Rozdział6.pdf

(101 KB) Pobierz
Rozdział 6
Trzydzieści sześć godzin nieustającego bólu
Modląc się by ktoś mnie wyzwolił
Och, będę grzecznym dzieckiem, proszę ulecz mnie
Obiecam wszystko, tylko zabierz mnie z tego piekła
1
9.08.2007
Trzy tygodnie ciągu to jest to. Od pięciu dni siedzimy w salonie z
Jasonem i Davidem. Pijemy, palimy, ćpamy i niczego więcej od życia nie
potrzebujemy. Chcę wciągnąć kolejną kreskę i mój nos protestuje.
Kurewsko boli i znowu tryska z niego krew. Resztę proszku wmasowuje w
dziąsła.
- Trzeba wyjść po towar - mówi niewyraźnie Jason.
- Kurwa człowieku, jutro wraca Jessica - bełkocze David. - Muszę się
upić i iść spać. Wtedy wrócę do siebie.
- Ona jest jak kupa. Wdepnąłeś w nią i mimo, że jej nie ma, to psuje
wszystko swoim smrodem.
- Co ty kurwa powiedziałeś o mojej kobiecie? - David zamachnął się
na Jasona, ale nie trafia.
Zamiast słuchać ich kłótni pogłaśniam radio. Leci muzyka klasyczna i
idealnie komponuje się z pustką którą mam w głowie. Suszy mnie jak
jasna kurwa, więc co chwila piję piwo, które popijam czystą. Nie mam
hajsu, bo już dawno wywalili mnie z roboty. Sprzedałem prawie wszystko
co miałem: komputer, telefon, sprzęt muzyczny. Powinienem razem z
Davidem wrócić z ciągu i znaleźć robotę. Jednak wcześniej muszę się
odlać.
Niepewnie stoję nad kiblem i rozważam bycie ciotą i sikanie jak
baba. Zapinam spodnie i odruchowo odbieram mój dzwoniący telefon.
Nigdy nie wiem kto dzwoni, bo w tym gruchocie wyświetlacz nie działa
najlepiej.
1
Cold Turkey - John Lenon
- Ha..- chrząkam. - Halo.
- Który dzień z rzędu odbierasz pijany? - pyta mój braciszek.
- Jest wieczór, powinieneś spróbować się rozluźnić i też wypić. -
Chichoczę.
- Powinieneś iść na odwyk - mówi poważnie Dominic.
- Nie rób ze mnie pijaka. Mam to pod kontrolą.
- Każdy pijak tak mówi.
- Pierdol się - rozłączam się i wyłączam telefon. Po chuj mi on skoro
od miesiąca tylko Dom do mnie dzwoni.
Wracam do salonu i widzę, że chłopcy bawili się w zapasy. Stolik jest
połamany, a oni poobijani. Cholera, ominęła mnie cała zabawa. Wyciągam
butelkę wódki i tequille. Wracam na fotel i nalewam sobie i Davidowi.
- Urżnijmy się jak dzikie świnie. - Podnoszę kieliszek z wódką i Magic
do mnie dołącza. Popijam to tequillą i przyjemne ciepło rozpływa się po
moim pustym żołądku. Jason wychodzi z domu trzaskając drzwiami, a my
pijemy kolejka za kolejką.
Hałas.
Krzyki.
Ból.
Ktoś mi wkłada coś do gardła.
Duszę się.
Ciemność.
Uciekam przez ciemny las. Co chwila się potykam, ale wilki jeszcze
mnie nie dogoniły. Nagle na twarz spada mi ogromny pająk. Krzyczę,
próbując go zdjąć z mojej twarzy, ale mnie mogę. Wbił swoje odnogi
mocno w moją skórę i czuję jak jego włosy łaskoczą mnie w twarz. W
końcu udaje mi się zrzucić to obrzydlistwo, razem z kawałkami mojej
skóry. Chcę biec dalej, ale moje nogi ugrzęzły w cemencie. Skąd w lesie
wziął się zastygający cement? Wszystko mnie boli. Jest mi gorąco i zimno
zarazem.
Przebudzam się i jasne światło atakuje moje oczy i głowę. W gardle
mam rurkę i jestem niesamowicie spragniony. Całe ciało mam mokre, ale
jest mi przeraźliwie zimno. Dreszcze przechodzą przeze mnie i nie
kontroluję swoich odruchów. Łeb napierdala mnie jak nigdy i ciąży jakby
stado słoni na nim siedziało. Powoli otwieram oczy na dźwięk zamykanych
drzwi. Obok mnie stoi mama. Jej zapłakane oczy i wyraźnie mniejsza
waga nie świadczą o niczym dobrym.
Drzwi znowu zamykają się i widzę Dominica oraz lekarza z
pielęgniarką. Chcę coś powiedzieć, ale nie mogę. Podnoszę rękę, do której
przyczepione mam kroplówki.
- Proszę się nie ruszać i nie próbować mówić. - Uspokaja mnie
lekarz. - Siostra Rose zmierzy pana parametry i jeżeli będą dobre
wyjmiemy panu rurkę z gardła.
Rozglądam się zdezorientowany. Pamiętam picie z Davidem i później
pustka. Jedynie koszmary, które nawiedzały moje sny.
- Ponad dwie dobry temu pana brat zadzwonił na pogotowie -
wytłumaczył mi lekarz. - Miał pan wiele szczęścia panie Burton. Gdyby
pomoc przyszła nawet godzinę później byłby pan martwy.
Mama szlocha, ale nie mogę na nią spojrzeć. Nie chcę widzieć jej
zawodu. Nie zasługuje na takiego syna jakim jestem. Pielęgniarka kończy
mierzyć mi ciśnienie i pokazuje kartę lekarzowi. - Myślę, że możemy rurkę
intubacyjną
zastąpić
wąsami
tlenowymi.
Też
nie
należą
do
najwygodniejszych, ale przynajmniej będzie mógł pan mówić.
Pielęgniarka obniża moje łóżko i kładzie mnie na płasko. Odkleja
plastry na mojej twarzy i łapie za rurkę. Krzywię się od nieprzyjemnego
uczucia. Nabieram powietrza i gdy wypuszczam wyciąga mi to gówno z
gardła. Przez kilka minut kaszlę jak gruźlik. Moje gardło piecze i boli mnie
język. Odruch wymiotny to powraca, a to znika.
- Objawy niedługo znikną, a póki co proszę dużo pić - mówi lekarz. -
Zrobimy badania toksykologiczne i jeżeli wyjdą zadowalająco, jutro będzie
pan mógł wrócić do domu.
Lekarz wychodzi i zostawia mnie samego z mamą i bratem. Cisza
przerywana jest tylko moim chrząkaniem i kaszlem. Nie wiem ile czasu
minęło aż znowu otworzyły się drzwi i stanęła w nich moja siostrzyczka.
- Och Chris - jęknęła Susie, zgina się w pół, po czym ze łzami na
twarzy i wielkim uśmiechem rzuca się na moją szyję. Odruchowo ją
obejmuję wolnym ramieniem. - Tak się bałam, że umrzesz. Obiecaj mi, że
więcej już tego nie zrobisz. Nie pij więcej, błagam cię.
Patrzę na jej śliczną twarz i niewinne, zapłakane oczy. Jak mogłem
im to zrobić? Mam tak wspaniałą rodzinę i spierdoliłem. Wiedziałem, że
mam problem tylko nie chciałem tego przyznać. Tak było wygodniej. Po co
mierzyć się z problemami skoro można zmieść je pod dywan. To jest mój
kopniak. Dobitne pokazanie mi, że potrzebuję pomocy. Już nawet nie
chodzi o mnie, ale o nich. Rodziców i rodzeństwo. Nawet teraz kochają
mnie i troszczą się o mnie. Swoim egoistycznym zachowaniem odtrącałem
ich przez tyle miesięcy. Muszę z tym skończyć. Pokażę sobie, że jestem
silny i potrafię wrócić na właściwą ścieżkę. Ostatnich kilkanaście miesięcy
były błędami młodości, których nigdy nie powtórzę.
Kiwam głową i Su znowu się we mnie wtuliła. Słyszę szloch mamy.
Nadal się do mnie nie odzywa. Susie wpadła w monolog, chcąc chyba
wypełnić ciszę i poczuć normalność.
Całą noc nie mogę spać. Wiem co muszę zrobić. Nie chcę dalej ranić
mojej rodziny. Nie mogę pozwolić, żeby dalej musieli na to patrzeć. Tylko
to takie kurewsko ciężkie. Czuję do siebie pogardę i nie pomaga delirka,
którą czuję po odstawieniu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wiem
doskonale jak bardzo pomogłaby kreska koki albo butelka wódki. To
będzie moja najcięższa walka w życiu i muszę być silny.
Rano wróciła mama, tata i Dom. Tym razem dostałem całusa od
mojej rodzicielki, a ojciec poklepał mnie po ramieniu.
- Pana wyniki są zadowalające - mówi lekarz podczas obchodu. - Jak
na tak wyniszczony organizm i silne płukanie żołądka wyszedł pan bez
szwanku. Przygotuję wypis i dołączę broszurki z ośrodkami. Na pana
miejscu poszedłbym na odwyk. Nie wygląda pan na osobę co wypiła za
dużo podczas jednej imprezy. To musi trwać już długi czas.
Lekarz wychodzi i zostawił nas w ciszy. Chrząkam i szepczę przez
nadal opuchnięte gardło. - Chciałbym wrócić do domu. Do Harrow.
- Twój pokój na ciebie czeka - odpowiada tata i czuję ulgę. Bałem
się, że mi odmówią. Zanim cokolwiek mogłem jeszcze powiedzieć, wrócił
lekarz z wypisem.
- Jak mogę zapisać się na odwyk? - pytam go zanim wychodzi.
Lekarz zdejmuje okulary i uśmiecha się do mnie. - Moja żona
pracuje w jednym z lepszych ośrodków i poproszę ją, żeby Pana zapisała
najszybciej jak się da. Do tego czasu proszę być silnym.
- Dziękuję - mówię.
Po wyjściu lekarza znalazłem się w ramionach mamy. - Dziękuję
synku. Tak bardzo ci dziękuję.
To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że muszę z tego
wyjść. Już nigdy nie chcę wziąć alkoholu do ust. Spędzę w tym
pierdolonym ośrodku nawet i sto lat bylebym już nigdy ich tak nie zranił.
Może znowu się upiję
Będę znów pijany
By poczuć choć trochę miłości
2
25.11.2010
Wpatruję się w butelkę whiskey i pustą szklankę. Jeszcze sobie nie
polałem, ale pewnie w końcu to zrobię. Pięć dni narastającego pragnienia.
Pięć dni czucia się obco, poczucia bycia gorszym i niewystarczająco
dobrym. W końcu decyzja, którą musiałem podjąć. Od kiedy pierwszy raz
zobaczyłem Samanthę, wiedziałem że nie jestem jej godny. Wiem, że jest
we mnie zakochana, nigdy w to nie wątpiłem, ale byłem jej pierwszym
facetem. Kimś kto otworzył dla niej świat i ta fascynacja jej przejdzie.
Znajdzie kogoś lepszego. Kogoś pokroju tego picusia z imprezy jej matki.
Co ja mogę jej dać? Prócz miłości i oddania. Kocham Samanthę.
Całym moim sercem i chcę ją wielbić i szanować do końca moich dni.
Jednak ona zasługuje na więcej. Zasługuje żeby błyszczeć. Jak jej matka
w drogich ubraniach i wielkim domu. Nie mogę jej tego zapewnić.
Choćbym pracował siedem dni w tygodniu nie zapewnię jej takiego
2
Drunk, Ed Sheeran
Zgłoś jeśli naruszono regulamin