Nizurski Edmund Szkolny lud Okulla i ja A5 ilustr.doc

(3355 KB) Pobierz
Szkolny lud Okulla i ja




Edmund Niziurski

Szkolny lud, Okulla i ja

 

 

Ilustrował Julian Bohdanowicz

Wydanie polskie 1984

 

 

Spis rozdziałów:

Rozdział I. I ZNÓW MIESZAM SIĘ W NIE SWOJE SPRAWY.              4

Rozdział II. KLIPS.              34

Rozdział III. CZY KONIECZNIE MINUS SZEŚĆ?.              53

Rozdział IV. DOBRY JEST NASZ BRAT OBARA.              73

Rozdział V. TESTY, IZMACJE I PULPETACJE.              90

Rozdział VI. ZAGADKOWA AFERA TANDEMU.              105

Rozdział VII. WARIANT ZERO.              117

Rozdział VIII. CZY MUSIAŁEM RATOWAĆ KUGLEWICZA?              133

Rozdział IX. IDĘ NA ODSTRZAŁ.              150

Rozdział X. DALSZY CIĄG SPRAWY KUGLEWICZA.              168

Rozdział XI. AMSTERDAM POMŚCIMY.              185

Rozdział XII. CYRKOMANIA.              201

Rozdział XIII. PRZEŻYWAM WSTRZĄS LUDYCZNY.              216

Rozdział XIV. JAK WZBUDZIŁEM DRESZCZ GOGICZNY.              232

Rozdział XV. ŚPIĄCA KRÓLEWNA.              249

Rozdział XVI. DZIWNE ZDARZENIE NA SIEKANCE.              270

Rozdział XVII. UCIECZKA CZY POŚCIG?              283

Rozdział XVIII. ŚLEDZTWO.              296

Rozdział XIX. AKCJA W SAMOTNYM DOMU.              312


Rozdział I. I ZNÓW MIESZAM SIĘ W NIE SWOJE SPRAWY.

Arek spóźniał się jak zwykle. Już od pół godziny czekałem na niego niecierpliwie na ławce przy korcie Osiedla Zachodniego. Od samego początku podejrzewałem, że umówiony czas spotkania jest nierealny. O siódmej rano ten nicpoń śpi jeszcze jak zabity i w żaden sposób nie może być na chodzie. O siódmej rano może najwyżej być szarpany za ucho i wyciągany z betów przez przedwcześnie otyłą osobę w kwiecistym szlafroku i z głową najeżoną strasznymi papilotami, która to osoba ma nieszczęście być jego matką a moją ciotką.

Dlatego jeszcze wczoraj wyraziłem wątpliwość, czy pora spotkania jest odpowiednia i czy nie kłóci się z jego stylem życia.

- To prawda - odrzekł bez żenady - ale właśnie tak się składa, że od jutra zmieniam styl.

Od dwóch lat to słyszę, lecz doprawdy trudno z nim było dyskutować. W końcu to ja zmieniłem miejsce zamieszkania, to ja przenoszę się do tej nieszczęsnej szkoły pod wezwaniem Narcyzy, to ja proszę go o parę informacji o tej budzie, abym nie czuł się zupełnie zagubiony.

No, więc czekałem cierpliwie.

Nadszedł wreszcie zasapany i spojrzał nerwowo na zegarek.

- Niestety mamy bardzo mało czasu i nie zdążę cię we wszystko wtajemniczyć. Więc tylko ogólnie. Najpierw weź to - wyciągnął z teczki kilka zabazgranych arkusików papieru. - Tu masz plan orientacyjny budy - żebyś nie błąkał się jak osesek, a tu mały „katalog” wszystkich gogów. Naszkicowałem z grubsza ich wygląd. Niebezpiecznych ująłem w ramki...

- Ależ to... karykatury! - zauważyłem.

- Po prostu uwydatniłem cechy, po których najłatwiej ich rozpoznać. Przy każdym krótka notka. Wszystko zmieściłem na połowie kartki. Możesz ją trzymać w mankiecie... A tu masz nazwiska najbardziej niebezpiecznych typów w twojej klasie. Najgorszych podkreśliłem na czerwono.

- Męccy? - przeczytałem zaskoczony. - Ci bracia?

- Znasz ich?

- Oszukali mnie raz na znaczkach.

- Tylko raz?

- Tak.

- A potem?

- Widziałem ich tylko z daleka, jak bili Zygę.

- Nie wtrącałeś się?

- Byłem trzymany przez dwu goryli po drugiej stronie alei.

- To dobrze. Chyba cię nie poznają - powiedział Arek. - Niebezpieczny jest także Kocio.

- Kocio?

- Konstanty Kocemba z szajki Ciesielskiego, wiesz, słyszałeś chyba o Ciesielskim. Robi zawsze dużo zamieszania na meczach. Uważają go za znawcę piłki, bo ma brata trenera. Niebezpieczny fanatyk piłkarstwa. Kocio też. Do tego jest duży i silny i lubi się popisywać siłą. I uważaj na Wyrzka!

- Też atleta?

- Nie, to gnój, co skarży i donosi. Ale najbardziej niebezpieczny jest Złośliwy Miecio.

- Jak go poznam?

- Trudno go opisać, bo niczym się nie wyróżnia... na zewnątrz. No, taki zwyczajny. Do tego zmienia co trochę wygląd, inaczej się ubiera i w ogóle. Będzie się chciał na pewno z tobą przywitać i poda ci rękę. Ale ty w żadnym wypadku nie przyjmuj!

- Dlaczego?

- Bo to jest jego stary numer. Ma w ręce kolec. Zupełnie nic nie widać, a on między palcami ma ukryty kolec. Facet go ściska za rękę i wije się z bólu. A Złośliwy Miecio śmieje się zadowolony.

- Obrzydliwy szczeniak! Co za poziom! - skrzywiłem się.

- Tak, facet jest nie na poziomie.

- A kto jest na poziomie?

- Na poziomie jest Suplicjusz, ale nic ci to nie da. On koleguje tylko z książkami...

- Kujon?

- Geniusz. On ma cały program szkolny w małym palcu.

- Faktycznie, to raczej nie dla mnie - przyznałem samokrytycznie. - No, a inni?

- Masz ich zapisanych na tej kartce. Ja naprawdę nie mam czasu - spojrzał niecierpliwie na zegarek.

- No, to tylko krótko o gogach. Zacznij od dyrektora - zaproponowałem.

- Dyrektor Rumpel się nie liczy - powiedział Arek. - On nie zajmuje się pojedynczymi uczniami.

- A co robi?

- Wykańcza szkołę.

- W jakim sensie?

- W starym i dobrym sensie tego słowa. Naszej budzie brakuje jeszcze dużo rzeczy. Pracownie nie urządzone. Sala gimnastyczna nie gotowa... Tak, że dyra praktycznie masz z głowy. Natomiast strzeż się Okulli!

- Kto zacz?

- Wicedyrektorka. Podobna do kobry i równie jadowita. Naprawdę nazywa się Renata Okulczycka. Groźny jest także Trąbaczewski, nasz chemik, zwany popularnie Trąbą.

- Dlaczego groźny?

- Z powodu sinusoidy psychicznej. Ma niebezpieczne zafalowania, przypływy i odpływy energii. Bardzo męczący facet. Raz jest roztargniony, półprzytomny, aż się prosi, żeby mu chodzić po głowie, to znów popada w niezdrową nadczynność gogiczną. Jedno jest pewne. Facet nauczy cię chemii. Poza tym jest sprawiedliwy. Aha, jeszcze jedno. To też może ci się przydać. Trąba kocha się od dwóch lat w pani Rosińskiej od przyrody, czyli Szufli, ale bez wzajemności, bo Szufla woli Geparda. Tak nazywamy pana Soczewiaka od wuefu. Ma wygląd chorowity, ale nie próbuj z nim żadnych sztuczek. Na Geparda nie ma mocnych... Uważaj także na fizyka Ostańko. To typ maniakalny. Może cię zadręczyć na śmierć, jeśli uzna, żeś wart „radosnej męki uczenia”, więc miej się na baczności, chyba że lubisz „radosne męki”...

- A dajże mi spokój - wzdrygnąłem się. - Jedźmy dalej.

- Nie ma po co. Dalej jest mdło. Kocia od geografii jest mdła. Ciemiężny od historii jest mdły, Rubaszko jest mdły. Zresztą i Szufla jest mdła, nie wiem, co Gepard w niej widzi. To byłoby chyba wszystko.

- A tak ogólnie?... Da się żyć?

- Ogólnie, to źle trafiłeś. Najgorsza klasa w budzie. Okropne typy. Dlatego przeniosłem się w tym roku do siódmej c na drugie piętro. A cóż dopiero ty z tym swoim pechem. Żal mi cię. Będziesz tam nie tylko frycem, będziesz tam czarnym robolem, zobaczysz!

- To co mi radzisz?

- Najlepiej nie zbliżaj się na razie do nikogo, do nikogo sam nie zagaduj i nie mieszaj się do niczego. Choćby cię rączka nie wiem jak swędziała, nie sięgaj, gdzie wzrok nie sięga. Ograniczamy się do bezpośredniego pola widzenia...

- Adam Mickiewicz radził inaczej - zauważyłem przytomnie.

- Adam Mickiewicz nie był nowym w budzie u Narcyzy, ty jesteś, więc pamiętaj: uszy po sobie, oczka skromnie spuszczone. Inaczej napytasz sobie biedy i podpadniesz z miejsca.

 

* * *

 

Starałem się przestrzegać tych przykazań. W szkole kryłem się po kątach i nie reagowałem na zaczepki. Ale w duchu przeklinałem Arka. Bo właśnie tym dziwnym zachowaniem zwróciłem uwagę klasy. Od razu nazwali mnie „Dzikusem” i zaczęli robić sobie ze mnie zabawę. „Chodźcie, chłopaki, zobaczcie, przyprowadzili Dzikusa! Chodź, Dzikus, pokaż się. Czemu się tak kryjesz? Nie ugryziemy cię! Tu sama kulturalna młodzież. I mamy wysoko rozwiniętą świadomość klasową... Chodź, uświadomimy cię nieco!”

I wszyscy śmiali się, tylko dwu się nie śmiało. Jeden czytał zawzięcie gazetę. Spojrzałem do notatek Arka. To pewnie ten Suplicjusz, intelektualista, najlepszy uczeń w klasie. A drugi - to sympatyczny, nieśmiały chłopczyna z obandażowanym uchem. Podszedł do mnie i poklepał mnie po ramieniu, jakby chciał dodać mi otuchy.

- Nie przejmuj się. Oni tak z każdym na początku - powiedział. - Jak przetrzymasz do jutra, wszystko się ułoży.

- Ba, ale czy przetrzymam? - wyraziłem wątpliwość.

- Pomogę ci - zaofiarował się. - Zawrzyjmy przyjaźń i sztamę.

Podał mi rękę. Uścisnąłem ją mocno i krzyknąłem głośno z bólu.

No, więc stało się. Mimo przestróg Arka, dałem się podejść Złośliwemu Mieciowi i nabrać na jego słówka. Cała klasa pokładała się ze śmiechu, a ja patrzyłem ze zgrozą na moją rękę, z której wolno spływały kropelki krwi. Ze zgrozą i upokorzeniem.

00017.jpeg

Ale nagle wszyscy umilkli, bo zjawili się Męccy. Nie pytając o nic, Duży Męcki od razu strzelił Złośliwego Miecia w ucho.

- Wiesz za co? - zapytał.

- Nie wiem...

- Nie lubię, jak się powtarzasz. Dbaj o repertuar.

Złośliwy Miecio wycofał się spiesznie, mierząc Męckich ponurym spojrzeniem.

- To twoja pierwsza szansa - mruknął do mnie Suplicjusz obserwując zajście zza gazety. - Oni nie cierpią się wzajemnie. Wykorzystaj to.

Ale ja wolałem nie wykorzystywać tej szansy. Zdegustowany powlokłem się do biblioteki na drugim piętrze, pożyczyłem pierwszy tom Wielkiej Encyklopedii Powszechnej i zaszyłem się z nim w najbardziej ustronnym miejscu tego szlachetnego przybytku. W ten sposób wszystkie przerwy miałem z głowy. B...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin