W dobrej wierze - Rozdział 10.pdf

(467 KB) Pobierz
Strona
1
z
27
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Trzeba uciekać szybko, i to najdalej jak to możliwe. Wrogowie są sobie
o wiele bliżsi niż przyjaciele, a kahe za swobodnie poczynają sobie z
przemieńcami i zaczęli zadawać bardzo niewygodne pytania. Południowcy
nie są związani węzłami rodzinnymi z żadnym z Rysi, dlatego sprawdzają
wszystkich pod rząd, nie dzielą na prawych i winnych. A kiedy już kahe
zaciągnęli gdzieś opierającego się Irwina kae Nejt... Oczywiście, Etienne
szanował Lordów Ewana i Treya, i na swój sposób kochał Lorda Lincha, który
dorastał na jego oczach − Trzeci Lord był uroczym dzieckiem. Ale dzieci rosną
i stają się dorosłymi, i nie są tak mili. Linch okazał się okrutny i cyniczny.
Nieznośnie jest zastanawiając się patrzeć na to, kogo jeszcze mógłby
poświęcić interesom Klanu. Albo dla swojego własnego kaprysu?
Trzeci Lord stał się dla Rysi złym geniuszem, potworem gotowym rzucić
krewniaków w przepaść swoich ambicji.
Kae Etienne Till nie liczył na pobłażliwość Lorda, liczył na własny spryt
i przygotowane drogi ucieczki, na szczęście wystarczyło mu rozumu, aby
dowiedzieć się wcześniej o liczbie podziemnych tuneli wiodących z zamku i
ich umiejscowieniu. Niektóre fragmenty były najwyraźniej nieznane obecnym
mieszkańcom zamku, świadczy o tym warstwa kurzu oraz liczba pająków i
nietoperzy.
Linch jest silny i szybki, ale nie wszechmocny, po prostu nie zdąży
złapać dezertera.
Prywatnego lekarza władcy nikt nie próbował zatrzymać lub
zamknąć, może, rzeczywiście jeszcze nie wiedzą o jego udziale w spisku, ale
Strona
2
z
27
głupio było ryzykować, a odczucia miał dziwne: jakby go ktoś uważnie
obserwował, gdziekolwiek by był. O Lordzie Linchu chodziło wiele złych
plotek, między innymi o tym, że najmłodszy władca klanu zawarł umowę z
demonami w imię wszechwiedzy. W tym momencie Etienne nawet w to
wierzył. Wydawało się, że Trzeci Lord nie spuszcza wzroku z lekarza.
W końcu nerwy puściły i uciekł.
Gdzieś z prawej strony, prawdopodobnie z sąsiedniego korytarza,
rozległo się:
– Aen, zamknij się, ode mnie nikt nigdy nie uciekł!
– A ja?
– A tobie, tobie po prostu pozwoliłem!
Blisko. Sam Lord Linch i kahe. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Przemieńcy
jeszcze mogliby wstawić się za Etienne, bronić przed Lordem, południowcy
oczywiście nie będą. Nawet im to przez myśl nie przejdzie, przeciwstawić się
Linch kae Oronowi teraz, gdy między Domami południowców i klanami
przemieńców ustanowił się pokój.
Trzeba uciekać jeszcze szybciej, trzeba zatrzeć ślady.
Etienne rzucił się do najbliższych schodów. W dół. Na parterze zawsze
tłoczą się słudzy. Musi dołączyć do tłumu a potem wyrwać się na tylne
podwórko przez ogród, do zamkowej świątyni, a tam już podziemne przejście,
które można zablokować za sobą od środka. Prosty lekarz mimo wszystko był
jeszcze w stanie przechytrzyć najsilniejszego przemieńca klanu.
Najważniejsza jest szybkość.
– Kae Oron, gdzie my jesteśmy?
Strona
3
z
27
– On kluczy jak zając, by uciec od psów, ale nadal jest blisko, wiem to
– na wydechu powiedział Linch. – Tyen, zostajesz tu!
Dziewczyna wszystko jedno teraz nie pomoże, a już opadła z sił, choć
starała się to ukryć.
Była śledcza bez słowa zatrzymała się.
– Trzeba z nią kogoś zostawić! – oburzył się wróg.
– Sama sobie da radę! – warknął Trzeci Lord, nie zwalniając.
Na spory, zwłaszcza tak głupie, nie było czasu. Na nic już nie było
czasu.
Etienne musi wpaść w ich ręce żywy. On jest mądry i tak po prostu nie
ucieka, a to znaczy, że wie więcej niż idioci, z których wyciągali informacje.
A ja chciałem jeszcze popatrzyć przyjacielowi rodziny w oczy i spytać,
za co on tak z nim, z Linchem, i z całym rodem.
– Daleko? – odetchnął Riencharn.
– On też się porusza!
Tylne podwórko. Próbuje przedrzeć się przez bramę zamku? Albo przez
furtkę dla sług? Nie... On nie jest taki głupi. Świątynia... A co mamy w
świątyni?
Lord skupił się się: zamek czuł lepiej niż własne ciało. Przejście
podziemne. Nie ucieknie.
Biegnąc Linch ryknął do strażnika:
– Etienne kae Till kieruje się do świątyni. Schwytać!
Nikt nie zaryzykował pytania, i chwała bogom.
Strona
4
z
27
– Zdążymy?
– ... go wie!
Lekarz, okazało się, mino wszystko był pierwszy w świątyni i zdążył
zanurkować do przejścia, które kryło się za posągiem bogini – strażniczki
domowego ogniska. Przez pięć minut nieludzie bezskutecznie próbowali
otworzyć zamaskowane drzwi. Linch kae Oron wściekał się w milczeniu,
czując jak Etienne oddala się coraz bardziej. Jeszcze trochę i będzie poza
rodzinnym gniazdem rodu, i Linch go nie dosięgnie. Ale póki co jest tutaj.
Przemieniec nigdy wcześniej nie używał magii krwi, jednak wiedział, że
po przeprowadzeniu rytuału ma większą władzę nad zamkiem. Teraz mógł jej
użyć. Albo nie użyć.
A Etienne był już blisko wyjścia.
Linch kae Oron zamknął oczy i sięgnął do nici zaklęć.
Gdzieś rozległ się huk spadających skał.
Trzeciemu Lordowi zrobiło się okropnie na duszy.
Pierwszy raz od dłuższego czasu była sama. Przebiegający obok
przemieńcy nie liczyli się, nic ode mnie nie zależało. Ani od laro kae Werra, ani
laro Raena, ani Lorda Lincha, ani brata... Szczęście. Bogowie przysięgam,
takiej ulgi już dawno nie czułam. Bez możliwości, aby być sam na sam ze
sobą, dusiłam się i dopiero teraz, gdy nikt mnie nie śledził, poczułam w pełni,
jak bardzo jest to męczące – bycie stale pod nadzorem. A teraz chciałabym
w końcu rozwinąć szaloną aktywność według własnej inicjatywy. Mimo
wszystko wciąż byłam śledczym z doświadczeniem, choć już nie pracowałam
w straży. Tak więc...
Strona
5
z
27
Spojrzenie padło w dół na zieloną suknię. Ten kolor był mało spójny z
moimi planami, a wygląd zewnętrzny przy badaniu sprawy był ważny. Jakie
wszystko było proste, gdy nosiłam uniform. Co mówił mój brat na temat
czarnego koloru?..
Pół godziny później wyszłam z pokoju zamotana w czerń ― od
zapięcia na guziki pod szyją, po skarpetki w butach ― na głowie
skonstruowałam turban, żeby włosy nie przeszkadzały; zaczęłam wyglądać
bardziej imponująco. Przed wyjściem rzuciłam okiem na swoje odbicie: z głębi
lustra trochę arogancko patrzyła na mnie młoda kobieta w nienajlepszym
nastroju. Ujdzie.
Na początek z korytarza wyłuskałam dwóch przemieńców w
uniformach, na których widniał osobisty herb Trzeciego Lorda, Rysi pysk na tle
płomieni, i zażądałam, żeby podążyli za mną. Po terrorze, wprowadzonym
przez
Riencharna,
okryła
mnie
fala
natchnienia
i arogancji.
Skoro
potrzebowałam uzbrojonych pomocników to oznaczło, że będę ich mieć,
albo rodzice przy urodzeniu nie nazwali mnie Rinnelis. Przemieńcy spróbowali
się opierać i wyjaśnić mi, kim są i kim ja jestem (ludzką kobietą, nie po prostu
żałosną istotą, a w dwójnasób żałosną), lecz ja użyłam najpotężniejszego
czaru ze swojego wewnętrznego arsenału – słów: „rozkazy Lorda Lincha”. Po
tym zdaniu, obaj przemieńcy wyciągnęli się jak struny i całym wyglądem
wyrazili gotowość do wykonywania moich rozkazów, nawet nie próbując
dowiedzieć się, dlaczego ich władca dał takie szerokie uprawnienia jakiejś
człowieczce. Najważniejsze, żeby potem Jego Ekscelencja nie postanowił
urwać mi głowy za samowolę.
– Wasze imiona? – zapytałam możliwie najbardziej chłodno i
arogancko.
Jednak to nie przestępcy i nie przesłuchiwani, trzeba okazywać
szacunek i im, i sobie. Sobie, oczywiście, w większym stopniu.
– Lerin kae Rajn.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin