Sosna Na wioskowych mogiłach Rosła sosna borowa. Pień jej krzepnął na siłach, Wybujała jej głowa. Pogiętymi konary Na sto sążni rozwisa, A korzeńmy bez miary Żółty piasek wysysa. Z mogił wyrósłszy cała, Za te soki, co bierze, Z wiatrem sobie szumiała Za umarłych pacierze. Aż coś jednej jesieni Biedna sosna borowa Coraz mniej się zieleni I pożółkła jej głowa. I została na stronie Co dzień cichsza, milcząca. Każdy wietrzyk co wionie, Więcej kolców z niej strąca; Rzuca w ziemię rodzimą Zeschłe szyszki i ziarna… W końcu – jeszcze przed zimą - Zeschła sosna cmentarna. Wiat żałośnie jej pyta: - „Biedna sosno z mogiły! Czyś ty gromem przebita!? Czyć robaki stoczyły? Czy ci żeru nie było W żółtym piasku z pobliska? 1104 Albo kamień swą bryła Twe korzenie uciska?” - „Och, mnie nie tknął grom z burzą I robaki nie toczą, Ziemia soków ma dużo I mnie karmi ochoczo. Gdzie kamienie i głazy, Szłam z korzeńmy z daleka, Wrosłam – gorzej sto razy! W trumnę złego człowieka! Trumna zgniła na próchno, Zgniły w piersiach mu błonki, W serce trupa leciuchno Zapuściłam korzonki. Chłód mnie przebiegł gronowy, Gdym possała zeń trocha: Bo to człek był takowy, Co nikogo nie kocha! Pierwsze z piersi swej soki Dał cmentarnej choinie; Czułam, jak z tej opoki Brzydki we mnie jad płynie. Z jadem śmierci w mym łonie Byłam smutna, milcząca… Każdy wietrzyk, co wionie, Więcej kolców mi strąca. Próżno w ziemię rodzimą Nowe rzucać chcę ziarna… Ziarna zeschły – przed zimą Ginie sosna cmentarna!” ...
P.Kuba-47