Legendy o Toruniu.doc

(108 KB) Pobierz
O powstaniu miasta

O powstaniu miasta Torunia

Kilka wieków temu, w czasach średniowiecza, w zakolu Wisły założono małą osadę, która zaczęła bardzo szybko się rozrastać i stawać miastem. Dla bezpieczeństwa mieszkańców nowe miasto otoczono murami, a dla wzmocnienia obrony wybudowano baszty. Jedna z baszt była bardzo ciekawa świata, więc zaprzyjaźniła się z płynącą obok rzeką, która płynęła aż z samych gór i mijała po drodze wiele krain, których baszta niestety nie mogła widzieć. Poczciwa rzeka opowiadała więc swojej przyjaciółce o mijanych miejscach, a ta rozmarzyła się i zaczęła zazdrościć Wiśle jej przygód. Dlatego postanowiła nie słuchać więcej wiślanych opowieści. Nieświadoma niczego Wisła przyzwyczaiła się jednak do opowiadania o swoich przeżyciach i postanowiła nakłonić basztę do ponownego wysłuchiwania opowieści. Zaczęła więc podmywać jej mury. Baszta nie mogła wytrzymac uderzeń fal i krzyknęła do swej przyjaciółki: "Proszę cię, nie rób tego, bo runę", na co Wisła odpowiedziała jej: "To ruń". Akurat przechodziło tamtędy dwóch wędrowców, nieznających nazwy miasta, które ujrzeli na swej drodze. Do ich uszu dotarły niesione przez echo słowa Wisły: "To ruń". I właśnie tak postanowili zapisać nieznane miasto na swojej mapie. Nazwa przyjęła się i od tej pory miasto zaczęto zwać Toruniem.

O tym jak Anioł znalazł się w herbie Torunia

Rok 1500 był dla mieszkańców Torunia rokiem szczególnym. Powszechnie głoszono, iż będzie on rokiem ostatnim, ponieważ niebo bardzo się rozgniewało i chce ukarać wszystkich mieszkańców za ich grzechy i występki zsyłając na miasto koniec świata. Wśród płaczu i lamentów zaczęto w mieście szukać wyjścia z tej koszmarnej sytuacji. Torunianie wpadli na pomysł, aby przebłagać Boga za grzechy. Odlali więc wielki dzwon o wadze ponad 7 ton, średnicy 2.17 m i wysokości 3 m. Zawiesili go na wieży fary staromiejskiej św. Jana ofiarując go na chwałę Bożą. Pan Bóg widząc starania torunian i wspaniały prezent, który będzie swym dźwiękiem obwieszczał mieszkańcom, że czas zebrać się w kościele i chwalić Pana , zesłał do miasta jednego ze swych aniołów, dał mu do ręki klucz od bram Torunia i nakazał objąć miasto swymi skrzydłami broniąc od wszelkiego zła jakie mu zagrażało. Do opieki nad miastem zesłał Bóg swego anioła, a właściwie "Anielicę", gdyż uważał, że kobieta lepiej nadaje się do tego celu, a matczyną miłością i ciepłem otoczy miasto wraz z mieszkańcami. Anioł, jako wysłannik Boży miał również zadbać o to, by ludzie żyli w zgodzie. Po pewnym czasie mieszkańcy miasta wyraźnie odczuli nad sobą opiekę boską i postanowili włączyć anioła do starego herbu Torunia. Od tego czasu w herbie miasta widnieje anioł, który nieustannie rozpościera swe opiekuńcze skrzydła nad basztami, bramami, domami i wszystkimi mieszkańcami Torunia. I faktycznie dzięki Boskiej opiece nasze miasto nigdy nie zostało całkowicie zniszczone, z różnych opresji wychodziło obronna ręka. Z dumą możemy więc mówić, że "Anioł Pański" jest z nami i czuwa. Herb Torunia przedstawia anioła podtrzymującego tarczę na której widnieje mur z trzema czerwonymi basztami. Środkowa baszta symbolizuje Radę Miejską, która troszczy się o dobrobyt obywateli Starego i Nowego Torunia. Stare i Nowe Miasto symbolizują dwie boczne wieże w murach. Wrota miasta są złote gdyż Toruń był przed wiekami bardzo bogatym grodem. Jedna część bramy stoi otworem zapraszając gości, natomiast druga część jest zamknięta dla wroga przed, którym opuszczano potężna bronę i zamykano bramy. Dziś wszystkie toruńskie bramy stoją otworem i mamy nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli ich przed nikim zamykać.

 

O flisaku i żabach

Na Rynku Staromiejskim stoi fontanna zwana "Flisakiem". Jest to figurka pochodząca z 1914 roku, odlana z brązu, przedstawiająca flisaka i zasłuchane w niego żabki. Legenda głosi, że średniowieczny Toruń nawiedzony został przez dokuczliwą plagę żab, które w wyniku letnich powodzi zadomowiły się w mieście. Żaby spotkać można było wszędzie: na ulicach, w mieszkaniach, a nawet w dostojnych salach ratuszowych. Budziły wstręt zarówno u toruńskich mieszczan, jak i u przyjezdnych kupców. Wszyscy głośno krytykowali burmistrza i rajców za taki stan rzeczy. Grożono nawet ogłoszeniem nowych wyborów i zmianą burmistrza.

Tego już było za wiele. Burmistrz wraz z Rada Miejską wydali zarządzenie, wzywające mieszczan do walki z żabami na każdym kroku. Niestety niewiele to pomogło. Żaby nadal okupywały miasto. Ogłoszono więc, że jeżeli znajdzie się śmiałek, który uwolni miasto od dokuczliwych żab, otrzyma solidną zapłatę i rękę pięknej córki toruńskiego burmistrza. Zgłosiło się wielu młodzieńców zakochanych w pięknej toruniance, którzy próbowali wyprowadzić żaby z miasta. Niestety, żaby nadal królowały w Toruniu.

W córce burmistrza od dawna zakochany był młody flisak. Postanowił także spróbować swych sił. Wszem i wobec ogłosił, że uwolni Toruń od plagi, lecz nikt nie wierzył w jego obietnice. Wyszedł więc na Staromiejski Rynek grając na swych skrzypkach piękne, flisacze melodie zasłyszane w czasie spływania drewna Wisłą do Gdańska. I stało się coś, czego się nikt nie spodziewał. Żaby zasłuchane i oczarowane flisaczym graniem zaczęły gromadzić się wokół niego. Powychodziły ze swych kryjówek i wszystkie stanęły dookoła flisaka. On zaś powoli ruszył w kierunku Bramy Chełmińskiej, a żaby podążały za nim. Poprzez bramę opuścił miasto i ruszył w kierunku przedmieścia Mokre, gdzie znajdowały się bagna i mokradła. Dopiero tutaj flisak przestał grać, a żaby rozpierzchły się po całym przedmieściu, pozostając na rozległych rozlewiskach wody.

Flisak wrócił do miasta ku ogromnej radości mieszczan. Mniej zadowolony był burmistrz, który dotrzymał jednak danego słowa.

Wkrótce odbył się ślub pięknej burmistrzanki i biednego flisaka, a Rada Miejska wypłaciła z miejskiej kasy należną sumę złotych dukatów. Huczne wesele trwało siedem dni i siedem nocy. Młodzi żyli w Toruniu długo i szczęśliwie, a burmistrz, który bardzo polubił muzykalnego flisaka doczekał się siedmiu wnuczek i siedmiu wnuków.

 

O powstaniu katarzynek

Legenda I    "O Katarzynce, córce piekarza"

Od samego początku istnienia miasta Toruń słynął z wypieku najlepszych pierników, gdyż mieszkało w nim wielu mistrzów piekarskich i prześcigali się oni w wyrobie tych smakołyków. Wśród nich był jeden, którego mieszkańcy lubili i szanowali najnardziej. Wypiekał najlepsze, najbardziej pomysłowe w formie pierniki. Mistrz był skromny i pracowity, a po śmierci żony sam wychowywał córkę Katarzynkę, która była jego oczkiem w głowie. Katarzynka często pomagała ojcu w wypieku pierników, więc gdy ojciec zachorował i oszczędności zaczęły się kończyć, zakasała rękawy i zbrała się do pracy. Postanowiła, że sama będzie wypiekać pierniki, a potem je sprzedawać. Wszystko szło dobrze do czasu, gdy należało włożyć ciasto do foremek. Niestety Kasia nie mogła ich znaleźć, a była zbyt mała by przygotować nowe - w owych czasach formy potrzebne do wypiekania pierników wyrabiano z drewna. Na szczęście dziewczynka była bardzo pomysłowa. Wzięła więc cynowy kubek i zaczęła wycinać nim z przygotowanego ciasta okrągłe medaliony. Ułożyła je obok siebie po sześć i włożyła do pieca. Kiedy pierniki można już było wyjąć dziewczynka zauważyła, że kółka zlepiły się z sobą i stworzyły dosyć dziwny kształt. Przestraszyła się bardzo, że nikt nie kupi takich dziwnych pierników. Zupełnie niepotrzebnie, bo jej wypieki rozeszły się w błyskawicznym tempie. Smakowały nawet bardziej niż te wypiekane przez ojca, a i sam kształt spodobał się...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin