 18 lutego. Na pewno w tym czasie był przesłuchiwany. Co mówił?
Wszystkich aresztowanych Niemcy zebrali w baraku żandarmerii na tyłach bu-
dynku przedwojennego PKU w Mińsku Maz. Następnie, ok godziny 11.00 odwieźli
wszystkich do Latowicza. Tam osadzili w budynku szkoły zamienionej na poste-
runek żandarmerii. Zamknęli w dużej sali na parterze i wtedy wprowadzili Janka
Paruzela. Ten opowiadał T. Smoleńskiemu i S. Maciejewskiemu o tym, co się z nim
działo od chwili aresztowania. Mówi też to, co wiedział o Z. Żółtku. Tego jeszcze dnia
zaczęły się przesłuchania. Jako pierwsi idą kolejno bracia Sażyńscy. W ich mieszkaniu
Niemcy znaleźli broń.
W dniu 19 lutego /sobota / ponowne przesłuchania całej rodziny Sażyńskich oraz
Weberskiego.
W nocy z 19 na 20 lutego nieudana próba odbicia więźniów.
W dniu 20 lutego /niedziela/, Niemcy wypędzili więźniów na plac przed budyn-
kiem. Wzywali do wydania dowódcy. Zapewnili, że wtedy wszystkich zwolnią, a za-
trzymają jedynie dowódcę. Odpowiadało im milczenie. Wszyscy zostali załadowani
na samochody i z silną obstawą, zawiezieni do Warszawy. Tam część została osadzona
w budynku dzisiejszego Domu Akademickiego przy pl. Narutowicza. Pozostali odje-
chali prawdopodobnie na Pawiak.
W domu akademickim od 20 lutego do południa 22 lutego wszyscy przeszlio-
krutne przesłuchania. Po południu 22 lutego wszyscy zostali przewiezieni na Pawiak.
W czasie przesłuchania w Akademiku Niemcy mówli S. Maciejewskiemu, że wiedzą
o nim wszystko z zeznań Z. Żółtka. Musi się więc przyznać, wskazać swego dowódcę,
podwładnych jak również i do tego, że jest komendantem ośrodka PZP w Wielgolesie.
Ma natychmiast podać swój pseudonim i ujawnić, gdzie jest magazyn broni. Z tego
wynika, że Z. Żółtek nic nie powiedział! Niemcy pletli bzdury. Na Pawiaku rejestracja,
łaźnia, badanie lekarskie.
W dniu 24 lutego kapo odczytał listę zapisanych do lekarza. Wymienia nazwisko
Stanisława Maciejewskiego, chociaż ten nie zapisywał się do okulisty. Domyśla się, że
jest to kontakt na świat zewnętrzny. Dzieli się swoimi przypuszczeniami z T. Smo-
leńskim. Ten również uważa, że to nasi szukaja kontaktu z aresztowanymi. I wtedy
T. Smoleński prosi by S. Maciejewski przekazał następującą informację - pracownik
tartaku w Mińsku Mazowieckim złożył w Gestapo pisemny donos, w którym obciążył
Smoleńskiego informacjami o jego pracy konspiracyjnej wśród młodzieży. T. Smoleń-
ski podał nazwisko konfidenta. S. Maciejewski przekazał tę i inne informacje. Lekarz
przekazał pozdrowienia od Lubicza - komendanta Obwodu. Na prośbę S. Maciejew-
skiego za kilka dni został wezwany do lekarza T. Smoleński. Tego dnia aresztowani
dowiedzieli się, że w szpitalu więziennym zmarł Czesław Sażyński w wyniku bestial-
skiego katowania.
Aresztowanych zabierano na przesłuchania na Szucha. Przesłuchiwani byli rów-
nież na miejscu, tj. na Pawiaku. W kwietniu większość młodych aresztantów została
roztrzelana w ruinach Getta.
Tak w wielkim skrócie wspominał tamte wydarzenia Stanisław Maciejewski.
ZESZYT! 3
2005
55
U w a g i i refleksje:
W lutym 1944 r. społeczeństwo polskie przeczuwało już zbliżający się koniec woj-
ny. Nadchodził więc dla Polaków, tak bardzo oczekiwany moment rozprawy z naszym
wrogiem. Rozprawa ta musi zakończyc się naszym zwycięstwem. W Armii Krajowej
przygotowania do tej rozprawy były w pełnym toku. W rozmowach, jakie wtedy pro-
wadzono w polskich domach, próbowano wyobrazić sobie jaki przebieg będzie miała
zbliżająca się walka. Spodziewano się desantów alianckich na terenie Kraju, że wyląduje
tu Polska Brygada Spadochronowa. Spodziewano się wielkich zrzutów broni.
W dniu 21.11.44 r. Rada Ministrów w Londynie uchwaliła akceptację w całości
rozkazu gen. Bora nr 1300/III dot. przeprowadzenia wzmożonej akcji dywersyjnej pod
kryptonimem BURZA. W wyniku tego rozkazu na poszczególnych szczeblach dowo-
dzenia podjęto przygotowania, wydawano odpowiednie rozkazy. W naszym Obwodzie
„Mewa" również trwały przygotowania do realizacji tego rozkazu.
I właśnie wtedy ma miejsce „wsypa". Cios bardzo bolesny w cały Obwód. Niemcy
aresztują za „jednym zamachem" kilkadziesiąt osób. Wpadło dwóch ludzi. Wsypę mógł
zrobić jeden z nich. Zadawano sobie pytanie, co to za konspiracja, gdzie jeden człowiek
zna kilkudziesięciu konspirantów? J. Paruzel nie mógł wsypać aresztowanych, gdyż
większości z nich nie znał, pozostawał więc Z. Żółtek, ale skąd wiemy, że on znał tych
wszystkich ludzi? Czy więc uznano go winnym tylko dlatego, że nie było nikogo innego
komu możnaby tą winę przypisać?
Bez wątpienia winą Z. Żółtka było to, że oddał swoją kartę rowerową gońcowi
wiozącemu tajną korespondencję. Było to zlekceważenie podstaw działalności kon-
spiracyjnej. Człowiekowi wykonującemu jakieś zadanie często zabierano jego wła-
sne dokumenty, ale żeby dowódca oddawał mu swoje własne, to już nie głupota, to
przestępstwo. A przecież jako jeden z gońców wiem, że Z. Żółtek kierował się błędnie
rozumianą, jak się okazało, troską o gońca. Niemcom ginęły rowery i doszło do tego,
że żandarmeria niemiecka wraz z policją granatową zatrzymywali ludzi jadących
rowerami i sprawdzali czy rower jest zarejestrowany, czy nie pochodzi z kradzieży?
Z. Żółtek uważał, że młody chłopak /15-17 lat/ nie zwraca swoją osobą uwagi i nie
budzi podejrzenia, ale gdy zostanie zatrzymany na rowerze bez karty rowerowej, to
wtedy wzbudzi takie podejrzenia, zostanie zrewidowany i wtedy dopiero będzie bieda.
U Z. Żółtka w ogrodzie przed werandą stało zawsze kilka rowerów. Prosiliśmy go by
dał każdemu z nas jeden a my zarejestrujemy je, zadbamy o stan techniczny roweru
i będziemy jeździli „legalnie". Odpowiedział nam ze śmiechem, że te rowery to własność
Państwa Polskiego i on nie może ich rozdawać. Znaliśmy prawdę. Nie byliśmy jedyny-
mi użytkownikami rowerów. Jeden rower był zarejestrowany na Z. Żółtka.
Nie posiadamy danych - informacji dot. przesłuchań, jakie bez wątpienia miały
miejsce w Pustelniku, w czasie od zatrzymania Z. Żółtka do chwili sądu i rozstrzelania.
A przecież ważne jest, co mówił, jak się tłumaczył, jak wyjaśniał przebieg jego przesłu-
chań prowadzonych przez Niemców? Czy i co tam zeznawał? Co Niemcy już widzieli?
Czy pokazywali mu jakieś donosy, lub zeznania ludzi, którzy dostali się w niemieckie
ręce wcześniej i coś zeznawali itd? Może za szybko przyjęliśmy za pewne, że wsypę
zrobił jeden z dwóch aresztowanych naszych kolegów. Wszyscy ostatecznie wskazywali
na Morsa. Tak uważałem i ja do chwili, gdy Stanisław Maciejewski na spotkaniu ze mną
opowiedział mi o tym, co wyjawił mu na „Pawiaku" Tadeusz Smoleński ps. „Sęp".
56
2005
ZESZYT 13
Z tego co wtedy powiedział T. Smoleński wynikało, że w czasie przesłuchania
Niemcy pokazali Smoleńskiemu donos, jaki otrzymali w Mińsku Maz. podpisany
nazwiskiem, w którym była mowa o tym, że Smoleński prowadzi działalność konspi-
racyjną wśród młodzieży.
A więc jeszcze przed „wsypą" Tadeusz Smoleński był wsypany przez donosi-
ciela. A o jakiej młodzieży mowa w donosie? Kto to był? No przecież to Mieczysław
Jankowski, Zygmunt Żółtek, Wiesław Kubicki, Józef Popiel, bracia Sażyńscy i wielu
innych. Jeśli Niemcy znali nazwisko donosiciela, to czy nie przesłuchali go? Czy nie
zapytali o nazwiska i adresy tej młodzieży? Czy jeśli donosiciel mówi o młodzieży,
to czy przynajmniej kilku z tej młodzieży nie zna? Przecież mogły być dalsze donosy
jako konsekwencja tego pierwszego. Dalsze donosy, które już zawierały nazwiska in-
nych ludzi. Jeśli tak było, to czy mamy prawo przepisywać całą winę Z. Żółtkowi? Czy
nie należy szukać początków „wsypy" w donosie, o którym mówił S. Maciejewskiemu
Tadeusz Smoleński?
Stanisław Maciejewski przekazał lekarzowi wiadomość od T. Smoleńskiego. Na-
leży uznać, że wiadomość tę otrzymał niezwłocznie komendant „Lubicz", ale było to
już po rozstrzelaniu Zygmunta Żółtka. Zapytać trzeba, czy donosiciel z Mińska Mazo-
wieckiego, pracownik tartaku, poniósł konsekwencje swego czynu?
Wiemy, że po wsypie zlikwidowani zostali Zygmunt Adamiec i Stefan Pieczyński.
Adamiec zastrzelony został na ulicy, zaś Pieczyński w swoim mieszkaniu. Kto dokonał
tej likwidacji, wyraźnie się w Mińsku nie mówiło. Ja słyszałem, że dokonali jej żołnierze
AK z Warszawy. Jeśli tak było, to za wiedzą, pewno i na żądanie Komendanta „Lubicza".
Czy zastrzeleni mieli coś wspólnego ze „wsypą"? Może któryś z nich był pracownikiem
tartaku? Tak się dziwnie złożyło, że Zygmunt Adamiec mieszkał przy tej samej ulicy co
T. Smoleński, W. Kubicki, J. Popiel. Był dosłownie sąsiadem W. Kubickiego. Natomiast
S. Pieczyński mieszkał w domu, w którym mieszkał J. Paruzel, a od ich domu do domu
Z. Żółtka było nie więcej niż 20 metrów. Jeśli Adamiec jak i Pieczyński byli agentami
gestapo, to mieli doskonałe możliwości do obserwacji zarówno T. Smoleńskiego, jak
i jego „młodzieży", bez wychodzenia z domu.
Zastanawiający jest również sposób prowadzenia przez Niemców śledztwa. Na
całym świecie służby śledcze, mając w ręku człowieka, który załamał się i zaczął sypać,
trzymają go i konfrontują z tymi aresztowanymi, którzy się jeszcze trzymają. Wiado-
mo, że taka konfrontacja ma ogromny wpływ na stan psychiczny przesłuchiwanego
człowieka. Jak się obronić, gdy własny kolega mówi ci w oczy - „nie upieraj się, oni
już i tak wszystko o nas wiedzą". W takiej sytuacji całe śledztwo trwa krótko. Wina jest
jasno udowodniona! A co dzieje się w mińskiej „wsypie"? Otóż Niemcy postanowili
sami sobie zrobić na złość. W naiwny sposób pozwalają Z. Żółtkowi uciec, pokazaw-
szy go najpierw aresztowanym, by widzieli kto ich wskazał. Tak postępując, Niemcy
byli przekonani, że Z. Żółtek wróci do swoich i nadal będzie działał w AK, ale już jako
agent niemiecki? Takie rozumowanie my przeprowadzaliśmy, oceniając to, co się wy-
darzyło. Dzisiaj uważam, że to jest rozumowanie wątpliwej jakości. Niemcy tacy głupi
nie byli.
Zastanawiający jest również sposób postępowania Niemców z aresztowanymi. Od
pierwszej chwili trzymali wszystkich w jednej celi. Nawet Z. Żółtka, po aresztowaniu
wsadzli do celi, w której siedział Janek Paruzel. Następnie wszystkich aresztowanych
ZESZYT 13
2005
57
Zgłoś jeśli naruszono regulamin