Zbyszewski K. Niemcewicz od przodu i tyłu.pdf

(8215 KB) Pobierz
NIEMCEWICZ
OD P R Z O D U
I TYŁU
KARO
rur s
k
i
MAI I
ildOZHd d O
Z0IM30W3IN
Karol Zbyszewski
NIEMCEWICZ OD PRZODU I TYŁU
wydanie I - 1939
Karol Zbyszewski, ur. we Frantówce, na Ukrainie, na Humańszczyźnie w 1904 r., był w szkole w Kijowie, a
od 1920 r. w Warszawie. Uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim magisterium z historii u prof.
Handelsmana za prace o Karolu Wielkim (Charlemagne) oraz o konserwatystach francuskich pierwszej
połowy XIX wieku. Od 1928 r. pracuje w dziennikarstwie, pisuje felietony i artykuły do "Słowa"
wileńskiego, "Prosto z mostu", "ABC", "Czasu" i innych. Pracował też jako nauczyciel historii w gimnazjum
w Otwocku, w archiwum MSZ (został zredukowany po pół roku), zarabiał dorywczo różnymi sposobami.
Grał w piłkę nożną w "A" klasie, turniejowo w tenisa, startował w zawodach pływackich, jeździł
motocyklem po Polsce, do Czech, Niemiec, Francji, Włoch, Węgier, Rumunii, Bułgarii...
Dziennikarstwo, poboczne prace zarobkowe, sport, motocyklowa turystyka pochłaniały moc czasu.
Dlatego studia nad tematem pracy doktorskiej o Niemcewiczu i samo napisanie tej pracy, mimo
przynaglań prof. Marcelego Handelsmana, trwały 8 lat. Książkę wydał "Rój" (dyrektorem był M. Kister).
Ukazała się w lutym 1939 r. Wywołała szaloną burzę, było ponad 50 recenzji, przeważnie potępiających.
Ale książka miała ogromne powodzenie i wnet nastąpiło drugie wydanie.
Po katastrofalnym wrześniu 1939 r. Karol Zbyszewski przedostał się do wojska polskiego we Francji. Jako
goniec motocyklowy sztabu Brygady Podhalańskiej brał udział w wyprawie na Narwik. Potem, przez
czterdzieści kilka lat pracował w Londynie w "Dzienniku Polskim". Miał stałą rubrykę "To i Owo", b.
popularną (stale przedrukowywaną w polskich pismach w USA), następnie prowadził całostronicowy
1
dział "Tylon", pisał reportaże, wypełniał dział sportowy, referował konkursy na Miss Polonię itd. Poza tym
pisywał artykuły do "Wiadomości" i różnych wydawnictw. Ukazało się w Londynie 7 jego książek i parę
broszur. Zmarł w 1990 r.
MŁODYM HISTORYKOM
NIEPRZYJĘTĄ TĘ PRACĘ DOKTORSKĄ
POŚWIĘCAM
PRZEDMOWA
Ślęczałem 7 lat nad tą pracą, spóźniłem się nawet dwa razy na tenis tak mnie pochłonęło zapylone
archiwum. Cytuję 193 źródła, ale jasne, że przeczytałem trzy razy tyle książek i przewertowałem stosy
rękopisów. Podałem tylko tytuły tych źródeł na które się powołuję - samą esencję.
Skromnie twierdzę, że mam dość wiadomości na napisanie pół tuzina rozpraw doktorskich. Nasłuchałem
się ich dużo, wiem jak powinne wyglądać: meeeee - meeee - muuuu... coś pośredniego między
sprostowaniem urzędowym, a obwieszczeniem o licytacji.
Pedantyczna dokładność, rozwlekłość, oschłość, zagmatwany styl, zupełne lekceważenie ewentualnego
czytelnika - oto zasadnicze cechy. W rezultacie najgorliwsza narzeczona zasypia nad dziełem ukochanego
doktusia. Piwnice Towarzystwa Naukowego w pałacu Staszica są wypchane po sufit nietkniętymi
2
nakładami rozpraw doktorskich. Łatwiej namówić profesora uniwersytetu na kupno fujarki niż
normalnego człowieka na tezę doktorską. Są to studnie wiedzy z których nikt nie czerpie.
Jako zawodowy dziennikarz jestem przyzwyczajony pisać dla ludzi - nie dla myszy bibliotecznych.
Zabierając się więc do Niemcewicza postanowiłem napisać pracę doktorską i jednocześnie rzecz, którą by
ktoś jeszcze przeczytał oprócz profesora.
Pierwsza część zamierzenia się nie powiodła. Nie będę figurował w książce telefonicznej jako "dr
Zbyszewski" i fryzjer z przeciwka nie będzie mi mówił: - szanowanie panu doktorowi! To są te przywileje
stanu doktorskiego o których mamrocze po łacinie Jego Magnificencja rektor przy promocji. Ale
nie-dyplomowany generał może wygrać wielką bitwę, więc chyba i nie-doktór może napisać wartościową
pracę naukową.
Niektórzy mało rozgarnięci czytelnicy mogą się dopatrywać w mojej książce braku poszanowania dla
religii, wojskowości, monarchii, arystokracji, sejmu, moralności - no dla wszystkiego.
Protestuję jak najenergiczniej. Ani mi w głowie żadne "szarganie świętości". Lecz nie mogę ludzi, co
doprowadzili Polskę do upadku, przedstawiać w korzystnym świetle. Bardzo wygodnie zwalać wszelkie
nieszczęścia na zły los, fatum, sytuację międzynarodową - ale to nie przekonywujące. Jeśli zdechnie osioł
- może istotnie to tylko pech, ale gdy ginie całe państwo, ktoś jednak jest temu winien.
Polska upadła nie z powodu Katarzyny i Prus, lecz z winy Poniatowskiego, magnatów, biskupów i szlachty.
Jestem głęboko religijny i dlatego doceniam ogromny wpływ i znaczenie duchowieństwa. Odmalowując
jakąś epokę niepodobna go pominąć. Gdyby w XVIII-stym wieku kler stał na właściwym poziomie nie
doszłoby do takiego rozpicia, nieróbstwa, przedajności, spodlenia. Byli nawet anty-papieże, nie tylko
zbrodniczy biskupi. Nie należy tego przemilczeć. Tym wspanialej to świadczy o Kościele Katolickim, że
mimo okresów niżu swych kapłanów nic nie stracił ze swej powagi i świetności. Pobożność szlachty z tej
epoki nic nie była warta. Klepało cały dzień pacierze takie uosobienie siedmiu grzechów głównych,
wykraczając w międzyczasie przeciw wszystkim dziesięciu przykazaniom boskim. Ta czysto zewnętrzna,
powierzchowna pobożność, zwana fideizmem, została przez Rzym przykładnie potępiona.
Cokolwiek podaję - jest oparte na źródłach. Oprócz tytułu nic tu nie wymyśliłem.
3
- A czy wszystkie dialogi są autentyczne? - niepokoili się koledzy-doktoranci na seminarium.
No, źródła nie zawsze są na tyle szczegółowe. W każdym razie rozmowy takie powinny były się odbyć.
Karol Zbyszewski.
PRZEDMOWA DO DRUGIEGO WYDANIA
(odpowiedź recenzentom)
W ciągu dwóch miesięcy doczekałem się wyczerpania l-go nakładu, kilkunastu rzeczowych recenzyj i
przeszło 50 wściekłych napaści przypominających kubły pomyj.
Jedną sensowną uwagę zrobił mi profesor Skałkowski (uczony prawdziwej - nie kukielowej miary),
wniosłem odpowiednią poprawkę: Stanisław August roztrwonił bezmyślnie na niewykończone budowle
nie k i l k a s e t, lecz - kilkadziesiąt milionów.
Grzymała-Siedlecki wytyka, że nazwałem Poniatowskiego na 59 stronie podstolim. Nie spostrzegł, że na
195 piszę prawidłowo - stolnik. Przejęzyczenie się. Suponuje, że nie odróżniam Sielc od Siedlec.
Doskonale odróżniam - byłem motocyklem i w jednym i w drugich. Ma natomiast świętą rację, że pod
Kłuszynem zwyciężył Żółkiewski - nie Tarnowski; poprawiłem to przepisanie się skwapliwie.
W kilkudziesięciu artykułach wytknięto mi tedy konkretnie dwa drobniutkie błędy. Niewiele jak na tyle
wrzasku, że "Niemcewicz" nie jest pracą naukową.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin