Marsjanin A5.pdf
(
2591 KB
)
Pobierz
Andy Weir
Marsjanin
Tłumaczenie Marcin Ring
Tytuł oryginału The Martian
Rok pierwszego wydania: 2012
Wydanie polskie 2014
Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi,
którzy stanęli na Marsie.
Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja,
w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką
z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje
przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w
zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami
powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co
gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w
Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje
wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego
niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak
zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec?
Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w
której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności
techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i
umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie
zawsze gra fair...
-2-
***
Mamie,
która nazywała mnie Korniszonem,
i Tacie,
który nazywał mnie Kolesiem.
ROZDZIAŁ 1.
WPIS W DZIENNIKU: SOL 6
1
.
Mam całkowicie przesrane.
To moja przemyślana opinia.
Przesrane.
Szósty dzień tego, co miało być dwoma najwspanialszymi
miesiącami w moim życiu, i wszystko zamieniło się w koszmar.
Nawet nie wiem, kto to przeczyta. Pewnie ktoś to w końcu
znajdzie. Może za setki lat.
Tak wspominam... Nie umarłem 6. sola. Bez wątpienia reszta
załogi tak myślała i nie mogę ich za to winić. Może ogłoszą z
mojego powodu żałobę narodową, a na mojej stronie w Wikipedii
napiszą: „Mark Watney to jedyny człowiek, który umarł na
Marsie”.
I to będzie prawda, tak podejrzewam. Bo na pewno tu umrę. Po
prostu nie w solu 6., tak jak wszyscy myślą.
Tak więc... od czego by tu zacząć?
1
Doba marsjańska licząca 24 h 39 min 35, 244 s.
-3-
Program Ares. Ludzkość sięgająca Marsa, po raz pierwszy
wysyłająca ludzi na inną planetę, żeby poszerzyć swoje
horyzonty, bla, bla, bla... Załoga misji Ares 1 zrobiła, co do niej
należało, i wróciła na Ziemię jako bohaterowie. Były na ich cześć
parady, zyskali sławę i świat ich pokochał.
Ares 2 zrobił to samo, tylko w innym miejscu Marsa. Dostali
mocny uścisk dłoni i gorącą filiżankę kawy, gdy wrócili.
Ares 3. No cóż. To moja misja. No właściwie nie moja.
Komandor porucznik Lewis dowodziła. Ja byłem tylko zwykłym
członkiem załogi. W gruncie rzeczy to miałem najniższą rangę ze
wszystkich i zostałbym dowódcą tylko wtedy, gdybym był jej
ostatnim członkiem.
I wiecie co? Jestem dowódcą.
Zastanawiam się, czy ten dziennik zostanie odnaleziony, zanim
załoga umrze ze starości. Zakładam, że cali dotarli na Ziemię. Tak
więc jeśli to czytacie: to nie była wasza wina. Zrobiliście to, co
musieliście. Na waszym miejscu postąpiłbym dokładnie tak samo.
Nie obwiniam was i cieszę się, że przeżyliście.
Chyba powinienem wytłumaczyć, na czym polegają misje na
Marsa. Przecież mogą to przeczytać laicy. No orbitę okołoziemską
dostaliśmy się normalnie, zwyczajnym statkiem dotarliśmy na
Hermesa. Wszystkie misje marsjańskie wykorzystują Hermesa,
aby dostać się na Marsa i przylecieć z powrotem. Jest naprawdę
wielki i drogi, więc NASA zbudowała tylko jednego.
Jak już byliśmy na Hermesie, cztery misje bezzałogowe
dostarczyły nam paliwo i zapasy, a my w tym czasie
przygotowywaliśmy się do naszej podróży. Kiedy wszystko było
gotowe, rozpoczęliśmy podróż na Marsa. Ale nie za szybko.
Czasy spalania ciężkiego chemicznego paliwa i wykonywania
manewrów „wstrzyknięcia”
2
już się skończyły.
2
Oryg. trans-Mars injection
-4-
Hermes jest napędzany silnikami jonowymi. Wyrzucają w tył
argon z olbrzymią prędkością, aby wytworzyć minimalne
przyspieszenie. Sęk w tym, że nie zużywają dużo paliwa, tak więc
wystarczało nam niewiele argonu (i reaktor jądrowy zasilający
silniki), żebyśmy mogli przyspieszać stale, przez całą drogę na
miejsce. Bylibyście zdziwieni, jak bardzo można się rozpędzić,
mając tak małe przyspieszenie przez długi czas. Mógłbym was
zabawić opowieścią o tym, jaką frajdę mieliśmy w trakcie
podróży, ale tego nie zrobię. Nie chcę teraz do tego wracać
wspomnieniami. Wystarczy, że powiem, iż dotarliśmy na Marsa
sto dwadzieścia cztery dni później, nie zabijając się nawzajem.
Stamtąd dostaliśmy się przy użyciu MDV-a (Mars Descent
Vehicle) na powierzchnię. MDV to w zasadzie taka wielka puszka
ze słabymi dopalaczami i dołączonymi spadochronami. Jego
jedynym zadaniem jest dostarczyć z orbity na powierzchnię Marsa
sześć osób, nie zabijając ich przy tym.
I teraz dochodzimy do fajnej sztuczki misji eksploracji Marsa:
nasze graty były tam przed nami.
Czternaście misji bezzałogowych dostarczyło wszystko, czego
potrzebowaliśmy na powierzchni. Naprawdę się starano, aby
wszystkie jednostki przewożące zapasy wylądowały w jednej
okolicy, i całkiem nieźle to wyszło. Zapasy oczywiście nie są tak
kruche jak ludzie i mogą uderzyć w powierzchnię naprawdę
mocno. Ale miały sporą tendencję do odbijania się.
Oczywiście nie wysłali nas na Marsa przed potwierdzeniem, że
wszystkie zapasy dotarły na planetę i że wszystkie kontenery są
całe. Od początku do końca, wliczając misje zaopatrzeniowe,
misja marsjańska trwa około trzech lat. W rzeczy samej, gdy
załoga misji Ares 2 wracała na Ziemię, na Marsa już leciało
zaopatrzenie Aresa 3.
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
Marsjanin A5.pdf
(2591 KB)
Marsjanin A5.doc
(1754 KB)
Inne foldery tego chomika:
Waide Peggy
Waligorski Andrzej
Walkuski Marek
Wallace Danny
Waller Leslie
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin