Paver Michelle KPM 06 Tropiciel duchów A5.pdf

(1491 KB) Pobierz
Michelle Paver
Tropiciel duchów
Cykl: Kroniki pradawnego mroku Tom 06
Przekład: Krzysztof Mazurek
Tytuł oryginału: Ghost Hunter
Wydanie oryginalne 2006
Wydanie polskie 2010
Wszystkim klanom ukazują się niepokojące znaki. Eostra,
najgroźniejsza Pożeraczka Dusz, rośnie w siłę, by przejąć władzę
nad światem żywych. Dla Toraka, Renn i Wilka będzie to czas
trudnych wyborów i bolesnych doświadczeń, a ich przyjaźń
wielokrotnie zostanie wystawiona na próbę.
Przeznaczenie Toraka nie daje o sobie zapomnieć. Przed
chłopcem rozstrzygająca walka z najpotężniejszym wrogiem, a
także z własnymi słabościami. Renn będzie musiała zadecydować
o swojej przyszłości. Wilka czeka wielkie cierpienie. Czy
wystarczy im odwagi, żeby zmierzyć się z tym, co nieuniknione?
***
-2-
Rozdział 1.
Torak nie ma ochoty wchodzić do obozowiska, w którym
panuje martwa cisza.
Ognisko wygasło. Topór Fin-Kedinna leży w popiołach. Łuk
Renn został wdeptany w błoto.
Jedynym śladem po Wilku są przecinające się ścieżki łap.
Topór, łuk i ślady łap są przyprószone czymś, co wygląda jak
brudny śnieg. Kiedy Torak podchodzi bliżej, w powietrze wzbija
się chmara szarych ciem. Z grymasem na twarzy opędza się od
nich dłonią. Kiedy jednak odsuwa się nieco, ćmy znów powracają
w to samo miejsce, żeby się pożywić.
U progu szałasu chłopiec się zatrzymuje. Bada dłonią framugę i
czuje, że ma pod palcami coś lepkiego.
W nozdrza uderza go słodki, duszący odór. Nie waży się
wchodzić dalej.
W środku jest ciemno, ale jego wzrok odróżnia chmarę
unoszących się i opadających szarych ciem - a pod nią trzy
nieruchome kształty. Jego umysł nie chce przyjąć do wiadomości
tego, co widzi, ale serce już wie.
Odsuwa się o krok. Upada. Nad nim zamyka się ciemność.
Torak siada nagle wyprostowany i przerażony.
Był w szałasie, skulony w śpiworze. Serce waliło mu w piersi
jak szalone. Szczęki bolały od zaciskania zębów. Nie spał.
Mięśnie miał napięte do granic wytrzymałości od ciągłego
czuwania. A jednak widział przecież te trzy ciała. Czuł się tak, jak
gdyby Eostra sięgnęła wprost do jego umysłu i powykrzywiała mu
myśli.
Ona chce, żebyś właśnie to zobaczył - mówił sobie w duchu. -
To nieprawda. Fin-Kedinn jest tu, obok ciebie, śpi w szałasie. A
-3-
Wilk i Ciemnofutra, i małe wilczki są bezpieczne w wilczej jamie.
Renn nie dzieje się krzywda, jest na terenie Klanu Dzika. To
nieprawda.
Coś wpełzło mu na szyję po obojczyku. Zmiażdżył to w dłoni.
Szara ćma zostawiła ślad jakby kurzu i ledwo wyczuwalny zapach
zgnilizny.
W głębi szałasu inna ćma usiadła na rozchylonych ustach Fin-
Kedinna.
Torak rozkopał śpiwór i przysunął się do swojego przybranego
ojca. Ćma uniosła się w powietrze, zatoczyła koło i trzepocząc
skrzydłami, wyfrunęła w ciemność nocy.
Fin-Kedinn jęknął przez sen. Koszmary nocne przenikały już
prosto w jego sny. Torak wiedział jednak, że nie może go zbudzić.
Gdyby to uczynił, obrazy zła nękałyby przywódcę Klanu Kruka
całymi dniami, bez końca.
Własna wizja uczepiła się Toraka jak brudny ślad zabitej ćmy.
Założył skórzane spodnie, kurtę i buty i wyszedł z szałasu.
Księżyc w miesiącu Czarnych Cierni rzucał długie, błękitne
blaski na przecinkę. Wokół niej oddech Lasu płynął pośród sosen.
Kilka psów uniosło głowy, kiedy Torak przechodził obok nich,
ale w obozowisku panowała cisza. Trzeba było znać Klan Kruka
tak dobrze jak on, żeby zrozumieć, że wszystko jest źle, że
wszystko jest nie tak. Szałasy skuliły się jak przerażone tury
wokół ogniska płonącego całą noc. Saeunn otoczyła przecinkę
płonącymi gałęziami jałowca przywiązanymi do kijów, aby
odpędzić ćmy.
Usadowione w rozgałęzieniu brzozy Rip i Rek skuliły się,
główki ukrywając w skrzydłach.
Spały spokojnie. Jak na razie szare ćmy nękały tylko ludzi.
-4-
Nic sobie nie robiąc z gardłowych protestów kruków, Torak
zdjął ptaki z gałęzi i podszedł do ogniska, czując na ramionach
senne, pierzaste ciepło.
Gdzieś w Lesie ryknął jeleń.
Kiedy Torak był mały, uwielbiał słuchać jeleni ryczących w
mgliste jesienne noce. Zwinięty w śpiworze, wpatrywał się w
pełgające węgle ogniska i wyobrażał sobie, że widzi maleńkie,
wyłonione z ognia jelenie, uderzające się porożami w ognistych
dolinach. Czuł się bezpieczny, wiedząc, że ojciec nie dopuści do
niego ciemności i demonów.
Teraz już wiedział, gdzie leży prawda. Trzy jesienie temu, nocą
taką jak ta, siedział skulony w rumowisku, które kiedyś było ich
szałasem, i patrzył, jak wraz z krwią uchodzi z jego ojca życie.
Ryk jelenia ucichł. Drzewa jęczały i trzeszczały w nocnym śnie.
Torak chciał, żeby ktoś się obudził. Tęsknił za Wilkiem, ale
wiedział, że jeżeli zawyje, żeby go przywołać, zbudzi całe
obozowisko. Nie mógł znieść myśli o długim marszu w
poszukiwaniu stada.
Jak do tego doszło? - zastanawiał się. - Boję się sam wyjść do
Lasu.
- To się zaczyna tak - powiedziała mu Renn pół księżyca
wcześniej. - Ona wysyła coś małego, co przychodzi nocą. Coś,
czego nie da się odpędzić. A szare ćmy to tylko początek.
Lęk będzie narastał. Ona tym się żywi. I z tego czerpie siłę.
Gdzieś w dali usłyszał pohukiwanie sowy - pu-huuu, pu-huuu.
Chwycił kij i z wściekłością dźgnął nim w ogień. Już dłużej
tego nie zniesie. Był gotowy - miał kołczan pełen strzał, opuszki
palców bolały go od szycia nowego ubrania na zimę.
Naostrzył krawędzie toporka i noża tak dokładnie, że mógłby
rozdzielać nimi włos na pół. Szkoda, że nie wie, jak ją znaleźć.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin