Legendy z Ziemi Chełmińskiej.doc

(123 KB) Pobierz
Chełmno: legenda o nieukończonej wieży kościoła farnego

Chełmno: legenda o nieukończonej wieży kościoła farnego

Według pierwotnych planów chełmińska fara miała mieć dwie piękne wieże. Najpierw jednak wybudowana została jedna, a dopiero potem robotnicy przeszli do prac nad drugą. Prace przedłużały się i wszyscy zaczęli wątpić, czy uda się dotrzymać terminu. Budowniczy zdecydowali zatem, że będą pracować także w niedziele i święta, żeby nadgonić stracony czas. Pan Bóg, widząc, że mieszkańcy Chełmna nie przestrzegają jego przykazań, zesłał na ziemię piorun. Błyskawica uderzyła w niemal ukończoną drugą wieżę kościoła. I mimo podejmowanych prób do dzisiaj nie udało się budowy drugiej wieży doprowadzić do końca.

Chełmno: legenda o nieukończonej wieży kościoła farnego

Według pierwotnych planów fara chełmińska – kościół p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – miała mieć dwie wysmukłe wieże. Gdy ukończono pierwszą z nich, przystąpiono do budowy drugiej, jednak prace nad nią przedłużały się i pojawiła się obawa, że mogą nie zostać wykonane w terminie. Wtedy budowniczowie postanowili, że będą pracować także w niedziele i święta, aby nadgonić stracony czas. Legenda mówi, że Pan Bóg, widząc ich poczynania i brak szacunku dla trzeciego z dziesięciorga przykazań, rozgniewał się i cisnął na ziemię piorun, który uderzył w niemal ukończoną drugą wieżę kościoła. Od tamtej pory, mimo ponawianych prób nie udało się wznieść drugiej kościelnej wieży.

Chełmno: legenda o obrazie MB Chełmińskiej

Według ludowej legendy, spisanej przez Walentego Fiałka, chełmińskiego drukarza, obraz Matki Bożej Chełmińskiej pierwotnie należał do rodziców pewnego niewidomego chłopca. Chłopiec ujrzał we śnie Maryję, która przepowiedziała, że zostanie uzdrowiony, ale pod jednym warunkiem. Ze źródełka, które mu wskazała, miał nabrać wody i obmyć oczy. I tak się stało. Jednak w czasie, gdy dokonywał się cud uzdrowienia, dom, w którym mieszkał, spłonął w pożarze. Zrządzeniem Opatrzności obraz Madonny ocalał. Zgodnie z podaniem wizerunek został umieszczony w miejscu, które wskazała sama Matka Boża, czyli w Bramie Grudziądzkiej. Dopiero później, w 1649 r. trafił do kościoła farnego

Podanie o kochankach z Chełmna

Działo się to w czasach, gdy Chełmno należało do Ligi Hanzeatyckiej- związku miast handlowych Europy Północnej. W miejscu, gdzie obecnie znajdują się dwie kamienice: Rynek 5 i 6, stał niegdyś wspaniały Dom Artusa. Krzyżowały się tam drogi kupców i bankierów; spotkać tam można było przedstawicieli różnych narodów. Wielu przybywało do miasta z nadzieją, że w zamożnym Chełmnie ułożą sobie życie i spędzą je dostatnio.

Pośród takich wędrowców był pewien Anglik- człowiek odważny i gotowy walczyć o swe ideały. Z tegoż właśnie powodu musiał niegdyś opuścić swój kraj ojczysty, a że nie należał do ludzi, co swoje niepowodzenia opłakują, postanowił ułożyć sobie życie na nowo. Jego wybór padł tedy na zamożne Chełmno.

            I właśnie w tym niezwykłym mieście spotkał dziewczę o wielkiej urodzie i mądrości. Kiedy patrzył w jej błękitne niczym Wisła oczy, świat cały przestawał istnieć, a serce wyrywało się ku niej. Rychło też się dowiedział, iż jest ona córką jednego  kupców, który z całą pewnością nie będzie życzliwym okiem patrzył na cudzoziemca bez majątku i z niepewną przyszłością. Miłość jednak nie takie przeszkody jest zdolna pokonać. Anglik podobał się bowiem dziewczynie i wielką radość sprawiały jej tajemne spotkania, na których padało wiele słów o wiecznej miłości, wiele zaklęć i przysiąg. Mówili, że nawet śmierć ich nie zdoła rozdzielić. 

Jako, że czas mijał, a młodzi pragnęli życie spędzić wspólnie, tajne schadzki pośród ogrodów i miejskich zaułków przestały im wystarczać. Zaczęli więc szeptać o ucieczce z Chełmna i tajemnym ślubie. Od pomysłu do jego realizacji nie było daleko. Dziewczę zdradziło ukochanemu, iż z Domu Artusa biegnie korytarz podziemny, który kończy się poza murami- hen daleko, aż pod wsią Grubno. Postanowili więc umknąć tamtędy i w najbliższej miejscowości ubłagać księdza o to, by im ślubu udzielił przez wzgląd na ich gorącą miłość.

Decyzja zapadła. Pewnej nocy dziewczę wymknęło się ze swojego domu. Ukochany czekał już na nią na rynku i sobie tylko znanym sposobem weszli do Domu Artusa, a tam ze świecami w dłoniach zanurzyli się w ciemny korytarz. Serca ich biły niespokojnie, lecz z wiarą, że już niedługo będą mogli spędzić wspólnie życie… Nie wiedzieli jednak, że ktoś spostrzegł parę kochanków i zawiadomił odpowiednich ludzi. Ruszył pościg.

Ciężkie kroki straży rozbrzmiewały echem w podziemiach; echem, które po stokroć odbijało się w sercach uciekinierów. Wiedzieli już, że nie umkną. Ich marzenie o szczęśliwym życiu rozprysło się na tysiące kawałków. Nie chcieli wszelako żyć dalej z dala od siebie, skazani na wieczną tęsknotę. Ujęli się za ręce i po raz ostatni spojrzeli sobie w oczy. W owej chwili zdecydowali, że razem oddadzą się w ramiona śmierci, odbierając sobie życie. Gdy pościg ich doścignął zastał już tylko martwe ciała nieszczęsnych kochanków…

Tam też zostali pochowani- samobójcom nie należał się pochówek na poświęconej ziemi. Pogrzebano ich jednak razem, we wspólnej mogile, a wejście do korytarza zamurowano na długie lata.

Od tego czasu niejednokrotnie próbowano sprawdzić ów korytarz, by przekonać się czy w istocie kończy się w Grubnie. Kiedy jednak ktoś schodził do podziemnego przejścia, w kilka chwil później dziwny podmuch gasił świece, z oddali zaś dochodziły tajemnicze głosy.

Ciała nieszczęsnych kochanków spoczywają nadal we wspólnej mogile, a ich duchy do dziś błąkają się po podziemnych korytarzach, strzegąc swej tajemnicy. Kilka razy w roku wychodzą z ukrycia i wówczas można spotkać ich widmowe postaci. Spacerują po rynku- zawsze razem, trzymając się czule za ręce i patrząc sobie w oczy.

 

Legendy z Chełmna

 

BOCHENEK CHLEBA I GŁODNY WÓŁ

 

Rządy rycerzy Zakonu Krzyżackiego były bardzo okrutne i nie przestrzegały żadnych umów. Tak też było i z ugodą zawartą w Dzierzgoniu w roku 1249 przez Mistrza Zakonu z Prusami. Wywołało to wielki gniew Skomanda- wodza zuchwałych Jaćwingów, który postanowił srogo ukarać zdradzieckich krzyżaków. Przybył tedy na ziemie do Chełmna należące, a spustoszywszy okolicę cała przystąpił do oblężenia miasta. Mieszkańcy bronili się dzielnie, lecz wobec przedłużającego się oblężenia poczęło brakować żywności. Nie chcieli się jednak poddawać głodem wzięci. Obmyślili tedy fortel, by nieprzyjaciela oszukać i zniechęcić do dalszego oblegania Chełmna. Na polecenie władz miasta ludzie zebrali resztki mąki, po częstokroć zeskrobując ją ze ścianek naczyń i upiekli zeń okrągły bochen chleba. Choć głód doskwierał wszystkim nikt nie sprzeciwił się wykonaniu zadania. Ów bochenek wystrzelono z katapulty w kierunku oblegających. Jednocześnie też wyprowadzono głodnego wołu, który tak okrutnie ryczał z głodu, że zdało się, iż stado całe w mieście się znajdowało. Oprowadzono zwierzę wzdłuż murów, a następnie wypuszczono.

Wielce się zdumieli Jaćwingowie tym postępkiem mieszkańców Chełmna. Dotąd bowiem byli przekonani, iż oblężenie skończy się wkrótce i miasto padnie głodem zdobyte. Skomand zasępił się wielce i przekonany, że najwyraźniej miasto jest doskonale zaopatrzone w żywność i nie podda się rychło odstąpił od oblężenia.

 

CUDOWNE ŹRÓDEŁKO

 

Bardzo dawno temu na Rybakach mieszkała uboga rodzina Stołowskich. Byli to ludzie pobożni, którzy wielką czcią darzyli Matkę Przenajświętszą, której obraz piękny, malowany na drewnie posiadali w swym domu. Żyli też szczęśliwie z gromadką dzieci. Zasmucało ich tylko jedno. Był to najmłodszy synek Stasiek, niewidomy od urodzenia.

Największym majątkiem rodziny była szablastoroga koza, która dostarczała wszystkim mleko. Zwierzę otaczano więc szczególną opieką. Każdego dnia jedno z dzieci prowadziło ją na łączkę i pilnowało, by pasła się dobrze. Gdy starsze dzieci przeszły do trudniejszych prac, pastuszkiem został Stasiu, który cały czas trzymał za powróz uwiązany do szyi zwierzęcia.Pewnego dnia chłopiec obudził się w radosnym nastroju i pobiegł od razu do matki.-Mamo! Mamo! Ja będę widział i księdzem zostanę!- zawołał.Zasmuciła się kobieta na te słowa nieszczęsnego dziecka.

-Daremne to marzenie, mój synu.- westchnęła- Zostać księdzem nie jest łatwo, a ty jeszcze nie widzisz.

Staśka jednak te słowa nie zmartwiły. Uśmiechnął się jasno do matki i dodał z niezachwianą wiarą.

-Ale ja będę widział kochana matko. Zobaczysz, że będę widział, bo mi dziś w nocy tak Matka najświętsza powiedziała. Pokazała mi też gdzieś ziemię i mówiła: Weź tylko tek wody i potrzej oczy, a przejrzysz. Także Ona mi mówiła, że księdzem zostanę.

-Bodajbyś już lepiej nie gadał, jeno szedł na pole, do roboty.-odparła zdenerwowana matka.

Wzięła tedy kozę na postronku i poprowadziła z chłopcem na górę nieopodal miasta.

-Teraz mi tu dobrze paś, chłopcze żeby się kózka pożywiła a nie myśl o marzeniach. Lepiej do pana Boga się pomódl.

Koza chodziła z początku spokojnie i skubała trawę. Jednakże w pewnej chwili zerwała się nagle, zaczęła się szarpać i biegnąć przed siebie. Biedny chłopiec nie puś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin