Loevenbruck Henri- Mojra 02- Wojna Wilków.pdf

(1240 KB) Pobierz
MOJRA
WOJNA WILKÓW
HENRI LOEVENBURCK
PRZEKŁAD AGNIESZKA DYWAN
http://chomikuj.pl/Manija.B
1
ROZDZIAŁ 1
LUGNASAD
Rozpoczynał się piękny jesienny wieczór. Lato było już tylko wspomnieniem.
Na drzewach kołysały się ostatnie liście, ostatnie zwierzęta robiły zapasy na
zimę. Wiatr targał sosny okalające góry
Gor-Draka.
Niebo stawało się coraz
ciemniejsze.
Nadszedł od strony południowo-zachodniej. Z pokaźną sakwą na plecach,
wyprostowany, zdecydowanym krokiem zmierzał na północ Gaelii. Daleko
jeszcze miał do celu, do tej budowli na tajemniczym półwyspie. Do Sai-Miny.
Pałacu druidów, świątyni wszelkiej mądrości, gdzie pragnął rozpocząć naukę.
Cathfad, syn Katubatuosa. Jego imię zawierało w sobie ciężar przeznaczenia.
Pewnego dnia zostanie Wielkim Druidem i zacznie
przemierzać świat, by
przekazywać swą wiedzę.
Czy to przypadek skierował jego kroki w to właśnie miejsce owego
jesiennego wieczoru? Czy była to raczej Mojra? Żaden szczegół otaczającego
go pejzażu nie mógł zdradzić sekretu tego miejsca, a jednak to właśnie tu
zdecydował się spędzić noc: u stóp góry, o kilka godzin marszu od Atarmai,
pod olbrzymią skałą oddzielającą dwa światy.
Przed wejściem do Sidu.
Dopiero po zjedzeniu zajęczego combra i kilku owoców młody człowiek
dostrzegł dziwny kształt skały, która górowała nad jego
obozowiskiem. Wysoki
dolmen o idealnie gładkiej powierzchni.
Niczym kamienny olbrzym, który nad
nim czuwał.
Powoli wstał i podszedł do wielkiego kamiennego bloku. Księżyc rzucał
przed nim cień, a noc otaczała ów monument osobliwą ciszą. Ten, który
wkrótce miał zostać druidem, wyciągnął dłonie w stronę kamienia, by go
dotknąć. Skała miała w sobie coś niezwykłego, jakby jej doskonałe proporcje
były boskiego
autorstwa.
Wstrzymując oddech, Cathfad delikatnie położył dłonie na gładkiej
powierzchni. Zamiast chłodu, jakiego wędrowiec się spodziewał, kamień
emanował ciepłem, można by powiedzieć: ciepłem istoty żywej. Zaskoczony
cofnął dłonie i zrobił krok do tyłu. W tej samej chwili skała zaczęła zmieniać
barwę. Cathfad
podniósł
głowę, by zobaczyć, czy to księżyc rzuca te dziwne
refleksy. Ale księżyc pozostawał blady, a kamień stawał się czerwony.
Młody człowiek cofnął się jeszcze bardziej. Przestraszył się, gdy nagle w
ruchomych'refleksach na skale zaczęły rysować się kształty. Kobiece kształty.
Doskonałe kobiece kształty. Rysunek stawał się coraz wyraźniejszy, jakby
obraz wolno się zbliżał, pozwalając na dostrzeżenie szczegółów sylwetki,
twarzy, spojrzenia.
Strach zmienił się w zdumienie. Oniemiały Cathfad uczestniczył w
magicznym spektaklu. Kobieta patrzyła na niego. Nie, uśmiechała się do niego.
Czerwone, drżące płomienie wkrótce zniknęły za jej sylwetką i w końcu była
tam, przed nim, całkowicie
realna.
Była wspaniała i dzika. Miała czarne włosy, wielkie niebieskie oczy i śniadą
cerę ludzi z południa. Była szczupła i delikatna.
http://chomikuj.pl/Manija.B
2
Z wdziękiem tancerki otworzyła ramiona, zbliżyła się do młodego człowieka
i ujęła jego dłonie w swoje, uśmiechając się czule.
Nie padło ani jedno słowo. Były tylko spojrzenia i oddechy. Obydwa ciała
złączyły się w świetle księżyca, a noc towarzyszyła ich namiętności niczym
dyskretny świadek. Nie istniało nic bardziej
naturalnego.
Cathfad otworzył oczy późnym rankiem. Jesienne słońce nie obudziło go
wcześniej. Rozejrzał się dookoła. Kobiety już nie było, a skała w świetle dnia
wyglądała jak każda inna.
Młody człowiek wstał w milczeniu, nie chcąc uwierzyć, że nieznajoma
piękność była tylko przywidzeniem. Nic wokół niego nie mogło potwierdzić
jego przeżyć. Ale miał pewność, że to nie był sen. Czuł jeszcze drżenie na
całym ciele.
Cathfad nigdy wcześniej nie zaznał smaku miłości. I nigdy więcej go nie
zazna. To był ten jeden jedyny raz. Nigdy więcej nie ujrzy tej, która go kochała.
Sid zamknął swe wrota.
*
W całej Gaelii nie było bielszej wilczycy niż ta. Bajarze nazywali ją Imała,
co w języku elfów oznacza „biała jak śnieg". Nie można jej było pomylić z
żadnym innym wilkiem na wyspie, a ta cecha nie była jedyną, która wyróżniała
ją wśród pobratymców. Imała się zmieniła. Miała w sobie coś więcej niż inne
wilki, coś, co widać było w jej chodzie, w jej oczach, w szlachetnych ruchach
białej głowy.
Imała spotkała dwunożnych.
Teraz wolno podążała na północ, korzystając z hojności lata, z zieleni traw,
ze świeżości gleby, z obfitości lasu w pożywienie: sarny, zające, przepiórki.
Lubiła kłaść się na boku i wygrzewać w promieniach słońca, ciesząc się
upałem, od czasu do czasu podrywając głowę, by odpędzić zakłócające
odpoczynek owady.
Jeszcze nie wyszła poza terytorium swego byłego stada, do którego
jednak nie
powinna była wracać. Nie wolno jej było o tym zapominać, a ślady na jej ciele
pozostawione przez wilki z watahy jasno dawały do zrozumienia, że nie jest u
siebie. Ale Imała wcale się tym nie przejmowała. Pokonała Ahenę, dominującą
samicę, w długim pojedynku, który obserwowało całe stado. Zaznaczyła swoją
przewagę. Ahena odeszła z podkulonym ogonem, a pozostałe wilki musiały się
z tym pogodzić. Nie będą jej zagrażać. Przynajmniej przez jakiś czas.
Mogła zostać w sforze, zająć miejsce Aheny. Byłaby wspaniałą wilczycą
dominującą. Jeszcze młodą, a już silną i zdeterminowaną. Lecz Imała chciała
czegoś innego. Czegoś, czego nie potrafiła zrozumieć. Nie było to dla niej
jasne, ale instynkt wzywał ją na północ i bez żalu pozostawiła stado za sobą.
Ahena,
była wilczyca dominująca, prawdopodobnie bardzo szybko zostanie
wygnana przez swoich. Poddając się Imali, straciła przewagę. Wkrótce jakaś
młoda samica wyzwie ją na pojedynek i pokona. Takie były odwieczne
prawa
natury. Bardzo rzadko jedna wilczyca przewodziła
stadu przez całe życie.
Ahena będzie musiała odejść. Ona, która kiedyś przepędziła Imalę i zabiła jej
szczenięta.
http://chomikuj.pl/Manija.B
3
Lecz tego Imała nie zobaczy. Miała lepsze rzeczy do roboty. Z
wyprostowanym ogonem podążała na północ za dwunożną, która do niej
przyszła,
zbliżyła się, pogłaskała... Bez wątpienia wilczyca nie zdawała sobie z
tego jasno sprawy, ale tym, czego szukała,
była młoda dziewczyna o ciemnych
włosach.
Po kilku dniach wędrówki w palącym słońcu Imała zorientowała się, że
opuściła terytorium stada. Jednak wcale jej to nie cieszyło. Nie czuła się już
taka pewna, zatrzymywała się znacznie częściej, nasłuchując najmniejszego
szmeru, biegnąc z brzuchem bliżej ziemi i ze stulonymi uszami.
Teraz musiała zdobyć pożywienie, gdyż głód coraz bardziej dawał się jej we
znaki. Była sama, a gruba zwierzyna nie stanowiła łatwej zdobyczy dla
samotnej wilczycy. Las obfitujący w drobne zwierzęta był już tylko
wspomnieniem. Tu było zdecydowanie mniej zajęcy, te zaś, które
zamieszkiwały ten teren, miały znacznie więcej możliwości ucieczki.
Wilczyca parła na północ. Nie natrafiła dotąd na żaden ślad. Tuż przed
wieczorem nagle zwolniła kroku. Poczuła znajomą woń. Wiedziona instynktem
położyła się w wysokiej trawie porastającej równinę. O kilka staj od niej, nie
dalej,
była tego pewna, pomiędzy wzgórzami, które rysowały się na wschodzie,
znajdowało
się stado owiec. Łatwa, słaba, tchórzliwa i powolna zdobycz.
Idealny posiłek dla samotnej wilczycy.
Imała się oblizała. Wstała i potruchtała na wschód. Nie zmierzała prosto
do
celu, lecz starała się zatoczyć duże koło, by znaleźć się z boku stada, od strony
zawietrznej, tak by jej zapach i odgłos
jej kroków uszły uwagi zwierząt.
Wkrótce dostrzegła stado. Zaledwie dziesięć owiec. Jej wystarczy jedna.
Najpierw trzeba było dokonać wyboru. Poobserwować zwierzęta, by wybrać
to najsłabsze. Owcę, za którą się zbytnio nie nabiega. Nie ma potrzeby się
męczyć. Imała zatrzymywała się co chwila, obawiając się, że została odkryta,
kiedy jakaś owca przestawała się paść, a potem znów podejmowała trucht, nie
tracąc stada z oczu. Była już zaledwie kilka metrów od niego, wciąż nie-
zauważona. A jednak owce zaczynały okazywać niepokój. Jedna z nich chyba
wyczuła niebezpieczeństwo i zaczęła beczeć, pociągając za sobą resztę. To był
moment
do ataku, a Imała była gotowa. Wybrała ofiarę. Jagnię, które kulało i z
którym z pewnością
poradzi sobie bez trudu. Właśnie miała skoczyć, gdy
niespodziewanie
poczuła nowy zapach. Jakieś inne zwierzę. To nie była owca.
Nie była więc sama.
Natychmiast
zatrzymała się i podjęła bieg po łuku, usiłując zlokalizować ten
zapach. Tym razem owce ją dostrzegły. Zaskoczone, przez kilka sekund trwały
w bezruchu, ale instynkt przeżycia zwyciężył i stado rzuciło się do ucieczki.
Była to bezładna bieganina,
kilka
podskoków, kilka kroków to w jedną, to w
drugą stronę. Było w tym coś nienormalnego. Jakiś nieznany element, który
zmieniał bieg owiec, a którego Imała nie rozumiała. Jednak zdecydowała się
przyspieszyć, mimo zagrożenia, jakie stanowiła owa nieznana woń.
Zmniejszyła dystans, nie podejmując jeszcze ataku, kiedy nagle zrozumiała, co
się dzieje. Owce nie były same: towarzyszył im pies.
Zobaczyła go po drugiej stronie stada. Mała szara plama, która
na krótko
pojawiła się pośrodku wełnianej bieli. Nie był to pies zbyt duży, ale za to
szybki i bez wątpienia zdecydowany, by bronić stada. Zwykle nie trzeba wiele,
by zniechęcić wilka, ale Imała była coraz głodniejsza, a kontakt z dwunożnymi
i zwycięstwo nad Aheną dodały jej pewności siebie i w jakimś stopniu
napełniły
pychą, która popychała ją do walki z psem.
http://chomikuj.pl/Manija.B
4
Wilczyca spróbowała zbliżyć się do stada od drugiej strony. Jagnię, które
wybrała, nie było zbyt daleko i być może udałoby się je porwać, zanim pies
zdążyłby tu dotrzeć. Jednym susem skoczyła przed siebie i nagle zmieniła
kierunek, gnając ile sił w nogach w stronę przerażonych zwierząt.
Lecz pies przewidział atak i już biegł w jej kierunku, szczekając zajadle.
Imała natychmiast się zatrzymała i odbiegła w drugą stronę, tym razem wolniej.
W dalszym ciągu biegła wokół stada po okręgu. Ale tym razem pies już nie
wyglądał na zainteresowanego jedynie ochroną stada
-
był gotów do ataku.
Obnażał kły i stając na tylnych łapach, warczał groźnie w stronę wilczycy.
Imała się zawahała. Była nieco większa niż jej przeciwnik, ale ten był z
pewnością syty i być może silniejszy. Stanęła naprzeciw niego, choć jeszcze nie
w pozycji do ataku. Jej spojrzenie wędrowało od psa do jagnięcia, które
znajdowało się kilka metrów od niej. Pies chciał odciągnąć jej uwagę od stada.
Jego
powarkiwania stały się głośniejsze, zrobił też kilka kroków w jej stronę.
Owce beczały rozdzierająco.
Imała obnażyła swe długie, ostre kły. W tej samej chwili pies rzucił się na
wilczycę, wściekle warcząc. Imała również skoczyła w jego stronę i zwierzęta
zwarły się w locie, a każde próbowało dosięgnąć gardła przeciwnika. Zwaliły
się na ziemię i przetoczyły kilka metrów sczepione w brutalnej walce. Za
każdym razem, gdy jednemu z nich udawało się dosięgnąć gardła drugiego, zo-
stawało odepchnięte tylnymi łapami. Wilczyca i pies usiłowali zakończyć
walkę gwałtownym atakiem. Stali teraz, pysk w pysk, odzyskując oddech,
wyczekując dogodnej chwili, by rzucić się na siebie nawzajem. Pojedynek był
wyrównany. Wilczyca była szybsza, ale pies masywniejszy. Nie był to zwykły
pies domowy, lecz agresywna bestia, hodowana po to, by zabijać. Lecz kły
Imali były ostrzejsze, jej szyja silniejsza. Mogła, musiała go pokonać.
Pies obserwował rytm, w jakim poruszała się wilczyca, a potem,
nie
przestając warczeć, rzucił się na nią, tym razem z boku. Imała miała czas
jedynie, by odskoczyć i uniknąć kłów wroga. Lecz nie była w stanie odskoczyć
zbyt daleko i pies zdołał ugryźć ją w tylną łapę. Imała zaskowyczała i odsunęła
się. Ból podwoił jej gniew. Instynkt nakazywał jej zabić przeciwnika, rzuciła
się więc na niego. Lewą przednią łapą dosięgła psiego oka, a pazury zagłębiły
się w ciele szklistym. Pies zawył i potoczył się w bok. lednak Imała nie dała mu
ani chwili wytchnienia. Rzuciła mu się do gardła i przycisnęła go do ziemi.
Wycie psa ustało, gdy w furii przegryzła mu struny głosowe. Białe futro
wilczycy było teraz szkarłatne od krwi.
Imała pochyliła głowę, by przetrącić kark osłabionemu psu. Kiedy zwolniła
uścisk szczęk, ten już nie żył. Spostrzegła, że owce zniknęły bez śladu.
Nie
wahała się ani chwili i pobiegła za bezbronnym stadem, pozostawiając
rozciągnięte na ziemi ciało swego
dalekiego kuzyna.
*
To mogło być lato jak każde inne. W piaszczystej dolinie ziemia błyszczała
jak kryształ. Niebo, nieskażone ani jedną chmurką, było niczym spokojny
ocean. Jedynie kilka drapieżnych ptaków przemykało po niebieskim sklepieniu,
kreśląc wielkie koła niczym delikatne fale rozchodzące się po wodzie. Nic nie
rzucało cienia, prócz kilku kamieni, pod którymi spały skorpiony.
http://chomikuj.pl/Manija.B
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin