Sidła miłości rozdział 23.pdf

(155 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 23
Josh patrzył chwilę na swoją komórkę, po czym schował ją do kieszeni. Nacisnął palcami
nasadę nosa, przymykając przy tym powieki. Odczuwał lekki ból głowy, ale z łatwością mógł
sobie z nim poradzić. Podjął dzisiaj ważne decyzje, których postanowił się trzymać. Niektóre
będą bardzo trudne, a pierwszą z nich właśnie postanowił spełnić. Wysiadł z samochodu,
zaparkowawszy na ulicy jakąś godzinę temu. Godzinę, podczas której zamierzał się wycofać i
zrobiłby to, gdyby nie telefon Alexa. Chłopak przypomniał mu o postanowieniach i o tym, że
odłożone sprawy nie znikną, tylko będą nadal nad człowiekiem wisieć. Czym prędzej to
zrobi, tym lepiej.
Kiedy wszedł na podjazd niewielkiego domku, zapaliło się światło umieszczone tuż nad
drzwiami, a reagujące na ruch. Na dworze było już na tyle ciemno, że pas światła był
doskonale widoczny na betonowej drodze dzielącej go od drzwi. Zauważył, że zasłony w
oknie od kuchni są zaciągnięte. Mama nigdy nie lubiła niezasłoniętych nocą okien, kiedy to w
domu już paliło się światło. Zawsze uważała, że ktoś z zewnątrz może ich podglądać, a ona
tylko dba o intymność rodziny. Wiele razy przyznawał jej rację. Wiele razy stawał też po
przeciwnej stronie niż ona czy ojciec.
Stanąwszy przed frontowymi drzwiami, uniósł rękę do góry. Zanim zapukał, zauważył, jak
drżała. Starał się uspokoić, ale nerwy coraz bardziej przejmowały nad nim panowanie. Nie
mógł tego zrobić. Nie potrafił spojrzeć rodzicom w oczy i widzieć w nich to, co zobaczył lata
temu. Chciał zawrócić i postarać się przyjechać innym razem, ale nie był dzieckiem i musiał
wypełnić kilka ważnych obowiązków, a może coś zmienić w ich relacjach. Odetchnąwszy
głośno, zapukał. Nie czekał długo na otwarcie drzwi, w których pojawił się ojciec. Mina
mężczyzny z zaciekawionej tym, kto to ich odwiedził, zmieniła się na nic niewyrażającą.
Malcolm Morrison dorównywał Joshowi wzrostem i był o wiele lepiej zbudowany od niego.
Nic dziwnego, praca w policji wymagała od niego wielu godzin ćwiczeń, podczas gdy Josh
siedział za biurkiem i tylko od czasu do czasu odwiedzał siłownię.
– Dobry wieczór, tato – odezwał się pierwszy Josh, starając się, aby jego głos brzmiał
pewnie i mocno. Nie był już tym młodym studentem bojącym się ojca i chciał to okazać.
– Co tu robisz?
– Malcom, kto przyszedł? – W drzwiach pojawiła się niska kobieta o jasnych włosach. –
Josh?
– Dobry wieczór, mamo. Wiem, że powinienem był najpierw zadzwonić…
– Ale pewnie zapomniałeś do nas numeru telefonu – przerwał mężczyzna. – Czego chcesz?
Nadal jesteś tym…
– Lepiej nie kończ, bo nie zamierzam poruszać tego tematu, tato. Chcę porozmawiać o
czymś innym. Mogę wejść, czy mam stąd odejść, ale wiedzcie, że wtedy już moja noga tutaj
nie stanie. – Ten lekki szantaż był dla Josha czymś w rodzaju koła ratunkowego. Tylko
właśnie miało się okazać, czy to koło jest sprawne, czy też dziurawe. Naprawdę chciał z nimi
porozmawiać i nie miał innego wyjścia.
– Malcom, wpuść go – poprosiła kobieta, wchodząc w głąb holu.
Josh przyjrzał się mamie. Miała pięćdziesiąt pięć lat, a wyglądała na o wiele starszą.
Wiedział dlaczego i to też był jeden z powodów, dla których się tutaj pojawił. Zmarszczka
pomiędzy jej oczami pogłębiła się, kiedy Rosa Morrison zamyśliła się.
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytał, wchodząc do holu.
– Co ma być w porządku? – wtrącił ojciec. – Mówisz nam jakieś bezeceństwa i chore
rzeczy wyprawiasz, potem znikasz, nie interesujesz się nami, bratem. Teraz pojawiasz się ni
stąd, ni zowąd i pytasz, czy wszystko w porządku?
– Malcolm, uspokój się. To nie tak. Parę razy rozmawiałam z Joshuą przez telefon. Zawsze
interesował się Garym.
– I co z tego? Nikt i tak nie chce mieć z nim nic wspólnego. Słyszałem, jak w telewizji
mówili o legalizacji tych chorych związków. Świat schodzi na psy. U nas w policji był jeden
taki. Daliśmy mu popalić.
– Powiedziałem, że nie przyszedłem się kłócić i rozmawiać o tym, że jestem gejem.
Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o Garym oraz powiedzieć wam, że mieszkam i
pracuję teraz w Adincton, i chciałbym unormować nasze stosunki.
– Uczysz młodych pederastów? – zapytał Malcolm.
Josh nic nie odpowiedział, ponieważ wiedział, że nie warto. Ojcu i tak nie przegada, bo ten
wiedział swoje. Mama nie była lepsza. Czasami, gdy rozmawiał z nią przez telefon, odnosił
wrażenie, że ona stara się go zrozumieć, ale nijak jej to nie wychodziło. Wpływ ojca bardzo
na nią działał, ale nie tak jak wychowanie w rodzinie chrześcijańskiej, dla której nawet seks
przed ślubem był śmiertelnym grzechem. W jego rodzinie tylko starszy brat go akceptował, i
siostra. Oboje pracowali w Europie i nie zamierzali wracać do Stanów. Natomiast jego
młodszy brat, Gary… Dla tego chłopaka to wszystko jedno kim Josh był.
– Widzę, że nie porozmawiam z wami. Wiem, że nie ma Gary’ego w domu. Podajcie mi
jego aktualny adres i już mnie tu nie ma.
– Po co ci on? – zapytał tata.
– Bo to mój brat.
– Szkoda, że tak rzadko się nim interesujesz, ale może to lepiej. Jeszcze byś go skrzywdził.
Słysząc tę zniewagę, poczuł, że dostał czymś ostrym w plecy. Zagotowało się w nim i jak
nigdy nie zamierzał podnosić ręki na rodzica, bo wiedział, że nie wolno tego robić, tak teraz
miał na to wielką ochotę. Ojciec mógł mówić o nim, co chciał, wyzywać go czy
wydziedziczyć, ale to, co powiedział, ugodziło go najbardziej. Zacisnąwszy zęby, odwrócił
się na pięcie i wyszedł, składając sobie obietnicę, że nigdy tutaj nie wróci. Chciał dobrze, a
znów się przejechał. Tym bardziej zazdrościł Alexowi jego rodziny. Nawet nie zorientował
się, kiedy wsiadł do samochodu i gdy już miał zapalić silnik, ujrzał, jak drobna postać biegnie
do jego auta. Odsunął szybę, chociaż w pierwszej chwili miał tego nie robić.
– Tak, mamo?
– To jest adres Gary’ego. – Podała mu karteczkę z wypisanymi danymi. – Uprzedzę ich, że
przyjedziesz.
– W porządku i dziękuję, mamo. Powiedz, że jutro tam będę.
– Naprawdę musisz być tym… gejem?
– Mogłaś sobie darować to pytanie. Dobranoc. – Zasunął szybę i schował karteczkę do
kieszeni.
Zrobił coś, na co od paru tygodni nie mógł się zdobyć. Szkoda tylko, że końcowy wynik
nie wypadł dobrze. Na całe szczęście wie, gdzie przebywał jego brat i chciał się z nim jutro
spotkać.
***
Rankiem następnego dnia Alex niechętnie wybrał się do szkoły. Senność, która nie minęła
nawet po wypiciu mocnej kawy, nie była tak dręcząca jak to, że nie miał ochoty widzieć
Josha. Czuł się żywo ugodzony jego odrzuceniem i sam nie był pewny swojego zachowania,
gdy spotka mężczyznę. Spróbuje nie zwracać na niego uwagi, a zapytany przez niego na
lekcji potraktuje Josha jako nauczyciela, nikogo więcej. Nie mógł przejść do porządku
dziennego tak, jakby wczoraj nic się nie stało, bo nawet gdyby kochanek był bardzo zajęty,
powinien go potraktować zupełnie inaczej, a nie jak śmiecia.
– Nadal to przeżywasz – rzucił Richie, idąc obok niego. – I mówisz, że to nic nie znaczy.
– Nie chcę o tym mówić w szkole. Chcę przetrwać te lekcje i tyle. – Żałował, że na
pierwszej lekcji mieli angielski. Z ostatniej jakoś by się zerwał, za co oberwałby od Josha –
nauczyciela niezłą reprymendę, ale nie przejąłby się tym. No, chyba że on Josha już w ogóle
nie obchodzi, więc mężczyzna nie zainteresowałby się jego nieobecnością.
– Dobra, mamy razem dzisiaj trzy lekcje, a potem ja mam choreografię, historię tańca, a na
końcu trening.
– Fajnie – odparł zamyślony Alex, stając przy oknie i wyglądając na zewnątrz. Nawet
pogoda była ponura, jakby odzwierciedlała jego samopoczucie. Zbierało się na deszcz.
– Mam jeszcze lekcję mimiki i żonglerki.
– Super.
– Nie słuchasz mnie – poskarżył się Richie.
– Sorki, ale nie chce mi się gadać. – Oparł się ramieniem o ścianę, nadal przyglądając się
boisku do koszykówki, które było widoczne z tego okna.
– W porzo.
– Hejka, chłopaki. – Wesoła niczym skowronek Joyce podbiegła do nich, ciągnąc za sobą
kuzynkę. – Słyszeliście, że Morrison dzisiaj jest coś nie teges? Już jak tylko wszedł do szkoły,
od razu zaczął się wydzierać na McPhersona. Co najlepsze, chłopak tylko stał i słuchał z
iPoda muzy. Przyszło mi na myśl, że Morrison strasznie się na niego uwziął, co mnie nawet
cieszyło, ale chwilę później oberwało się komuś innemu za to, że ta osoba przeszła obok
anglisty. Rozumiecie? Dzisiaj to ja chyba siedzę na lekcji cicho jak mysz pod miotłą. Wolę
mu się nie narażać. Prawda, Sharon?
– Tak – odpowiedziała cichutko Sharon, rumieniąc się nieznacznie, kiedy zbliżył się do
nich Oscar. Chłopak chwycił ją za rękę i pocałował w policzek.
– Uuu, czy jest coś, o czym nie wiemy? – zapytał Richie.
– Wczoraj byliśmy na naszej pierwszej randce i poprosiłem ją, aby została moją
dziewczyną – odpowiedział Oscar. – Zgodziła się. Dzisiaj idziemy do kina i na ciacho.
Alexa coś ugodziło w pierś. Tak powinno być. Powinien chodzić na randki, móc nie
ukrywać swojej miłości. Tymczasem, nawet jakby kochał Josha, nie mógłby nic zmienić aż
do zakończenia roku szkolnego. Zadał sobie pytanie, czy jakby miał wybierać pomiędzy
zamknięciem z Joshem w znanych mu czterech ścianach, a otwartym związkiem z
chłopakiem w swoim wieku, wybrałby to pierwsze. Bo musiał to w końcu sam przed sobą
przyznać, że jednak Josh nie był mu obojętny, a on miał też słabość do starszych mężczyzn. Z
tym facetem akurat było niemal idealnie i nie chciał tego zmieniać. Przez to wszytko bał się,
że to go zgubi.
– Czy mam państwu wysłać osobno zaproszenie, czy może pójdą państwo na lekcję bez
tego?
Pełen sarkazmu głos Josha wpadł do uszu Alexa. Chłopak napiął wszystkie mięśnie, ale
nie obejrzał sie na niego. Poprawił plecak wiszący mu na ramieniu i pierwszy z ich grupki
ruszył do klasy. Tam już po pięciu minutach okazało się, jak dobry nastrój ma ich nauczyciel.
Josh, losując numer
z dziennika, zaczął obrzucać każdego gradem pytań, na które
odpowiedzi znali tylko ci, którzy naprawdę się uczyli. Oczywiście słynna grupka zapaśników
znów oberwała niedostateczne oceny, a także obniżona została ich ocena ze sprawowania,
kiedy
McPherson wymruczał coś obraźliwego w stronę nauczyciela, zapominając o
doskonałym słuchu anglisty. Sama lekcja dłużyła się niemiłosiernie, a upragniony dzwonek
wzywający na przerwę tym razem jakoś nie chciał zadzwonić.
***
Nie chciał wyładowywać się na uczniach, ale ciężko mu było nad sobą zapanować. Całą
noc nie spał, rzucając się w łóżku z boku na bok i rozmyślając nad sobą, swoim życiem i tym,
czego się dopuszczał w ostatnich tygodniach. Do tego rodzice nic się nie zmienili i stracił
nadzieję na poprawę stosunków z nimi. Natomiast rano dostał telefon, że dzisiaj nie może
zobaczyć się z Garym. Zaczynał żałować, że przeniósł się do Adincton. Nic się mu w życiu
nie układało, a obawiał się, że jeżeli czegoś nie zmieni, będzie gorzej. Dlatego koniecznie
musiał dzisiaj porozmawiać z Alexem. Raz na jakiś czas obrzucał wzrokiem chłopaka, ale ten
w ogóle nie zwracał na niego uwagi, czyli było tak, jak podejrzewał - obraził się za wczoraj.
Może faktycznie mógł z nim inaczej porozmawiać, ale zareagował impulsywnie, a później
miał na głowie ważniejsze rzeczy, niż martwienie się fochem osiemnastolatka.
Po przepytaniu połowy klasy zebrał zadania, które mieli wykonać w domu, i zajął się
tematem lekcji. Po raz pierwszy nie skupiał się na tym, co przekazywał uczniom, lecz na całe
szczęście wszyscy byli tak przerażeni ostrą postawą nauczyciela, że sami tego nie zauważyli.
Co więcej, nie mógł się doczekać przerwy. Ta na całe szczęście jakimś cudem nadeszła, więc
z ulgą przyjął opuszczenie klasy przez uczniów, koncentrując się na wpisaniu do dziennika
tematu lekcji, a raczej udając, że to robi. Wzrok uniósł dopiero, kiedy przechodził koło niego
Alex. Sądząc, że chłopak w żaden sposób nie zareaguje na jego prośbę w smsach o spotkanie,
postarał się o zainicjowanie małego teatrzyku.
– Alexie Wilson, zostań. Chciałbym porozmawiać o twoich ocenach i o olimpiadzie z
angielskiego – powiedział na tyle głośno, żeby ci, którzy jeszcze nie wyszli z klasy, wyraźnie
go usłyszeli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin