det_203_07_2003.pdf

(4936 KB) Pobierz
ISSN 0860-4436
INDEKS 355550
TYLKO DLA DOROSŁYCH
GRZESZNY
ZWIĄZEK
KUPIONA
NARZECZONA
DOLINIARZE
AKCJI
SMIERC
W PŁATKACH
RÓŻY
ISS N O
JJ60-4436
9 770860 443033
64 strony • cena 2 zł 50 gr
D
i
I
Ewa Kozierkiewicz-Widermańska
Jeremi Kostecki
Dariusz Gizak
Jacek Chudy
Stanisław Milewski
Magda Wójcik
Ewa Kozierkiewicz-Widermańska
E
T
E
K
T
Y
lV
I
OD REDAKCJI
BLONDYNKA, TATUŚ 1SPADEK
POLOWANIE NA GIEŁDZIE
T Y L K 0 D LA
d o r o s ł y c h
Dziecko nie wróciło...
Kupiona narzeczona
Doliniarze w akcji
Zdeprawowani do cna
Paragrafy na babiarzy
Skradzione życie
Niespodzianka
Z kraju i ze świata
Michat Pilecki
Janusz Horodko
Czesław Wender
Karol Rebs
Tadeusz Wójciak
3
4
12
17
22
24
28
32
37
42
46
48
54
62
62
63 |
64
reportaż z młodzieżowego marginesu
wszeteczeństwo
"
przed sądem
ZEMSTA GANGSTERA
BEZ HAPPYENDU
ROZRYWKA Z TEMIDĄ
KŁUSOWNICY 1KROWIE ŁAJNO
DZIEWUSZKI - ROZBÓJNICZKI
AMATORZY ŁATWYCH PIENIĘDZY
CHCIAŁA BYĆ KOBIETĄ...
JADOWITE PRZEZNACZENIE
NIE TRAĆ GŁOWY, GDY...
“DETEKTYW” WSIECI
KRZYŻÓWKA Z PARAGRAFEM
Leśne tajemnice
Windziary
Niebezpieczni smarkacze
Grzeszny związek
Śmierć w płatkach róży
Prostujemy nieścisłości
(Dotyczy opłat sądowych)
Uz@leżnieni@: seksoholizm
1
Śmierć na torach
1!^_! UL iljV
U
\W
_1± ~ \
ZAGADKA KRYMINALNA
REDAGUJE ZESPÓŁ: redaktor naczelny - Adam Kościelniak, z-ca rea. naczelnego - KrzyszioTa uraDowsua, seKrerarz
u
redakcji - Małgorzata Brykalska, kierownik działu reportażu - Monika Kamieńska, kierownik działu publicystyki - Ewa
Kozierkiewicz-Widermańska, sekretariat - Elżbieta Kubuj, ilustracje - Jacek Rupiński, repro i layout - Krystyna Nowakowska. WYDAWCA:
Państwowe Przedsiębiorstwo Wydawnicze „Rzeczpospolita”. Adres redakcji: 02-015 Warszawa, pl. Starynkiewicza 7, telefon 653 02 58, fax 621-53-46;
E-mail: detektyw@ppw.pl Strona internetowa: www.detektyw.ppw.pl Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca. PRZYGOTOWANIE: Studio
„Rzeczpospolita”, pl. Starynkiewicza 7. DRUK: Drukarnia Prasowa S.A. w Łodzi, al. J. Piłsudskiego 82. Numer oddano do łamania 26 V 2003 r. Copyright
©
by „Detektyw”. Nakład 329 704 egz.
Prenumerata: Oddziały „Ruch” S.A., urzędy pocztowe i doręczyciele. Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę przyjmuje „Ruch” S.A. Oddział Krajowej
Dystrybucji Prasy, 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, telefony 5328-731, 5328-816, 5328-820, infolinia 0-800-1200-29, www.ruch.pol.pl
Rozpowszechnianie w USA i Kanadzie z prawem wyłączności (exclusive): USA „EXLIBRIS” - 5554 W. Belmont Ave. Chicago, II. 60641
- Polish Book Gallery, tel. 312/2823107, fax 312/2823108. Biuro w Warszawie, Plac Trzech Krzyży 16. Kanada: „POLPRESS” - 90 Cordova
Ave. Unit 908, Toronto Etobicoke, ON, M9A 2H8, tel. (416) 239-0648.
2
OD REDAKCJI
Dziecko nie wróciło •••
Sylwia miała 9 lat, gdy pewnego dnia w listopadzie wyszta
z domu do pobliskiego kościoła w Zabrzu i więcej nikt już jej nie
widział - dziś miałaby 13 lat. Mieszkająca na Śląsku 10-letnia
Ania, znudzona szkolną zabawą, wyszła z niej sama, przez niko­
go niezatrzymywana i nigdy nie dotarła do domu - dziś miałaby 18
lat. Rok temu 13-letnia Iwona z Tarnowskich Gór wracała ze szko­
ły po lekcjach - zniknęła w biały dzień na swoim osiedlu. Ola mia­
ła 10 lat, gdy rok temu na chwilkę zostawiła tornister i poszła po­
bawić się z koleżankami - nikt już jej więcej nie widział. W Jastrzę­
biu Zdroju mieszkała 11-letnia Basia, która trzy lata temu po pro­
stu poszła do szkoły i nie wróciła.
Każdego roku w Polsce ginie niemal 1800 dzieci do 13 roku
życia, w tym około 200 maluchów do lat sześciu. Z danych Fun­
dacji ITAKA, pomagającej ludziom dotkniętym problemem zagi­
nięcia wynika, że większość nagłych zniknięć dzieci wyjaśnia się.
Niestety - nie wszystkie szczęśliwie. W policyjnych dokumentach
wciąż zarejestrowanych jest ponad 250 dzieci i nastolatków trwa­
le zaginionych, to znaczy poszukiwanych dłużej niż 15 miesięcy.
W tym roku, 25 maja, po raz pierwszy obchodziliśmy w Pol­
sce Międzynarodowy Dzień Dziecka Zaginionego. Na świecie
symbolem pamięci o zaginionym dziecku i wyrazem solidarności
z jego rodzicami jest kwiat niezapominajki. Symbol ten ustanowio­
no przed ośmiu laty w Kanadzie,- rozdano wówczas dwa miliony
nasion niezapominajek, które posiano później na miejskich traw­
nikach. W ubiegłym roku belgijska organizacja Child Focus, ż któ­
rą ściśle współpracuje polska Fundacja ITAKA, zainaugurowała
europejskie obchody dnia dziecka zaginionego - patronat nad ob­
chodami dnia objęła królowa belgijska. Jednocześnie Child Focus
zaproponował organizacjom należącym do Europejskiej Federacji
na rzecz Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych Seksualnie włą­
czenie się w obchody i na stałe wpisanie w kalendarze daty 25
maja. Na apel ten odpowiedziały - poza Polską - także organiza­
cje francuskie, czeskie, holenderskie i niemieckie.
Dlaczego dzieci giną? Porównanie danych wykazuje, że wła­
ściwie wszędzie przyczyny są podobne. I wbrew powszechnie pa­
nującemu przekonaniu, najczęściej - co potwierdzają m.in. staty­
styki policyjne - przyczyną zaginięć dzieci są niemożliwe do prze­
widzenia przez opiekunów dzieci działania przestępcze, w tym
uprowadzenia, pedofilia, zabójstwa. Ich drastyczność jednak
sprawia, że w powszechnej świadomości to głównie “kidnaperzy
i zboczeńcy” czyhają na nasze maluchy.
Tymczasem, jak wykazują wspomniane już statystyki i co jed­
nogłośnie potwierdzają wszyscy zajmujący się tym problemem, to
głównie niedostateczna opieka dorosłych, ich brak wyobraźni,
niefrasobliwość, lekceważenie podstawowych zasad bezpieczeń­
stwa, a wreszcie - pospolita głupota są przyczyną zaginięć,
szczególnie tych najmłodszych, kilkuletnich dzieci. Bo jak inaczej
nazwać postępowanie matki czy babci, która pozwala bez opieki
bawić się trzylatkowi na podwórku lub pięciolatkowi samodzielnie
wędrować po ulicach? Małe dziecko jest ciekawe świata - wystar­
czy chwila, a niepilnowane znajdzie się na brzegu rzeki, zgubi się
w lesie albo na ruchliwej ulicy wielkiego miasta.
Jak ustrzec się tragedii, jak uchronić dziecko oraz nas sa­
mych przed tym najbardziej traumatycznym przeżyciem, jakie tyl­
ko można sobie wyobrazić? Fundacja ITAKA, która nie tylko po­
maga rodzinom w poszukiwaniach zaginionych, ale także działa
profilaktycznie, oferując pomoc psychologiczną i pedagogiczną,
opracowała porady dla rodziców i opiekunów. Właściwie nic no­
wego, niby wszyscy znamy te zasady, ale przypomnijmy je sobie,
zapamiętajmy. I to nie tylko teraz, w okresie wakacji, ale na cały
rok, a najlepiej na zawsze.
* Kiedy ktoś puka do drzwi, nie wolno ich otwierać. Dziecko
powinno powiedzieć, że: “Mama śpi, a w naszym domu mamy
się nie budzi. Proszę przyjść później” . Podobnie, gdy dzwoni
telefon: “ Mama śpi”. Chodzi o to, by dziecko nie zdradziło, że
jest samo. Jeśli bowiem dorosły ma złe intencje, to przedsta­
wi się jako znajomy rodziców (sąsiad, wujek) i z łatwością
przekona je, by mu otworzyło.
* Kiedy dziecko wraca ze szkoły i jest zaczepiane przez ob­
cego, który budzi jego niepokój, musi od razu krzyczeć:
“ Nie znam tego pana! To nie jest mój tatuś!” Trzeba na­
uczyć je krzyczeć w takich sytuacjach głośno i bez skrępo­
wania. Dorośli, kiedy usłyszą krzyk jakiegokolwiek dziecka,
zawsze powinni zareagować.
* Dziecko nie powinno nosić koszulki ani tornistra z wydruko­
wanym imieniem. Kiedy obcy zwróci się do niego po imieniu,
dziecko pomyśli, że to znajomy, któremu można ufać.
* Klucz na szyi dziecka, to informacja, że w domu nie ma
rodziców.
* W widocznym miejscu w mieszkaniu należy powiesić kartkę
z numerami telefonów do policji, sąsiadów I krewnych.
* Dzieci, nawet te starsze, nie powinny jeździć tzw. okazjami,
wsiadać do obcego samochodu, gdy obok nie znajduje się
ktoś bliski.
Trzeba przyjąć do wiadomości, że świat nie jest bezpieczny
i dziecko powinno umieć rozpoznawać sytuacje groźne. Oczywi­
ście należy uczyć je czujności i postaw obronnych w taki sposób,
aby nie budzić niepotrzebnego lęku. Nie jest to proste, ale też ko­
nieczne, gdyż dziecko ma zazwyczaj poczucie absolutnego bez­
pieczeństwa oraz wysoki poziom ufności do otaczającego go
świata. Nie liczmy także na szczęście, albo że: “przecież u nas
tak spokojnie”. Nigdzie nie jest spokojnie, a nieszczęśliwe wypad­
ki i przestępstwa mogą przydarzyć się nie tylko nieznanym lu­
dziom w innych wsiach, miastach, osiedlach czy też sąsiadom
w drugiej klatce. Przeważającej większości zaginięć dzieci można
było zapobiec, kierując się jedynie rozumną troską i prostym po­
czuciem odpowiedzialności.
W polskim prawie są przepisy, przewidujące karanie rodzi­
ców i opiekunów, którzy narażają pozostawione bez opieki
dziecko na niebezpieczeństwo. Egzekwowanie ich jest jednak
niezwykle trudne. Rzadko słyszymy o wyciągnięciu konsekwen­
cji wobec matki, która zostawia wózek z niemowlęciem przed
sklepem, nierzadko w pełnym słońcu i przy ruchliwej ulicy. Albo
wobec rodziców, których trzyletnie dziecko poszło do lasu na
jagody “pod opieką” swojej sześcioletniej siostrzyczki. A prze­
cież takie właśnie postępowanie wyczerpuje znamiona artyku­
łu, mówiącego o: “pozostawieniu osoby, względem której ma
obowiązek troszczenia się, w położeniu grożącym bezpośred­
nim niebezpieczeństwem utraty życia, ciężkiego uszkodzenia
ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia”! A czymże innym jest np.
pozostawienie kilkuletniego dziecka samego w domu na wiele
godzin, jak nie narażeniem na niebezpieczeństwo? Ale para­
doks polega na tym, że polskie prawo - w przeciwieństwie do
unormowań prawnych wielu innych krajów - “tylko za to” nie
przewiduje żadnej sankcji.
Mówi się, że pewnych wydarzeń nie da się przewidzieć, i że
gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Jed­
nak takie rozumowanie w odniesieniu do zaginięć dzieci tylko
w minimalnym stopniu potwierdzone jest statystyką. Powtórzę
więc jeszczę raz, co mówią wszyscy zajmujący się tym proble­
mem: tylko rozum, wyobraźnia i poczucie odpowiedzialności do­
rosłych mogą zapobiegać zaginięciom, często tragicznym w skut­
kach, naszych dzieci.
* Dziecko do 10. roku żyda nie powinno zostawać samo w domu. Tro­
chę starsze może zostać, ale na krótko. Ale pod warunkiem, że wie,
gdzie są rodzice, zna do nich numer telefonu i potrafi zadzwonić.
Ewa Kozierkiewicz-Widermańska
Kupiona narzeczona
Jeremi
KOSTECKI
Kiedy policjanci podjeżdżali do jas-
nożółtego Fiata “Bravo” stojącego na
poboczu, nie zauważyli niczego, co
mogłoby budzić niepokój. Wszystko
wyglądało normalnie. Mężczyzna sie-
dziat w takiej pozycji, jakby odpoczy-
wał po długiej i męczącej podróży;
wydawało się, że śpi z głową opartą
na kierownicy i że za chwilę zbudzi
się, aby kontynuować jazdę. Dopiero
kiedy funkcjonariusze zbliżyli się do
auta, usłyszeli szmer silnika pracują-
cego na jałowych obrotach. Od razu
stwierdzili także, że kierowca bynaj-
mniej nie śpi. On byt martwy, zaś nie-
wielka rana na skroni, z której wypły-
wała strużka krwi, nie pozostawiała
wątpliwości, że został zastrzelony.
4
BLONDYNKA, TATUŚ I SPADEK
łodzi policjanci z patrolu
natychm iast zaw iadom ili
oficera dyżurnego komen-
dy, a ten polecił im, aby ni­
czego nie dotykali. Mają
tylko zabezpieczyć m iej­
sce przestępstwa przed ciekawskimi i czekać
na przybycie ekipy śledczej. Jedno na razie
było pewne: kierowca Fiata “Bravo” musiał
zginąć niedawno, a może dosłownie przed
chwilą, ponieważ jego ciało było jeszcze cie­
płe i wiotkie jak u żyjącego człowieka.
Komisarz W aldem ar T., który wraz z ekipą
przybył na miejsce niecałe trzy kwadranse
później, od razu ustalił personalia zastrzelo­
nego mężczyzny, albowiem znalazł przy nim
portfel z dokumentami. W dowodzie osobi­
stym, prawie jazdy i dokumencie rejestracyj­
nym Fiata figurowało to samo nazwisko: Ta­
deusz M. Znaczna suma pieniędzy (tysiąc
osiem set złotych w dwustuzłotowych bankno­
tach), karty kredytowe oraz złota papierośni­
ca dowodziły, że powodem zabójstwa na
pewno nie był rabunek. Jedynie nieznaczny
ślad na lewej ręce dowodził, że M. nie miał
zegarka, który chyba codziennie nosił. Ale to
jeszcze niczego nie dowodziło, gdyż mógł go
tego dnia po prostu zostawić w domu, oddać
do naprawy albo też wyrzucić do śmieci - je ­
żeli uznał, że musi kupić sobie nowy.
Dokładne oględziny wnętrza auta pozosta­
wiono na później. Na razie policjanci skrupu­
latnie przeczesywali każdy skrawek terenu
wokół samochodu aby odnaleźć to, co mógł
zostawić po sobie zabójca (lub zabójcy). Cho­
dziło im zwłaszcza o łuskę po naboju, dzięki
której można by później zidentyfikować broń,
z której oddano śm iertelny strzał; szukano
także odcisków obuwia. Ale mogło też być
coś więcej. Pobocze szosy porastały krzewy
jeżyny o ostrych, spiczastych kolcach, nie by­
ło więc wykluczone, że na jakiejś gałązce
znajdzie się drobna, prawie niewidoczna ni­
teczka z ubrania mordercy. Może także rzucił
on gdzieś niedopałek papierosa ze śladami
swojej śliny, a może nawet porzucił chustecz­
kę, którą wcześniej ocierał pot z czoła albo
czyścił zabrudzone dłonie. To wszystko było
ważne, toteż komisarz W aldem ar T. uważnie
obserwował teraz, jak policjanci badają do­
kładnie każdy centym etr kwadratowy terenu.
Zanim funkcjonariusze skończyli poszuki­
wanie śladów, komisarz T. dowiedział się od
oficera dyżurnego, że czterdziestoośm ioletni
M. byt z zawodu inżynierem budowlanym
i właścicielem firmy, która od 1993 roku spe­
cjalizowała się w przygotowaniu terenów pod
inw estycje. P rzedsiębiorstw o o nazwie
“AIIBud” przyjm owało zlecenia na w ybudowa­
nie całej, kompletnej infrastruktury (podziem ­
nej i naziemnej), aby firma wznosząca budy­
Hśgtpr.
nek biurowy lub osiedle m ieszkaniowe mogła
od razu rozpocząć pracę. “AIIBud” cieszył się
doskonałą reputacją jako wykonawca kom pe­
tentny, term inowy i - co ważne - nie zalegają­
cy z płatnościami. Inżynier M. nazywany był
przez współpracowników “Katem” , nie był to
jednak przydomek pejoratywny. Byt “Katem” ,
ponieważ skrupulatnie egzekwował podpisa­
ne umowy, zaś ustalony w umowie termin był
dla niego świętością. Z tego tytułu na widok
Tadeusza M. trzęsły się niektórym ręce, w ie­
lu tutejszych przedsiębiorców było na niego
“ciętych” , ale nie można byłoby powiedzieć,
że byli oni jego wrogami. Ot, jak to w intere­
sach, kiedy jedna strona jest do przesady so­
lidna a druga chciałaby, aby dać jej trochę “lu­
zu” . A jednak jego śmierć była bez wątpienia
morderstwem, a nie przypadkowym mordem
rabunkow ym . W skazyw ał na to fakt, że
oprócz zegarka niczego (tak to przynajmniej
na razie wyglądało) mu nie zabrano. Z jesz­
cze jednym może (?) wyjątkiem. M., jako
przedsiębiorca, powinien byt mieć przy sobie
telefon komórkowy, ale czegoś takiego poli­
cjanci nie znaleźli ani w jego samochodzie,
ani w pobliżu auta.
Tylko po przeciwnej stronie szosy natrafio­
no na ślad, który miał, być może, związek
z zabójstwem. To były odciski pozostawione
przez opony dwóch sam ochodów osobo­
wych, które zatrzym ały się jeden za drugim.
Wyraźne, ale przecież nie sposób było stwier­
dzić, czy auta stały tutaj w tym samym czasie,
kiedy do Tadeusza M. oddano śmiertelny
strzał. Można było tylko przypuszczać, że te
tajemnicze sam ochody zatrzym ały się w tym
miejscu nie wcześniej niż dwie godziny temu,
kiedy to spadł krótki, przelotny deszcz, który
rozpulchnił ziemię. Oprócz łuski od naboju pi­
stoletowego kaliber 7,62 milimetra, była to na
razie jedyna, bardzo wątła poszlaka, toteż
kiedy ekipa dochodzeniowa zwijała manatki,
komisarz T. nie w yglądał na zadowolonego.
Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza.
Pod koniec czerwca o tej porze dnia zaczynał
dopiero zapadać zmierzch. Komisarz miał
nadzieję, że w siedzibie firm y “AIIBud” zasta­
nie jeszcze kogoś, z kim mógłby porozm a­
wiać o inżynierze M. Ale w biurze dyżurował
już tylko portier, pięćdziesięcioletni Henryk Ł.,
który powiedział, że pół godziny wcześniej
wyszli ostatni pracownicy. Dwaj młodzi inży­
nierowie: Łukasz R. i W aldem ar K., którzy
kończyli jakąś “ważną pracę” , ale portier nie
wiedział, co konkretnie robili.
Komisarz pojechał następnie pod adres,
który figurował w dowodzie osobistym Tade­
usza M. Miał do wykonania przykry, ale ko­
nieczny obowiązek: musiał powiadom ić żonę,
a teraz już wdowę, po inżynierze M. i popro­
sić ją o zidentyfikowanie zwłok.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin