Klub Tomahawka na tropie - Richard Church.pdf

(3442 KB) Pobierz
Tytuł oryginału angielskiego
„Down River"
Copyright by Richard Church 1957
Tłumaczyła
ZOFIA UHRYNOWSKA
Ilustrowała
ANNA STYLO-GINTER
ROZDZIAŁ I
ZAPROSZENIE
W czasie zimowych ferii świątecznych John Walters dostał list
od swojego wuja George'a. Wuj pisał:
Pamiętasz z pewnością, jak w czasie wakacji zwiedzając gro-
ty w pobliżu zakrętu rzeki znaleźliście ludzką czaszkę? Z pla-
nem, który mi wtedy zrobiliście, wybrałem się tam w jakiś ty-
dzień czy dwa po was, wziąłem czaszkę i zawiozłem ją do Mu-
zeum Okręgowego, ale dopiero w ubiegłym tygodniu dosta-
łem od nich wiadomość. Przyjechał mianowicie specjalnie z
Londynu ekspert, żeby ją zbadać. Twierdzi, że czaszka jest
niewątpliwie rzymska i że pochodzi mniej więcej z czwartego
wieku naszej ery.
W jaki sposób się tam znalazła — nie mają pojęcia. Wiado-
mo, że oddziały rzymskie stacjonowały wzdłuż granic zachod-
nich, ale nie było osadnictwa na terenach celtyckich, gdzie po-
jedyncze wille czy gospodarstwa nie były bezpieczne. Tamten
człowiek mógł po prostu zwiedzać te groty, tak jak wy, albo
może był zbiegiem — mógł na przykład popełnić zbrodnię i
szukać tam schronienia. Niezależnie od tego, co go w te stro-
ny sprowadziło, tu dokonał żywota. Nie miałem czasu bliżej
się tym zająć. Mogły tam jeszcze zostać jakieś szczątki. A
może byś się wybrał tu do nas w lecie i poszukał? Ciotka bar-
dzo entuzjastycznie odniosła się do tego projektu. W ogóle wy-
daje mi się, że ma do Ciebie słabość.
U sąsiadów niestety niewesoło. Rodzice George'a Reynoldsa
się rozeszli i chłopak bardzo to przeżył. Ciotka Mary postano-
wiła go przygarnąć, tak, żeby nie musiał przerywać nauki,
która idzie mu bardzo dobrze. Trzeba go też trochę odżywić.
Nie wydaje mi się, żeby jego matka, która zresztą wyjechała,
była dobrą gospodynią, W każdym razie w tym tygodniu
George przenosi do nas swoje rzeczy i odtąd będziemy stano-
wili trzyosobową rodzinę. Nie mam nic przeciwko temu. Polu-
biłem go od razu, jak tylko go wtedy przyprowadziłeś na ko-
lację. Zastanów się nad moją propozycją, a tymczasem ciotka
Mary napisze do Twoich rodziców. A może Twój brat jest już
na tyle duży, że mógłby przyjechać z Tobą?
John Walters wiedział doskonale, że wuj jako lekarz jest bar-
dzo zapracowany i że nie ma czasu na pisanie długich listów.
Musiała to być szczególna okazja. Sześć miesięcy to bardzo dłu-
go, ale sama myśl o ponownym badaniu jaskiń była tak podnie-
cająca, że Johnowi aż się spociły okulary, i żeby móc doczytać
list do końca, musiał je zdjąć i przetrzeć.
W pierwszej chwili był przeciwny zabraniu Andrewa — dwa
lata młodszy i strasznie rozrabia. John zaczynał traktować ar-
cheologię poważnie i jego żywy umysł od razu przystąpił do
opracowania prawdziwie naukowego planu badania grot. An-
drew uniemożliwi jakąkolwiek metodyczną pracę. A poza tym
członkowie Klubu Tomahawka mogą się nie zgodzić.
John postanowił nic nie mówić bratu, dopóki sam nie przemy-
śli problemu. Dobrze byłoby też zapytać rodziców, co sądzą o
propozycji wuja George'a.
Ale sprawy potoczyły się znacznie szybciej, niż myślał John.
Usłyszał na dole hałas, a w chwilę później drzwi, które o mało
nie zostały wyrwane z zawiasów, otworzyły się gwałtownie i do
jadalni wpadł rozczochrany chłopak w podartym szlafroku —
Andrew we własnej osobie!
Był nieprzytomny z podniecenia. John zobaczył wypieki na
jego policzkach, błyszczące oczy i usta, na które cisnęło się
mnóstwo słów naraz.
— To jest nad morzem! — wyrzucił z siebie wreszcie. — Ja też
jadę z tobą! Będę jeździł na nartach wodnych!
W tej sytuacji John musiał ustąpić. Wylanie teraz malcowi
wiadra zimnej wody na głowę równałoby się znęcaniu nad
zwierzętami. John wiedział, że w ubiegłe wakacje Andrew czuł
się bardzo osamotniony; spędził je z dziadkami, którzy są bar-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin